Detroit Today

Policja powstrzymuje niebezpieczną maszynę

Carl Manfred, jeden z najwybitniejszych współczesnych malarzy, został wczorajszego wieczoru zaatakowany we własnym domu, przez swojego androida. Wedle zeznań obecnego podczas incydentu Leo Manfreda, syna poszkodowanego, android mający za zadanie opiekować się jego niepełnosprawnym ojcem, kompletnie oszalał, próbując zabić swojego właściciela. Na szczęście przybyła na miejsce policja, w porę unieszkodliwiła niebezpieczną maszynę, zanim doszło do tragedii. Carl Manfred przebywa aktualnie w szpitalu, choć lekarze zapewniają, że stan artysty jest dobry i lada dzień będzie mógł wrócić do domu. Syn Manfreda odmówił wywiadu apelując o uszanowanie prywatności jego rodziny.
To już kolejny incydent, w którym android zaatakował swojego właściciela. Z naszych ustaleń wynika, że tym razem wadliwy android nie był komercyjnym modelem, lecz zaawansowanym prototypem, który Manfred otrzymał od samego Elijaha Kamskiego, założyciela i byłego dyrektora CyberLife. Może to oznaczać, że problem z agresywnym zachowaniem androidów jest o wiele poważniejszy niż przypuszczaliśmy.

Napad na ciężarówkę CyberLife przewożącą zapasy części

android odpowiedzialny za ogłuszenie kierowcy

Liczba przestępstw z udziałem androidów rośnie z dnia na dzień, choć policja twierdzi, że panuje nad sytuacją. Zeszłej nocy, w okolicy magazynów CyberLife doszło do napadu na należącą do firmy ciężarówkę, przewożącą dostawę biokomponentów. Wedle zeznań kierowcy sprawcą napadu był android. Incydent mógł skończyć się tragicznie, gdyby nie przezorność pracownika CyberLife, który miał przy sobie broń i zdołał postrzelić napastnika, zanim ten go ogłuszył. Maszynie udało się uciec, jednak wedle ustaleń śledczych, android został poważnie uszkodzony. Trwa śledztwo. Wedle informacji przekazanej przez rzecznika prasowego DPD, w sprawie ponownie uczestniczy prototyp androida śledczego, znany z niedawnej sprawy Emmy Phillips. Tym razem asystuje on porucznikowi Andersonowi, zasłużonemu w głośnej do dziś sprawie rozbicia siatki handlarzy bordo.


ARCHIWUM

czwartek, 20 września 2018

Akcja warszawska

Uwaga! Achtung! Oto i coś o co mnie prosiliście i czy chcecie czy nie to macie. A co macie? Dalsze przygody pewnego ruskiego super-szpiega, który aspiruje na Bonda, ale nawet nie osiągnął poziomu J.Englisha. Tak, znowu Popow w akcji. Możecie siąść w fotelu/na krześle/kanapie/na tyłku i "delektować się" wysublimowaną inaczej literaturą. Macie tutaj żarciki polityczne, żarty na poziomie gimbazy (chrońmy zagrożone gatunki!). A także odnośnik do pięknej pani. Oraz macie też odnośnik do poprzednich przygód szpiega z kraju wódki (radzę przeczytać żeby później ogarniać co i dlaczego). I szukajcie mema!

Bociek, który chce was zabić

 Warszawa, 14 marca 2029 roku, godzina 19:39

Siedział w swoim niewielkim mieszkanku przy ulicy Belwederskiej 25. Miał dość, wiedział że jest inwigilowany przez każdego. Nie tylko przez „swoich”, ale też przez Polaków. Bo to było więcej niż pewne, ABW, AW i wszystkie inne ciekawe skróty ich Specsłużb miały na oku większość placówek dyplomatycznych, a już zwłaszcza Rosji. Czasem miał wrażenie, że ci wszyscy Polacy to patrzą na niego jakby to on sam zestrzelił tego Tupolewa. Albo co gorsza posadził tą konkretną brzozę ze stali pancernej…albo wytresował te bobry, czy inne myszy. Pewnie nawet już ABW miało jego teczkę personalną i było tam napisane coś w stylu „Władimir Popow, podejrzany o zasadzenie pancernej brzozy, tresurę bobrów i zestrzelenie prezydenckiego TU-154M”. Na pewno mieli coś takiego!
Władimir aż zaśmiał się wyobrażając sobie teczkę.
Natychmiast spoważniał. Pamiętał też o jednej rzeczy. Na pewno miał u siebie podsłuchy, tylko że tym razem to od Rosji. Z pewnością Zosimow chciałby wiedzieć, o czym Władimir Władimirowicz Popow myśli, co robi, kiedy beknie, a kiedy pierdnie przez sen.
Nie wiedział czemu, ale nagle chciał ryknąć śmiechem, bo to było wręcz komiczne. Zosimow musiałby mieć go za debila, jeśli myślał, że będzie sobie do mieszkania zamawiać dziwki, albo sprowadzać kochanki. Poza tym chyba tylko debil by coś takiego odpierdolił. Albo niekoniecznie debil tylko ten jełop Batyszkin, chociaż słowa „jełop”, „głupek” i „Batyszkin” mógł stosować zamiennie. No kogo jak kogo, ale debila Witalija Batyszkina to nie trawił. Taki… Ciężko było Władimirowi powiedzieć, czego nie lubił w Batyszkinie. Pewnie wszystkiego. Nie dość, że był rudy (ale farbowany), to jeszcze wredny i głupi. Idiota, debil i głupek. Głupek, który miał w dupie zasady konspiracji, pewnie spał na wykładach w Akademii. No i Władimir nie wiedział jakim cudem mógł być jego rówieśnikiem. Jakim cudem, ktoś taki jak Batyszkin mógł być jego rówieśnikiem i jeszcze mógł go pouczać! Przecież to dziecię prochu nigdy nie wąchało, nie był na akcji. Na akcji nie był, a się mądrzył, do tego jeszcze dość często chadzał na prostytutki, albo do tej Polki takiej. Tej co to studiuje iberystykę. Jak jej to? Asia? Tak, chyba Asia i on myśli że nikt o tym nie wie. Chyba, że spotykałby się z młodszą siostrą Asi, to wtedy fakt, nikt by nie wiedział.
Popow wstał z fotela, spojrzał na stan baterii w telefonie. Ładował się jakiś czas i wyświetlacz pokazywał 96%. Za chwilę będzie musiał wyjść na spotkanie z agentem. A właściwie na spotkanie z jednym z kilku agentów.
Agent o kryptonimie „Jaśmin”, poprosił o natychmiastowe spotkanie. Popow nie mógł odmówić, „Jaśmin” bardzo rzadko nalegał na spotkania, a już zwłaszcza w trybie pilnym. Władimir, przypuszczał, że to może być coś ważnego, jakaś bomba, która może zmienić niektóre rzeczy. Już przestał marzyć o tym, że zmieni świat. Że zmieni układ na politycznej szachownicy.
To już sobie dawno wyperswadował… dokładnie 15 sierpnia 2028 roku, kiedy to przybył oficjalnie do Warszawy.

Warszawa, 15 sierpnia 2028 roku, godzina 15:05 czasu lokalnego

Nie było ani deszczowo, ani pochmurnie, ani słonecznie. Było kurwa nijako. Dlaczego do chuja jebanego pana, nie mogłoby padać? Przynajmniej miałby wrażenie, że kicz osiągnął apogeum i już nie spotka w swoim życiu nic bardziej kiczowatego.
Za sobą miał już odprawę na lotnisku, jazdę fajnym BMW serii 5 wprost do ambasady. Teraz przed nim tylko spotkanie z szanownym panem ambasadorem. Żeby ten dyplomata wiedział, że nie warto denerwować Popowa przy pierwszej rozmowie. Pewnie rozegrałby to inaczej, chociaż kto wie, kto wie? Może byłoby jeszcze gorzej.
Władimir przekroczył próg gabinetu ambasadora. Rozejrzał się po pomieszczeniu, które od jego ostatniej wizyty nie zmieniło się jakoś drastycznie, no może poza tym, że nie urzędował tutaj Hieronim. Hieronim Własow oczywiście. Na miejscu „ojczulka” (jak czasem w myślach nazywał Hieronima), siedział niejaki Piotr Trubarow, mężczyzna po czterdziestce, mający krótkie ciemne włosy, lekki zarost, orli nos, wypielęgnowane brwi. Władimir zauważył też, że facet ma zadbane dłonie i widział że facet korzysta z karty multisport i chodzi na siłownię albo basen, wnioskował tak po sylwetce Trubarowa.
Popow usiadł przed Piotrem Trubarowem, który bez słowa wskazał mu miejsce siedzące.
Zupełnie inaczej niż „ojczulek” – pomyślał Władimir. Miał w pamięci przywitanie jakie zaserwował mu Hieronim. Zauważył, że Trubarow traktuje go z dystansem.
— Władimir Władimirowicz Popow. – Głos Trubarow miał przyjemny, Władimirowi się spodobał, mógłby go słuchać przez dłuższy czas. Teraz tylko zastanawiał się jaką ma manierę mówienia.
Popow milczał, skinął tylko potwierdzająco głową.
— Przysłany z Moskwy, z dniem 16 sierpnia 2028 roku rozpoczynający pracę w naszej ambasadzie. Wcześniej byliście w Warszawie, prawda?
— Tak jest. To jest moja… - przerwał na chwilę, musiał dobrze to policzyć. – Czwarta wizyta tutaj. Studia, później pobyt w ambasadzie, później jeszcze coś…i teraz – odpowiedział ze spokojem. Nie miał się przecież czego bać, pytanie jak pytanie.
— No tak. Nasz playboy z Timesa zna Warszawę bardzo dobrze. – Trubarow uśmiechnął się nieco wrednie. Władimir starał się nie dać po sobie poznać, że to go, co tu dużo mówić, zabolało. Jego zdaniem był to cios poniżej pasa i lepiej byłoby, gdyby Trubarow zachował to dla siebie.
— Widzę, że wieści szybko się rozchodzą. Rozchodzą szybciej niż to 500+, albo podwyżki i diety dyplomatyczne – Władimir brzmiał tak niewinnie jak tylko mógł brzmieć oficer wywiadu. – Jakie są moje zadania?
— O tym pomówimy jutro, tymczasem…myślę, że dobrze będzie jeśli odpoczniecie. Jutro z samego rana chcę was widzieć u siebie. Dokładniej o 9:15! – powiedział, może nieco za głośno.
Władimir wstał, pożegnał się i wyszedł. Jutro dowie się wszystkiego, a Trubarow jeszcze nie wiedział, że Popow potrafił ugryźć i to boleśnie. Chociaż może i wiedział? Może testował do czego jest w stanie posunąć się oficer wywiadu, który został wysłany za karę do Polski. Tylko, że pan ambasador Piotr Trubarow nie wiedział, że dla Władimira wyjazd do Polski nie był karą.

Warszawa, 14 marca 2029 roku, godzina 20:12

Był osiem minut przed czasem w restauracji na Smolnej. Panował spory ruch, ale czego się spodziewać, skoro restauracja „Zielony Niedźwiedź” od jakiegoś czasu była jednym z modniejszych miejsc w Warszawie. Rozejrzał się po okolicy, „Jaśmin” już czekał przy stoliku. Władimir skinął głową w kierunku mężczyzny i usiadł naprzeciwko niego.
— Co masz? – zapytał Władimir uważnie lustrując blondyna w okularach.
— Rzecz wartą swoich pieniędzy.
Władimir miał taką nadzieję, płacił za to pięć tysięcy, lepiej żeby było warte swojej ceny. Ale w sumie to większość informacji „Jaśmina” była warta swojej ceny. „Jaśmin” był chyba największym skarbem Popowa. Władimir czasem żałował, że „Jaśmin” nie był kobietą, chociaż jak na mężczyznę był atrakcyjny. Przynajmniej według Władimira, stwierdzał to obiektywnie, bo tak słyszał. Wierzył na słowo.
— Czyli? – zapytał i ze znudzoną miną przeglądał menu. Zastanawiał się co zamówić. Nie był jakoś bardzo głodny, w sumie to nie chciał jeść. Ale też nie wiedział ile może mu to wszystko zejść. Czuł ścisk w żołądku, który nie był ani uciążliwy, ani przyjemny. Taki nijaki, zabarwiony stresem i adrenaliną. Bardzo go ciekawiło co „Jaśmin” przynosi za nowiny, nie chciał jednak dać po sobie poznać, że aż go nosi. Musiał zachować spokój grabarza i wszystko powinno pójść dobrze.
Emocje nie były dobre w tej robocie.
— Czyli zobacz – „Jaśmin” mówił cicho i podsunął mu kartkę papieru. Władimir odebrał to i  spojrzał na zapisany adres. Uniósł nieznacznie brwi i przeniósł wzrok na „Jaśmina”.
— Serio? Skrzynki? Co ja jestem? Jakiś Youtuber, który napierdala openingi? – zapytał wściekle Władimir. Osoby, które mogły go słyszeć, w życiu by nie powiedziały, że Popow nie pochodzi z Polski. Nikt by nie powiedział, że on się tutaj nie urodził. Oczywiście, czasem kiedy się zapominał to nieco zaciągał niczym Rosjanin. A kiedy osiągał czwarty poziom w skali generała Stakana to mówił we wszystkich językach i pewnie nawet władał staroafgańskim uproszczonym.
— A tutaj masz coś co ci pomoże. – „Jaśmin” przesunął przez stolik niewielki kluczyk. Władimir spojrzał na niego i przyciągnął go do siebie.
— Serio? Ja wiem, że bardzo chcesz stracić ze mną swoją cnotę, ale dawanie kluczyka od pasa strzegącego twej cnoty to lekka przesada – Władimir brzmiał poważnie. Teraz nie było wiadomo, czy żartował, czy mówił poważnie. – Poza tym wiesz…jeszcze mnie nigdy nie zaprosiłeś na kawę albo do kina – dodał z większym luzem. Zobaczył jak „Jaśmin” się speszył.
Może i było to wredne zagranie ze strony Popowa, że wykorzystywał tą słabość „Jaśmina”, ale oficer wywiadu powinien chwycić się każdej rzeczy żeby wyciągnąć informacje. A to, że wykorzystywał słabość „Jaśmina”, pozostawiał sobie i nie mówił o tym Centrali. Nie ujawniał w notatkach służbowych. Nie mówił nikomu. Poza tym, pewnie w Centrali zaczęliby coś podejrzewać…że może on i „Jaśmin” coś…razem.
— Nie żartuj. Poza tym…a może ty jesteś bi? – zapytał „Jaśmin”.
— Ja wiem, że ty bardzo byś chciał. Ale no niestety… nie spoufalam się ze współpracownikami. Chociaż…jeśli w łóżku jesteś taki dobry, jak w zwodzeniu innych, to może kiedyś? Może kiedy będę w Warszawie na urlopie?
— Wyjeżdżasz? – „Jaśmin” wyglądał tak jakby dostał w twarz. Władimir uśmiechnął się uspokajająco. Trochę żałował, że będzie musieć za jakiś czas rozstać się z „Jaśminem”, liczył jednak na to, że jego następca nie spierdoli sprawy i nie zabije kury znoszącej złote jaja. A taką kurą był bez dwóch zdań „Jaśmin”.
— Kiedyś na pewno. Nie mówmy jednak o tym. – Decyzja musiała być szybka, nie mógł się rozproszyć. – Jesteś pewny, że jesteś czysty? Wiesz…muszę to wiedzieć, musze o to zapytać. Akcja nie może się sypnąć.
— Spokojnie, przecież nie jestem aż takim świeżakiem. – „Jaśmin” uśmiechnął się delikatnie. Popow wstał i zasunął krzesło. Uśmiechnął się przelotnie do agenta i wyszedł.
Popow nie miał pojęcia, że agent spoglądał na jego tyłek. Pewnie to i dobrze. Oczywiście nie uderzyłby go przy tylu ludziach, ani nie zrobiłby mu niczego złego, po prostu dałby mu delikatnie do zrozumienia, żeby się tak nie gapił na niego.

Warszawa, 15 marca 2029 roku, godzina 8:45

To był idealny czas, idealny moment. Ruch był spory, ciężko było prowadzić skuteczną obserwację. O to właśnie chodziło Popowowi. Nie chciał ułatwiać zadania przeciwnikowi, poza tym lepiej było przyjmować, że jest się cały czas inwigilowanym i obserwowanym, niż przyjąć, że Specsłużby dały ci spokój i nawet nie chce im się ciebie obserwować. Władimir przyjmował zawsze pierwszy wariant, zawsze kiedy szedł nawet na najdrobniejszą robotę musiał się sprawdzić. Czasem łapał się na tym, że obmyślał trasę sprawdzeniową do sklepu, albo do restauracji. Popow obserwował innych, zwłaszcza Batyszkina, który był jego całkowitym zaprzeczeniem. Witia Batyszkin swoim zachowaniem wręcz prosił się żeby go obserwować. Przecież wystarczyłoby poprowadzić obserwację przez kilkanaście dni, może i kilka tygodni a już większość akcji by się sypło, bo jakiś Batyszkin, pan i władca Warszawy wybiera się na pogadankę ze szpiegami.
Władimir nawet i teraz sprawdzał się kilka razy. A miał do odebrania coś ważnego w skrytce depozytowej na dworcu. Tym czymś był najzwyklejszy pendrive i jakiś notatnik. Rosjanin schował to do kieszeni kurtki i wyszedł. Musiał powoli iść do ambasady.
Wychodząc przed dworzec spojrzał na zegarek. Była dokładnie 8:50. W Moskwie godzina do przodu. Bardzo się cieszył, że nie było aż tak dużej różnicy czasu. Nie musiał się pilnować z wysyłaniem różnych wiadomości, czy dzwonieniem. Bo naprawdę było ciężko dzwonić do kogoś, kiedy było osiem godzin różnicy czasowej. Tak, kiedyś to przerabiał. Było ciężko z kontaktem.
Włożył ręce do kieszeni i ruszył przed siebie, w pobliżu zaparkował samochód. Musi pojechać do pracy, tam sprawdzi co takiego dorwał „Jaśmin”, że nalegał wczoraj na spotkanie. Przeczuwał jednak, że to coś ważnego, jego zmysł oficera wywiadu mu to mówił. O ile oczywiście mógł mówić tutaj o jakimkolwiek zmyśle.

Warszawa ulica Belwederska, 15 marca 2029 roku, godzina 9:38

— Mam dość.
— Yhm.
— Tyłek mnie boli.
— Cudownie.
— Zjadłbym kebaba.
— Popierdoliło cię? Kebab na śniadanie?
Kapitan Mróz aż spojrzał ze zdziwieniem na porucznika Kucharczyka. O jego stalowym żołądku krążyły legendy w całym ABW. Prawdopodobnie nie było niczego, czego Kucharczyk by nie zjadł. Przeterminowane mięso? Bez problemu! Stary kefir? Obleci. Żelki z Biedronki? Na spokojnie. Kapitan Mróz jednak po raz pierwszy był na obserwacji z Kucharczykiem i zastanawiał się, czy facet serio byłby w stanie zjeść na śniadanie kebab. To było abstrakcyjne.
— Dla mnie to idiotyczne – westchnął Kucharczyk. – Przecież bez sensu to wszystko. No nie wyłoży się, za chuja pana.
— Kazali obserwować to nie dyskutuj. – Mróz był spokojny. Nie pierwszy raz miał za zadanie obserwować kogoś. No przecież nie robił w agencji tak krótko. Nie obserwował od wczoraj. Ale musiał przyznać, że obserwowanie tego konkretnego Rosjanina go denerwowało. Ktoś powiedziałby, że łatwa robota, a dla Mroza było  to poniżej godności.
— A ten Batyszkin, czy jak mu tam… To nie możliwe, żeby nie wiedział, że go obserwujemy. A jeśli to ich akcja inspiracyjna? – zapytał Kucharczyk.
Mróz wzruszył tylko ramionami. No co miał odpowiedzieć? Że nie wie? Że nie ma bladego pojęcia? Że to prawdopodobne i lepiej jeśli nie będą drążyć tego tematu? Bo przecież Batyszkin się nie sprawdzał, zachowywał się tak jakby był w Moskwie. Był tak pewny siebie i arogancki, że Mróz zaczynał poważnie się zastanawiać nad sensem tego wszystkiego. Bo to niemożliwe, żeby oficer wywiadu był tak nieostrożny.
Obaj zanotowali, że minęło ich czarne BMW x6, chyba trzeciej generacji, na dyplomatycznych blachach.
— I kolejny Rusek. Oni mają gdzieś czas i jakieś zegarki? Czy dla nich praca w ambasadzie i reprezentowanie kraju to jakieś kurwa wczasy? – zapytał ze złością Kucharczyk. – Jezuu… Kupiłbym im po jakimś zegarku, który za spóźnienia raziłby ich prądem, to wtedy może by się nauczyli przychodzić o czasie.
— Co? Wcześniej Niemcy? – zapytał Mróz.
— Tak. U nich to wszystko jak w zegarku. Japończycy i Szwajcarzy też. A ci Rosjanie? Z niektórymi to trzeba się dwie godziny wcześniej umówić żeby byli o czasie. – Mruknął zapisując przy tym numery. Sprawdzą, kto to się spóźnił do pracy. No i może dowiedzą się czegoś ciekawego o tym człowieku? Chyba każdy był lepszy niż Batyszkin.
— W ogóle słyszałeś o tym, że nasz narodowy duszpasterz Rydzyk, kupił sobie Maybacha. Znaczy się…dostał go od bezdomnego w prezencie – zagaił Kucharczyk.
— Tak, słyszałem. Słyszałem też, że Szwedzi do tej pory robią czystki u siebie. Wiesz o czym mówię? – Mróz spojrzał wyczekująco na Kucharczyka, który po krótkim ociąganiu się skinął głową. Nawet i w polskich służbach słyszeli o kompromitacji Rosjan. Byli blisko ze szwedzkimi służbami. Tutaj raczej więcej do powiedzenia miała Agencja Wywiadu, ale Mróz znał tam takiego jednego oficera, który pośrednio brał udział w całej akcji.
— Wiem. Do tej pory nie chce mi się w to wierzyć. Ale chyba nawet i Rosjanie są ludźmi a nie maszynami, co nie? –zażartował Kucharczyk. – W ogóle w Stanach, Detroit przeżywa nową młodość. Miasto stojące wcześniej Fordem, teraz Androidami stoi. No ciekawe… a kiedy u nas będą produkować roboty? I gdzie?
— Nie wiem. Skup się na robocie lepiej młody. Mamy jeszcze…niecałe dwie godziny do zmiany. Mam dość.

Warszawa ambasada Federacji Rosyjskiej, 15 marca 2029 roku, godzina 14:25

Nie wierzył w to, że to kiedyś powie, ale normalnie to byłby w stanie przespać się z „Jaśminem”. Oczywiście w ramach nagrody, za dostarczone informacje. To co dostarczył agent to była niewielka bomba, która odpowiednio wykorzystana może porządnie namieszać na polskiej arenie politycznej.
— Prezes chyba nie będzie zadowolony – powiedział do siebie Władimir. Siedział odchylony w fotelu, ręce miał splecione za głową i szczerzył się jak głupi do monitora. – „Jaśmin” spisał się wyśmienicie. Teraz czas sporządzić notatkę służbową i trzeba podjąć odpowiednie kroki. Tak, ciekawe czy Trubarow zgodzi się na to….i najważniejsze, jak Centrala będzie chcieć to wykorzystać.
Popow podrapał się po głowie. Będzie musieć jakoś nakłonić Trubarowa do działania. Dlaczego nie miał na niego żadnych haków, znaczy się…coś podejrzewał co do niego. Jednak nigdy go na zdradzie żony nie przyłapał.
Był w kropce, jednak jeśli Trubarow miał chociaż trochę instynktu oficera wywiadu to wyczai, że coś z tym można zrobić. A jak nie…
Co mówił Trubarow, podczas świąt? Że chciałby najszybciej wynieść się z Polski, bo siedzi tu za długo. To jest możliwość! Zaistnieje w oczach Władimira Władimirowicza. Ba! Jaseniewo i te debile z GRU, wyślą go dokąd będzie chcieć! On dopnie swego, ja też. Wilk syty i owca cała…no i gra gitara! – Władimir aż klasnął w ręce. Niewiele brakowało a krzyknąłby na cały pokój „O tak! Popow wraca do Moskwy baby!” . Był przekonany, że po tej akcji wróci. A jeśli nie po tej, to po następnej. Nie przewidywał długiego pobytu w Warszawie. Jego miejsce było w Jaseniewie.
— Popow wraca do gry dziwki – powiedział cicho i zaczął pisać notatkę służbową. Już wrócił na ziemię, nie mógł snuć wielkich planów, skoro z robotą był w plecy.

Warszawa jakieś wygwizdowo, 15 marca 2029 roku, godzina 19:25

Dopiero co spojrzał na zegarek w telefonie, zastanawiał się ile jeszcze chodzić po okolicy. Musiał przemyśleć kilka rzeczy. Poza tym, że nie miał obserwacji, co było zastanawiające. Ciekawiło go też, kogo obserwowali ci dwaj panowie z tego passata. Bo kogoś obserwowali.
Pewnie Batyszkina – przemknęło mu przez myśl.
Poprawił kołnierz kurtki i przyspieszył kroku. Nawet cieszył się, że ABW (o ile to byli oni) zajęło się Batyszkinem a nie nim. Taka praca. Zastanawiał się jednak, jak długo obserwują Batyszkina.
— Czy to ważne? – zapytał cicho sam siebie. W odpowiedzi wzruszył ramionami. Bo przecież co się będzie przejmować aroganckim Batyszkinem?
Szedł lekko oświetlonym chodnikiem. Raz na jakiś czas pociągał nosem, dziwne…wydawało mu się że nie miał kataru. Właściwie to był pogrążony na tyle w swoich myślach, że nie dotarło do niego, że ktoś za nim szedł i że w pewnej chwili, ten ktoś chwycił go za ramię i zmusił najpierw do zatrzymania, następnie do obrócenia się.
Popow miał już uderzyć tego kogoś w twarz i dopiero później pytać o co chodzi. Zamiast tego jednak się uśmiechnął.
— Radek – powiedział Władimir z lekkim uśmiechem. Poznał go, jego to wszędzie by poznał, nawet na końcu świata.
— Władimir, no co ty tu robisz? – zapytał Radek. Wydawał się być autentycznie zdziwiony tym wszystkim.
— Tosty z serem robię. Chodzę, spaceruję jak widzisz – odpowiedział siląc się na poważny ton. Przyjrzał się Radkowi, mdłe światło nie wpływało korzystnie na jego wygląd, ale no cóż… i tak nie wyglądał źle. Właściwie to na pierwszy rzut oka nic się nie zmienił.
— Ale w Warszawie. Urlop spędzasz w Polsce? Przecież nie sezon na plażing.
— A wiesz, krążą ploty, że tutaj trawa bardziej zielona, słońce cieplejsze a woda czystsza i cieplejsza niż nad Morzem Śródziemnym . Tak przynajmniej mówi ten wasz Prezes.
— Czyli tak musi być! – zaśmiał się Robert. – Chodź, przejdziemy się. Może…wybierzemy się do jakiejś restauracji?
— A po sesji chodziliśmy na pierogi – powiedział Popow, parafrazując pewną wypowiedź jednego Polaka, którego mianowali świętym, a później chcieli to wszystko odwołać, bo coś im tam nie pasowało w prawie przez niego utworzonym. Bo ten Polak stwierdził, że karą dla pedofila to powinno być przeniesienie do innej parafii.

Warszawa jakaś pierogarnia, 15 marca 2029 roku, godzina 19:50

— Więc mówisz Władimir, że w ambasadzie pracujesz. – Radek spoglądał uważnie na swojego rozmówcę. Uśmiechnął się delikatnie do niego. – No, a ja myślałem, że ty po tych studiach to nic nie będziesz mieć. Ty ich chyba nawet nie skończyłeś, co nie?
— Mam licencjat – przyznał cicho Władimir. – I tak, pracuję w ambasadzie, wysłali mnie do Warszawy, nie narzekam. Przynajmniej pierogi są dobre. – Władimir zaśmiał się szczerze. Należało szukać jakiś pozytywów.
Popow spoglądał na Radek, który pomimo tylu lat nic się nie zmienił. Starszy o trzy lata mężczyzna, absolwent prawa Uniwersytetu Warszawskiego, człowiek, który miał niemalże identyczne poczucie humoru co Władimir. Do tego podobny, normalnie wypisz wymaluj Władimir w wersji polskiej. Wysoki na metr dziewięćdziesiąt, brunet o bystrych szarych oczach, ostrych rysach i lekkim zaroście. No był wyższy niż jego rosyjski znajomy, może też nieznacznie szerszy w ramionach, ale reszta. Reszta to wypisz-wymaluj Władimir Popow.
— No tak, ale licencjat nic nie znaczy przecież – powiedział Radek i uważnie przyjrzał się Władimirowi, który właśnie nabijał kolejnego pieroga na widelec.
— Skończyłem szkołę w Moskwie – odpowiedział niemalże natychmiast Władimir. Nie precyzował jaką. Tak było lepiej i bezpieczniej, bo przecież nie mógł wykluczyć tego że Radek pracuje, lub jest współpracownikiem polskich służb specjalnych. – A nie ważne, trochę wcześniej byłem też w Polsce, też w Warszawie, w ambasadzie. W sumie to tyle, nic szczególnego – dodał z uśmiechem i spojrzał na Radka. – A co u ciebie?
— Niedawno zacząłem pracę w kancelarii. Pracuję nad jedną taką sprawą, trochę spędza mi sen z powiek. Myślę, że jednak wszystko będzie dobre – odpowiedział obojętnym tonem.
Jedno było pewne, jeden wiedział więcej od drugiego. Na nieco wygranej pozycji był Robert, który badał Władimira Popowa. Rosjanin wydawał się niczego nie podejrzewać i traktował to wszystko jako przyjacielskie spotkanie po latach. Chociaż zwykło się mawiać, że szpieg szpiega pozna, podobnie jak żołnierz wojsk specjalnych pozna drugiego jemu podobnego człowieka. Ktoś mógłby powiedzieć, że tacy ludzie mają inna aurę.
Słysząc coś takiego Władimir i Radek z pewnością wyśmialiby głosiciela, lub głosicielkę takiej tezy. Żaden z nich nie wierzył w takie nadprzyrodzone rzeczy. Zgodnie odpowiedzieliby że to tylko obserwacja i nic więcej.
— Coś nam się ta rozmowa nie klei. Myślę że to przez…
— Przez brak jakiegokolwiek alkoholu? – podchwycił Radek. Władimir tylko się uśmiechnął i skinął głową.
Przydałoby się jedno piwo.

Warszawa samochód stojący w pobliżu pierogarni, 15 marca 2029 roku, godzina 21:05

Mróz siedział za kierownicą i czekał na to aż Radek przyjdzie. To spotkanie z tym Ruskiem trwało bardzo długo. A może tylko jemu się tak wydawało? Tak, to pewnie tylko jego odczucie. Poprawił się kiedy zobaczył dwóch mężczyzn wychodzących z pierogarni. Przetarł oczy, bo teraz do niego dotarło, że ci dwaj mężczyźni są do siebie bardzo podobni, poza drobnymi szczegółami. Niby widział już zdjęcie Popowa, widział podobieństwo między nim a Radkiem, jednak teraz kiedy zobaczył ich na żywo, stojących obok siebie, zaczął się zastanawiać, czy przypadkiem nie są braćmi…bliźniakami. Wiedział też, że Władimir jest młodszy o trzy lata, ale naprawdę nie mógł pozbyć się tego wrażenia.
— I jak? – zapytał, kiedy Radek wszedł do samochodu.
— Nijak. Pracuje w ambasadzie, tylko tyle wiem. Nie mówił co robi, czym się konkretnie zajmuje, wspomniał tylko że skończył szkołę w Rosji. Nic specjalnego, nie mówił nic szczególnego. Poruszał się po neutralnych tematach.
— Spodziewałeś się czegoś innego? – zapytał Mróz.
— Gdyby był ZWYCZAJNYM pracownikiem ambasady, to nie omijałby tematów związanych z pracą. Owszem nie mówiłby niczego co mogłoby zaszkodzić interesowi Rosji, ale tutaj…on nie chciał rozmawiać o pracy. – Radek podrapał się po skroni. Spojrzał na oddalającą się sylwetkę jakiejś kobiety. – Pracuje w wywiadzie, jak nic. Kwestia czy w cywilnym czy w wojskowym.
— Mamy go obserwować? – zapytał Mróz wyczuwając w tym możliwość, przerzucenia Batyszkina komu innemu. On już to z Radkiem dogada. Wspólna praca ABW i AW, to musiało być coś.
— Tak, jakieś dwa zespoły zaufanych ludzi. Ode mnie też ktoś będzie go obserwować. Będziemy się wymieniać informacjami. Skontaktuję się z szefem. Wdrożymy procedury i zobaczymy jak to będzie. Wiesz, że od czasu kiedy Rosjanie zgotowali nam niezłą bujankę wywiadowczo-polityczną, „stary” niechętnie robi cokolwiek. W ogóle ciężko jest cokolwiek zrobić i o cokolwiek wyprosić.
— Nie tylko u was Radku – powiedział cicho Jacek Mróz. – Biegunka u szefa rządu to nic przyjemnego. Każdy się uwali gównem, bez wyjątku. – Spojrzał na kolegę z AW. – To jak z tym Popowem?
— Obserwujcie, tego Batyszkina można zostawić w spokoju, albo przerzuć go na jakiś inny zespół – powiedział Radek. – Podwieziesz mnie do domu? O ile to nie kłopot.
— Żaden – powiedział Jacek. – Swoją drogą…jak poznałeś Popowa?
— Na studiach. Jeden z lepszych uczniów, no i był na jednym roku z moją siostrą. Dwa różne kierunki, ale jakoś się coś tam zagadali – wytłumaczył dość pokrętnie. – No na jakiejś imprezie studenckiej. Muszę powiedzieć, że spora część pań na roku przez chwilę do niego wzdychała. Nie wiem czemu, brzydki jest.
— Podobny do ciebie – powiedział Mróz.
— No to przecież mówię, że jest szpetny! – Radek mówiąc to zaśmiał się szczerze.

W tym czasie Władimir Popow dotarł do stacji metra i zaczął się zastanawiać nad trzema rzeczami. Kiedy powstanie ta obiecana druga nitka? Czy spotkanie z Radkiem to był przypadek? I dla kogo pracuje Radek, bo nie wierzył, że jest prawnikiem. Wydawało mu się, że zna tego Polaka dobrze i w życiu nie powiedziałby, że będzie prawnikiem.
Ręce miał w kieszeniach, przecisnął się wśród tłumu ludzi, którzy wchodzili do wagonu. Chwycił się zimnej metalowej rurki i rozejrzał się po wagonie, który pomimo później pory był zatłoczony. Wysiadł na następnej stacji, zamierzał się przejść. Po prostu musiał to zrobić, musiał się przejść i pozbierać myśli, bo coś mu nie grało i to wcale nie była wina zepsutych słuchawek od telefonu.
Szedł, wzrokiem omiatał najbliższą okolicę i myślał nad tym co ma zrobić, co powinien zrobić. Powinien porozmawiać z Trubarowem, tylko musiał przygotować się do tej rozmowy. Wiedział, że od niej zależało naprawdę wiele i będzie źle jeśli podczas niej się potknie i zaliczy wpadkę. Będzie też źle jeśli zupełnie oleje Trubarowa. Bo Trubarow trzymał pieczę nad wszystkim, więc omijanie przełożonego to samobójstwo albo co gorsza, niesubordynacja.
Przygryzł wargę, no przecież nie mógł tak po prostu olać tego wszystkiego musiał coś zrobić. Omijając śpiącego na ławce menela wpadł na genialny pomysł. Aż sam się zdziwił, że jeden menel może tak poprawić jego procesy myślenia. Władimir zaczął podejrzewać, że mógł być jakimś mutantem, chociaż w Czarnobylu on ani jego rodzice nigdy nie byli. Teraz powinien wyskoczyć jakiś antyszczepionkowiec, który oświeciłby go, że to przez szczepienia jest takim mutantem. Mało brakowało a zaśmiałby się widząc tę niedorzeczną scenę.
Zaczął się zastanawiać co było gorsze, taki antyszczepionkowiec czy świadek Jehowy. To musiało być irytujące, kiedy ktoś raz na jakiś czas przychodził i pukał do drzwi i mówił, że chce pogadać o Bogu i końcu świata. Z drugiej strony ci antyszczepionkowcy to wypisywali brednie w internecie i szkodzili swoim własnym dzieciom. Na szczęście obie rzeczy w Rosji były zdelegalizowane. Znaczy się Jehowi potraktowani niczym terroryści, a antyszczepionkowcy mieli nakaz szczepienia dzieci i nie mogli się od tego uchylić, bo sankcje. A Władimir musiał przyznać, że Rosja w sankcje była dobra.
Rosja w wiele rzeczy była dobra, w sporą część z nich była lepsza niż większość krajów europejskich, lepsi niż USA. Oni przynajmniej mieli Prezydenta i premiera z krwi i kości, a nie jakieś polityczne popierdółki. To samo z Polską, Polacy władzę oddali jakiemuś pingwinowi i grzybowi.
Popow przyspieszył kroku. Zamierzał już wracać do domu.

Warszawa, 16 marca 2029 roku, godziny poranne

— Ja pierdole, jak zimno – mruknął Kucharczyk, który wsiadł do samochodu z dwoma kubkami z kawą. Przy okazji wpuścił do środka trochę zimnego powietrza.
— Kucharczyk, ty zawsze tak przeklinasz? – zapytał Jastrząb.
— Tylko jak się wkurwię.
Janusz „Stalowy żołądek” Kucharczyk spoglądał na Tomasza Jastrzębia, który wiele miał wspólnego ze swoim nazwiskiem. No jak się spojrzało na twarz Tomasza to myślało się o jakimś drapieżnym ptaku, który zmaterializował się i siedział w służbowym passacie. Co prawda Kucharczyk słabo znał mrukliwego Jastrzębia, bo jeszcze nie miał przyjemności z nim współpracować. Ale jednak kurczę, facet który wcześniej był w wojskach specjalnych i który przeszedł do wywiadu to nie był byle kto! Janusz mógł teraz grzać się w blasku zajebistości Jastrzębia.
— No nie. Tego Ruska to przypadkiem nie popierdoliło? – zapytał z niedowierzaniem Kucharczyk, widząc jak Popow wyszedł biegać. Krótkie spodenki, jakaś bluza z długim rękawem i w sumie to tyle. – Przecież jest…jakieś dziesięć stopni mrozu no!
— Siedem na minusie – powiedział posępnie Jastrząb, który też przyglądał się Popowowi. Zauważył że mężczyzna ma chude nogi i w ogóle jest chudy. Mimowolnie porównał sobie Popowa i Radka. Stwierdził, że są do siebie podobni, nawet bardzo, jednak Radek jest nieco tęższy i wyższy. – Jest jednak jeden plus – dodał patrząc na Popowa.
— Jaki? – zapytał Kucharczyk popijając swoją kawę.
— Taki, że on faktycznie poszedł pobiegać, a nie wykonywać tajną misję wywiadowczą. Zobacz, ubrał się cienko, jak podczas biegu się zatrzyma to chłopina przemarznie, a nie ma nic gorszego niż zasmarkany oficer wywiadu. – Jastrząb mówił spokojnie. Kucharczyk pokiwał głową z uznaniem, o tym nie pomyślał. – No i jest godzina szósta, niewielu biegaczy o tej porze. No wiesz, zawsze możemy się za nim przejść – powiedział Jastrząb, widząc jednak minę Kucharczyka zaśmiał się. Jemu też nie chciało się wychodzić z samochodu, przynajmniej na razie. No i był przekonany, że Rosjanin nie realizuje żadnego zadania w tej chwili.
Tutaj miał Jastrząb rację. Popow wyszedł tylko pobiegać, żeby zebrać myśli i rozładować jakoś tą kumulację złej energii. No i też dziwnie się czuł w mieszkaniu, w którym najprawdopodobniej miał podsłuch. Niby podsłuch w myślach nie czytał, ale jednak chyba każdy czułby się dziwnie, wiedząc że ma w mieszkaniu pluskwy założone przez  rodaków.

Warszawa ambasada, 16 marca 2029 roku, godzina 10:45

Równo dwadzieścia pięć minut temu zaczęło się spotkanie Popowa z Trubarowem. Młody oficer wywiadu przygotował się do rozmowy. Mówił spokojnie, powoli, spójnie. Nie omijał niczego co ważne, starał się nie ubarwiać. Nie umniejszał roli agenta, ale też i nie wywyższał „Jaśmina”. Starał się być jak najbardziej obiektywny, takie przynajmniej wrażenie odniósł Trubarow. Obecny przełożony Władimira nawet nie wyłapał jak Popow zręcznie grał na emocjach i nieco nim manipulował. Nieznacznie, ale jednak.
— To co mówicie jest ciekawe – zaczął ostrożnie Trubarow. – Jednak…powiedzcie mi co mam zrobić? Czego chcecie dokonać Popow?
— Czego chcę dokonać. Chcę zwerbować tego człowieka. Chcę zwerbować Mateusza Zawadę – powiedział Władimir. Wydawać by się mogło, że Popow tego nie przemyślał i sprawa może zakończyć się katastrofą. Wszystko jednak skalkulował i obmyślił, owszem może i grał bardzo va banque, jednak taka była robota w wywiadzie, czasem należało postawić wszystko na jedną kartę. Miał też czas na dogranie szczegółów i dokładniejszą realizację planów, miał niecały miesiąc czasu. Przez miesiąc jeszcze wiele rzeczy mogło się zmienić na lepsze lub gorsze. Popow jednak nie zamierzał się wycofać, nie zamierzał uciec jak tchórz, zwłaszcza, że wiedział jak podejść Zawadę. No i może podchodził do tego zbyt osobiście, ale byłby to pierwszy werbunek takiej osoby w jego wydaniu. Chociaż…zwerbowanie ministra spraw zagranicznych to byłoby naprawdę coś. Mieć swojego agenta w rządzie. Chociaż niekoniecznie musiałby to być agent. Wystarczy że byłby rosyjską marionetką. Tak, jeśli byłby uzależniony od Rosji to byłoby dobrze, nawet i bardzo dobrze. Rosja by zyskała, Polska by straciła, więc…wszystkie proporcje zostałyby zachowane.
— Wiecie, że to będzie trudne? – Pytanie jakie zadał Trubarow rozbawiło Władimira. Oczywiście że wiedział, że to nie będzie łatwe zadanie, miał jednak pomysł i wiedział jak podejść Zawadę. Ba! Był w stanie rozegrać to tak, że może się okazać, że to Zawada sam zgłosił się z propozycją szpiegowania dla Rosji.
Klucz tkwił tylko w umiejętnym poprowadzeniu rozmowy i graniu na emocjach Zawady. Z resztą…z resztą pójdzie gładko.

Warszawa siedziba wydziału „Y” AW, 29 marca 2029 roku, godzina 15:30

Radek siedział na zaszczytnym miejscu przewodniczącego konferencji. W pomieszczeniu oprócz niego był Janusz „stalowy żołądek” Kucharczyk i Jacek Mróz z ABW. Tomasz Jastrząb, Monika, Aleksander i Marcel, wszyscy z AW, wszyscy byli podkomendnymi Radka.
— Wszyscy wiemy jak ważni są dla nas Rosjanie – zaczął Radek, może nieco zbyt patetycznie. – Po ich akcji w styczniu zeszłego roku, jest ciężko. Mamy burdel na kółkach i doskonale o tym wiemy, pamiętamy też co się stało w lipcu w Szwecji. – Radek tutaj o Szwecji wiedział całkiem sporo, bo przecież razem z wydziałem „Y” pomogli Szwedom z tym problemem. Jednak ani Szwedom nie udało się ustalić tego, kto był odpowiedzialny za całą akcję przeprowadzoną przez Rosjan, ani kto konkretnie brał w niej udział. Zatarli za sobą ślady bardzo starannie.
— Szwedzi do tej pory czyszczą własne podwórko – wtrąciła Monika odgarniając przy tym kosmyk blond włosów za ucho.
— My też – wtrącił nieśmiało Marcel. Wszyscy skinęli głowami, bo fakt, nadal czuli to co zrobili Rosjanie. Po takim ciosie jaki im zadano, ciężko było się pozbierać. Radek tylko zastanawiał się, dlaczego zdemaskowali swojego własnego agenta. Bo to nie było rozpracowanie ABW ani żadnych innych służb. Rosjanie po prostu podali na tacy odpowiedzi. Oczywiście, ktoś kto to robił odznaczył się dużą finezją i pomysłowością, bo na pierwszy rzut oka nie było widać, że to nie jest sukces polskich służb i ich rozpracowania.
— Nie ważne. Najważniejszym człowiekiem w całej układance są oni – za plecami Radka wyświetliły się trzy zdjęcia. Rosjanin o atletycznej posturze, jakiś farbowany na rudo mężczyzna i ten ostatni, który bardzo przypominał Radka. – Pierwszy z nich to Piotr Trubarow, ambasador, który od jakiegoś czasu jest pod obserwacją. Najprawdopodobniej oficer wywiadu rosyjskiego. Służbę dyplomatyczną pełni od 1 lutego 2028 roku. Niewiele informacji, jednak z pewnością to on pociąga za sznurki. Lat trzydzieści osiem.
— Drugi to Witalij Batyszkin. W służbie dyplomatycznej od marca 2027 roku. Oficer wywiadu cywilnego Federacji Rosyjskiej. Zajmuje się drobnymi robotami, zadufany w sobie arogant i ignorant. Bawidamek, dobrze mówi po polsku, ale czuć w nim Rosjanina. Inteligentny i może nawet nieco nie wykorzystany potencjał. Dwadzieścia osiem lat. – powiedział Mróz. Brzmiał jak nauczyciel który mówił o jakimś tam człowieku, który dokonał czegoś ważnego.
— I ostatni z nich. Władimir Popow, drugi raz w Polsce w służbie dyplomatycznej. Pierwszy raz od marca 2025 roku do czerwca 2027 roku. Obecnie w Polsce od sierpnia 2028 roku. Wcześniej studiował w Polsce, mówi po polsku jak ja czy wy. Najprawdopodobniej oficer wywiadu, ostrożny, stawiający sobie cele, które mogą też uchodzić za wyzwania. Inteligentny, przebiegły, myślę że chytrości mogłaby mu pozazdrościć niejedna baba z Radomia. – Radek spoglądał na wszystkich zebranych. – Na nim skupiliśmy największą uwagę. Myślimy, że jeśli coś wydarzy się w Polsce to za jego sprawą – pokazał na Popowa.
— Ile ma lat ten Popow? – zapytał Olek. – Tak z ciekawości pytam bo…
— Dwadzieścia osiem lat, za niedługo to dwadzieścia dziewięć – powiedział Radek.
— On i Batyszkin to rówieśnicy. Jednak dwie zupełnie różne postawy – wtrącił Mróz. – Jego zachowanie…
— Typowy oficer wywiadu – wtrącił Jastrząb i wszyscy utkwili w nim wzrok. Jastrząb był dość małomówny, zawsze jednak kiedy się odzywał i mówił więcej niż trzy słowa, to oznaczało że sprawa jest bardzo ważna. – Sprawdza się, nie robi tego w nadmiarze. Nie jest przy tym nachalny, jest…jest takim „dobrze wychowanym” oficerem wywiadu, który bynajmniej nie przyjechał do Polski na wakacje.
Mróz pokiwał głową z uznaniem. Chciał to samo powiedzieć o Popowie.
— Mamy godnego przeciwnika – wtrąciła Monika nie odrywając wzroku od Popowa, którego cały czas porównywała do Radka. Zastanawiała się ile w tym wszystkim prawdy. Ciekawiło ją to jak Popow mówił po polsku, wątpiła żeby mówił jak prawdziwy Polak. Musiała chyba jednak zaufać Radkowi.
— A jak z obserwacją? Zgubił was? – zapytał Marcel.
— Kilka razy. Nie wiemy jednak ile wie a ile pozostaje w jego sferze domysłów. Może być nawet tak, że…
— Że wcale nie wie czy na sto procent ma ogon – Mróz wtrącił się w zdanie Kucharczykowi. – Jest inny niż Batyszkin, tutaj widać, że to młody ale doświadczony oficer.
— Mógł być na kilku akcjach, możemy nawet i założyć, że jego pobyt w Polsce…to niejakie wakacje dla niego. Ma odpocząć, zregenerować się i korzystać z immunitetu dyplomatycznego – powiedział cicho Radek. – No nic, powinniśmy się nim zająć. O podsłuchu nie mamy co marzyć.
— Ale, możemy zakręcić się u jego kobiety – powiedział Kucharczyk z uśmiechem. Nawet dłonią pokazał Radkowi, żeby przewinął prezentację do przodu. Ich oczom ukazało się zdjęcie Popowa i kobiety. Większość w momencie ją rozpoznała, kto by nie kojarzył Pauliny Miłej? Prezenterki wiadomości, która figurą mogłaby zachwycić nie jedną Lewandowską czy Chodakowską.
— Ma gust – powiedzieli zgodnie Olek i Marcel, którzy nie potrafili oderwać wzroku od prezenterki. – Tylko co ona w nim widzi? A no tak! Nas nie widziała to myśli, że tamten to najładniejszy jest – zażartowali. Jakoś należało rozluźnić atmosferę.
Mróz podrapał się po głowie i dłonią przeczesał swoje ciemne włosy. Kucharczyk przygryzł wargę i pomyślał że w sumie to by coś zjadł. Nawet i jakiegoś batona. Głodny był.
— Można się obok niej zakręcić, byle tylko jej nie spłoszyć – powiedział Radek. – Poza tym…dziennikarze to nasi młodsi bracia – dodał z lekkim uśmiechem. Było w tym sporo racji, tylko że oficerowie wywiadu widzieli świat taki jakim był naprawdę, bez ozdobników. Surowy i pełen brutalności świat.
— O ile ona cokolwiek wie. No nie zapominaj Radeczku, że mówiłeś o polskim Popowa w superlatywach – powiedziała nieco kąśliwie Monika. Radek od razu wyczuł że jest zazdrosna. A nie miała o co, bo ona i Paulina były ładne, każda miała inny typ urody. Poza tym, to co łączyło jego i tą dziennikarkę to było dawno i nie prawda, byli dopiero co po studiach. A może nie o to Monice chodziło?
— Oczywiście ktoś obserwuje Popowa? I Batyszkina? – zapytał Jastrząb.
— Tak, nasi ludzie – odpowiedział niemalże natychmiast Mróz. Spojrzał na zegarek, powinni już się zbierać. – Powinniśmy już kończyć. Przynajmniej wspólną część Radku – powiedział wstając. – Mamy jeszcze do załatwienia kilka spraw. Nie tylko naszych Rosjan. Do zobaczenia. – Szturchnął Kucharczyka i on też się pożegnał i wyszli. Odebrali telefony z depozytu i opuścili wydział „Y”.
Radek, przez chwilę milczał. Nie wiedział czy powinien mówić to na głos, czy było lepiej zachować to dla siebie.
— Chcę przewerbować Batyszkina – powiedział w końcu. Nosił się z tym zamiarem od dłuższego czasu, a i ktoś w ambasadzie rosyjskiej byłby dobrym źródłem informacji. Poza tym przypominając sobie dotychczasowe rozmowy z Popowem (a były to dwie rozmowy z tego miesiąca), odgrzebując z pamięci wszystkie studenckie wspomnienia z nim związane wiedział, że ciężko będzie go przekonać na zmianę frontu. To była rzecz w sumie niemożliwa. Teraz słuchając tego wszystkiego tylko się utwierdził w tym wszystkim.
Przypuszczał też dlaczego Popow przybył tutaj do Polski po raz drugi. Obstawiał, że to dlatego, że coś zrobił, co w Moskwie nie przysporzyło mu przyjaciół i pobyt w Polsce miał być dla niego taką karą a sam Władimir widzi w tym pobycie możliwość rehabilitacji, więc będzie kombinować jak tutaj cokolwiek ugrać żeby wyszło na jego i w Moskwie spojrzano na niego przychylniej. Przypuszczał że Trubarow też chce się wynieść z Polski i to możliwie najszybciej. Batyszkin był pod tym względem jedną wielką niewiadomą. Wnioskował jednak, że Witalij Batyszkin będzie chciał zostać w Polsce tutaj sugerował się przede wszystkim informacją o tym że to kobieciarz. No i też trochę jego stylem bycia, według Mroza to Batyszkin traktował Warszawę jak swoje podwórko. Więc…będzie musieć jakoś go podejść.
—Radek, czy ty się dobrze czujesz? – Monika odezwała się jako pierwsza. – Batyszkin na to nie pójdzie. A o Popowie to ty nawet nie myśl, bo wygląda na takiego, który prędzej by cię zastrzelił niż się zgodził – powiedziała. – W ogóle to powinniśmy się zająć czym innym, to nie należy do naszych kompetencji. Powinniśmy dać pole do popisu ABW – dodała zgodnie z prawdą. Wszyscy o tym wiedzieli, że powinni dać pracować ABW, jednak…chyba wszyscy poczuli się wywołani do tablicy, zwłaszcza po niedawnych akcjach Rosjan. No i też akcja w której pomagali Szwedom jakoś ich podbudowała.
— Bez obrazy szefie, ale wyjątkowo się zgadzam z Moniką. – Marcel spojrzał na wszystkich. – Nie próbowałbym z Batyszkinem. Ani z Popowskim, zwłaszcza z tym drugim. On – wskazał na zdjęcie Popowskiego – z daleka trąci twardym zawodnikiem.
Radek spojrzał na nich. Oleg i Jastrząb zgodnie milczeli. Czyli chyba należało znaleźć sobie innego kozła ofiarnego. Chociaż tutaj to ABW powinno się wykazać. Radek był pewny, że ABW kogoś wytypuje i spróbuje przewerbować.
— Czyli rezygnujemy z tego szalonego planu – zadecydował Radek. – Nie rezygnujemy jednak z obserwacji, zwłaszcza Popowa.

Warszawa, 29 marca 2029 roku, wieczór

Leżał w nie swoim łóżku, nie chciał się nigdzie ruszać. Nawet nie miał zamiaru kiwnąć palcem. Zawsze po spotkaniu z nią miał dość wszystkiego innego. Mógł leżeć obok niej, całować jej usta, przytulać do jej ciała. To było takie normalne. I przyjemne. Nawet nie mówił głośno, że nic nie czuł do Pauliny i spotykał się z nią tylko dlatego, że wyczuł w tym interes i to dobry interes dla Rosji. No i też wszyscy w ambasadzie już wiedzieli z kim spotyka się „Playboy Timesa”, jak go ciągle nazywali za plecami.
— Paulina, wiesz coś o tej całej oficjalnej części „dziesiętnicy”? – zapytał w końcu Władimir. Musiał to wiedzieć, bo na tej całej szopce opierał się jego plan.
— A co? W ambasadzie ci nic nie powiedzieli? – zapytała i uśmiechnęła się zadziornie.
— Może – odpowiedział. Mówili mu, tyle ile musiał wiedzieć. Więcej…to no cóż, było ciężko. – Wiesz, jakoś ostatnio nie są rozmowni. Niby zostaliśmy zaproszeni, bo wypada…ale myślę że wy troszeczkę traktujecie nas tak… – przerwał, nie potrafił znaleźć odpowiedniego słowa. – Nieprzyjemnie – powiedział w końcu.
— Nieprzyjemnie? Ale chyba nie wszyscy? – zapytała.
— Nie, oczywiście że nie. Mam na myśli polityków – odpowiedział niemalże natychmiast. – Nie dość, że kłamcy to jeszcze niewdzięcznicy. Mogliśmy przecież nie oddawać wam wraku. A tu proszę, prezent od Władimira Władimirowicza. Oddaliśmy wam wrak w kolejną waszą rocznicę.
— Władimir, nie poruszajmy kwestii polityki – powiedziała ostro Paulina. Poczuł się głupio, że zaczął mówić o tym i chyba za bardzo się nakręcił. Chociaż bardzo go to bawiło. – A odnośnie całej imprezy. Nie przychodź w dresie.
Władimir zaśmiał się. To przecież było oczywiste, że nie przyjdzie w dresie.
— No to najważniejsze. A wiesz…jako że to okrągła rocznica, to będzie kilku ważnych polityków. Jacyś dziennikarze z pewnością. Zobaczysz. Pewnie po krótkim przemówieniu prezydenta będzie nieco luźniej. Zobaczysz Władimir…tylko zastanawiam się, czy inni uwierzą że jesteś Rosjaninem. – Zaśmiała się odsłaniając rząd białych zębów.
— Jak wypiję więcej niż Polacy to uwierzą – zażartował. Spojrzał na zegarek, musiał wracać do siebie. Nigdy nie zostawał u niej na noc i chyba nikomu to nie przeszkadzało. – Muszę się zbierać – powiedział wstając.
Zaczął pospiesznie wkładać na siebie ubrania. Czuł na sobie wzrok kobiety i jakoś poczuł się dziwnie. Miał wrażenie, że zachowuje się jak niewierny mąż, który w pośpiechu ubiera się tylko po to żeby żona nie zaczęła niczego podejrzewać. Poza tym Paulina głupia nie była, przypuszczał, że prędzej czy później zorientuje się, że coś nie gra. Liczył jednak na to, że stanie się to wszystko zdecydowanie później.
— Do zobaczenia – powiedział i złożył na jej ustach czuły pocałunek. Po tych słowach wyszedł z sypialni, szybko założył buty oraz kurtkę i wyszedł z mieszkania dziennikarki.
Dopiero kiedy znalazł się na zewnątrz pozwolił sobie na lekki szyderczy uśmiech. Wszystko powoli układało mu się w jedną całość. No i też wiedział kto się pojawi na całej uroczystości.
— Chyba wygrywam Radku – mruknął do siebie po rosyjsku. Rozejrzał się po okolicy. Pokiwał głową z lekkim niedowierzaniem, czy oni myśleli że się nie zorientuje, że jest pod obserwacją? Chociaż musiał przyznać, że byli dobrzy, nawet i bardzo dobrzy, ale jednak ucząc się na rosyjskich służbach wiedział i widział więcej. Tak sobie przynajmniej wmawiał.
Chociaż fakt, faktem że ciężko było wykryć obserwację FSB i wykręcić się spod jej łapsk. Moskwa była ciężkim miastem dla szpiegów. W ogóle Rosja była ciężkim krajem dla szpiegów i wszyscy o tym wiedzieli. Rosja, Iran, Korea Północna to były kraje w których bardzo ciężko było mieć swoją siatkę szpiegowską. Wiadomo, nie ma rzeczy niemożliwych, ale to były rzeczy trudne do wykonania.
Wsiadł do „swojego” samochodu. Spojrzał w lusterko, jak tam panowie z obserwacji, przecież nie chciał ich teraz zgubić. Włączył silnik, nie spuszczał z nich wzroku. Oni nic… No to mówiło się trudno. Ruszył powoli przed siebie. Dopiero po kilkuset metrach zobaczył czy coś za nim jedzie. Owszem jechali. No i dobrze.

Warszawa pałac prezydencki, 10 kwietnia 2029 roku, godzina 18:00

Nie żeby czuł się dziwnie w tym miejscu. Czuł się zadziwiająco dobrze, chociaż miał wrażenie, że wszyscy patrzą na niego. Było to oczywiście złudne uczucie, bo teraz wszyscy spoglądali na prezydenta Polski i stojącego nieco po lewej Trubarowa. Wydawać by się mogło, że średniej postury blondyn w okularach skutecznie odpychał od siebie kamery, Władimir do tej pory nie wierzył, że „Jaśmin” pracuje w Kancelarii Prezydenta RP. I nie wierzył w to, że taki zwykły podsekretarz jest głównym „ogarniaczem” prezydenta i ratuje go przed różnymi wpadkami.
Popow czuł na sobie zewsząd świdrujące spojrzenia. Z prawej, lewej, z tyłu oraz z przodu. Miał wrażenie, że Trubarow ma chyba gdzieś trzecie oko, które spogląda właśnie na niego. Do tego miał wrażenie, że „Jaśmin” cały czas spogląda na niego i w myślach rozbiera go. No i jeszcze nie potrafił pozbyć się wrażenia, że obserwowała go ta ładna blondynka w ciemnej sukni, miała bardzo ładne nogi. Święta chyba spędzała w Egipcie, bo była ładnie opalona. Nie miał pojęcia kto to. No i niepokoił go jeszcze ten facet o orlej twarzy. On miał taki zimny i nieprzyjemny wzrok.
ABW? Czy ktoś inny? – przemknęło mu przez myśl.
Starał się skupić na przemówieniu prezydenta Wojciecha Maciaszczyka, jednak no cóż…nic nie pomagało. Cztery osoby, które go obserwowały, a raczej świdrowały wzrokiem. Do tego obok siedział znudzony Batyszkin, który chyba zaraz zacznie przysypiać, albo zacznie romansować z tą swoją Asią. Pan minister siedział w takim miejscu, że nie mógł go obserwować. Ale spokojnie…na razie posłucha sobie prezydenta, popatrzy na najważniejszą osobę w kraju, która przyszła bez swojej drugiej połówki. Z zaufanego źródła dowiedział się, że kot jest u weterynarza.
—… Myślę że to co wydarzyło się dziesięć lat temu, to był wielki kamień milowy w stosunkach Polsko-Rosyjskich, które bez wątpienia uległy ociepleniu…
— Tak, zwłaszcza, kiedy zaczęli nam płacić za gaz – wtrącił cicho Batyszkin.
Gdzieś tam dalej wśród zaproszonych gości Radek szepnął do Mroza:
— Uległy. Pokaz ciepła mieliśmy pokazany w zeszłym roku w styczniu.
— No cóż…jakoś trzeba się przypodobać Rosjanom, więc… - Mróz urwał wpół zdania. Nie musiał kontynuować, bo każdy wiedział że prezydent RP był wazeliniarzem. Ciągnęło go wszędzie, do Unii do Rosji, chciał mieć jak najlepsze stosunki ze wszystkimi. Jacek z rozbawieniem pomyślał, że Radek odwołałby się jakoś do słowa „stosunki”.
— Oddanie wraku prezydenckiego Tupolewa ma znaczenie nie tylko symboliczne… - prezydent mówił monotonnym głosem i Władimir myślał że zaraz oszaleje. Batyszkin przysypiał, „Jaśmin” wpatrywał się w niego jeszcze intensywniej, Trubarow wyglądał tak jakby zaraz miano wykonać na nim wyrok śmierci poprzez zagadanie. No kurwa nie. W chwili kiedy myślał, że zaraz oszaleje, prezydent skończył mówić. Jego miejsce zajął Trubarow, który to w prostych żołnierskich słowach podziękował za zaproszenie, powiedział w imieniu Federacji Rosyjskiej, że bardzo się cieszy mogąc tu być. Ogólnie połechtał ego prezesa i prezydenta. Czyli tutaj przynajmniej było dobrze.
Większość poczekała aż dziennikarze sobie pójdą, bo po co mieli tutaj być? Znaczy się niektórzy dostali zaproszenia, głównie to byli ci z telewizji państwowej. W ogóle to co działo się wśród telewizji to było jakieś kuriozum, ale koniec końców cieszył się że Pauliny tutaj nie było. Zresztą nie tylko Władimir się cieszył, bo Radek i Monika byli niemalże wniebowzięci. Batyszkin natomiast ubolewał nad tym faktem, o czym zdążył już kilku poinformować.
Popow sięgnął po lampkę wina musującego. Dyskretnie się rozejrzał.
Radek i jakiś facet z ABW albo „kontry”. Ta blondyna z ładnymi nogami obserwuje mnie i Radka. No ciekawie, „Orzeł” to ma wszystko gdzieś…czyli jest z nimi. No i fajnie. Bardzo fajnie proszę państwa. A jeszcze chwila, gdzie „Jaśmin” i Trubarow? Z prezydentem mówi a „Jaśmin” robi za tłumacza. No tak Polska, kraj gdzie z kelnerką pogadasz po angielsku, z kucharzem po niemiecku, zamiataczem ulic w suahili a z politykiem to tylko po polsku a i tego nie jestem pewny – pomyślał z ironią. Podniósł kieliszek do ust i upił łyk wina.
Zastanawiał się, czy demaskować się przed Radkiem, czy może olać go i robić swoje. Nerwowo przygryzł wargę. Musiał coś zrobić, jakoś ich sprawdzić.
Będę potrzebować przynęty. Tylko kogo…kto jest na tyle głupi…Batyszkin! uśmiechnął się lekko i podszedł do Batyszkina.
— Witia sprawa jest – powiedział. Musiał jakoś zacząć ostrożnie. Chociaż może byłoby lepiej powiedzieć prosto z mostu? Powiedziałby jaka jest sytuacja i Batyszkin coś by wymyślił? To że był aroganckim dupkiem nie oznaczało, że nie jest w stanie samodzielnie myśleć.
— No? – Batyszkin nie spoglądał na Popowa, bardziej był zainteresowany blondynką. Tą samą na którą Popow wcześniej zwrócił uwagę. Kobieta wydawała się być zamyślona i jakaś taka nieobecna, była to jednak gra pozorów o której Batyszkin nie miał pojęcia.
Popow podchwycił spojrzenie kolegi po fachu i uśmiechnął się do niego lekko.
— Idź do niej. Wyciągnij ją czy coś – powiedział i uśmiechnął się dwuznacznie. – Mówię ci nie oprze ci się. Działaj, poza tym…chyba byłoby lepiej żebyś ty zagadał do niej, zanim gruba Helga – tutaj dyskretnie wskazał panią minister Halinę Skoczylas – zagada do ciebie.
Większość osób wiedziało że minister edukacji ma słabość do młodych i przystojnych panów. No i że szuka męża. Znaczy się… o tym na pewno wiedzieli Rosjanie, pozostawało jednak pytanie, czego Rosja nie wiedziała.
— To jest bardzo dobry argument – powiedział Batyszkin.
— No idź, bo słyszałem jak coś o tobie mówiła. W sensie Helga wspominała coś o tym przystojnym Rosjaninie z rudymi włosami. – Władimir kłamał, ale musiał. Wszyscy z ambasady rosyjskiej wiedzieli że Helga…znaczy Halina Skoczylas szuka sobie męża zza granicy. Na szczęście Władimir jeszcze nie miał z nią przyjemności, ale słyszał trochę od różnych dyplomatów.
Znaczy się, niby nikt nie narzekał i kobieta miła w obyciu, Popowa jednak przerażał wiek. Nie był, byłym już, prezydentem Francji i nie przepadał za kobietami starszymi od siebie. Znaczy się…rok, czy tam dwa lata różnicy to było normalnie. No tak do pięciu może i siedmiu lat różnicy to było dobrze, ale nie kiedy różnica sięgała bez mała piętnastu lat.
Przecież w pewnym momencie to już nekrofilia – stwierdził z przerażeniem.
Spojrzał na Batyszkina który rozmawiał z kobietą.
Radek też spoglądał na Monikę i Batyszkina.
Jak na komendę obaj oficerowie spojrzeli gdzie indziej, jakby wyczuli się wzajemnie i chcieli nagle odejść w przeciwne kierunki, mając nadzieję że konkurent go nie wyczuł.
Popow wypił do końca szampan i odłożył kieliszek na tackę. Zamierzał przejść do ataku, tak na oczach polskich służb, chociaż…chociaż noc jest jeszcze młoda i można a nawet trzeba trochę poczekać, kiedy towarzystwo będzie bardziej wcięte. Wystarczyło poczekać ze dwie godziny, to niewiele. On sam nie zamierzał pić dużo, ktoś musiał trzymać poziom. Poza tym chciał mieć całkowitą władzę nad sytuacją. Popełnienie jakiegokolwiek błędu w tym miejscu byłoby równoznaczne z porażką.

Ten sam dzień, nawet i to samo miejsce tyle że dwie godziny później

Popow obserwował ministra i w ogóle większość. Nie rozmawiał za dużo, jeśli już to po rosyjsku z innymi pracownikami ambasady. Monika raczej nie była zadowolona z tego faktu, bo nie mogła się przekonać, czy Popow tak dobrze mówi po polsku jak zapewniał Radek. Liczyła jednak na to, że jednak Radek przesadzał. No i też liczyła na to, że Batyszkin da jej spokój i przestanie gadać. Gadał dużo niczym stereotypowa kobieta. Chociaż tyle, że miał przyjemny głos i mówił mądrze. No Batyszkin idiotą nie był i szukał u niej atencji, co bardzo jej schlebiało.
Mróz szukał Radka lub Popowa, nie ważne, wyglądali prawie jak bliźniacy. Teoretycznie mógł się zapytać kogoś, wątpił jednak żeby ktokolwiek mu odpowiedział. Bo w sumie to byłoby jak szukanie igły w stogu siana. Nawet i Jastrząb gdzieś zniknął!
Władimir wyczaił idealny moment na rozmowę z ministrem Zawadą.
Znalazł idealne miejsce z dala od wścibskich spojrzeń. Był pewny że to będzie dobra rzecz. Był przekonany że rozegra to dobrze. Ba! Myślał że już wszystko jest dograne, był o tym przekonany.
— Co chcecie żebym dla was zrobił? – zapytał w końcu Zawada. Mówił cicho, jakby się wstydził.
— Pracował dla nas. Dostarczał nam informacji. Był skory na niewielkie sugestie. No oczywiście dla dobra państwa – Władimir uśmiechnął się lekko. – Przecież nie tak dawno pan mówił, że wasza obecna polityka to jest o kant dupy potłuc. My wychodzimy z propozycją – dodał.
— Ja…muszę pomyśleć – powiedział.
— Oferujemy dziesięć tysięcy dolarów. Myślę, że to dobra cena. Poza tym… Nie chciałby pan zostać premierem w następnych wyborach? –zapytał. – To jest możliwe, jeśli pan chce to może zostać pan nawet i prezesem partii. – Władimir był pewny siebie. I bardzo dobrze, bo dzięki temu Zawada myślał że idąc na współpracę z Rosją robi dobrze dla kraju. Może nawet i nie tyle dla kraju ile dla siebie i swojego portfela. Ale to nie było aż tak ważne.
Popowa bawił ten teatrzyk. Zawadzie jednak nie było do śmiechu, bo wiedział ze to co robi to jest zdrada, ale jednak działa dla dobra ojczyzny, czyli to nie jest zdrada. Wcześniej Popow mówił o patriotycznym obowiązku, przedstawiał solidne argumenty, opowiadał o polityce zewnętrznej kraju i w sposób dosady (ale jakże celny) komentował decyzję polityczne Polski. A teraz jeszcze powiedział o tym, że mógłby pomóc mu objąć władzę nad partią i najprawdopodobniej wygrać wybory. To było więcej niż kuszące.
Chęć władzy przeważyła nad wszystkim.
— Zgadzam się. Chcę zrobić wszystko dla mojego kraju – powiedział z pełnym przekonaniem Zawada.
Popow walczył sam ze sobą, żeby nie zaśmiać się mu w twarz. To zabrzmiało tak patetycznie, że ledwo wytrzymał. Do tego jeszcze w ustach kogoś takiego jak minister Zawada.
Popow wiedział, że Zawada poszedł na współpracę tylko dlatego że miał parcie na władzę. Zawada jednak nie wiedział, że Popow go przejrzał, nawet i więcej. Miał złudną nadzieję, że to on miał kontrolę. A jeśli nie, to w szybkim czasie ją przejmie.
— Dobrze, bardzo dobrze. Mam nadzieję, że i pan będzie zadowolony z tej współpracy – powiedział Władimir. – Skontaktuję się z panem w niedługim czasie i domówimy wszelakie szczegóły. – Popow uśmiechnął się szeroko do ministra i pożegnał go.
Rosjanin wrócił na miejsce głównej imprezy. Zastanawiał się czy nie utrzeć nosa Polakom. Zaraz jednak zrezygnował z tego pomysłu, wtedy jeszcze bardziej by się na nim skupili. A nie o to w tym wszystkim chodziło. Chociaż możliwość uprzykrzenia im życia była bardzo kusząca. Przygryzł lekko wargę. Nie mógł tego zrobić, sprawa musiała trwać, a kiedy i agent przestanie być potrzebny to zrobią to samo co z szefem kontrwywiadu, wydadzą go Polakom. I Popow zrobi to z największą przyjemnością. Musiał jeszcze tylko wybrać jakiś kryptonim dla agenta.
Spojrzał na grupę młodych ludzi, którzy krzątali się przy portrecie jedynego i słusznego księcia Polski. Przyjrzał im się i skupił się chcąc dosłyszeć co tam mówią. Usłyszał jak jedno młode dziewczę mówi:
Chciał się zaśmiać, udał jednak kaszel i odszedł nieco dalej. Musiał pomyśleć nad jednym. Oparł się o ścianę. Na chwilę przymknął oczy, spojrzał w lewo na portret i grupkę młodzieży i wtedy go olśniło. „Tupolew”.

Warszawa, 14 kwietnia 2029 roku, godzina 8:21

Był zaspany i na wpół przytomny. Budzik w telefonie denerwował strasznie, miał dość, po prostu miał dość tego wszystkiego. Chciał wrócić do Moskwy, chociaż Warszawa zdecydowanie bardziej mu się podobała i lepiej mu się kojarzyła. Warszawa dla niego pachniała zwycięstwem i wszystkimi możliwymi sukcesami. No i też serwowali tutaj dobre pierogi, wiec to był kolejny powód dla którego lubił stolicę Polski.
Wyłączył budzik, przewrócił się na drugi bok. Chciał jeszcze spać. Wyjątkowo nie mógł się zwlec z łóżka. Wcześniej to wstawał rano, wychodził biegać i tyle. Dzisiaj zrobił sobie wolne od wszystkiego. Chciał zalec na kanapie w starym wypierdzianym dresie i oglądać jakieś seriale. Albo filmy. Od kilku dni miał ochotę żeby obejrzeć jakiś film o Bondzie. Albo którąś cześć „Mission Impossible”, tak bardzo potrzebował chwili odpoczynku i ułudy że nic go nie dotyczy.
Chciał przez chwilę nie przejmować się Trubarowem, który od trzech dni męczył go żeby opowiedział jak przebiegła rozmowa z Zawadą. Chciał szczegółów…
— Gdybym wiedział, że chce szczegółów to przemyciłbym dyktafon – prychnął Władimir okręcając się szczelniej kołdrą. Teraz tak bardzo przypominał naleśnika. Obrócił się plecami do okna i jeszcze się skulił. Nie zamierzał wyjść z łóżka tak szybko. Nikt, nawet Putin na niedźwiedziu nie wyciągnie go z tego łóżka!
Nikt oprócz dzwoniącego telefonu.
— Popow – warknął do słuchawki. – Czego zły człowieku ode mnie chcesz i jakim prawem mnie budzisz w nocy?
— Nikt się nie spodziewał świętej inkwizycji! – po drugiej stronie usłyszał głos Radka. Władimir zdziwił się, bo nie przypominał sobie, żeby dawał mu numer. A nie, dawał. Dawał podczas ich drugiego spotkania. Gdyby ktoś kiedykolwiek się zastanawiał, gdzie byli i co jedli, to Władimir powiedziałby „tam gdzie zawsze” i już wszyscy wiedzieliby, że jedli pierogi.
— No nikt, nawet Hiszpanie. A teraz tłumacz się zły człowieku, dlaczego mnie budzisz.
— Nie spałeś – powiedział Radek z pełnym przekonaniem. Nie mieli ani podsłuchu w mieszkaniu Popowa ani kamerek. Nie mieli nic, po prostu taka była intuicja Radka.
— Skąd możesz wiedzieć? Masz podsłuch u mnie? O nie! Masz kamerki u mnie w mieszkaniu. Ty zboku! – Władimir brzmiał tak jakby był tym faktem głęboko zbulwersowany.
— Może mam, może nie…
— O nie! To teraz widzisz mnie jak paraduje po mieszkaniu w „żonobijce” i w przypałowych gatkach w kaczki! Błagam, nie wstawiaj tego na Facebooka ani na Pudelka, bo mnie z roboty wywalą! Albo ktoś mnie oskarży o urazę uczuć religijnych…politycznych znaczy się. Jeszcze ciężko mi się myśli.
— Wiesz, że śmiesznie mówisz po polsku kiedy jesteś zaspany?
— Przypuszczam – Władimir ziewnął. – Przepraszam. No ale mów co chcesz i czemu mnie stalkujesz. Jestem twoją najnowszą fantazją erotyczną? Dla ciebie jestem w stanie być długonogą blondynką.
— Rozpatrzę twoją kuszącą propozycję. Masz czas i chęci żeby się spotkać? Zapraszam cię na przyjacielską randkę.
— Obiad, czy kolacja?
— Obiad.
— To w takim razie proponuję godzinę czternastą. Tam gdzie zwykle. Chyba że nie chcesz i wolisz jakieś inne miejsce.
— Może „Belvedere”? Ja stawiam. – Te dwa ostatnie słowa przekonały Władimira.
— O nie! – krzyknął Władimir. – Teraz to ci będę musiał dać dupy czy coś sokoro mnie w takie miejsce zapraszasz – powiedział żartobliwie.
— W sumie to wódka by wystarczyła, ale skoro chcesz dawać dupy to nie będę ci bronił. Tylko kochanieńki ogarnij się. I ubierz się ładnie. – Radek usiłował zachować powagę, jednak słabo mu to wychodziło i ostatecznie parsknął śmiechem. – To do zobaczenia o czternastej. Restauracja „Belvedere”, to są Łazienki.
— Ej! Co ty! Do łazienek mnie zabierasz? Myślisz że nie mam swojej to zabierasz mnie do cudzej?
— Na pewno masz. A teraz do zobaczenia. – Po tym rozłączył się. Wcale nie czuł się głupio gadając w taki sposób z Władimirem, poczuł się trochę jak na studiach.
Popow odłożył telefon, poleżał przez chwilę i stwierdził że nic mu się nie chce. Wstał więc i włączył laptopa. Uruchomił państwową telewizję i stwierdził, że posłucha obrady sejmowe. Zawsze go to bawiło, a teraz miał jeszcze większy ubaw, bo przecież sprawa dotyczyła zmiany nazwy lotniska w Radomiu. Od teraz lotnisko miało być „Międzynarodowym lotniskiem w Radomiu imienia brzozowych męczenników”. Władimir nie rozumiał tego wszystkiego, dlaczego ci ludzie stwarzali sobie takie problemy, dlaczego się łudzili, że żyją w kraju demokratycznym?
Miał jeszcze kilka godzin czasu, później zacznie się ogarniać.

Warszawa restauracja „Belvedere”, 14 kwietnia 2029 roku, godzina 14:15

Władimir nieco się spóźnił. Niedużo bo tylko piętnaście minut. Na standardy rosyjskie, czy też i dyplomatyczne to nic. Naprawdę nic.  Poprawił garnitur przed wejściem i dopiero po tym wszedł do środka. Od razu pokazano mu miejsce, widocznie Radek już był i uprzedził że taki podobny do niego facet przyjdzie.
Władimir nie mylił się, Radek już siedział na miejscu i oglądał menu. Albo udawał, że czyta. Kto wie, może Radek był analfabetą wtórnym?
— Cześć kochanie. Co zamówiłeś? – Władimir był w bardzo dobrym humorze.
— Spóźniłeś się. No jak tak można? – zapytał z udawanym wyrzutem.
— Korki na mieście były, wybacz – powiedział. Kłamstwo było dość prawdopodobne. Wcale nie chciał powiedzieć, że sprawdzał się, co prawda typowo na odpierdol, ale jednak. Poza tym coś mu tutaj nie pasowało, rozejrzał się po okolicy, chciał wyłapać znajome twarze. Znalazł blondynkę z którą wcześniej rozmawiał Batyszkin. Zaraz też i pojawił się znajomy z ambasady. Czyżby Witalij spotykał się z nią? No i czyja to inicjatywa była?
Popow sięgnął po menu i spojrzał na pierwszą stronę. Ceny nie robiły na nim wrażenia, w końcu to nie on płacił. Chciał zażartować, że dzisiaj płaci rząd Rzeczypospolitej, nie był jednak pewny co do Radka. Znaczy się…wiedział że nie jest prawnikiem, zastanawiał się jednak z której firmy jest.
Kontra? Możliwe, możliwe. ABW? Prawdopodobne. A może jednak AW? W sumie głupi nie jest, zna języki, raczej słaby psychicznie też nie jest. Cholera, może on jest oficerem wywiadu? Jeśli tak to dlaczego rozmawia ze mną? Dlaczego bawi się w te podchody? Po co ta cała maskarada Radku?
Władimir potarł brodę w zamyśleniu. Spojrzał na znajomego.
— Dobrze, a teraz pomówmy szczerze Radosławie Dąbrowo – Władimir postanowił trochę się zabawić. Kto mu zabroni? – Co wybrałeś i co polecasz, bo powiem ci szczerze, że mam spory kłopot co zamówić i chyba wezmę co ty.
— Widzę, ze idziesz po najmniejszej linii oporu – zaśmiał się Radek. – W sumie to dobrze, że nie jesteśmy w pizzerii, wtedy zamówiłby pizzę hawajską.
— Nie tknęlibyśmy jej – powiedział Władimir z pełną powagą na jaką było go w tej chwili stać. – Zdaję się na ciebie Radku – dodał odkładając menu.
— Wiesz…zaczynam się zastanawiać nad jedną rzeczą – zaczął Radek ostrożnie. Musiał uważać na słowa, w lokalu był podsłuch. Był podsłuch przy ich stoliku i przy stoliku Batyszkina i Magdy. Dąbrowa specjalnie wybrał te stoliki, Popow widział Batyszkina, ale Batyszkin nie widział Popowa. Do tego Kucharczyk i Mróz mieli dobry widok na oba stoliki.
— Jaką? Jeśli chodzi o to że jesteśmy do siebie bardzo podobni to nie wiem jakim cudem. Podobnie jak nie wiem jakim cudem ja mam większe branie u kobiet – Władimir przybrał poważny wyraz twarzy. Nie wyglądał jakby żartował, dopiero na końcu nieznacznie się uśmiechnął. – Nie no, mów. Wal prosto z mostu. Jeśli masz kłopoty finansowe to mów. Pożyczę ci pieniądze…
— Nie. Nie mam kłopotów finansowych. Kancelaria dobrze sobie radzi. Ale mam dość interesującego klienta. Nazywa się Wojciech Grzęda.
Popow zmarszczył brwi. Znał to nazwisko, pamiętał tego człowieka aż nazbyt dokładnie. Wkopał go przecież rok temu. Wiceszef kontrwywiadu, jeden z lepszych agentów Rosji. No i cóż, sukces Popowa, tak dobrze podsuwał Polakom tropy, że zamknęli Grzędę. I dobrze, bo w sumie nie był już Rosji potrzebny.
— Chwila, chwila. Czy to nie jest wiceszef kontrwywiadu? – zapytał udając zdziwienie i niepewność. – No wiesz, ten co to niby okazał się być rosyjskim agentem. Bo tak mi jakoś to nazwisko się kojarzy z wiadomości.
— Tak, ten sam. – Radek pokiwał głową. – Wiesz, rozmawiałem z nim, mówił że został wrobiony, że to prowokacja Rosji – Dąbrowa blefował.  Grzęda przyznał się do wszystkiego, do wszystkich zarzutów i nie uchylał się od zeznań. Obiecanki o niższym wymiarze kary przyniosły efekty.
— No i? Do czego zmierzasz? – Zapytał Władimir. – Myślę że byłoby lepiej gdybyś pomówił o tym z Trubarowem.
— Nie, myślę że nie. Myślę że Trubarow by mnie olał. Ale Grzęda powiedział całkiem ciekawą rzecz. Otóż wspomniał o tym, że kontaktował się z pewnym Rosjaninem. Mężczyzna ten pracował wtedy w ambasadzie, nadal tu pracuje. Wcześniej też pracował…
— Mów do czego zmierzasz. Nie lubię kiedy tak dozujesz napięcie – powiedział szczerze zainteresowany i zniecierpliwiony. Bardzo go to ciekawiło.
Radek widział zainteresowanie na twarzy Popowa. Uśmiechnął się niby to przepraszająco, w rzeczywistości był bardzo zainteresowany reakcją Popowa. Owszem, wszystko opierało się na blefie, bo Grzęda chociaż poszedł na współpracę i powiedział wszystko co wiedział to nie wspominał ani słowem o tym w jaki sposób się kontaktował z Rosją. Nie wspominał o tym kto go zwerbował, zasłonił się tym że zapomniał nazwiska. Sam też nie wiedział jak wpadł.
Dąbrowa kilka dni temu stwierdził, że Popow musiał maczać w tym palce. To był sprytny zawodnik.
— Pokazaliśmy zdjęcia ludzi z ambasady. Nie zgadniesz kogo wytypował.
— Marylę Rodowicz? – zapytał Popow.
— Nie.
— Kurde. Wiedziałem! – pokiwał głową jakby rzeczywiście był zasmucony tym, że nie zgadł.
— Wskazał ciebie.
— Heh… Wiesz, zawsze wydawało mi się, że masz lepsze poczucie humoru – powiedział zaskoczony Władimir. To było niemożliwe żeby Grzęda go wskazał. Nigdy go na oczy nie widział! Nie było możliwości żeby Grzęda go wskazał! Poza tym nikt nie wiedział kto stał za jego wpadką. Nikt oprócz Rosji, ale to była informacja w Jaseniewie, Popow był pewny że nie opuściła murów firmy. – Nie mógł mnie wskazać – dodał zaraz całkiem poważnie.
— Nie?
— No nie. Ja jestem zwykłym szarym pracownikiem ambasady, nie interesuje mnie szpiegowanie. A zwłaszcza… werbowanie agentów. Poza tym po co miałbym się z nim kontaktować skoro pracowałem w ambasadzie jako młody szczyl. Później przez kilka lat mnie w Polsce nie było. Przyjechałem dopiero w zeszłym roku, w sierpniu. Jak miałbym się z nim kontaktować? No Radek weź zaskocz mnie i pomyśl – powiedział poirytowany tym wszystkim. – Nie wiem ile był agentem, wiem jednak kiedy wpadł i te daty nijak pokrywają się z moim bytowaniem tutaj w Polsce.
— Jednak ciebie wskazał.
— Posłuchaj, myślałem że porozmawiamy jak starzy znajomi, a nie że będziesz mnie atakować. Nie mam z tym nic wspólnego. Mam sobie to na czole wytatuować? – zapytał wskazując na czoło.
— Nie musisz. Naprawdę nie musisz, po prostu chciałem cię sprawdzić. Wiesz…nie każdemu można zaufać.
— „Zaufanie”…to takie piękne i ponadczasowe słowo, nieprawdaż? – Władimir zapytał i nieelegancko rozłożył się na krześle. Uśmiechnął się zadziornie do Radka. – I powiedz mi jak mam ci zaufać? Jakim cudem? Jak? – Poprawił się na krześle i wychylił się w kierunku Dąbrowy.
— O czym mówisz? Do czego zmierzasz?
— O tym, że obaj wiemy, że z ciebie taki prawnik jak ze mnie Chińczyk – powiedział ostro Władimir. Tasakował wzrokiem Radka, który przez kilka sekund nie mógł wyjść z podziwu i średnio zapanował nad własną mimiką twarzy.
— O co ci chodzi?
— Krótko. Kontrwywiad? Wywiad? Czy to wasze FSB? Znaczy się ABW? – Władimir nie spuszczał wzroku z Radka. Uśmiechnął się przeciągle i czekał na odpowiedź. Starał się też jako tako obserwować otoczenie, zastanawiał się czy mają jakąś łączność między sobą, czy postawili na stare dobre gesty. Bo nie wątpił że nagrywali ich rozmowę. Musieli, poza tym mieli mnóstwo czasu żeby założyć podsłuch.
— Nie ważne.
— Ważne Radku. Ważne w chuj. Ważniejsze niż ten wasz pierdolony wrak i ten burdel na kółkach przy Wiejskiej – syknął wściekle Władimir.
Reszta z obstawy przyglądała się temu wszystkiemu z niemałym zdziwieniem.  Nie słyszeli, jednak doskonale widzieli, no wszyscy oprócz Moniki, która rozmawiała z Batyszkinem.
—Wychodzę. Jednak jeśli się mylę…wiesz co powinieneś zrobić – mruknął i wstał od stołu.
Wyszedł z eleganckiej restauracji. Nawet nie miał ochoty na jedzenie, na nic nie miał ochoty. Niby wiedział, że Radek w życiu się nie przyzna do pracy w służbach, ale…ale to zagranie było nie dość że poniżej pasa to jeszcze tak bardzo nie w stylu którejkolwiek agencji. Popow poczuł się tak jakby Radek chciał go zwerbować do pracy, oczywiście pod przykrywką pomocy w uwolnieniu klienta. Musiał przyznać, że sprytne jednak trochę niedopracowane.
Rosjanin odszedł kilka kroków od wejścia i czekał, obserwował kto wyjdzie i kto wejdzie. Gdzieś tam podświadomie liczył że jako pierwszy wyjdzie Radek.
Polak jednak nie wychodził. Wyszedł jednak ten o twarzy ptasiego drapieżnika. Popow nie mógł sobie darować szyderczego uśmieszku w jego stronę. Popow pokazał też że go obserwuje, po czym odwrócił się na pięcie i poszedł. Zamierzał jak najszybciej wrócić do swojego mieszkania i obmyślić kilka rzeczy.
Wyglądał tak jakby energicznymi krokami chciał zagłuszyć wyrzuty sumienia, że dał się tak łatwo sprowokować. Ale prawda była taka, że to nie on zaczął tę wojnę. Liczył na to, że teraz Polacy bardziej się postarają.
Zamieniam się w Batyszkina – pomyślał gorzko i wtedy go olśniło. Batyszkin! Jeśli uda im się go przewerbować to będzie źle. Ale jeśli Batyszkin się zorientuje to może on będzie chcieć cokolwiek zrobić? Może…może Batyszkin miał grać takiego jakim jest? Bo naprawdę facet z niego inteligentny, więc byłoby to prawdopodobne, że będzie takim fałszywym pomocnikiem. Może on tylko czekał na propozycję „współpracy” z Polakami? 
Włożył ręce do kieszeni spodni i ordynarnie obejrzał się za siebie, żeby zobaczyć czy ma ogon. Nie miał. Nikt za nim nie szedł z tej poprzedniej obserwacji. Nawet jeśli teraz wysłali za nim kogoś nowego to miał to gdzieś. Nie zamierzał łazić po mieście i spotykać się z agentami, nie zamierzał też robić żadnych akcji wywiadowczych. Zamierzał pójść do sklepu, kupić coś do picia i jedzenia, wróci do mieszkania i będzie się obżerać a następnego dnia narzekać, że nie powinien tyle jeść i będzie jęczeć, że będzie musieć jakoś to spalić.
Jednym słowem zachowa się jak typowa kobieta na diecie.

Warszawa, 25 maja 2029 roku, godzina 19:30

Mawiają że do trzech razy sztuka, prawda? Do pięciu razy sztuka, kijem Odry się nie zawróci i jak się wpadnie w stado wróbli to te spierdalają. Stara mądrość życiowa mówi też, że dwa razy nie wejdzie się do tej samej rzeki i że gówna się nie tyka bo śmierdzi. Mity ludowe powiadają, że Polak i Węgier to dwa bratanki oraz że w Polsce jest demokracja.
Popow nie wierzył „ludowym mundruściom” bo nie i już. Był ateistą z wychowania i przekonania. Prawdopodobnie przeczytał pismo święte więcej razy niż statystyczny katolik. Przeczytał też Koran bo dlaczego by nie, a czasem jak nudził się w kiblu to czytał ulotki świadków Jehowy (przecież gdyby nie one to znałby skład Domestosa na pamięć).
Zastanawiał się co tak właściwie musiało się stać, że Radek się do niego odezwał. Oczywiście Popow nie próżnował i dowiedział się czegoś o Radku. Ale i Dąbrowa się nie opierdalał jak reprezentacja Polski na zgrupowaniu. Obaj panowie byli przygotowani na rozmowę ze sobą. Chociaż wiadome było, że ani jeden ani drugi nie będzie próbować przeciągnąć na „swoją stronę”. To miała być rozmowa dwóch oficerów wywiadu. Długo dyskutowali nad miejscem spotkania, w końcu padło na Łazienki, bo Wladimir stwierdził, że może go olśni i będzie wiedzieć jakie kafelki w swojej łazience położy.
Umówili się na godzinę 19:30. Teoretycznie każdy z nich mógł mieć podsłuch, w rzeczywistości powiedzieli, obiecali że będą sami. Bez obstawy, bez podsłuchu.
— Cześć – Radek uścisnął dłoń Władimira. Rosjanin bez słowa odwzajemnił uścisk.
— To co? Kto zaczyna? Czy załatwiamy to dojrzale po męsku i gramy w „kamień, papier, nożyce”? – Władimir brzmiał bardzo poważnie. W ogóle wyglądał poważnie.
— To może ja, bo jestem gospodarzem. Pracujesz w ambasadzie. Przynajmniej u nas i oficjalnie. Nieoficjalnie to rozbijasz się po świecie i…
— Walczę z homopropagandą – prychnął Władimir.
— No nieźle. Gdybyś nie był z Rosji to bym w to uwierzył. Ale nie, akurat nie o homopropagandę chodziło. Rozbijasz się po świecie i wykonujesz różne zadanka dla Rosji. Szwecja, Sztokholm, mam rację panie Popow? Coś z archiwum, taka wielka klapa?
Władimir przystanął i spojrzał na Radka. Zaniemówił. Wiedział tylko o tym, że brał udział nie wiedział kto dowodził, czyli nie wiedział tego od Batyszkina. Albo udawał że nie wie.
— Może. Może… To teraz ja. Jesteś oficerem wywiadu. Muszę przyznać, że ten twój sukces w Rumunii, no chylę czoła. Dobrze przeprowadzona akcja i odwrót całkiem, całkiem. Nic tylko uczyć się od starszych – Władimir uśmiechnął się przyjaźnie. – Trochę dostałeś w dupę, kiedy wpadł Grzęda, ale nie tylko ty. Każdy w sumie i do tej pory wisi nad wami jego widmo, wciąż sprzątacie po Grzędzie i zastanawiacie się ile wyniósł. Powiem po przyjacielsku, że całkiem sporo.
— Bo po was zazwyczaj się sprząta i Szwedzi coś o tym wiedzą. Swoją drogą…powiedz mi tak szczerze, wiesz co się tam stało?
Popow spojrzał na Polaka i pokiwał przecząco głową. Chciałby wiedzieć, wiedzieć gdzie popełnił błąd. Czy coś źle obliczył, czy może to była podpucha.
— To proste, Polska pomogła Szwecji. W archiwum było też kilka interesujących nas nazwisk. Oczywiście wtedy to tylko były przypuszczenia, ale…sprawdziły się. Archiwum przeszło przez Polskę. Minęliście się z nim dosłownie o kilka kilometrów i kilkadziesiąt minut.
— Jak? Na promie jak to początkowo ustalali Szwedzi? Czy na lądzie? U was czy u nich?
— U nich. Transport był najgorszą rzeczą, ale po czasie stwierdzam, że w sumie to najprzyjemniejszą. Mieliśmy początkowo przejechać tą samą trasą na której doprowadziłeś do stłuczki. Swoją drogą jak zabrałeś jej kluczyki od samochodu? Co zrobiłeś, że ona się zatrzymała?
— Zapytałem się jej gdzie jest stacja metra.
— Serio?
— A co? Miałem krzyknąć „Allach Akbar!”? – zapytał ze zdziwieniem. Spojrzał na Radka.
— Ale muszę przyznać, że nie przypuszczaliśmy, że się zorientujecie, miały być dwie podpuchy. Wiesz, uznaliśmy że wpadniecie tylko na jedną a tutaj proszę… Przyznam szczerze, że ten kto dowodził akcją miał nosa, dobrego nosa i będzie z niego mocny przeciwnik.
— No nieźle. Skoro ja wiem że ty pracujesz w wywiadzie i ty wiesz że ja pracuję w wywiadzie… pozostaje nam tylko zastanowić się nad tym co chcemy zrobić.
— Ale czekaj. Czekaj. Chcę wiedzieć jedną rzecz. Kiedy się zorientowałeś że jesteś obserwowany.
— Szybko. Po dwóch, może i trzech dniach. Byliście subtelni jak radziecki oficer podczas gwałtu. – Władimir mówiąc to niedbale wzruszył ramionami. – Subtelni jak rewolucja październikowa, która jak wszyscy wiemy była w listopadzie. Subtelni niczym rządy Jakobinów we Francji i ich gilotyna. Niewidzialni jak koszykarz na zgrupowaniu gimnastyków…
— Skończyłeś?
— Skąd! Ja dopiero się rozkręcam. Lubię długie gry wstępne!
— Czy tobie wszystko się kojarzy z seksem, gwałtem i innymi równie interesującymi czynnościami? – zapytał Radek.
— Mnie? Nie. Ale skoro tobie się tak wydaje to oznacza, że powinieneś się leczyć. Niby Warszawa ma kilku dobrych lekarzy.
— Nie ważne. Nie ważne… - Radek machnął na to ręką.
— Też cię kocham. Nie mów, że moje uczucia są dla ciebie nie ważne. Radziu no…
— Zaczynam się zastanawiać jakim kurwa cudem jesteś oficerem wywiadu. Jakim cudem ja z tobą jeszcze rozmawiam? No i co najważniejsze, dlaczego jeszcze chodzisz po Warszawie a nie zostałeś wysłany do Moskwy?
— Przypadek. Bo mnie kochasz prawdziwie męską homoseksulaną przyjaźnią i…
— Pamiętaj, ślub robimy skromny – wtrącił Radek, genialnie parodiując stereotypowego geja z Warszawy.
— Dobrze. Pojedziemy do Holandii i będziemy wieszać tęczę. A tak na poważnie to, wiesz doskonale że przyszedłem tutaj tak czysto prywatnie. Nie no dobra, nie przyszedłem, po prostu muszę wiedzieć a właściwie to chciałem wiedzieć co masz ciekawego do powiedzenia. Co wiesz i takie sprawy, czy mam ci zrobić cudowny wjazd na chatę i nagrać na YouTube jak stary czekista dokonuje na tobie egzekucji…
— Momentami mnie przerażasz. Nigdy nie wiem kiedy żartujesz a kiedy mówisz poważnie.
— Powiedzmy, że bezpieczniej będzie przyjmować że zawsze żartuję. A tak swoją drogą…próbowałeś mnie przewerbować. Nie miałeś na mnie żadnych haków, do tego miałeś ochronę większą niż papież. I jeszcze wybrałeś stoliki tak żebym widział Batyszkina. Kto tutaj ma poczucie humoru?
— Chciałem cię podejść, jak widać nie wyszło. A cóż…Batyszkin, Batyszkin posłużył nam za takiego…no właśnie nie wiem jak to określić. Chciałem żebyś pomyślał, że on dla nas pracuje.
— Pomysł dobry. Ale wiesz… Mogłeś rozegrać to lepiej Radziu. Ale uczymy się na błędach swoich i przeciwnika. To powinno być naszym mottem.
— Zgłodniałem. Co powiesz na pierogi? – zapytał Radek.
— Tak. Pierogi łączą ludzi a nie dzielą.
— To powinno być nasze motto, to z pierogami – Radek zaśmiał się cicho. Wtedy poprzysiągł sobie, że przy jakiejś możliwości to kupi Władimirowi fabrykę z pierogami.

Warszawa, 31 maja 2029 roku, wieczór

Popow czekał na „Jaśmina” w bramie, która to prowadziła do jego mieszkania. Rosjanin sprawdzał się wielokrotnie. Był czysty. Za niedługo spotka się ze swoim informatorem. Nerwowo spoglądał na zegarek, którego wskazówki zatrzymały się na godzinie pierwszej. Westchnął, będzie musiał go naprawić.
Zobaczył go wysiadającego z taksówki. Blondyn w okularach, jasny garnitur, ciemnobrązowe buty i aktówka w identycznym kolorze. Normalnie człowiek sukcesu. Władimir zaczął się zastanawiać, czy faktycznie dobrze zrobił przychodząc tutaj. Nie miał jednak wyjścia.
— Cześć – powiedział kiedy zamyślony „Jaśmin” mijał go.
— Co? Co ty tu robisz? – zapytał agent widząc Rosjanina.
— Może wejdziemy do ciebie, pomówimy na spokojnie?
— Tak, oczywiście – powiedział nieco zdenerwowany „Jaśmin” i pospiesznie zaprowadził Władimira do swojego mieszkania na drugim piętrze.
Popow rozejrzał się po skromnie urządzonym mieszkaniu. Miał wrażenie, że znalazł się w sklepie meblowym, tak mieszkanie było urządzone. W takim stylu. Prawie wcale nie dostrzegał rzeczy osobistych, a nie! Zaraz zobaczył zdjęcie rodzinne. On z rodzicami i siostrą.
— Ładnie tu – powiedział Władimir z grzeczności. Nic nie mówił, że wcześniej podczas nieobecności „Jaśmina” sprawdzali mieszkanie pod kątem podsłuchów. Wolał o tym nie wspominać. Zwłaszcza, że był czysty.
— Dzięki – odpowiedział cicho.
— Sprawa jest pilna i ważna – Władimir zaczął prosto z mostu. – Musimy zmienić system kontaktu. Dostaniesz nowego oficera, który będzie przychodzić i odbierać meldunki. W sprawach pilnych będziesz kontaktować się ze mną. Będę wytyczać spotkania… I na jakiś czas musisz przystopować z informacjami. Nie chcemy żebyś wpadł. Wysyłasz same ważne rzeczy i dobrze, ale teraz, teraz po prostu musisz na jakiś czas zamilknąć – powiedział.
Popow nie chciał mu mówić, że wie od drugiego agenta, że ABW wpadła na trop jakiegoś szpiega. Nie precyzował o kogo chodziło, nie mówił też gdzie szpieg urzęduje. Władimir postanowił jednak ostrzec „Jaśmina”, miał od niego ważne informacje, nie zamierzał pozwolić żeby zabito jego kurę, która znosiła złote jaja.
— Dobrze. Jasne…
— Uważaj na siebie, jasne? Na razie zapominasz o mnie. Odezwę się do ciebie, kiedy sprawa przyschnie.
— Jaka sprawa?
— Nie ważne. Masz się zachowywać tak jak zawsze, rozumiesz?
— Rozumiem. Ale o co chodzi? – „Jaśmin” nieco się zdenerwował.
— Spokojnie, to nic. Po prostu za dużo przesyłamy wiadomości, Polacy coś się pieklą…ograniczamy działalność. – Kłamstwo przychodziło Popowowi nadzwyczaj łatwo.
— A po… - przerwał. Zamilkł słysząc syrenę policyjną. Wyjrzał przez okno zaciekawiony. Syrena ucichła, dyskoteka jednak była włączona. Zaraz i ona zgasła. Z nieoznakowanego „dostawczaka/transportera” zaparkowanego kilka metrów przed wejściem do bramy wysiedli panowie odziani w czerń. „Jaśmin” wywnioskował to po tym, że byli w sumie ledwo widoczni. – Idź. Szybko – powiedział do Popowa.
Władimir przez chwilę stał w miejscu.
— Z drugiej strony jest brama, wyjdziesz na inną ulicę. Idź, szybko – powiedział ostro „Jaśmin”.
Władimir szybko wyszedł i zbiegł po schodach. Skierował się do drugiej bramy i ledwo znalazł się na drugiej ulicy a usłyszał krzyki, strzały i huk. Nie odwracał się, nie biegł. Szedł spokojnie w kierunku pobliskiego parku.


___________
Chwała tym którzy dotrwali. Brawo!
Chciałem napisać, że pobiłem rekord wyrazów użytych w notce. Pozdro dla Skipp, która mendziła o notkę. Mówisz i masz! Proszę już nie gwałcić przycisku "odśwież"!

7 komentarzy:

  1. Na początek pragnę powiedzieć, że miała być relacja live, ale od wczoraj panuje jakiś spisek, który nie daje mi czytać w spokoju notki i co i rusz coś mnie odrywało. Ale wygrałam, przeczytałam i...

    ...dziękuję za zacną "dedykację" i gratuluję rekordu notkowego. Muszę przyznać, że sama jestem w szoku. Aczkolwiek nie czuć tej długości, bo jest boćkowo i wciąga niczym spacerek po bagnie :D
    I o boże, co tu się działo! <333 Mem (i muchy) cudowne, Tupolew i mój nowy miszcz Radek <3 Kocham rozmówki Radka i Władimira, totalnie i na zabój! "Pojedziemy do Holandii i będziemy wieszać tęczę." tak myślę, że chyba zacznę ich statkować... Co Ty mi robisz z mózgiem xDDD
    Aha no i oficjalnie od teraz moje nowe życiowe motto to "Pierogi łączą ludzi a nie dzielą." <3333
    Ale zakończenie hejcę mocno! (2/10!!!!!) I wiesz co teraz będzie prawda? Kolejny odcinek... ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spiski, a może to znaki, że nie można czytać notek napisanych przez Boćka?

      Dziękuję bardzo, a widzisz? Mówiłem, mówiłem kiedy ci screena wysyłałem xDD I tak wiem, że kochasz, jednak cieszę się że i tutaj to piszesz :D Można statkować! Można ich statkować a nawet i powiedziałbym, że kogoś trzeba statkować! Padło na Radka i Władimira więc... Może ktoś da inne propozycje xD

      I o nie! Ja się po tym hejcie nie pozbieram! O nie! Dlaczego jesteś takim zUym hejterem? Whyyyyyy???? *idzie płakać do kąta i jeść pierogi*
      No i dzięki za komcia. Cieszę się, że mimo przeciwności losu (albo i niebiańskim znakom!) udało ci się przeczytać notkę, przetrwać i zostawić komentarz ;)

      Usuń
  2. [Gdybym ja pisała w takim tempie, to byłabym kolejnym Mrozem jak się patrzy! >D
    Nic tylko pozazdrościć weny i odwagi. Bardzo szanuję, że nie gubisz się w czasie i miejscu akcji, bo ja na Twoim miejscu bym się poddała i wymiękła z pewnością.]

    naczelny sklerotyk

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, dziękuję :D
      Ale tutaj nie ma nic z odwagi, powiedziałbym, że z mojej strony to raczej głupota i samobójstwo. Dzięki, wielkie za słowa uznania, na swoją obronę powiem, że to nie jest nic trudnego, ogarnięcie tego to nic trudnego, jak wszystko się rozpisze gdzieś na kartce z boku to jest dużo łatwiej ;)
      Jeszcze raz dziękuję za miłe słowa :D

      Usuń
  3. Jezusie słodki w morelach, i co ja mam ci tutaj napisać? No jest miodzio :3 i zazdroszczę mocno weny, bo ja swoją notkę klecę już drugi tydzień i stoję w miejscu. Chyba zaraz wstanę i tak jak Bakura, łyknę klina bimbru na rozruszanie xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, dziękuję. A wenę oddam, nawet i dopłacę, bo dlaczego by nie?
      Dzięki wielkie. I twórz, żeby było co czytać!

      Usuń
  4. A tutaj analizy nie będzie, tylko pochwalenie za ładne rozegranie i zmylenie Polaków, którzy myśleli, że są niewidoczni, a jednak nie byli.
    No i pochwała za intuicję... choć ciekawe czy to wystarczy, byt wrócić do Rosji... :D

    OdpowiedzUsuń