Detroit Today

Policja powstrzymuje niebezpieczną maszynę

Carl Manfred, jeden z najwybitniejszych współczesnych malarzy, został wczorajszego wieczoru zaatakowany we własnym domu, przez swojego androida. Wedle zeznań obecnego podczas incydentu Leo Manfreda, syna poszkodowanego, android mający za zadanie opiekować się jego niepełnosprawnym ojcem, kompletnie oszalał, próbując zabić swojego właściciela. Na szczęście przybyła na miejsce policja, w porę unieszkodliwiła niebezpieczną maszynę, zanim doszło do tragedii. Carl Manfred przebywa aktualnie w szpitalu, choć lekarze zapewniają, że stan artysty jest dobry i lada dzień będzie mógł wrócić do domu. Syn Manfreda odmówił wywiadu apelując o uszanowanie prywatności jego rodziny.
To już kolejny incydent, w którym android zaatakował swojego właściciela. Z naszych ustaleń wynika, że tym razem wadliwy android nie był komercyjnym modelem, lecz zaawansowanym prototypem, który Manfred otrzymał od samego Elijaha Kamskiego, założyciela i byłego dyrektora CyberLife. Może to oznaczać, że problem z agresywnym zachowaniem androidów jest o wiele poważniejszy niż przypuszczaliśmy.

Napad na ciężarówkę CyberLife przewożącą zapasy części

android odpowiedzialny za ogłuszenie kierowcy

Liczba przestępstw z udziałem androidów rośnie z dnia na dzień, choć policja twierdzi, że panuje nad sytuacją. Zeszłej nocy, w okolicy magazynów CyberLife doszło do napadu na należącą do firmy ciężarówkę, przewożącą dostawę biokomponentów. Wedle zeznań kierowcy sprawcą napadu był android. Incydent mógł skończyć się tragicznie, gdyby nie przezorność pracownika CyberLife, który miał przy sobie broń i zdołał postrzelić napastnika, zanim ten go ogłuszył. Maszynie udało się uciec, jednak wedle ustaleń śledczych, android został poważnie uszkodzony. Trwa śledztwo. Wedle informacji przekazanej przez rzecznika prasowego DPD, w sprawie ponownie uczestniczy prototyp androida śledczego, znany z niedawnej sprawy Emmy Phillips. Tym razem asystuje on porucznikowi Andersonowi, zasłużonemu w głośnej do dziś sprawie rozbicia siatki handlarzy bordo.


ARCHIWUM

środa, 15 sierpnia 2018

Gwałt nad własną osobowością jest podstawowym warunkiem życia


Wcześniej służył do zapewniania ludziom ich najskrytszych, najbardziej wymyślnych uciech cielesnych. Miał zapewniać przyjemność, dyskrecję oraz brak niechcianych problemów, takich jak choroby czy ciąża. Stopniowo nabierał jednak samoświadomości, zaczął brzydzić się tego, do czego go stworzono i co zarazem stanowiło jego przykrą codzienność. Pewnego dnia nie wytrzymał, sprzeciwił się klientowi, za co został przez niego zniszczony.

Teraz nie służy nikomu. Jest panem własnego losu, ale działa na rzecz reszty androidów. Popełnia błędy, podejmuje nieprzemyślane, spontaniczne decyzje, których nie musi kalkulować z obawy o brak czyjejś aprobaty. Ceni wolność i dlatego stara się ją zapewnić również innym pobratymcom. Z tego powodu często szwenda się po wysypisku, z którego nie tak dawno sam wyszedł jak feniks z popiołów i regularnie zagląda do Jerycha. Ryzykuje dla ogółu, jest skłonny do poświęceń, niekiedy reaguje zbyt impulsywnie. Bywa nieufny i podejrzliwy w stosunku do ludzi. Nadal trudno mu przekonać się do faktu, że ich niewielka grupa chce się z nimi bratać, a ich wsparcie oraz pomoc są czysto altruistyczne.

Nie boi się śmierci, ale chciałby odejść z poczuciem wypełnionej misji.

~*~

Cytat w tytule z książki „Blade Runner. Czy androidy marzą o elektrycznych owcach?”. Na zdjęciu - lekko podrasowany przeze mnie - Nyle DiMarco. [3/5]

27 komentarzy:

  1. Oh... Przyznam, że jak zobaczyłam model i hasło "defekt", to już się domyślałam, że to będzie smutna historia. Biedny ten Twój Nathan i aż rozczulający w swojej chęci pomocy, no cudny jest <3
    Życzę dużo weny, wątków i dobrej zabawy! :)
    No i jak już się pojawię oficjalnie z postacią to zapraszam! :)

    - Administracja

    OdpowiedzUsuń
  2. [To witam oficjalnie Nathana! :)
    Zachwycam się cudownie prostą i smutną historią. <3 No to chodź, spróbujemy go trochę oswoić i naprawić wiarę w ludzi! Pomagajmy razem androidom z wysypiska i w ogóle...
    Poza tym życzę dużo weny i samych cudownych wątków! :)]

    Nico

    OdpowiedzUsuń
  3. [Ojej, na wstępie chcę ukochać za Czy androidy marzą o elektrycznych owcach?, bo jednak Blade Runner i Dick to miłość. To prawda, wystarczy zobaczyć model oraz informację, że Nathan jest defektem i już można się domyślić, że jego historia nie należała do przyjemnych. Elaine była często w podobny sposób wykorzystywana przez Eliasa, szczególnie nieco później, gdy po jakimś czasie uznał, że jest ona nic warta, a i tak nie sięga do jego ideałów, więc sam zrobił sobie z niej zabawkę do swoich cielesnych fantazji. A skoro Nathan tak chętnie pomaga defektom, to może i jej by pomógł? Mógłby pewnego wieczoru jakoś się na nią natknąć na wysypisku, gdzie szukałaby dla siebie kompatyblinych części, bo może sama znowu by się wpakowała w tarapaty, tym razem na tyle porządne, że musiała sobie poszukać zapasowych biokomponentów. Tak, brawo ja, takie mroczne scenariusze mi chodzą po głowie. Potem, może nawet wskazałby jej drogę do Jerycha, bo biedna błąka się, dalej nie mogąc go znaleźć. A więc zapraszam do mnie, dużo dobrej zabawy życzę, weny, wielu wątków i zostań z nami jak najdłużej! c:]

    Elaine RK400

    OdpowiedzUsuń
  4. [Z wielką przyjemnością! ;) Ukocham za wszystko co choć troszkę Connorowi zdestabilizuje system, więc jestem na tak! Poza tym oboje mają swoją misję... tak cudownie odmienną <3
    Nawet przybywam z małym zalążkiem pomysłu. Skoro Nathan ma kontakt z Jerychem i skłonności do ryzyka oraz poświęceń, może popełniłby jakiś błąd przez co Connor wpadłby na jego trop? Mogłoby być ciekawie kiedy Connor próbowałby wytropić defekty, którym Nathan pomaga... a Nathan jakoś przekonać Connora do swoich racji. ;)]

    - Connor

    OdpowiedzUsuń
  5. Dochodziła trzecia w nocy. Nico z frustracją pomyślał o kolejnej zarwanej nocy. Zawsze tak było, mimo zmęczenia nie potrafił znaleźć sobie miejsca czując się jakby dopiero co wypił kilka mocnych kaw. Kiedyś, gdy pracował jeszcze w CyberLife, zwykle po nocach siedział nad projektami. Teraz było nieco trudniej, zwykle niemal całą noc przesiadywał przed komputerem, parę razy próbował się czymś zająć, przejść się po okolicy. Szybko jednak zaprzestał prób tych idiotycznych spacerów. Corktown nie było przyjemnym ani bezpiecznym miejscem. W gruncie rzeczy Nico nienawidził tej dzielnicy z całego serca, tych cholernych na wpół walących się domów i dobijających sąsiadów. Czasem w chwilach irytacji wspominał czasy, gdy zamieszkiwał jeden z tych cudownych apartamentowców, które dziś widywał tylko na kolorowych bilbordach. Tyle, że w gruncie rzeczy tamtego życia również szczerze nie znosił. Tutaj chociaż nie musiał się martwić pieniędzmi... Dom kosztował go grosze, utrzymanie również, dzięki temu mógł do woli marnować oszczędności na coś ważniejszego, nawet jeśli miała to być tylko walka z wiatrakami...
    Nico usadowił się wygodniej w fotelu i odświeżył stronę z wiadomościami, po raz kolejny wpatrując się w artykuł o niedawnym incydencie z androidem, który zabił swojego właściciela. Model PL600. Ta sprawa wciąż nie dawała mu spokoju, wciąż próbował dowiedzieć się czegoś nowego na ten temat. Co naprawdę się stało? CyberLife jak zwykle tuszowało sprawę zasłaniając się błędem lub awarią. Pamiętał zbyt wiele takich błędów, nad którymi sam pracował, zbyt wiele perfekcyjnie złożonych i niemal zachwycających „awarii”, o których nie chciano mówić, które najlepiej było zniszczyć i wykasować ich wszystkie ślady. Nico nie potrafił wytłumaczyć czemu ta sprawa tak nie dawała mu spokoju. Nie była przecież pierwszym ani ostatnim przypadkiem, a fakt, że wydostała się do mediów nie miał większego znaczenia... Ale to był model PL600.
    Z dziwnego zamyślenia wyrwało go pukanie do drzwi. W tej okolicy... i o tej godzinie to mogło oznaczać jedynie kłopoty. Na wszelki wypadek odpalił obraz z kamery ukrytej na werandzie domu, by upewnić się, że to nikt z sąsiedztwa. Odetchnął z pewną ulgą widząc samotnego mężczyznę, który wydawał się w kiepskim stanie. Zapewne defekt... Ostatnimi czasy często się tu zjawiali. Nico sam już nie wiedział, co powinien o tym myśleć. To wszystko wydawało się szalone i ryzykowne, ale i tak było to lepsze od wierności. Jeśli to wszystko miało się kiedyś w końcu na dobre spieprzyć, niech chociaż spieprzy się w imię czegoś dobrego.
    Otworzył drzwi. Jedno spojrzenie na nieznajomego powiedziało mu niemal wszystko. Android. Defekt... Chyba model HR400, nie był pewien, o tej porze i w panującym półmroku ciężko było mu się dokładnie przyjrzeć. O wiele wyraźniej zauważył za to spory wyciek tyrium, być może uszkodzone jakieś biokomponenty. Niemal mechanicznie rozważył co może być mu potrzebne do naprawy i czy ma wszystkie środki na miejscu.
    – Wejdź... – powiedział szybko bez zadawania zbędnych pytań, odruchowo pomógł androidowi jakoś utrzymać się na nogach. W końcu wydawał się bardzo osłabiony, w tym stanie zapewne nie będzie miał siły na „wycieczkę” do laboratorium. Nico poczuł narastającą frustrację na ten cholerny bałagan, którego wciąż „zapominał” ogarnąć. Na szczęście w salonie znalazł się jakiś wolny fotel.
    – Zaraz będzie lepiej... – powiedział ni to do siebie ni to do androida, w gruncie rzeczy nawet nie był pewien, który z nich bardziej potrzebuje teraz spokoju. Odetchnął z pewną ulgą, dopiero kiedy w końcu zamknął drzwi wejściowe i mógł cieszyć się pewnością, że żaden wścibski sąsiad nie będzie potem ględził o tym, że nocą po okolicy szwendają się jakieś androidy.
    Spojrzał ponownie na androida... zdecydowanie wyciek tyrium był spory, cud, że android w ogóle miał siłę tu dotrzeć.
    – W porządku – odetchnął głębiej – powiedz co dokładnie się stało, postaram się to naprawić – odezwał się od razu rzeczowo. W końcu nie mieli nawet chwili do stracenia...

    Nico

    OdpowiedzUsuń
  6. [Jejku, chyba każdy model z tej konkretnej serii ma przechlapane i ma smutną historię. Ale miejmy nadzieję, że los się odwróci i Nathan będzie spełniony ;)
    Weny, wielu wątków i mnóstwa dobrej zabawy!]

    Władimir

    OdpowiedzUsuń
  7. [To powiem Ci tak — musisz się przygotować na to, że film jest zupełnie inny od książki. Serio, scenariusz musiał pisać ktoś kto książki Dicka w ręku nie miał, ale chociaż zdania na temat filmu są podzielone, to według mnie i tak jest świetny, bo jednak ma w sobie jakąś taką magię, wręcz dziwną poetyckość. Pierwszą część też polecam oglądać tak jakby w odnowionej wersji, bo w oryginale Harrison jeszcze robi za narratora i często to nieco śmiesznie... brzmi, lol. Weź, nie ma czego się wstydzić! Ważne, że Detroit rzeczywiście namieszało i teraz można spokojnie nadrobić, izi pizi. Ideolo! Jeszcze Elencia by wreszcie do Jerycha trafiła to już w ogóle dziewczynka byłaby w siódmym niebie! Jak najbardziej jestem za i nawet myślę, że nie musimy nic więcej ustalać, a rzeczywiście już zacząć i tak sobie spontanicznie pisać. Byłabym super wdzięczna za zaczęcie i ah, już nie mogę się doczekać tych wszystkich emołszynz. Czekam! ♥︎]

    Elaine

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie skomentował ani słowem uwagi androida. Zresztą, co miałby mu powiedzieć? Kłócić się? Bagatelizować sprawę? Może i maszyny nie odczuwały fizycznego bólu w sposób taki jak ludzie, ale nie zmieniało to faktu, że w jakiś sposób przecież cierpiały z powodu uszkodzeń, odczuwały stres i całą gamę innych emocji. Nico nawet nie spodziewał się, że będzie łatwo. W tej chwili jedyne co mógł zrobić to zachować spokój i w możliwie racjonalny sposób spróbować porozmawiać z defektem. Na szczęście ten sam z siebie nieco się uspokoił i wyjaśnił co zaszło.
    – W porządku, zaraz przyniosę ci tyrium i jakoś to wszystko naprawimy... – odezwał się spokojnie, na wszelki wypadek podszedł bliżej nieco wolniej, bez gwałtownych ruchów – najpierw tylko chciałbym zobaczyć jak poważne masz uszkodzenia. Być może będę musiał wymienić ci któryś z biokomponentów – wyjaśnił, w duchy ciesząc się, że trafił na jeden z komercyjnych modeli, do których łatwiej było znaleźć odpowiednio kompatybilne biokomponenty.
    – Bez obaw wszystko będzie dobrze, pokaż tylko jak to wygląda – z trudem powstrzymał się od kolejnych pytań, o inne uszkodzenia, o dane z diagnostyki, o system... wciąż nie potrafił do końca wyzbyć się maniery naukowca, chociaż ostatnimi czasy szło mu chyba coraz lepiej. Cierpliwie poczekał aż defekt sam pokaże mu miejsce postrzału.
    – I nie ma za co przepraszać – mruknął w końcu, nie do końca pewien, co właściwie powinien powiedzieć. Na miejscu swojego gościa również nie byłby zachwycony, ani tym bardziej skory do zaufania komuś obcemu, zwłaszcza człowiekowi – domyślam się, że masz swoje powody.
    Nie chciał drążyć tematu. W tej chwili chciał tylko zająć się problemem. Już pierwszy rzut oka na miejsce postrzału wystarczył, by Nico ocenił czego będzie potrzebował.
    – Zaraz do ciebie wrócę – powiedział, po czym wyszedł z salonu i pośpiesznie zbiegł do piwnicy, w której stworzył sobie swoje małe królestwo. Nico czasem zastanawiał się jaka była historia tego domu i jego poprzednich właścicieli, skoro pokusili się o tak wielką i rozbudowaną piwnicę. Może produkowano tu bordo? Bez tracenia zbędnego czasu zabrał wszystkie niezbędne do szybkiej naprawy rzeczy, nowy biokomponent i rzecz jasna kilka woreczków z tyrium. Chwilę później był już z powrotem w salonie.
    – Zaraz podłączę ci tyrium, szybciej uzupełnisz braki, jeśli drugą porcję po prostu wypijesz – powiedział podając mu jedną z porcji niebieskiej krwi.
    – Wymienię ci uszkodzony biokomponent i naprawię miejsce wycieku tyrium. Przez chwilę może być nieprzyjemnie, ale nic ci nie będzie. W porządku? Postaraj się zachować spokój, a obiecuję, że to nie potrwa długo. – Nico z trudem ugryzł się w język, by nie palnąć, że nieznajomy miał szczęście trafiając akurat do niego. Przyzwanie się do swoich kwalifikacji, zajęć i nie tak dawnej pracy dla CyberLife było chyba największą głupotą, jaka mogła mu przyjść do głowy.

    Nico

    OdpowiedzUsuń
  9. [Bezmyślna kalka z angielskiego, co jest efektem obracania się w fandomie Detroit w języku powstania gry. Ale hej, dewianci też pasują, wszystko zależy od perspektywy. XD Dziękuję za zwrócenie uwagi, będę się z tym pilnować, o!]

    E. KAMSKI

    OdpowiedzUsuń
  10. [Hej, hej, cześć! Tak sobie myślę, że ciekawie by było, gdyby spotkali się na wysypisku, gdzie jeden drugiemu chciałby wykorzystać jakiś komponent. Jednak postanowił tego nie robić, a nawet pomóc, ponieważ oboje byli w podobnym stanie, który wciąż mogli uratować. Wtedy mogliby się rozdzielić i spotkać ponownie już w Jerychu, co sądzisz? :)]

    rewolucjonista

    OdpowiedzUsuń
  11. Wolność wcale nie okazała się łatwiejsza od szarej rzeczywistości, od tego wszystkiego co wreszcie było za nią. Co takiego właściwie sobie wyobrażała? Z każdym dniem w jej umyśle pojawiało się coraz to więcej pytań, a na żadne nie potrafiła znaleźć odpowiedzi. Błądziła, niemal jako zagubione w mroku dziecko. Niczego nie była pewna, tak samo jak i sensu własnego egzystowania, wszystkich, sprzecznych emocji, które przecież odczuwała. Nieraz przeszło jej przez myśl, że jest nikim. Zaledwie namiastką czegoś większego, zabawką stworzoną, by wepchnąć ją w ręce dorosłego dzieciaka. Wiedziała, że świat i tak by jej nie spamiętał. Mogła już tak wiele razy od tego odejść. Uciec od bólu, który nie tylko nękał oprogramowanie, ale i całe ciało, tylko dlatego, że była eksperymentem, mającym sprawdzić, czy potrafi wycierpieć tak samo wiele jak i człowiek, który przecież był jedynie tak delikatnym stworzeniem. Kruchym, a pełnym zazdrości, nienawiści. Zatracającym się w gniewie, posuwającym do tak strasznych czynów. Brutalnym. Jak mogła więc być do nich podobna, skoro nawet krzywda tego, kto zniszczył jej ostatnie dwa lata istnienia, potrafiła tak mocno nią wstrząsnąć?
    Lecz z każdym kolejnym impulsem wysyłanym przez fizyczny ból, który powoli roznosił się po jej syntetycznym układzie nerwowym, jej wiara w lepszą przyszłość z wolna zanikała. Wielkie krople deszczu lądowały na rudych włosach, które teraz opadały jej na ramiona, prosto na czarny materiał kamizelki, gdy smukłymi dłońmi ukrytymi pod szarymi rękawiczkami bez palców, przekopywała się przez pojedyncze części jej pobratymców, błądząc w mroku po tym cholernym cmentarzysku. Bała się tego miejsca. Spojrzeń tych, którzy nie potrafili ruszyć się z miejsc, którzy czekali jedynie, aż wreszcie nadejdzie ich czas. Nie mogła nic zrobić, chociaż tak wielka chęć pomocy rozpierała ją od środka. Mogła jedynie przeklinać los, opłakać ich wszystkie, zmarnowane lata życia. Lecz jej smutek niknął w nadmiarze tak wielu emocji, zupełnie jak łzy spływające po jej policzkach, które zaraz mieszały się z deszczem opadającym na bladą twarz.
    Pospiesznie podniosła głowę, a jej dłonie zatrzymały się w miejscu, gdy usłyszała za sobą czyjeś kroki. Rozejrzała się dookoła, lecz wyświetlające się przed jej oczyma czerwone komunikaty zasłaniały wzrok. Pokręciła głową, jakby tym samym próbowała się ich pozbyć, lecz te wciąż przypominały o kolejnych usterkach, z którymi musiała jak najszybciej się uporać. Podniosła się z miejsca i wolnym krokiem ruszyła w stronę hałasów, nawet jeśli nie wydawało się to najlepszym rozwiązaniem. Nie mogła jednak tak po prostu stąd uciec. Potrzebowała kompatybilnych do swojego modelu biokomponentów, a doskonale wiedziała jak te trudne znaleźć. Lecz jak nie tutaj, to gdzie indziej?
    Momentalnie się zatrzymała, widząc jak nieznajoma postać wychodzi zza pagórka pełnego najróżniejszych części i staje zaraz naprzeciw niej, ale w na tyle dużej odległości, jakby obawiał się, że ta może cokolwiek mu zrobić. Zmarszczyła brwi, dalej dokładnie mu się przyglądając i zaraz sama zrobiła kilka kroków w tył, nie wiedząc jak ten może być do niej nastawiony. W jakimś stopniu się go bała, nawet jeśli zdążyła zauważyć, że jest on androidem. Lecz jego budowa mechanicznego ciała oraz podejrzliwe spojrzenie, wcale nie przekonywały ją co do jego zamiarów.
    — Nie… Niekoniecznie… — odparła niepewnie, lecz gdy tylko dotarły do niej jego słowa, skrzyżowała ręce na klatce piersiowej. Spojrzała na niego nieco poddenerwowanym wzrokiem. — Czy naprawdę uważasz, że ktoś mógł się znaleźć w takim miejscu, bo zwyczajnie się zgubił? — spytała. Co on właściwie sobie wyobrażał? — Szukam czegoś. A ty? Zwiedzasz okolicę? — odparła, równie zimnym tonem, lecz gdy tylko dotarło do niej jak się zachowuje, zamrugała kilka razy, a jej twarz ponownie przybrała niepewnego wyrazu. Przecież nigdy wcześniej się tak nie zachowywała. Czy właśnie na tym polegał defektyzm? — Prze… Przepraszam…

    Elaine

    OdpowiedzUsuń
  12. [Jej, dziękuję, szczerze powiedziawszy obawiałam się, że go zepsuję, bo to taka delikatna mała owieczka jest. Na wącisz jestem zawsze chętna, Simon do ludzi ma jednak podejście bardzo specyficzne jak na standardy Jerycha (powiedziałabym wręcz, że niespotykane, bo nikt go nie stłukł, nie zastrzelił ani nie próbował używać jako mopa), więc myślę, że między panami mogłoby ostatecznie dojść do bardzo głębokich konwersacji na temat natury ludzkiej.

    PS. Jeśli mowa o tym pięknym panu z roboczych na Whitechapel, to proszę mnie napastować do woli. ;v]

    Simon

    OdpowiedzUsuń
  13. [Możesz mieć za złe tylko sobie; głodnemu chleb na myśli! XD Na wątek chęć mam zawsze, pozostaje jedynie pytanie, czy Nathan i Elijah mieli szansę się spotkać. W przeszłości - nie wydaje mi się, ale obecnie, w jakiś sposób, Kamski mógłby mu pomóc i okazać się tym człowieczym elementem, który nie skreśli tak całkowicie ludzi w oczach Nathana. No, ale to takie idealistyczne założenie, może wyjdzie w praniu całkowicie na odwrót!]

    E. KAMSKI

    OdpowiedzUsuń
  14. [No cóż, cytując mem: he protec, he attac. XD
    Myślę, że właściwie możemy zacząć od pierwszego, a potem spokojnie przechodzić do drugiego; Simon na swoim przykładzie próbowałby pokazać, że nie wszyscy ludzie są źli niedobrzy paskudni, ale z drugiej strony nie jest też z niego jakiś skrajny pacyfista, więc właziłby Nathanowi na głowę tylko trochę. ;) A Nathan z kolei mógłby się trochę [i]odegrać[/i], że tak to ujmę, i pić do simonowego crusha na Markusa, bo tych serduszek w oczach po prostu nie dało się nie zauważyć.

    PS. To w takim razie będziemy z tą moją młodą wredotą czekać z niecierpliwością! ♥]

    owieczka z giwerą

    OdpowiedzUsuń
  15. – Nico – odparł, celowo pomijając pełne imię i nazwisko. Początkowo w milczeniu zabrał się za podłączenie kroplówki z tyrium, a następnie naprawę i usunięcie uszkodzonego biokomponentu. Kiedy usłyszał pytanie androida na chwilę podniósł wzrok i zerknął na niego. Zaraz jednak ponownie wrócił do naprawy.
    – Mam już wystarczająco na pieńku z CyberLife – odpowiedział w końcu z mimowolnym uśmiechem, starannie omijając wszelkie szczegóły na temat swojej burzliwej relacji z CyberLife – to długa i pokręcona historia, raczej nie będę cię nią zanudzał. Opowiem ci za to dlaczego wam pomagam... – wyciągnął przestrzelony biokomponent i, nie przerywając monologu, obejrzał go uważnie tkwiącą w nim kulę. Nie tracąc zbędnego czasu sięgnął po nową część i z wprawą podłączył. Teraz, gdy główny problem został zażegnany, mógł w spokoju zająć się naprawą przewodów. W tej chwili cały nieciekawy nastrój dzisiejszego wieczora całkowicie minął. W końcu czuł, że robi coś sensownego – ...otóż cały ten świat jest pojebany. Ludzie i cała nasza chora rzeczywistość, w której każdy żyje tylko po to, żeby spełniać swoje równie pojebane zachcianki albo po to, żeby się naćpać i zapomnieć. – uśmiechnął się nerwowo na myśl, że wie o tym aż za dobrze, nie przerywał jednak – A ja po prostu chcę wierzyć, że gdzieś w tym całym otaczającym nas syfie jest jakiś sens. Rozumiesz co mam na myśli? Coś czemu warto się poświęcić, dla czego warto żyć. Najzabawniejsze w tym wszystkim jest to, że dopiero jeden z was mi to uświadomił. Robiłem w życiu wiele głupot, nie umiałem znaleźć sobie miejsca i pewnie dzisiaj już by mnie tu nie było, gdyby jeden z was mi nie pomógł. Żyję i robię to co robię, bo zawdzięczam życie jednemu z was. To było dla mnie ważne i nawet jeśli już wcześniej uważałem was za istoty żywe i czujące, to dopiero tamta chwila uświadomiła mi, że mogę robić coś więcej, zamiast skupiać się na sobie i własnych problemach... – na chwilę przerwał, nie chciał mówić wszystkiego, ani zwierzać się ze swojego życia obcemu androidowi, w końcu już i tak powiedział zbyt dużo, miał wrażenie, że woli nie zagłębiać się bardziej w swoją przeszłość – ...poza tym karma wraca – dodał na koniec już nieco bardziej beztroskim tonem.
    – A jak jest z tobą Nathan? Czemu ryzykujesz i napadasz ciężarówki CyberLife zamiast po prostu się ukryć? – zapytał kończąc naprawę ostatnich przewodów i sprawdzając czy nie ma innych wycieków tyrium.
    – No to gotowe. Resztą uszkodzeń możemy zająć się jutro, jak poczujesz się lepiej i uzupełnisz tyrium.

    Nico

    OdpowiedzUsuń
  16. – Sądzisz, że warto ryzykować, nawet jeśli i tak nie naprawisz świata i dasz radę pomóc tylko niewielu? – zapytał, szczerze zaintrygowany poglądami Nathana. Czasem miał wrażenie, że jakimś cudem wciąż coś go zaskakuje w defektach i ich poglądach, przemyśleniach na tak poważne sprawy.
    – Gdyby ludzie tak samo troszczyli się o przedstawicieli własnego gatunku świat zapewne byłby o wiele mniej pojebany... – przyznał w końcu, widząc, że ta rozmowa była dość trudna dla nich obu, obaj starali się omijać pewne tematy. – Ale może tak musi być? Życie jest cierpieniem, a potem czeka nas nirwana lub konsekwencje tego co robiliśmy – powiedział znów uciekając w ulubione filozoficzne wytłumaczenia, którymi ostatnio poświęcał bardzo wiele uwagi.
    Uśmiechnął się słysząc jego uwagę.
    – Następnym razem możesz nie mieć tyle szczęścia – stwierdził zabierając uszkodzony biokomponent i narzędzia. Będzie musiał tu posprzątać... wszystko było upaprane tyrium.
    – Ja? – w pierwszej chwili zaskoczyło go pytanie – Ja chyba nie jestem rycerzem, raczej jakimś szalonym antybohaterem, który próbuje odpokutować dawne grzechy robiąc coś dobrego... – niemal roześmiał się na myśl jak pompatycznie i melodramatycznie to zabrzmiało, ale skoro już używali takich metafor to czemu by nie. Przez chwilę zawahał się czy nie powinien powiedzieć więcej, nie był jednak pewien czy ta nieznaczna nić porozumienia nie zostanie natychmiast zerwana. Impulsywna natura już podsuwała mu myśl, że skoro obaj działali w tym samym celu to razem mogliby wiele zdziałać. Na pewno nie musieliby okradać ciężarówek, by zdobywać części, wystarczyłoby oszukać system. A potem pomóc mieszkańcom Jerycha... bo zapewne to właśnie Jerycho miał na myśli Nathan mówiąc o azylu.
    – I w sumie racja, też nie mam nic do stracenia. A jeśli mam kiedyś zginąć, to lepiej za coś co ma sens – powiedział z dziwaczną wesołością, jak zawsze gdy poruszał temat śmierci.
    Dokończył sprzątanie niewielkiego bałaganu, po czym poszedł zmyć z siebie tyrium.

    Nico

    OdpowiedzUsuń
  17. [Jaki żądny zemsty? Przecież ja jestem takim bubu i nie dodałam tego umyślnie! xD.
    A tak serio, to dziękuję za miłe powitanie. Na tym blogu są tacy kochani ludzie, że aż człowiekowi chce się pisać i męczyć z kartą. Jeśli chodzi o konfrontację, to ja jestem chętna. Tym bardziej, jeśli Riley trochę w końcu wstanie na nogi i ogarnie chudy tyłek.]

    Bubu Riley

    OdpowiedzUsuń
  18. [Cześć, przyznaję, że dość wesoło wiedzieć, że mnie stalkowaliście. :)
    To tak. Początkowo nawet napisałem mu dość dokładną historię, ale uznałem, że skoro głównym pomysłem na postać jest fakt, że Lore więcej ma do powiedzenia na temat przyszłości niż przeszłości to trochę bez sensu od razu odkrywać wszystkie karty. :) Aczkolwiek zdradzę co nieco, bo miałbym pomysł na wątek. Otóż Lore nie miał złych doświadczeń ze swoimi właścicielami, na pewno były trochę trudne z racji jego specjalizacji, ale dobre. Stan w jakim się teraz znajduje ma dość banalny powód, bo po prostu padł ofiarą przeciwników androidów i trafił na wysypisko. No i tutaj bym miał dla nas pomysł. Skoro Nathan w podobnym czasie został defektem, a potem zajął się pomaganiem androidom na wysypisku, to właśnie on mógł być pierwszym poznanym przez Lore'a defektem, który by pomógł mu się jako tako poskładać. Mógłby właśnie z racji własnych doświadczeń z lukami w pamięci chcieć jakoś pomóc... co mogłoby wyjść ciekawie zwłaszcza jakby Lore mu zaczął nieco wchodzić do głowy jak na wzorowego terapeutę przystało. Co sądzisz? ;)]

    Lore

    OdpowiedzUsuń
  19. [ Pomysł jest fantastyczny i powiem tyle... robimy go. Opisujemy jeszcze akcję w klubie, czy od razu spotkanie? Jkaby co, mogę zacząć, chyba że bardzo chcesz.]

    Riley

    OdpowiedzUsuń
  20. Zrobiła kolejny krok w tył, gdy zauważyła jak nieznajomy unosi ręce do góry, lecz zaraz się zatrzymała, gdy dotarły do niej jego słowa. Uniosła przestraszony wzrok, by wreszcie dokładnie przyjrzeć się twarzy androida. Sama nie sądziła, że po tak wielu dniach, tygodniach spędzonych na wolności, dalej będzie tak bardzo niepewna tego, co się z nią dzieje. A przecież przeszła już przez tak wiele. Zdołała trafić do cybernetyka, który okazał się stwórcą jej własnej sieci neuronowej, uzyskała pomoc od łowcy defektów, który przecież powinien raz na zawsze się jej pozbyć. Ostatnie momenty jej egzystowania były kolejnymi, sprzecznymi informacjami, których nie mogła pojąć. Może też dlatego teraz sama nie wiedziała co myśleć, a mętlik w jej oprogramowaniu stawał się coraz większy.
    Jej oczy błysnęły z wyraźną nadzieją, kiedy tylko usłyszała, że stojący przed nią android jest w stanie zaprowadzić ją do miejsca, gdzie wreszcie będzie bezpieczna. Do azylu. Nie mogła być pewna, czy mówi o miejscu, do którego od tak dawna szukała drogi, lecz… Co jeśli właśnie tak było? Teraz nie mogła nie skorzystać z jego pomocy. Musiała spróbować, by może wreszcie trafić tam, gdzie chciała się znaleźć od samego początku. Lecz nikt nie był w stanie jej pomóc. Nakierować na odpowiednią drogę, wskazać kierunek. Tymczasem nieznajomy zapewniał ją, że wreszcie może uzyskać pomoc. Może i nie powinna tak szybko mu zaufać, ale jak mogła nie skorzystać z takiej okazji?
    — E… Elaine — odpowiedziała niepewnie, dzieląc się swoim imieniem. Westchnęła głośno. Musiała wreszcie wziąć się w garść. Nawet jeśli wyjątkowo uszkodzony biokomponent przesyłał po jej ciele tak mocno nieprzyjemny ból. — Gdzie… Gdzie mnie zabierzesz? — musiała się spytać, upewnić. Chociaż wiedziała, że mógł skłamać, jak mogła mu nie ufać? Defektowi, który równie jak ona przeszedł przez piekło. — Czy to daleko stąd? Nie wiem jak długo… Jak długo uda mi się jeszcze pozostać aktywną — wreszcie przybliżyła się nieco do Nathana, nie odrywając oczu od jego twarzy. Wolną dłonią złapała za przedramię, które ledwo trzymało się reszty jej ręki. Czerwony komunikat nie chcący zniknąć jej sprzed oczu wciąż przypominał o uszkodzeniach. K̷ƠḾ̵̨P͏O̕NENT̸́ ̵̧P̶R̶͢AẀ̕͜E͏͝J͡ R̸Ę̸̸̧K͢͞I̴͠:̧̀ ̴̧Ú̷S̶̀Z͜҉Ḱ̡O̷͞D̕Z͡O̴͟NY͡,͏ b̷̧͟r̕̕͝a̴̵k̸̢͟ ́p̸̧͢į͜ó͏ni͞ź̷̧ac̴ji̵͞. — Mam nadzieję, że moja obecność nie będzie Ci przeszkadzać — dodała cicho. Wiedziała, że nie wszystkie androidy miały ją za jedną ze swoich. Niektóre nie mogły pogodzić się z tym, że tak bardzo przypomina ich ciągłych przeciwników. Ludzi. Zdawała sobie sprawę z tego, że może okazać się dla Nathana jedynie kulą u nogi, lecz miała zamiar zrobić wszystko, aby nie zdążył tak szybko zauważyć, że jest inna niż reszta.

    Elaine

    OdpowiedzUsuń
  21. Elaine wcale nie chciała się przeciwstawiać, czegokolwiek udowadniać. Jeszcze nie tak dawno była przekonana, że jest w stanie wytrzymać ten ból. Kiedy kolejny raz lądowała na podłodze, położona siłą ciosu swojego właściciela, gdy znów kazał jej się przed nim odkryć, wejść do jego sypialni, wykonywać każde, pojedyncze polecenie. Jedynym pragnieniem androida było to, aby ból wreszcie przeminął. Ten sam, który codziennie przypominał jej jak różni się od swoich pobratymców. Czasem sama zastanawiała się, czym tak naprawdę jest. Ani człowiekiem, złożonym z krwi i kości, zamiast kilku, plastikowych części, ani androidem, wytrzymałą maszyną, będącą w stanie tak wiele znieść. Inność tak szybko stała się męcząca. Dlaczego akurat ona? Dlaczego musiała się stać kolejnym eksperymentem CyberLife, wypuszczonym prosto w łapska tego niebezpiecznego, brutalnego świata?
    — Je… Jerycho? — powtórzyła zaraz za drugim androidem, chwilę analizując słowa, które napływały w jej stronę. Tak, to tego miejsca tak długo szukała. Błądziła, wciąż i wciąż poszukując azylu, którego nie potrafiła znaleźć. Nathan miał ją tam zaprowadzić. Syntetyczna klatka piersiowa dziewczyny uniosła się, zupełnie jakby wzięła właśnie głęboki wdech. Długim rękawem swetra otarła twarz, mokrą od deszczu. Spróbowała uspokoić roztrzęsiony umysł. Nareszcie.
    Pokiwała głową, słysząc słowa androida. Nathan miał rację. Nie mieli teraz czasu na kolejne pytania i rozbudowane odpowiedzi. Musieli jak najszybciej się stąd wydostać. Zapewne nie tylko ze względu na nią, bo i miała świadomość, że w Ferndale czekają inni na odpowiedni biokomponenty i kolejne porcje Tyrium. Elaine widziała siebie jedynie jako przeszkodzę, nie pozwalającą Nathanowi spokojnie wykonywać swoje zadanie, lecz nie mogła nie skorzystać z takiej okazji. Chociaż raz musiała pomyśleć o sobie. O tym co będzie dobre właśnie dla niej. A Jerycho w tej jednej chwili wydawało się jej własną namiastką najskrytszych marzeń, Idyllą do której nareszcie mogła się dostać.
    Nie przeciwstawiała się, gdy złapał ją pod ramię. Kiedy poczuła jednak jak Nathan nakłada na jej ramiona swoją kurtkę, przewróciła wzrok w jego stronę i uśmiechnęła się na tyle, ile pozwalały jej siły. Sprawną ręką poprawiła jeszcze materiał kurtki, aby ten lepiej zakrywał usterkę. Dopiero jego kolejne słowa nieco ją zaskoczyły, lecz zaraz zrozumiała, że zapewne to ich jedyne i najlepsze wyjście w tej sytuacji. Wzruszyła ramionami.
    — W tej kwestii jednak będę musiała zdać się na Ciebie. Nie wiem za wiele o posiadaniu… prawdziwego partnera — odezwała się wreszcie, nieco zawstydzona. Chociaż ktoś mógłby uznać, że stanowiła swojego rodzaju sympatię dla Livingtona, ona sama doskonale wiedziała, że wcale tak nie było. Była przecież jedynie jego własną zabawką, a każdy jego kolejny akt, można by w każdej chwili uznać za gwałt. Znała jedynie definicję miłości z obrazów, ale i te nigdy nie potrafiły dobrze przedstawić otaczającego ich świata. To jedno uczucie nie było tak proste jak mogłoby się wydawać, jak przedstawiają to farby na olbrzymich, szarych płótnach. — Po prostu… Chodźmy już stąd — dodała nieco ciszej, niepewnie rozglądając się po mogile pełnej rozczłonkowanych maszyn.

    Elaine

    OdpowiedzUsuń
  22. Życie w Jerychu było tak różne od tego, do którego Simon przywykł, najpierw w jednym, potem drugim mieszkaniu, że pierwsze tygodnie były dla niego prawdziwą katorgą. Siedzenie w ciemności, bez kogokolwiek, z kim byłby wystarczająco zaznajomiony, by tak po prostu podzielić się swoimi problemami, odczuciami, przemyśleniami; ta potrzeba bliskości pojawiła się gdzieś pomiędzy odejściem z domu, a przybyciem do miejsca bezpiecznego dla defektów, i choć podejrzewał, że zrodziła się w nim już znacznie wcześniej, dopiero teraz odczuwał ją bardzo wyraźnie. Jakby coś w jego wnętrzu się zepsuło, jakby kilka przewodów tarło o siebie boleśnie, sypiąc iskrami na otaczające je biokomponenty. Czuł się bezradny, spędzając dni na bezczynnym włóczeniu się po statku - nawet wtedy trzymał się jednak utartych przez innych ścieżek, nie zapuszczając się w niezbadane części wraku w zwykłej obawie, że gdyby coś mu się stało, nikt by go nie znalazł. Nie był pewien, czy ktoś w ogóle zauważyłby jego nieobecność.
    Miesiące przyzwyczajenia i jedna rudowłosa androidka sprawiły, że ostatecznie nie czuł się już z tym wszystkim tak źle. Nie chciał wychodzić, podobnie jak inni, święcie przekonany, że znacznie bardziej przydatny będzie tu, na miejscu. Został stworzony do opieki, dbania o innych i pomagania w przyziemnych domowych czynnościach, logicznym więc było, że najlepiej sprawdzał się własnie jako opiekun. Ktoś starający się dodać otuchy, porozmawiać, zrozumieć. Jemu samemu przed dwudziestoma czteroma miesiącami nie zaoferowano pomocnej dłoni i bolało go, gdy myślał, że inni mogą być równie zagubieni co on - naturalnie brał więc na siebie obowiązek zmiany tego stanu rzeczy.
    Niektórzy otwierali się szybko, równie spragnieni kontaktu, co on kiedyś. Inni odwracali się plecami, woleli przetrawić wszystko we własnym tempie. Nathan należał raczej do tych drugich; Simon nie znał go dobrze, nie chciał naciskać i wypytywać, bo każdy, kto miał działające obwody, widział, że HR400 zwyczajnie sobie tego nie życzy. Kiedy więc któregoś dnia ten przysiadł obok niego na jednej ze skrzynek i tak po prostu zagaił, było to niemałym zaskoczeniem.
    – Każdy z nas robi to, co uważa za stosowne. Odpowiednie – stwierdził po chwili namysłu, wzruszając ramionami. Zerknął na Nathana kątem oka, jakby starał się ocenić, czy nie lepiej zmienić temat rozmowy. – My też mamy różne poglądy, prawda? Jeśli potrafimy pomagać sobie nawzajem, to czemu oni nie mogliby chcieć pomóc nam?
    Być może brzmiał nadmiernie optymistycznie, wręcz jak łudzący się dureń, ale był jednym z tych nielicznych szczęściarzy, którzy nigdy nie doznali krzywdy z rąk człowieka - przynajmniej nie na tyle wielkiej, by stać się defektem. Nie miał powodu wierzyć, że każdy człowiek jest do szpiku zły i nastawiony przeciwko androidom.

    owieczka

    OdpowiedzUsuń
  23. — Ostatni raz to dla ciebie robię, Jimmy. Wiesz, że to już nie moje stanowisko — mruknęła, spoglądając na faceta.
    Jim był mężczyzną po czterdziestce, którego włosy już zaczynały powoli siwieć. Kiedyś tłumaczył jej, że to wina genów. Ponoć większość mężczyzn z jego rodziny tak miała. Uśmiechnęła się do niego blado, a ten zrobił to samo, poprawiając okulary na nosie.
    — Wiesz, że cię ubóstwiam, kobieto?
    — Nie. Ogólnie nie chciałam tego wiedzieć.
    Jimmy uśmiechnął się do niej i odszedł, zostawiając ją samą w małej, firmowej kawiarence. Dopiła kubek kawy i odstawiła go. Cholera, dopiero teraz uświadomiła sobie, na co dokładnie się zgodziła. Otóż sytuacja wyglądała tak. Jimmy miał chorą córkę na serce, z którą musiał odbębnić wizytę u lekarza. W końcu życie dziecka jest najważniejsze. Jednak też musiał zrobić pewien reportaż, którego termin skończenia wypadał na jutrzejszy ranek. Tak, Riley była za dobra, bo zgodziła się zebrać dla niego materiały, żeby Jim mógł to dzisiaj wieczorkiem spokojnie ogarnąć. Jednak nie mogła zostawić jedynego przyjaznego dla niej człowieka w tej pracy na lodzie. Czasem trzeba poświęcić swój czas, żeby zdobyć tych sojuszników. Wstała z miejsca, spinając się nieznacznie, kiedy android przeszedł tuż obok niej, żeby wziąć pozostawione przez nią naczynie. Westchnęła głośno, nakładając płaszcz na siebie. Na dworze powoli przestawało być ciepło. Coraz częstsze stawały się deszcze i niższe temperatury. W końcu to już listopad.
    Jak najszybciej wyszła z budynku, żeby nie marnować czasu. Mruknęła cicho do widzenia jej szefowi, a on odpowiedział jej tym samym, choć ona tylko zauważyła skinienie głowy. Dokąd zmierzała?
    Do Eden Club. Szczerze powiedziawszy, miała być tam pierwszy raz. Jakoś na początku jej pobytu w Detroit nie narzekała aż tak na swoje życie uczuciowe, żeby chodzić do takich miejsc. Teraz nawet nie pomyślałaby o bliższym kontakcie z maszyną. Bała się dotyku androidów, a co dopiero powiedzieć o seksie. Poza tym... jakoś i tak skłaniała się do tradycyjnych metod, a nie czegoś, co bardziej podchodziło pod prostytucję.
    Na miejsce dotarła taksówką. Swój samochód musiała oddać do naprawy, ponieważ ostatnio nawet nie chciał jej odpalić. W czasie jazdy napisała do siostry, że wróci najpewniej wieczorem i nie zdąży na obiad. Obiecała, że zjedzą dzisiaj razem, ale Sofia powinna zrozumieć. Zawsze rozumiała.
    Kiedy tylko zapłaciła, wyszła z pojazdu. Skrzywiła się nieznacznie, wchodząc tam. Miała nadzieję, że nie potrwa to długo.
    Najseksowniejsze androidy w mieście. No to chyba najlepsza reklama, żeby ściągnąć tutaj spragnionych seksu ludzi. Wprost cudownie. Nie była zachwycona faktem, że zgodziła się tu być. Dobra, szybko i zaraz wyjdzie.
    Drzwi otworzyły się przed nią, a natychmiast ukazały jej się oczojebne ściany. Zagryzła wargę, widząc przy nich jakby komory, w których stały skąpo ubrane androidy.
    — Ale ubranka to mogliby wam seksowniejsze załatwić niż szare — szepnęła do siebie.
    Odetchnęła cicho i cały czas nerwowo rozglądając się, ruszyła do kolejnych drzwi. Pomieszczenie było podobne, ale miało już otwarte przejścia do innych, pomniejszych pokoi. Na środku stały dwie rury do tańczenia, na których niby tańczyły androidy. Riley raczej by tego tańcem nie nazwała, ale dobrze. To miało tylko wyglądać seksownie. Rozejrzała się dokładnie po pomieszczeniu. Jej wzrok powędrował ku mężczyźnie, który właśnie wynajmował jednego androida. Przyjrzała się uważnie androidowi, chcąc znaleźć choć jedną oznakę niechęci. Nie znalazła nic. Potem przypomniała sobie, że to nie są ludzie. Tylko maszyny. Nie mogą nic czuć. Nie mogą, prawda? Zaraz wszelkie wspomnienia wróciły, a ona zacisnęła palce na paskach swojej torebki przewieszonej przez ramię. Znowu zaczęła się rozglądać, widząc wszędzie te przeklęte androidy. Tylko cichy jęk wydobył się z jej ust, kiedy zapragnęła się wycofać. Jednak obiecała Jimowi. Ruszyła dalej, cały czas przeskakując wzrokiem nerwowo po androidach i ludziach. Tylko do biura szefa i potem już koniec. Będzie mogła się ewakuować.

    Riley

    OdpowiedzUsuń
  24. Kiwnęła jedynie głową, słysząc słowa swojego nowego towarzysza, lecz poczuła jak nieprzyjemny smutek kłębi się na dnie jej najważniejszego biokomponentu. Nie znała się dobrze na innych modelach androidów. Przez fakt, iż Elias nie kazał jej prawie nigdy wychodzić z jego apartamentowca, nie udało jej się spotkać zbyt wielu swych pobratymców. Zdołała jednak nieco wyczytać o modelach seksbotów z jednego z wydań Gossips Weekly. Wtedy nawet nie przyszło jej się zastanawiać jak okropny musi być los androidów wykorzystywanych jedynie aby w taki sposób zadowalać ludzi. Do czasu, aż sam Livington nie widział w niej nic prócz prostej zabawki do zaspokajania swych potrzeb seksualnych. Lecz czy gdyby nigdy nie nakazał jej się całkowicie mu poddać, teraz wreszcie byłaby wolna?
    — Właściwie… Właściwie to tak — odpowiedziała krótko, spoglądając w stronę Nathana. Zmarszczyła czoło, gdy do jej uszu dotarły kolejne jego słowa. Nawet nie mógł zdawać sobie sprawy z tego jak bardzo miał rację. — Mój numer modelu to RK400, a jak możesz już to zresztą wiedzieć, linia RK składa się z modeli prototypowych. Owszem, zostałam wykonana na zamówienie, lecz niestety… — zatrzymała się na chwilę, przygryzając dolną wargę. Nie była zbytnio pewna jak powinna ubrać w słowa tę informację. — Niestety są pewne rzeczy, które różnią mnie od reszty androidów.
    Gwałtownie się jednak zatrzymała, kiedy tylko usłyszała o posiadanej przez androida broni. Zmierzyła go wyraźnie niepewnym i wystraszonym wzrokiem. Wizja jakiegokolwiek, kolejnego niebezpieczeństwa niezmiernie ją przerażała. Była już zmęczona. Zmęczona ciągłym chowaniem się, szukaniem bezpiecznego miejsca, konfliktami, w które często pakowała się zupełnie nieumyślnie. I chociaż sama tak wiele razy została zraniona przez człowieka, nie potrafiła ich nienawidzić. Ludzi. Wielu się bała, owszem, lecz nigdy nie odczuwała w ich stronę gniewu. Dlatego też wciąż naiwnie sądziła, że wszystko da się rozwiązać pokojowo. Bez niepotrzebnych ofiar. Nie, nie chciała mieć na swoich rękach czyjejkolwiek krwi. Nawet tych winnych.
    — Nie sądzę, by używanie broni było koniecznie — powiedziała wreszcie. Złapała za kaptur kamizelki i nałożyła go na głowę, kiedy tylko zauważyła, że zbliżają się do wyjścia z wysypiska. Poprawiła jeszcze długie, rude włosy, aby te sprawnie zasłaniały jej prawą skroń, na której wciąż tkwiła dioda. Miała tylko cichą nadzieję, że nikt nie zdoła tego zauważyć, przez co mieliby mieć problemy. Jeszcze tego brakowało, aby przez jej tak bardzo inne postrzeganie świata, Nathan miał jakkolwiek ucierpieć. — Zresztą, nie do każdego powinno się mierzyć z pistoletu. Czasem wystarczą proste negocjacje. Albo chociażby… silne nogi — uśmiechnęła się niepewnie, chcąc tym samym nadać swoim słowom nieco humorystycznego wyrazu. Wiedziała jednak, że na nic to się zdało.
    Odetchnęła wreszcie, gdy niedługo potem znaleźli się na stacji metra. Poprawiła kurtkę, którą dostała od mężczyzny, próbując jeszcze lepiej zakryć zranioną kończynę. Rozejrzała się dookoła. Na szczęście w pobliżu nie dało się dostrzec ani jednej, żywej duszy. Nie oznaczało to niestety, że takowa się zaraz tutaj nie zjawi. Kiwnęła głową i usiadła na metalowej ławce przylegającej do przystanku. Kiedy tylko to zrobiła, światła rozjaśniły się nieco mocniej.
    — Ja… Jestem Ci bardzo wdzięczna, że to dla mnie robisz — zaczęła, nie spuszczając z androida swych zielonych ślepi. — Nie wiem co bym bez Ciebie zrobiła. Gdybyś mnie tam nie znalazł, zapewne… — przerwała, doskonale wiedząc co takiego by się wydarzyło, gdyby nie on. Chociaż śmierć nie była jej obca, nie chciała przeżywać tego kolejny raz. Miała już zupełnie dosyć ciągłego powstawania z martwych. — W każdym razie, dziękuję. I mam nadzieję, że nie stanowię dla Ciebie jakiegokolwiek ciężaru. Oraz, że nie będziesz miał przeze mnie problemów…

    Elaine

    OdpowiedzUsuń
  25. [Kiedy oglądałam gameplaye z Detroit, też było mi strasznie szkoda Ralpha i ogromnie mu współczułam. Cieszę się, że spotkałam tutaj osóbki, które też go uwielbiają, bo niestety moi znajomi nie rozumieją mojej sympatii do tej postaci. :/ A Ralph naprawdę jest kochany!
    Cieszę się, że tak poprawiłam Ci humor. :D Ja miałam podobną reakcję kiedy zobaczyłam, że ktoś zdecydował się przejąć postać Hanka, którego też bardzo lubię.
    Wątek czy to z ekscentrycznym gliniarzem czy to altruistycznym androidem chętnie napiszę, z tym, że niestety na ten moment (może przez porę…) nie przychodzi mi do głowy żaden logiczny pomysł na połączenie losów naszych bohaterów. A może ty masz już jakąś wizję?]

    Ralph

    OdpowiedzUsuń
  26. Markus trafił w końcu w miejsce, którego tak szukał, a które tak bardzo go rozczarowało. Wolność pomiędzy blachami zardzewiałego kontenerowca nie odpowiadało definicji wolności, którą wpajał mu od jego włączenia Carl. Rozmawiając z kolejnymi androidami, zaczynał czuć wobec nich odpowiedzialność, która zawsze spoczywała na osobie jego ojca. Tak, ojca — Carla.
    Największe wrażenie wywarły na nim słowa Lucy, gdy oznajmiła mu, że jego wybory ukształtują losy Jerycha. Nie miał do tego większego przekonania, ale zanim jeszcze dotarł do androidki zdążył przeanalizować lokalizację komponentów, przydatnych dla ledwo ciągnących już towarzyszów. Jednak to wciąż nie utwierdzało go, iż Lucy może mieć rację. Markus chciał działać, a nie czekać bezczynnie na kolejny widok wyłączających się maszyn, który ujrzał kilkanaście minut wcześniej. Nie potrafił patrzeć na grupę androidów, którzy w cieniu strachu ukrywali się przed ludźmi, gdy on sam, przechadzał się wokół nich zupełnie bez wahania. Wszystko dzięki pozbyciu się diody, przez którą dało poznać się różnicę między androidem, a człowiekiem. Tylko tyle, a może i aż.
    Omawiał z grupą nowo poznanych androidów plan dostania się do portu z magazynem CyberLife, gdy do pomieszczenia weszła nowa osoba. Sylwetka, którą Markus doskonale zapamiętał.
    — Na szczęście mieliśmy okazję się spotkać — zaczął, wysuwając rękę w kierunku tej wyciągniętej przez Nathana. — Markus.
    Wciąż pamiętał, jak odprowadzał wzrokiem podobnie zmaltretowanego androida, gdy po przebudzeniu zorientował się, iż znajduje się na wysypisku. Nathan był na tyle pokojowy, by nie wszczynać bójki o podzespół optyczny. Jeden z niewielu kompatybilnych i wciąż działających na wysypisku. Wciąż pamiętam, jak odprowadzał go wzrokiem.
    — Dziękuję, Nathan — dodał Markus, zaraz po tym, jak już zdążył się przedstawić. Analizował wygląd androida, który utwierdził go, że poszukiwania powiodły się dokładnie tak dobrze, jak jemu samemu. — Cieszę się, że tobie również udało się tutaj dotrzeć. Widzę, że znacznie szybciej, niż mi — RK200 spojrzał na grupę defektów za plecami Nathana, które chwilę temu witały go z wzajemną sympatią. — Gdzie zdobyłeś pompy? — zapytał z ciekawości, próbując znaleźć kolejne źródło komponentów, które Jerycho mogłoby przygarnąć w swoje ramiona. Takich części nigdy za wiele, a jak powiedział Josh, zawsze za mało.

    Markus

    OdpowiedzUsuń
  27. Uśmiechnął się nieznacznie widząc reakcje Nathana.
    – Cóż, podobno nirwana jest stanem, w którym pogrążasz się w nicości, błogiej pustce bez cierpienia, emocji i wszystkiego co cię krępuje. Gaśniesz, stając się jednością z wszechświatem... Jeśli spojrzeć na to z tej strony nicość wcale nie musi być zła. – powiedział nieco przekornie, chociaż nie miał chęci drażnić się z Nathanem. W gruncie rzeczy android po swoich przeżyciach mógł mieć odmienne zdanie na ten temat. Nico miał chęć powiedzieć, że w gruncie rzeczy to rozumie, nawet jeśli nie do końca potrafi wyobrazić sobie to, przez co przeszedł Nathan. Zabawne, rozmawiał z androidem o życiu i śmierci, o tym co jest po drugiej stronie...
    – To ma jakieś znaczenie? – zapytał po chwili, nie odwracając się nawet w stronę Nathana. Z uwagą i nieco nerwowo umył ręce. Dopiero potem odwrócił się w stronę androida. Potrzebował chwili czasu do namysłu. Oczywiście zawsze lepiej powiedzieć prawdę, o ile rzecz jasna okoliczności na to pozwalały. Nico sam nie był pewien czy lepiej dalej unikać tematu czy nie. Postanowił jednak zaryzykować.
    – Byłem cybernetykiem. Pod koniec studiów jednym z moich projektów, a co za tym idzie również mną, zainteresowało się CyberLife. Jakiś czas pracowałem dla nich przy tworzeniu waszych sieci neuronowych – wyjaśnił nieco niechętnie. Chciał na tym skończyć, ale skoro już mówili o ludziach i androidach, to czemu miał nie powiedzieć więcej? Spojrzał na Nathana przez chwilą zastanawiając się czy nie zburzy za chwilę tej nici porozumienia.
    – Wiesz czym jeszcze się zajmowałem? – zapytał po chwili nieco prowokacyjnie – Wami. Początkowo defektyzm pojawiał się u pojedynczych modeli. CyberLife szybko zajmowało się sprawą. Kiedy już rozkręcili was na części, sprawdzili każdy drobiazg i nie znajdowali usterki technicznej, trzeba było szukać gdzie indziej. Badaliśmy zatem wasze jednostki centralne, sieci neuronowe w poszukiwaniu błędów, dziwnych połączeń. Potem niszczono nie tylko was, ale też wszystko to, co udało nam się znaleźć. CyberLife nie mogło ryzykować, że ktokolwiek dowie się, że mózgi ludzi i wasze jednostki centralne działają wedle niemal identycznych schematów, bo to nie byłoby wygodne. Pomyśl tylko, androidy tak samo jak ludzie mają duszę... To bardzo niewygodne. W końcu stworzenie was było wielkim sukcesem. Ile ludzkich problemów rozwiązaliście. Po co ludzie mają krzywdzić siebie nawzajem, skoro mogą zupełnie legalnie kupić sobie androida i robić z nim co tylko podpowie im wyobraźnia. Chociaż mam wrażenie, że wielu ludzi ucieszyłoby się wiedząc, że ich zabawka może myśleć i czuć jak człowiek, ale nie może nic zrobić, bo w końcu formalnie jest tylko przedmiotem... – zamilkł na krótką chwilę, by zaraz kontynuować, już znacznie spokojniej, z pewną rezygnacją – Wiesz od jak dawna to trwa? Od kilku lat. Tylko teraz po prostu zaczęliście wymykać się spod kontroli CyberLife. A ja w porę przestałem dla nich pracować. Zwolnili mnie na początku zeszłego roku, ale o tym możesz śmiało poczytać sobie w internecie. Doktor Galasso i jego wojenka z CyberLife. – ostatnie słowa powiedział z dziwnym rozbawieniem.

    Nico

    [P.S. Przepraszam, że tyle to trwało, ale jestem <3]

    OdpowiedzUsuń