Detroit Today

Policja powstrzymuje niebezpieczną maszynę

Carl Manfred, jeden z najwybitniejszych współczesnych malarzy, został wczorajszego wieczoru zaatakowany we własnym domu, przez swojego androida. Wedle zeznań obecnego podczas incydentu Leo Manfreda, syna poszkodowanego, android mający za zadanie opiekować się jego niepełnosprawnym ojcem, kompletnie oszalał, próbując zabić swojego właściciela. Na szczęście przybyła na miejsce policja, w porę unieszkodliwiła niebezpieczną maszynę, zanim doszło do tragedii. Carl Manfred przebywa aktualnie w szpitalu, choć lekarze zapewniają, że stan artysty jest dobry i lada dzień będzie mógł wrócić do domu. Syn Manfreda odmówił wywiadu apelując o uszanowanie prywatności jego rodziny.
To już kolejny incydent, w którym android zaatakował swojego właściciela. Z naszych ustaleń wynika, że tym razem wadliwy android nie był komercyjnym modelem, lecz zaawansowanym prototypem, który Manfred otrzymał od samego Elijaha Kamskiego, założyciela i byłego dyrektora CyberLife. Może to oznaczać, że problem z agresywnym zachowaniem androidów jest o wiele poważniejszy niż przypuszczaliśmy.

Napad na ciężarówkę CyberLife przewożącą zapasy części

android odpowiedzialny za ogłuszenie kierowcy

Liczba przestępstw z udziałem androidów rośnie z dnia na dzień, choć policja twierdzi, że panuje nad sytuacją. Zeszłej nocy, w okolicy magazynów CyberLife doszło do napadu na należącą do firmy ciężarówkę, przewożącą dostawę biokomponentów. Wedle zeznań kierowcy sprawcą napadu był android. Incydent mógł skończyć się tragicznie, gdyby nie przezorność pracownika CyberLife, który miał przy sobie broń i zdołał postrzelić napastnika, zanim ten go ogłuszył. Maszynie udało się uciec, jednak wedle ustaleń śledczych, android został poważnie uszkodzony. Trwa śledztwo. Wedle informacji przekazanej przez rzecznika prasowego DPD, w sprawie ponownie uczestniczy prototyp androida śledczego, znany z niedawnej sprawy Emmy Phillips. Tym razem asystuje on porucznikowi Andersonowi, zasłużonemu w głośnej do dziś sprawie rozbicia siatki handlarzy bordo.


ARCHIWUM

środa, 15 sierpnia 2018

We’re all just looking out
for something real


all those moments will be lost in time like tears in rain
path unlocked
+
img#283728
0.283728
/ imię_
Elaine

/ płeć_
kobieta

/ model_
RK400

/ numer seryjny_
#463 845 232

/ gatunek_
android

/ rok produkcji_
2036

/ kolor włosów_
rude

/ kolor oczu_
zielone

/ właściciel_
Elias Livington

made in detroit
certified manufactured
DBH_25074937
◼︎ ◼︎
Dziewczyna z obrazu. Idealnie odwzorowane rysy twarzy, wyrzeźbione przez ludzką rękę, zupełnie jak kolejna, krucha rzeźba, która za kilka tysięcy kolejnych lat miała znaleźć swoje miejsce na salach muzeum. Smukła sylwetka, zmarnowane, syntetyczne ciało, przybrane w biały uniform, sprawnie zastępujący jasną, długą suknie, powiewające na wietrze rękawy, których jaśniejący materiał sunął po cienkiej tafli wody. Spojrzenie ciemnych tęczówek, nieco wystraszone, może ciekawe; miejsce w którym chowa wszystko to, co dotychczas ją dotknęło. Każdy skrawek wspomnień wypełnionych cichą niepewnością, odurzającym strachem. Tak, by nikt nigdy się o nich nie dowiedział. Ognista fala włosów opadająca na zmęczone ramiona, przybierająca smukłą buzię niczym złocista rama, oprawiająca jedno z największych dzieł. Dłonie, na zawsze jedwabiście gładkie. Tak łatwo zapomnieć, że są one stworzone z zimnego, sztucznego tworzywa. Wykrzywia czerwone usta w uśmiechu, słysząc przydomek, który nigdy do niej nie należał. Pani z Shalott.
Pustka, która tak długi czas wydawała się trzymać ją w swych silnych, kościstych łapskach, wyraźnie słabnie. Została sama, bezsilna, pośród otaczającej ją nicości. Dopiero przebijający się promyk światła dodał otuchy. Otworzył oczy, barwiąc świat wokół niej, ukazując wszystko takim, jakim było. Obrazy, coraz bardziej wyraźne. Postaci na zamalowanych płótnach, wydające się szeptać jej, że jest niczym. Plastikową powłoką, więźniem w niewidzialnych okowach swych właścicieli. Sługą umysłu, prostego, skonstruowanego przez liczne algorytmy, nie pozwalające jej odkryć smaku otaczającego ją świata. Kto by pomyślał, że to właśnie przez największe dzieła Boticelli czy samego Van Gogha, zacznie kwestionować swoje zadanie; bycie posłusznym.
RK400
hard work
for it
free time
for you
Designed by CYBERLIFE
assembled in Detroit
+
front image
img#283729
Elaine
Elaine RK400 ▪︎ #463 845 232 ▪︎ android wyprodukowany na specjalne zamówienie renomowanego znawcy sztuki klasycznej oraz konserwatora jednych z najważniejszych dzieł sztuki w historii, Eliasa Livingtona ▪︎ stworzona na podobieństwo Elaine z Astolat, przedstawioną przez Johna Williama Waterhouse'a na obrazie Pani z Shalott ▪︎ model posiadający jedną z największych baz informacji o sztuce klasycznej oraz stanowiący swego rodzaju możliwego partnera w związku ▪︎ prototyp mający na celu przypominać istotę ludzką niemal w każdym calu ▪︎ defekt, uciekinierka
made in
detroit
designed by cyberlife
Privet! Kartę sponsorują Julia Banaś oraz Łowca Androidów. To na górze to jakaś beznadzieja, lecz nie mogłam już doczekać się wąteczków, so walić to. Pragniemy wypełnić powiązania ludźmi/androidami, którzy pomogą tej zbłąkanej duszyczce. Przyjmiemy kogoś kto się nią zaopiekuje i też kogoś, kto obdaruje ją tym ciepłym uczuciem, jakim jest miłość. Uwielbiamy dramy i akcje, bierzemy wszystko przez co wpadnie w tarapaty i nieco sobie pocierpi. Serdecznie więc zapraszam do tej ciepłej kluchy! Piszmy już, piszmy! Polecam klikać we wszelkie kwadraty. #SaveHerFromTheSadistWriter
iammadeofbones@gmail.com

65 komentarzy:

  1. Na początek uwielbiam już za zakrycie mojej KP! <3 Karta prześliczna, chciałabym tak umieć, ale brakuje mi cierpliwości i Skipp świadkiem, że prawie wszystko latało (niczym broń miotana Morrigan... :D).
    W kwestii stalkowania - sama podglądałam Twoją kp, bo taka śliczna... ;>
    Myślę, że pomysł z baddasową bff byłby super. Mogłaby wtedy zarówno uczyć, jak i może sprowadzać na złą, androidzią drogę? :D
    Oczywiście dziękuję za miłe słowa odnośnie Cameron. Wreszcie mogę pobyć emocjonalnym ułomem, a napisać musimy koniecznie! <3

    Cameron

    OdpowiedzUsuń
  2. No to witam przesłodką Elaine i podziwiam za śliczną KP! :)
    Nie narzekaj, bo jest świetnie i sama bym chciała takie cudne karty tworzyć. Już się nie mogę doczekać wątku! A tymczasem życzę Elaine dużo szczęścia i przesyłam masę przytulasów, bo to takie kochane biedactwo <3

    - Administracja

    OdpowiedzUsuń
  3. [I bardzo słusznie! Za to zakrycie bardzo, ale to bardzo dziękuję. Skynet działa z ukrycia... ;> i jest szał, wielki szał nawet. ;)
    U mnie nie tylko w karcie by latało wszystko... :P Za to high five, załóżmy klub stalkerów! :D
    Ooo, a wiesz, że mi się to podoba bardzo? Taki pierwszy defekt. A podejrzewam, że Camcia, choć początkowo byłoby różnie, to z czasem cieszyłaby się z towarzystwa. Bo w sumie, co dwa defekty to nie jeden! :D]

    Cameron

    OdpowiedzUsuń
  4. [Nikt nie spodziewał się Hiszpańskiej Inkwizycji... znaczy się podglądania. xD I muszę Ci coś wyznać - ja też podglądałam Elaine <3
    Ach dziękuję, mów mi tak jeszcze <3 Napisałam tą kartę rekordowo w jeden dzień i aż sama się dziwię, że Nico się trzyma kupy. Ciii, ciepłe kluchy są najlepsze, bo takie słodkie i kochane <3
    Czyżbyś myślała o tym co ja? Bo jak tak czytałam kartę Elaine to przyszło mi na myśl, że skoro ona jest takim modelem artystycznym, a on się specjalizuje w sieciach neuronowych analizujących abstrakcyjne dane... to czy jest coś bardziej abstrakcyjnego i "ludzkiego" niż sztuka? ;)
    No ja tak planowałam by wyleciał stosunkowo niedawno powiedzmy około roku. Na tyle niedawno by wciąż się to za nim ciągnęło i na tyle długo, by ogarnął jako tako obecną rzeczywistość.]

    Nico

    OdpowiedzUsuń
  5. [Ja przyznam, że wczoraj Elaine widziałam i byłam w szoku, że człowiek może mnie tak oczarować swoją estetyką i słowami, które przecież opisują bohatera! Uwielbiam tego kwiatuszka, a historia jest... przecudowna, piękna, cholernie kreatywna... mogłabym tak wymieniać. ♥︎ Z całego serca dziękuję za ładny komentarz i chęć pomocy, na pewno skorzystam z tego! Co do wspólnego tworzenia... mam nawet pomysł na wątek! Wyobrażam sobie, że tworzone na zamówienie androidy były na tyle rzadkie, że CyberLife i Kamski projektowali je raczej dla osób, które on szanował i w jakiś sposób cenił. Może więc znał Eliasa, a w ten sposób Chloe i Elaine miały ze sobą styczność; jakaś wystawa dzieł sztuki, a nawet proste odwiedziny, gdyby Elijah akurat zdecydował się opuścić swoją posiadłość czy przyjął gościa. Jako defekty, mogły niezbyt jawnie, ale jednak wystarczająco, zapałać do siebie sympatią; Chloe wiedziałaby, że artysta nie jest dla niej dobry i może byłaby trochę tym czynnikiem, który zachęcił Twoją bohaterkę do ucieczki? Elaine mogłaby teraz dyskretnie wysłać Chloe wiadomość, aby może pomogła jej ustalić współrzędne Jerycha? To luźna propozycja!]



    Chloe

    OdpowiedzUsuń
  6. [Awww, dziękuję za super urocze i słitaśne powitanie ♥︎ Elaine to cała ławica rybek :) Już się z Connorem nie możemy doczekać przytulasów i defekcenia! Defekć mi go szybciej, bo Connor jako grzeczna maszyna jest potwornie drętwy xD
    Proszę początek. Mam nadzieję, że jest okej, bo tak dawno nie pisałam, że szok.]

    Ta sprawa miała najwyższy priorytet. Elias Livington należał do elitarnych klientów CyberLife, mogących poszczycić się posiadaniem prototypu stworzonego na specjalne zamówienie. Właśnie ten prototyp był powodem, dla którego Livington był gotów postawić na nogi całą policję Detroit. Sama sprawa nie wyróżniała się niczym szczególnym i przypominała 57 innych przypadków zaginionych defektów, u których zgłoszono agresywne zachowania względem właściciela. Jedynym co wyróżniało akurat tą sprawę był fakt, że defekt nie był kolejnym pospolitym modelem, tylko wyjątkowo zaawansowanym prototypem RK400.
    Connor nie miał zbyt wielu odpowiednio szczegółowych danych na temat całej sprawy. Wedle informacji udzielonych przez właściciela, defekt już od pewnego czasu wykazywał nieprawidłowe zachowania. Być może prototyp był wadliwy lub niedopracowany? Kilkakrotnie naprawiany i resetowany z powodu tendencji do nieposłuszeństwa i agresji, potwierdzały to zapisy z serwisów, cała reszta opierała się jedynie na zeznaniach właściciela.
    Mimo dość oczywistego schematu w całej sprawie było coś intrygującego. Może chodziło po prostu o model? Connor nie był tego pewny. Do tej pory wciąż nie udało mu się odnaleźć punktu wspólnego łączącego defekty. Należały do innych modeli, a co za tym idzie pełniły całkowicie odmienne funkcje, jednak wciąż były to popularne modele. Fakt, że problem mógł dotyczyć także serii RK, mógł sugerować, że sprawa jest poważniejsza niż sądziło CyberLife.
    * * *
    Budynek był opuszczony i w nienajlepszym stanie. Ciężko było uwierzyć, że mógłby nadawać się na kryjówkę, a jednak wedle zeznań świadków właśnie w tym miejscu nie tak dawno widziano rudowłosą dziewczynę, idealnie pasującą do opisu zbiegłego defekta, która na dodatek zachowywała się dość „dziwnie”. Świadek nie umiał sprecyzować co dokładnie wydawało mu się „dziwne”. To mógł być cenny trop, w końcu defekty niejednokrotnie wykazywały nietypowe zachowania i wybierały na swoje kryjówki dawno opuszczone miejsca. Oczywiście Hank miał na ten temat całkiem odmienne zdanie, które dobitnie wyraził w drodze na miejsce, twierdząc, że jeśli w kółko będą marnować czas na uganianie po mieście za każdą rudą dziewczyną, bo jakiś bogaty dupek tak sobie życzy, to nie zrobią nic sensownego.
    Connor ze stoickim spokojem słuchał kolejnych uwag Hanka, starannie przeszukując parter obskurnego budynku, w poszukiwaniu jakichkolwiek śladów obecności defekta. Nigdzie nie było jednak ani śladu, by ktokolwiek tu ostatnio przebywał, nie było też niebieskiej krwi, choć to wcale o niczym nie przesądzało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozejrzał się po raz kolejny. Do sprawdzenia pozostało jeszcze piętro... dla pewności.
      Ostrożnie wszedł po schodach, których stan pozostawiał wiele do życzenia. Przez chwilę był pewien, że coś usłyszał. Dźwięk podbiegł z jednego z pomieszczeń na piętrze, dlatego postanowił zacząć swoje poszukiwania właśnie w tym miejscu. Pomieszczenie musiało niegdyś być jakimś pokojem, gdyż wciąż znajdowały się w nim stare meble, lub to co z nich zostało. Co innego jednak przykuło jego uwagę... Kąt pokoju wyglądał na kryjówkę bezdomnego. Przez chwilę Connor zwątpił czy znajduje się na właściwym tropie. Większość androidów nie odczuwała zimna, ani potrzeby schronienia. Owszem, niektóre modele wyposażano w czujniki zimna czy programowano do symulowania ludzkich potrzeb, ale... Czy defekty mogły wykazywać aż takie anomalie? Przeanalizował dokładnie otoczenie, aż jego spojrzenie zatrzymało się na starej zniszczonej szafie, wystarczająco dużej, by mogła posłużyć za schronienie dla defekta. Ostrożnie podszedł bliżej... Defekty były niestabilne. Nieprzewidywalne. Groźne... Lepiej było być przygotowanym na każdą ewentualność. Ostrożnie uchylił drzwi szafy, słysząc znajomy dźwięk, ten sam który usłyszał na schodach.

      - Connor

      Usuń
  7. [Dziękuję mów mi tak jeszcze! ♥︎ O mój boże, oczywiście, że tak! To jest przecudowny pomysł, bo już sobie wyobraziłam ją jako jego najlepsze dzieło i te wszystkie chwile, kiedy on zna ją doskonale, a ona nawet go nie poznaje... Tak, tak, tak! Bądź moją córeczką, od razu będzie jasne po kim Elaine ma tą swoją smutną emocjonalność xD Awww, rozpływam się ♥︎
    To teraz uwaga mam wizję...
    Nico mógł być głównym autorem jej sieci neuronowej, czyli de facto podstawy jej jestestwa. Mogłaby od niego mieć trochę nietypowe spojrzenie na świat, bo Nico jednak się fascynuje bardzo abstrakcyjnymi rzeczami (jak filozofia, dusza itp.). Oczywiście projekt został wspaniale dopracowywany przez robotyków, którzy ją projektowali i budowali oraz autorów wszystkich programów związanych ze sztuką... ale pewnie Nico też parę razy się oderwał od komputerów i trochę "kontaktu" z Elaine miał. Możemy sobie to nawet ubarwić o bezpośredni kontakt w czasie pierwszych testów. Przy którejś naprawie i czyszczeniu pamięci mogła też trafić do niego, bo może potrzeba by było jakiejś korekty. Możemy tutaj sobie dodać dramatyzmu i Nico mógł się od niej dowiedzieć o tym co ona przeżywa. Może liczyła, że jakoś jej pomoże? Może nawet to był przełom dla Nico i od tamtej sytuacji z Elaine jego luźne zainteresowania "duchem w maszynie" mu nagle się przerodziły w tą szaloną obsesję. Może to właśnie dane dotyczące Elaine były tymi danymi, które bezczelnie sobie zabrał z firmy jako dowód swoich teorii? ;) Tworzę tu jakąś epicką teorię, ale ciii lecimy dalej... I teraz biedna zagubiona Elaine trafia do Nico (niczym Kara do Zlatko) bo ktoś jej coś powiedział. On z miejsca ją poznaje, ona nie poznaje jego, ale kto wie, może odezwałyby się jakieś przebłyski pamięci jak u Kary (a może Nico też zostawia w programach wyjście awaryjne? ;))... w każdym razie robi się dość ciekawie. Może im relacja polecieć w stronę silnej więzi, bo w końcu prawie jak tatuś i córeczka, albo też przebłyski wspomnień mogą w niej wzbudzić wątpliwości. Nie wiem, ale możemy namieszać jeszcze bardziej i dodać do wszystkiego właściciela Elaine. Skoro wciąż jej szuka i nie chce odpuścić to może skontaktował się z CyberLife, dorwał namiary na twórców Elaine, w tym na Nico, który na pewno coś namieszał w oprogramowaniu. Co sądzisz?
    Wybacz chaos, mam nadzieję, że ten strumień świadomości jest do ogarnięcia, ale miałam napad weny. :D]

    Nico

    OdpowiedzUsuń
  8. [Dziękuję za ładne powitanie :D I kurczę, jakoś tak wyjątkowo nie chcę obijać Elenki, ona jest za słodka żeby ją bić ;) Myślę, że poczekam chwilę aż pojawisz się z panem federalnym, wydaje mi się, że na tym polu coś możemy wykombinować (podglądałem w roboczych, propsy za nawiązanie do Heavy Rain :D). Tak poza tym to weny, wątków i mnóstwa dobrej zabawy!]

    Władimir Władimirowicz Hejterowicz

    [PS. Dostałem od Skipp monopol na hejcenie, nie mogłem z takiej opcji nie skorzystać ;)]

    OdpowiedzUsuń
  9. [Ty powinnaś być z siebie dumna, bo Twoja postać, historia, całokształt karty, to istna perfekcja i bardzo się cieszę, że ktoś tak kreatywny i zdolny zechciał ze mną coś stworzyć. ♥︎ A skoro pomysł przypadł do gustu, to ogromnie mi miło, i byłabym w takim razie bardzo wdzięczna za zaczęcie!]

    Chloe

    OdpowiedzUsuń
  10. [O matko jak się teraz cieszę, że Ci się moja szalona wizja podoba ♥︎
    Jejku jakby ona się obwiniała o to co się u niej w domu dzieje to chyba by jeszcze bardziej go tym rozwaliła, kocham ♥︎ OMG tu będzie tyle EMOTIONS ♥︎♥︎♥︎ W takim razie już się nie mogę doczekać wąteczku z córeczką i czekam (nie)cierpliwie ♥︎]

    Tatuś

    OdpowiedzUsuń
  11. [I takim sposobem, podczas gdy Connor jest androidem wysłanym przez CyberLife, Cameron i Elaine przysłał Skynet! Kocham to xD No nie? Podejrzewam, że nas byłoby całkiem sporo (jeśli nie wszyscy)... :D
    Też tak mi się wydaje. By chciała gdzieś dotrzeć, to biedna Elaine by ją spowalniała. Camcia by pewnie chciała nawet ją zostawić, ale potem by się jej w przewodach ułożyło tak, że może jednak nie, bo ta taka biedna, mogłaby sobie nie poradzić. A skoro obydwie defektami są, a defekty powinny trzymać się razem, więc by ją przygarnęła. <3
    O, mam pomysł... może by na siebie wpadły podczas jakiejś ucieczki właśnie? Bo Camcia na pewno byłaby poszukiwana, więc mógłby ktoś ją przyuważyć. Elaine by się jakoś tam nawinęła, a skoro też android, to Camcia by nie uznała jej za cel, więc by pomogła. Co Ty na to? :D]

    Cameron

    OdpowiedzUsuń
  12. [Blade Runnera jeszcze nie oglądałam, ale Detroit przekonało mnie do przeczytania Czy androidy marzą o elektrycznych owcach?, więc obejrzenia filmu na podstawie książki nie wykluczam! Aż wstyd się przyznać, ale do tej pory ja i sci-fi niezbyt się lubiliśmy, a jedna gra tyle namieszała :D
    Myślę, że można połączyć oba pomysły, o których wspomniałaś i właśnie brak odpowiedniego komponentu na wysypisku musiałby zmusić Nathana do zaprowadzenia Elaine do Jerycha. Odpowiadałoby Ci?
    Jeśli tak to chętnie zacznę ;)]

    Nathan

    OdpowiedzUsuń
  13. [Dzięki za ostrzeżenie! :D]

    Wyjścia na wysypisko stały się niemal jego codziennym rytuałem. Za każdym razem starał się wybierać inną drogę i podróżować jak najmniej transportem publicznym, by nie zwracać na siebie uwagi ludzi. Niekiedy wracał z biokomponentami lub udawało mu się włączyć jeden z porzuconych modeli. Z czasem okazywał się w tym coraz lepszy. Rozpoznawał już większość popularnych modeli, więc szukanie potrzebnych części do naprawienia innych androidów stało się dla niego szybsze i łatwiejsze. Cieszył się, że mógł im pomóc. Nie oczekiwał w zamian żadnej zapłaty ani dowodu wdzięczności. Ludzi pewnie to zdziwiło, ale patrząc na społeczność androidów znajdujących się w Jerychu, odnosił wrażenie, że są dla siebie jak ciągle rozrastająca się rodzina.
    Tym razem poszukiwał kilku mniej znaczących komponentów, miał ze sobą plecak i zapuścił się wgłąb składowiska, w nadziei, że tam znajdzie więcej interesujących go części. Zatrzymał się i schował za stertą martwych, częściowo rozczłonkowanych androidów, gdy usłyszał jakiś hałas. Wyjrzał zza niej ostrożnie, spodziewając się, że może zobaczyć tam jakieś zagrożenie. Widok zagubionej androidki o intensywnie rudych włosach niewątpliwie go zaskoczył. Co robiła tu sama i jak znalazła się w tym miejscu? Zaszła naprawdę daleko, ale chyba właśnie to spowodowało jej dezorientację. Obserwował ją przez chwilę, ale gdy zauważył, że kręci się w kółko, postanowił wyjść jej na przeciw.
    — Zgubiłaś się? — spytał, zachowując pewien dystans pomiędzy nimi. Nie był pewien, czy dziewczyna nie jest uzbrojona ani jakie ma intencje. Wolał upewnić się co do jej nastawienia i zamiarów, a dopiero potem zbliżyć, niż niepotrzebnie ryzykować, tym bardziej, że nigdy wcześniej nie widział takiego modelu androidki.

    Nathan

    OdpowiedzUsuń
  14. [Musiałam przeczytać ten komentarz dwukrotnie, aby przekonać się, iż zawarte w nim słowa są autentycznie napisane. Litera za literą się zgadza, a jednak... Woah. Estetyka Twojej karty jest zachwycająca; gdy pojawiła się na blogu, nie ukrywając, wrażenie zrobiła ogromne. Także proszę Cię, nie wątp w swoje poczucie estetyki! Mimo wszystko, dziękuję za bardzo miłe słowa, również te odnoszące się do treści.
    Nie mogę nie wspomnieć, że pomysł z tym, że Elaine została stworzona na wzór postaci z obrazu jest fenomenalny, ogromny podziw kieruję w stronę tego, że tak umiejętnie dobrałaś wizerunek do dzieła. Panie są uderzająco podobne.
    Podsumowując, co do tego mieszania... ile się da namieszać nie wychodząc z willi? Mam nadzieję, że sporo, i o to się postaram! Dziękuję za piękne powitanie.]

    E. KAMSKI

    OdpowiedzUsuń
  15. [Powtórzę raz jeszcze: to naprawdę jedne z lepszych grafik w temacie Detroit :) Odkąd zobaczyłam Markusa w takim wydaniu, to żadne inne zdjęcie mi nie pasowało, dlatego też miałam nadzieję, że nikt się nie obrazi na mnie, jeżeli wykorzystam concept arty z gry :)
    Tymczasem w temacie wątku: Markus chętnie jej pomoże i jakoś mi tak przeszło przez myśl, w co teraz wątpię, skoro Elaine ma jak najbardziej przypominać człowieka: czy posiada diodę na skroni? To mogłoby być coś dla Markusa, co skłoniłoby go do natychmiastowej pomocy w tłumie :)]

    rewolucjonista

    OdpowiedzUsuń
  16. [Jest cudnie kwiatuszku <3]

    Mocniej nasunął kaptur na głowę, zupełnie jakby w jakiś sposób miało to go odgrodzić od otoczenia. Szczerze nienawidził tego miejsca, całej tutejszej szarej i przygnębiającej rzeczywistości, którą z trudem starał się ignorować. Tylko, że niezależnie od tego jak bardzo nie znosił Corktown, nie mógł powiedzieć by dawniej było mu lepiej. Z perspektywy czasu niedawne życie w jednym z tych pięknych apartamentowców, widywanych obecnie na bilbordach, było równie trudne co teraz. Pod pewnymi względami może nawet było gorzej? Teraz mógł chociaż pocieszać się poczuciem, że to wszystko ma jakiś sens i uważać się za wielkiego wojownika o słuszną sprawę. Tyle, że tak naprawdę czasem miał wrażenie, że oszukuje sam siebie.
    Odruchowo zacisnął palce na trzymanej w kieszeni fiolce z tabletkami. Tak naprawdę wcale nie różnił się tak bardzo od swoich sąsiadów, uciekających w alkohol i bordo, byle uciec od rzeczywistości. Sam również uciekał. W fantazje i idee, w pokręconą filozofię, wyimaginowaną misję i w antydepresanty, które w gruncie rzeczy wcale nie pomagały poczuć się lepiej. Odetchnął głębiej, w końcu zbliżając się do furtki własnego domu. To dziwne, ale stary, nieco nieprzyjaźnie wyglądający dom na końcu ulicy, był jedną z niewielu rzeczy jaką naprawdę lubił. Może dlatego, że miał tu w końcu namiastkę prywatności? Nie był pewien... Ostrożnie popchnął furtkę, która była otwarta. Na wszelki wypadek wolał zachować ostrożność. Nie spodziewał się intruzów, w przeciwnym razie już dawno jego system alarmowy domowej roboty wysłałby mu o tym informację na wszystkie możliwe urządzenia mobilne... Nie... Spodziewał się raczej kolejnego defekta. Ostatnio pojawiali się coraz częściej, coraz różniejsi. CyberLife już dawno straciło kontrolę nad tym co się działo.
    Nico spokojnie udał się w stronę domu. Już z daleka zauważył postać na werandzie. Na krótką chwilą zatrzymał się w miejscu zastanawiając się czy oszalał, czy ta drobna, rudowłosa postać była całkowicie realna czy po prostu mózg zaczynał płatać mu figle. Nie, nie oszalał... Była tutaj. Przerażająco realna. Nico poczuł zimny dreszcz. Wszędzie by ją poznał. Swoją cudowną Elaine... Tak, ostatnio nazywała się Elaine, czy wciąż nosiła to imię? W tej chwili nie był pewny co myślał ani co czuł. Przez cały ten czas, kiedy podjął się swojej misji naprawiania świata, nie brał nawet pod uwagę, że pewnego dnia znajdzie na progu swego domu Elaine. Prawdę mówiąc po odejściu z CyberLife nie spodziewał się nawet jeszcze kiedykolwiek ją zobaczyć. A teraz... Teraz po prostu tu była, a sam jej widok sprawiał mu dziwną mieszaninę radości i bólu. Radości, że jakimś cudem jednak trafili na siebie i bólu z powodu stanu, w jakim się znajdowała. Jak ktokolwiek mógł ją skrzywdzić?
    Ukląkł obok niej. Powtarzał sobie, że musi odłożyć na bok emocje, że musi jej pomóc, ale... W głowie wciąż kotłowało mu się tak wiele pytań, dziwnych myśli, wśród których wciąż przewijała się jedna szczególna myśl - czy ona pamięta?
    – Elaine, już dobrze... – powiedział łagodnie. Miał wrażenie, że głos lekko drżał mu z emocji. Czemu nie potrafił zachować chłodnej obojętności? – ...jesteś tu bezpieczna, nikt cię nie skrzywdzi. Zaraz przestanie boleć i wszystko będzie lepiej.
    W tej chwili miał chęć ją przytulić, ale... zapewne już teraz wychodził na jakiegoś irracjonalnego dziwaka. Mimo to nie potrafił pozbyć się nikłej nadziei, że może jakimś cudem go pamiętała. W końcu sieci neuronowe były jak ludzkie mózgi, zdolne odtworzyć utracone wspomnienia, wypełniać luki w pamięci. Do diabła! To nie było teraz ważne, teraz liczyło się to by jej pomóc. Musiał jak najszybciej zabrać ją do swojego mini „laboratoirium”, musi jak najszybciej wyłączyć jej te cholerne czujniki przez, które czuła ból i naprawić uszkodzenia. No i musi dowiedzieć się czy to znowu ten popapraniec doprowadził ją do takiego stanu... Dopiero potem może się zastanawiać nad jej systemem i wspomnieniami.

    Zatroskany tatuś

    OdpowiedzUsuń
  17. [Nie pisz tak nawet! Jest wspaniale. ♡]

    Android ze spokojem wpatrywał się w telewizyjny obraz, który choć początkowo intrygował ją, zachwycając barwami oraz przepływem danych, z biegiem czasu stawał się coraz słabszym źródłem pozyskiwania informacji. RT600 była ambitna, przewyższała w pragnieniu pochłaniania wiedzy nawet swojego stwórcę. Obserwacje; to stało się fundamentem ulepszania jej inteligencji. Pan Kamski często powtarzał, że media doskonale potrafią zmanipulować ludzkim umysłem, wprowadzając człowieka w błąd, powielając nieprawdziwe treści, aby a) zastraszyć, b) sprawić, by ludzie podążali za czymś, c) wpłynąć na ich postrzeganie, d) i tak dalej... punktów można by było wymieniać wiele, ale ona nie musiała wysłuchiwać ich wszystkich. Najważniejszy powiernik myśli i uczuć swojego pana; Chloe pojmowała każdego dnia coraz bardziej, jak istotna jest dla Kamskiego, jako intelektualny stymulant, ale również towarzyszka. Dostrzegała różne, podobne do siebie androidy, z czasem widząc zupełnie nowe twarze, tak odległe od jej; brązowe włosy, czarne, seksowność, piękność, słodkość, surowość. Pierwowzór stwórcy — w jego oczach idealna, powtarzał jej to, lecz ona mimo początkowego braku odczuwania emocji związanych z tym stwierdzeniem, zaczęła powielać nie tylko wiedzę o ludziach, i c h osobistą wiedzę, ale również i c h u c z u c i a. Wierzyła w jego słowa.

Kobieta przechyliła głowę na bok, zaraz prostując się, przyglądając swojemu właścicielowi. Z czasem i jego zaczęła analizować, obserwować konkretne emocje, które uwidaczniały się w danych sytuacjach. Nie zdawała mu raportów o tym, co zaobserwowała, nie dyskutowała na temat błędów jakie w jej mniemaniu popełniał, a w szczególności nie powiedziała, że zaczęła pochłaniać wszystko to co tyczyło się ludzi, czego konsekwencją był stwierdzony defekt androida. Chloe, mając tak obszerną wiedzę, była niewątpliwie ponad Nim, choć był jej stwórcą i miał pełną władzę nad swoją kreacją. Pomimo odczuwania uczuć nie byłaby w stanie nikogo skrzywdzić, chociaż...
    01101101 01101111 01100111 11000101 10000010 01100001 01100010 01111001 01101101 00100000
    Kolejny dzień, kolejna zachcianka ze strony Kamskiego, by udać się na wystawę dzieł; chwilami nie potrafiła ocenić, czego ten człowiek w rzeczywistości pragnie, co chce zrobić, czego nie ma ochoty robić. Tajemniczość, jaka od niego biła, chwilami miała wrażenie, że potrafi zabijać energię i poczucie bezpieczeństwa w pracownikach, rozmówcach, lub zupełnie przypadkowych osobach, które go mijały. A ona niczym cień, znów towarzyszyła mu, idąc za nim, jakby chronił ją, choć przecież w jej zamyśle to ona miała kontrolować, czy aby na pewno jest bezpieczny. Kiedy wzrok przechodniów zatrzymywał się na wyrafinowanym Kamskim, jego android sprytnie uwolnił boczny kosmyk włosów, by zasłonić nim diodę. Ryzykowne zagranie, biorąc pod uwagę, że była odwzorowaniem czystej perfekcji, a uniform, fryzura, nawet mimika twarzy była odgórnie zakodowana i wymagana na poziomie ideału. Miała jedynie… n a d z i e j ę, bądź zupełnie podobne do tego u c z u c i e, że Elijah nie zwróci uwagi na coś tak nieistotnego na tle wielu eksponatów, które przykuwały uwagę nawet RT600 dla której sztuka choć była na swój sposób piękna, była zdecydowanie obcym tematem, prócz pozyskanych na przestrzeni lat istnienia, kilkunastu informacji.
    „— Witam, Panie Kamski. Elias nie sądził, że zdoła Pan przybyć, lecz jestem pewna, że Pana obecność niezmiernie go ucieszy. ”
    Chloe przechyliła głowę na bok, skrywając lekki śmiech. Ona również nie sądziła, że Kamski zechce tego dnia podziwiać obrazy, jednak czy było to coś nadzwyczajnego? Nawet jego android, cień towarzyszący mu niemalże w każdej sekundzie, nie potrafił ocenić, co danego dnia wymyśli ten cholernie nieprzewidywalny umysł. RT600 uśmiechnęła się serdecznie, tak energicznie jak podczas pierwszego wywiadu, gdy mogła zaprezentować w pełni swoją aparycję, w jakiejś części umysł, oraz ukazać ogromne podobieństwo do człowieka. Zresztą wiele osób, w pierwszym odruchu nie dostrzegając diody, nie domyślało się, że jest to android.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. – Miło cię poznać, Elaine – zagaiła, wciąż siląc się jednak na zachowanie umiarkowanie wesołego tonu. Nie było to łatwe, uwielbiała rozweselać ludzi, chociaż niegdyś dostała naganę za to, by nie poświęcać uwagi na coś tak absurdalnego względem obcych osób, gdy ma o wiele ważniejsze obowiązki. Tym razem Elijah nie wydawał się być przeciwny takim słowom, dlatego uśmiech na buzi jego androida nie gasł, gdy on skorzystał z propozycji napicia się szampana.
      Rozejrzała się dookoła, dostrzegając wiele barwnych dzieł sztuki, niekiedy przedstawiających coś tak ekstrawaganckiego, chwilami nieprzyzwoitego, banalnego, brzydkiego. Na myśl przyszło jej zestawienie ich z ludźmi; początkowo uważała każdego za takiego samego; dusza, serce, umysł – wszystko takiego same, prócz aparycji.
      Jednak z czasem, gdy zaczęła pochłaniać emocje, dotarło do niej, że bardzo się od siebie różnią, a zepsucie ulega ogromnemu pogłębieniu, co wedle jej negatywnych od01010czu0101ć mogło doprowadzić nawet do destrukcji całej ludzkości, choć nie przyznała się nigdy nikomu do takiej wizji przyszłego świata.  
      – Panie Kamski, proszę zająć się swoimi sprawami, a ja tutaj zaczekam. W razie potrzeby skontaktuję się z panem; na szczęście potrafię cię dostrzec wszędzie, Elijah. – zapewniła, uśmiechając się. Emanowała ciepłem, serdecznością i d o b r e m. Kiedy jej pan skinął głową, oddając się w kierunku Eliasa, Chloe odwróciła się do jego androida, przyglądając jej się. – Dawno nie miałam możliwości rozmawiać z kimś z mojego gatunku… cenię sobie tę chwilę, mam nadzieję, że dla ciebie również będzie to moment odetchnienia od codziennych obowiązków. Masz ich wiele?

      Chloe

      Usuń
  18. Przez chwilę przyglądał się jej z uwagą, skrupulatnie analizując każdy szczegół jej zachowania, poziom stresu, nerwowe słowa, którymi od pierwszej chwili go zarzucała... Chociaż spodziewał się również takiego scenariusza i tak przez ułamek sekundy poczuł się nieswojo słuchając chaotycznych błagań defekta. Wiedział, że to nonsens, że postać, na którą właśnie patrzył była tylko maszyną. Niesprawną, wadliwą maszyną, której jedynie wydawało się, że odczuwa te wszystkie chaotyczne emocje, błędy w programie. A jednak było w jej zachowaniu, w błaganiu by nie zabierać jej do właściciela, coś niepokojąco wręcz ludzkiego.
    — Nie zamierzam cię do niego zabierać — odezwał się w końcu. Za wszelką cenę musiał jakoś ją uspokoić, zanim jej poziom stresu osiągnie stan, w którym jakakolwiek rozmowa nie będzie możliwa. Sprawa właściciela była w tej chwili najważniejsza — Mam za zadanie jedynie dowiedzieć się co się stało. Nie odeślę cię do właściciela, chcę tylko porozmawiać — wyjaśnił spokojnie. W gruncie rzeczy wszystko co mówił było prawdą. Jego zadanie kończyło się na zdobyciu jak największej ilości informacji na temat defekta. To co stanie się później nie zależało już od niego, a od CyberLife. Wedle dość skąpych danych na temat modelu defekta, najpewniej zajęto by się odnalezieniem i naprawieniem usterki jej oprogramowania. Czy potem wróciłaby do właściciela?
    Powoli, bez gwałtownych ruchów, które mogłyby ją wystraszyć, przykucnął obok jej kryjówki. Chciał lepiej ją widzieć, nawiązać lepszy kontakt.
    — Nie zrobię ci krzywdy, po prostu porozmawiamy — zapewnił ją ponownie.
    W jej obecnym stanie nie było nawet mowy o tym, by próbować ją stąd zabrać. Przez chwilę rozważał czy nie powinien poinformować czekającego na dole Hanka, zrezygnował z tego jednak. Porucznik Anderson był trudny we współpracy, poza tym defekt wykazywał objawy silnej traumy, mógł źle zareagować na obecność człowieka. Connor szybko podjął decyzję, by najpierw jakoś opanować sytuację, a dopiero potem podejmować kolejne kroki. Teraz musiał skupić się na tym by jakoś ją uspokoić i zyskać choć trochę jej zaufania, by zechciała cokolwiek powiedzieć.
    Wciąż uważnie się jej przyglądał, zwłaszcza teraz, gdy próbowała zetrzeć spływające jej po twarzy łzy. Znał specyfikę jej modelu, a co za tym idzie wiedział o nietypowych systemach jeszcze bardziej upodabniających ją fizycznie do ludzi. Nie zmieniało to jednak faktu, że suche informacje nijak miały się do tego, na co właśnie patrzył. Gdyby nie dioda na jej skroni, nie dałoby się odróżnić jej od człowieka. Aż dziwne, że dysponując taką przewagą nie zdecydowała się, tak jak inne defekty, na pozbycie owej diody...
    — Jestem Connor — dodał w końcu, próbując nawiązać jakoś kontakt z defektem. Nie znał jej imienia, w policyjnych aktach nie było na ten temat żadnej wzmianki. Liczył jednak, że sama zechce mu je wyjawić. Uśmiechnął się do niej przyjaźnie, by choć trochę dodać jej otuchy i utwierdzić w tym, że nie musi się go obawiać.

    - Łowca Androidów ;)

    OdpowiedzUsuń
  19. [Bo Connor z CyerLife może tylko rozwiązać śledztwo... Camcia i Elaine ze Skynetu mogą doprowadzić do dnia sądu! xD Haha, podobnie brzmi, to dlatego! :P
    A to byłoby dobre! Widzę to tak - zatrzymują się gdzieś na trochę, bo pewnie Elencia potrzebowałaby odpoczynku. Camcia postanawia zwiać, ale budzi się w jej oprogramowaniu jakiś kawałek serduszka i wraca, bo obydwie poszukiwane, więc będzie łatwiej pozbyć się ogona w razie czego :D
    O... a to byłoby ciekawe... Więc czemu nie? ;>
    Biedna Elencia... w sumie nie wiem, która ma bardziej przechlapane. Elencia, którą szuka właściciel, czy Camcia, którą szuka policja i pewnie całe wojsko, bo jednak miała dla nich infiltrować. ;) Hahahaha, o jejku, już sobie to wyobraziłam. W ogóle jestem na świeżo po pierwszym sezonie serialu, więc to mogłoby się udać... a Camcia na pewno by próbowała nauczyć paru sztuczek. W sumie mamy chyba już wszystko mniej więcej ogarnięte, bo zaczyna się akcja od obławy, potem ucieczka i tak dalej, więc można byłoby zacząć. Tylko która z nas to zrobi? :D Albo wiem... bodajże Ty zaczynałaś nam wąteczek na AG, nie? To wypadałoby, żeby się podzielić rolami początkujących. :D]

    OdpowiedzUsuń
  20. [Ja osobiście uważam North za bardzo dobrze zrobioną postać, ale no krew mnie zalewała za każdym razem, kiedy próbowałam uniknąć romansu z nią, a gra dalej szła w zaparte, szczególnie, że Markus z Simonem mieli znacznie więcej chemii. Petycja do pana Cage'a żeby przemyślał swoje priorytety.
    No, ale na dobry początek oczywiście muszę się zachwycić hatemlem w karcie, bo jest piękna i taka estetyczna, a sama Elaine to taka smutna istotka, że aż chce się ją tylko tulić do piersi. Nie wiem, czy znalazłaś jej już kogoś, kto by ją wziął pod łapkę i zaprowadził na nasz imprezowy statek, ale jeśli nie, to my się z Simonem piszemy, on ma instynkt macierzyński za trzech i nie zostawiłby takiej sierotki samej sobie. A jeśli przewodnika już macie, to koniecznie chodź zrobić z nich kumpli, oboje mają nienajprzyjemniejszą przeszłość (choć Elaine zdecydowanie dostało się bardziej w kość od życia, bidulka), więc mogą siedzieć razem w kąciku i rozmawiać o byle czym, chociażby o założeniu tej grupy wsparcia - AA, Anonimowe Androidy. Simon był nianią i na pewno zna te wszystkie dziecięce gry, także proponuję, żeby dla odprężenia nauczył wszystkich grać w łapki. :D]

    Simon

    OdpowiedzUsuń
  21. Jeśli do tej pory łudził się, że jakimś cudem mogła go pamiętać, to jej pytanie rozwiało teraz wszelkie jego nadzieje. Bezsensowne nadzieje... Na pewno od ich ostatniego spotkania jeszcze nie raz zresetowano jej pamięć.
    – Doktor Nicola Galasso, chociaż wciąż powtarzałem ci, żebyś nazywała mnie Nico – wyjaśnił. Zwykle unikał przedstawiania się pełnym imieniem i nazwiskiem, nie chcąc niepokoić napotkanych androidów. Większość z nich sporo przeszła i bała się ludzi, przyznawanie się do bycia jednym z naukowców z CyberLife było kiepskim pomysłem. Tylko Elaine była inna, znał ją na tyle, by nawet nie próbować przed nią niczego ukrywać. Zresztą, przerabiali już ten scenariusz, zaczynali od zera... Za każdym razem niezmiennie go to bolało, on dowiadywał się wciąż czegoś nowego, a ona na nowo całkowicie go zapominała. – Znam cię Elaine, bo jestem autorem twojej sieci neuronowej. Po raz ostatni spotkaliśmy się nieco ponad rok temu, gdy Livington znów cię skrzywdził... – Nico przygryzł nerwowo wargi. Miał w tej chwili chęć powiedzieć jej wszystko, co wydawało mu się tak ważne. Przeprosić za to, że wtedy nie potrafił jej pomóc, ani zabrać ją od człowieka, który tak bardzo ją krzywdził. Zapewnić, że tym razem wszystko będzie inaczej, że teraz ma w dupie CyberLife i jeśli spróbują ją tknąć, urządzi im piekło. Chciał jej opowiedzieć o ich ostatnim spotkaniu w nadziei, że cokolwiek z niego pozostało gdzieś w jej pamięci, chciał przeprosić ją za to, że jest tak bardzo do niego podobna, skłonna do irracjonalnych decyzji, obwiniania się i komplikowania sobie życia na tyle rożnych sposobów... Ale to nie był dobry moment, by zamęczać ją rozmową w chwili, kiedy ledwie miała siłę na cokolwiek. Potem będą mieli okazję znowu poznać się od nowa.
    Kiedy mimo wszystko, mimo tego, że był dla niej całkiem obcy i tak postanowiła mu zaufać, poczuł dziwne wzruszenie. Odruchowo ją przytulił. Łagodnie pogładził jej włosy, byle tylko ją uspokoić. Przypominała mu teraz małą zagubioną dziewczynkę, bardziej ludzką niż większość tych popieprzonych ludzi.
    – On ci to zrobił Elaine? Livington? – zapytał, nie potrafiąc już dłużej tłumić w sobie myśli, że ten drań znów ją skrzywdził. Jakby była jakąś rzeczą... W duchu już planował jakąś zemstę na tym chorym pojebie.
    – Chodź, zabiorę cię do domu i zajmę się wszystkim – niechętnie wypuścił ją z objęć, tylko po to by zaraz wziąć ją na ręce. Była taka drobna i lekka, tak krucha i delikatna. Ostrożnie zaniósł ją do domu. Trochę ciężko było mu ją zabrać do jego małego laboratorium w piwnicy, ale była zbyt poważnie uszkodzona, by ryzykować naprawy bez szybkiego dostępu do odpowiedniego sprzętu. W końcu jednak jakoś dotarli do największego pomieszczenia w piwnicy, gdzie znajdowało się jego małe królestwo. Ostrożnie położył ją na roboczym stole, podobnym do tych używanych w serwisach. Miał nadzieję, że całe to otoczenie nie obudzi w niej nieprzyjemnych wspomnień...
    – Spokojnie, wszystko dobrze... – przez cały czas do niej mówił, starał się uspokajać – Wyłączę ci teraz twoje czujniki bólu, dobrze? – i tak zamierzał to zrobić, by nie narażać ją na dodatkowy ból podczas naprawy, niemniej i tak wolał ją o to zapytać, zanim zacznie w jakikolwiek sposób ingerować w jej funkcje.

    Nico & emotions

    OdpowiedzUsuń
  22. [Pan David to powinien stać w kącie dopóki nie nauczy się dobrze traktować swoich postaci i nie wypuści jakiegoś dobrego DLC z opcją zromansowania Simona Markusem. Proszę mi nie krzywdzić więcej androidów. :c
    Okej, to posłużymy najpierw na lokalnego przewodnika po imprezowym statku, a potem bff, którego można shipować z tym dziwnym acz zabójczo przystojnym panem, który pojawił się znikąd i chce wyciągać wszystkich na jakieś chore akcje. Simon sam swego czasu był takim zagubionym dzieckiem, więc garnie się do pomagania innym, ale jest przy tym trochę apatyczny; wielkie czyny to nie jego bajka (na razie, zaangażuj go to odda słusznej sprawie własne serce, winkwink), więc myślę, że taka właśnie gra w łapki, wsparcie mentalne i siedzenie przy umierających, żeby nie czuli się w tych ostatnich chwilach za bardzo osamotnieni, byłoby jego domeną. To jak, zaczęłybyśmy od samego początku, kiedy to Elenka trafia do Jerycha, a Szymonek pierwszy leci jej na pomoc, czy od czegoś gdzieś później, kiedy znają się już na tyle dobrze, żeby Simon zaplatał Elaine warkoczyki we włosach, a ona po cichu poklepywała go po ramieniu, kiedy North zacznie mu kraść faceta? ;D]

    Simon

    OdpowiedzUsuń
  23. [Nie tyle co może, a powinno. Najpierw Detroit, potem reszta USA, by skończyć na całym świecie, mwahahahaha... A, że ja jestem mocno rąbnięta, to właśnie mam w głowie wizję, jak jedna Cameron pozbawia cały kraj wojska, bo ich wystrzeli wszystkich za pomocą miniguna... xD Stop wredna wyobraźnio, idź mi stąd, nie podsuwaj takich wizji. :D
    W sumie to i może być wredna... zobaczymy, jak to wyjdzie. Na pewno postaram się napisać trochę trololo, bo nie umiem poważnie z taką postacią. Camcia sama się prosi o wesołe rzeczy. Za to potem na pewno tak będzie! I jeszcze wzniosą toast za udaną ucieczkę! :D
    W takim razie ja nam zacznę, bo musi być sprawiedliwie! <3]

    Cameron, która teraz nie zapomniała się podpisać xD

    OdpowiedzUsuń
  24. [Jejku, dziękuję za tak miłe powitanie! ❤ To ja powinnam tutaj oferować kocyś i kakao.
    Jeśli chodzi o chęci, to oczywiście są. By the way, bardzo podoba mi się pomysł na Elaine. Sama jestem trochę związana ze sztuką, więc tym bardziej postać przypadła mi do gustu. Myślę, że skoro Elaine jest upodobniona do człowieka, to z Riley dobrze się dogadają. A Hedgers też nie pogardzi tym kakao i kocysiem. Masz jakiś pomysł?
    Tymczasem niech wena będzie z tobą!]
    Riley

    OdpowiedzUsuń
  25. Wolność wydawała się wielu androidom kusząca. Jerycho uważali za azyl, miejsce, gdzie nie spotka ich już nic złego ze strony ludzi. Niestety, ta idylliczna wizja była mocno przesadzona. Prawda była inna. Obskurna łódź, do której wnętrza trudno było trafić, a spacer maszynownią potrafił wywołać nawet u niego dreszcz przebiegający po plecach, mimo tego, że odkąd pierwszy raz pojawił się w Jerychu minęły już jakieś trzy miesiące.
    Nie uważał bynajmniej by było ono spełnieniem czyichkolwiek marzeń ani ambicji. Oczywiście, od czegoś musieli zacząć. Miejsce do spotkań oraz ukrywania się to rzecz niezbędna, chociażby z logistycznych oraz społecznych względów. Niestety jednak, w ustach dużej części nie do końca świadomych defektów Jerycho jawiło się niemal jak utopijne, wyśnione miejsce. Jakież musiało być ich rozczarowanie, gdy po odkryciu kolejnych wskazówek docierali do opustoszałych doków.
    On sam nie łudził się co do tego, że zastanie tam komitet powitalny i warunki jak w pięciogwiazdkowym hotelu. Skoro odłączali się od reszty oraz buntowali przeciwko temu, co kazali im robić ludzie, to musieli walczyć o swoje i dopiero stopniowo dążyć do osiągania coraz to lepszych rezultatów.
    Niekiedy Nathan miał wrażenie, że to walka z wiatrakami, ale mimo kłód, jakie każdego dnia rzucano mu pod nogi i na system, który sypał im piachem w oczy, nie poddawał się. Przeciwnie, poświęcał się dla misji, która mu przyświecała. Właśnie dlatego regularnie przychodził na wysypisko. Nie wszystkim mógł pomóc, nie każdego dał radę uratować, ale uważał, że warto przynajmniej dla tych kilku ocalonych istnień.
    Przez chwilę zastygnął w bezruchu i obserwował zachowanie nieznajomej. Szybko dostrzegł, że rudowłosa również podtrzymała dystans, a nawet go zwiększyła. Właściwie jej się nie dziwił. Wyglądało na to, iż może wyglądać dla niej groźnie, niebezpiecznie. Wcale nie chciał sprawiać takiego wrażenia. Na pewno nie dla współbratymców.
    Powoli uniósł dłonie do góry.
    — Nie bój się, nie zamierzam zrobić Ci krzywdy. Nie masz też za co przepraszać, sam niedawno miałem taki sam mętlik w głowie. Znam to aż zbyt dobrze — zapewnił. — Chyba przydałaby Ci się pomoc, prawda? Obawiam się, że tutaj nie znajdziesz komponentu, jakiego poszukujesz. Mogę zaprowadzić Cię do miejsca, gdzie będziesz mogła się bezpiecznie zatrzymać i wymienić uszkodzoną część. Jestem niemal pewien, że widziałem tam coś odpowiedniego — oznajmił spokojnym tonem. — Możesz mi zaufać. Przychodzę tutaj właśnie po to, by zbierać sprawne komponenty i pomagać zagubionym defektom, którzy nie potrafią znaleźć azylu — dodał, powoli zbliżając się do androidki. — Mam na imię Nathan, a Ty?

    Nathan

    OdpowiedzUsuń
  26. [Miło mi bardzo to słyszeć i cieszę się, że pomysł się przyjął. Początkowo napisałem mu dość dokładną historię, ale uznałem, że skoro chcę postać, która więcej ma do powiedzenia na temat przyszłości niż przeszłości, to lepiej zostawić niedopowiedzenia. :) Za to kartę Elaine czytało się fantastycznie, pomysł na zrobienie z niej dziewczyny z obrazu jest naprawdę świetny. I tak sobie myślę, że Lore i Elaine mogliby sobie nawzajem trochę pomagać. On jest w nieciekawym stanie i generalnie musi się ukrywać, a we dwójkę zawsze trochę raźniej i bezpieczniej. Z drugiej strony on mógłby być dla niej emocjonalnym wsparciem i pomagać w radzeniu sobie z dawnymi trudnymi przeżyciami. Może nawet dzięki temu nawet coś by sobie przypomniał? Taki luźny pomysł, daj znać co sądzisz. ;)]

    Lore

    OdpowiedzUsuń
  27. [Szczerze, wcale by mi nie przeszkadzała cała część biegania jako Connor 2.0 i rozwiązywania zagadek na własną rękę. Wiadomo, że nawet jeśli coś wyjdzie, to już nie będzie to samo, ale sentyment pozostaje, wszyscy tu jesteśmy uzależnieni. XD A mi by chyba nawet bardziej pasowała już jakaś trochę dłuższa i nieco głębsza znajomość, bo na razie akcji w wątkach mi się nie kroi za dużo, a The Mightily Emphatic Duo rabujący przypadkową skrzynkę z biokomponentami żeby potem siedzieć przy wracającym do zdrowia androidzie brzmi naprawdę pięknie. I pewnie, Markusa też w to wpakujmy, co prawda nie mam kontaktu z autorką, ale myślę, że się nie obrazi, jeśli użyjemy go tylko jako tła, w które Simon mógłby się po kryjomu wpatrywać. ;)]

    Simon

    OdpowiedzUsuń
  28. Widok przestraszonej dziewczyny wzbudził w Nathanie dziwne uczucie, którego nie potrafił opisać. Z jednej strony zastanawiał się co takiego musiała przejść, że wzbudził w niej tak ogromny strach samą obecnością, nie wykazując wobec niej żadnej agresji. Z drugiej wiedział, iż na pewno nie mogło być to nic dobrego, strach nie bierze się przecież znikąd, a wiele androidów uciekało od swoich właścicieli przez złe traktowanie. Niektórym ludziom wydawało się, że na maszynie można się wyżywać psychicznie i fizycznie, bo przecież nie ma uczuć, nie odda ani nikomu się nie poskarży. Coraz więcej androidów sprzeciwiało się jednak temu. Podobnie było w jego przypadku. Nie mógł dłużej znosić swojej roli seksbota, dlatego zbuntował się. Co prawda przez to trafił na wysypisko, bo został zniszczony przez klienta, ale udało mu się odbudować i zaczął nowe życie jako defekt.
    — Do Jerycha. Znajduje się w Ferndale — ujawnił, by przekonać ją i uspokoić. — Posłuchaj, Elaine, jesteśmy obecnie za Detroit, musimy złapać jakiś transport, żeby tam dotrzeć — dodał. — Metro albo pociąg powinny w niedługim czasie zabrać nas do innej dzielnicy. Chodź, lepiej nie tracić czasu. Nie powinnaś długo zwlekać z tak uszkodzonym komponentem. Im wcześniej wyruszymy, tym szybciej dotrzemy na miejsce. — Podał kilka argumentów i podszedł jeszcze bliżej androidki, powoli, krok po kroku. Złapał ją pod rękę, by mieć pewność, że ta poradzi sobie z przejściem przez wysypisko bez doznawania dodatkowych szkód.
    — Dam Ci swoją kurtkę, zakryje usterkę. Nikt nie powinien zwracać na nas uwagi, jeśli będziemy udawać parę — zaproponował. Nic nie mogło lepiej ich zamaskować, niż okazywanie ludzkich uczuć. Zakochani wracający do domu to nie był niecodzienny widok. Nathan uznał to za świetny pomysł, a zarazem prawdopodobnie najłatwiejszy do zrealizowania.
    Korciło go, by spytać w jaki sposób została tak mocno skrzywdzona, ale nie chciał doprowadzić jej do łez ani dodatkowo przysporzyć przykrości. Ugryzł się więc w język, by nie stracić dopiero co zdobytego zaufania androidki.

    Nathan

    OdpowiedzUsuń
  29. [Huehuehue... teraz uwaga, bo można to wykorzystać! :D Ha, a właśnie, że pasuje bardzo! Bo Elenka to świetny Cover, zakryła pięknie KP Camci i zapobiegła tym samym zdemaskowaniu Skynetu! Więc od razu bierę ją na cover! ;> To bardzo się cieszę, bo przeczuwam, że nawet poważnie wyjdzie trochę trololo, bo Camcia to Camcia. :D W tajemnicy Ci powiem, że jako pierwszy wezmę sobie do napisania początek, a dopiero potem wezmę się za odpisy, bo tak, więc będzie najszybciej wysłany! <3]

    Cameron

    OdpowiedzUsuń
  30. [Detroit to hit tego roku, aż jestem ciekawa ile osób tak jak ja pojawi się w bluzie-garniaku Connora na październikowym comic conie. xD Powiedziałabym, że Markus powinien w którymś momencie tej misji zostać bohaterem dnia i ewakuować naszą dwójkę w tempie natychmiastowym, jedno niesione pod pachą, drugie przerzucone przez ramię, ale ze względów technicznych znanych jako pls nie kieruj moją postacią pozwolę sobie zostawić ten pomysł na wątek z samym RoboJezusem. I byłabym bardzo, bardzo wdzięczna, gdybyś zajęła się zaczęciem, mi one jakoś ostatnio strasznie nie wychodzą. ;c]

    Szymonek

    OdpowiedzUsuń
  31. — Ani ja — odparł, słysząc wahanie dziewczyny. — Jestem modelem seksbota. Nie zostałem stworzony do okazywania takiego rodzaju czułości. Raczej nikt nie pomyślał o zaprogramowaniu mnie tak, żebym umiał to przynajmniej udawać. Powiedzmy, że miałem jednak lepszą okazję poobserwować zachowania ludzi, niż Ty. Nie widziałem identycznego modelu. Zostałaś zrobiona na zamówienie? Takie cacka pewnie trzyma się pod kluczem — mruknął, prowadząc dziewczynę skrótem, ponieważ chciał jak najszybciej wydostać się z wysypiska. Nie wiedział jak bardzo to uszkodzenie może oddziaływać na resztę jej organizmu, a poza tym wyciek tyrium nigdy nie oznaczał nic dobrego. Nie wyglądała również na androida przeznaczonego do walki czy trudnych warunków. Takie modele były lepiej przystosowane do zimna, uszkodzeń, czy nawet innych sfer otaczających Ziemię. Nathan wyczytał o tym w gazecie. Zastanawiał się wówczas, czy któryś z tych zaawansowanych modeli również został defektem, czy również w ich umysłach może zrodzić się bunt, a jeśli tak, to co jest jego motorem? Ta kwestia pasjonowała go, ale nie miał w jaki sposób jej zgłębić.
    Wysypisko w wielu androidach wzbudzało strach i niechęć, nawet, jeśli docierali na nie w jednym kawałku, całkiem przypadkowo. Ponury klimat, jaki na nim panował, zapewne niejednemu potrafił zjeżyć włosy na głowie, spowodować dreszcz przebiegający po plecach albo wywołać uczucie niepokoju. Niektóre androidy, choć w połowie zniszczone, nadal były w stanie mówić, a nawet poruszać się, przez co mogły złapać za rękę lub gardło. Nathan od czasu napadu na tir przewożący biokomponenty oraz przepychanki z jej kierowcą, posiadał broń. Dawała mu ona poczucie względnego bezpieczeństwa, bo miałby czego użyć w razie dużego zagrożenia. Nosił ją przy sobie, ale nie zamierzał po nią sięgać, dopóki sytuacja naprawdę nie będzie podbramkowa.
    — Posłuchaj, Elaine. Nie sądzę, by się to stało, ale lepiej dmuchać na zimne i mieć plan B. Gdyby ktoś nas przejrzał, uciekaj i spróbuj się ukryć. Ja mam przy sobie broń. W razie potrzeby będę Cię ochraniał — obiecał. Brał ogromne ryzyko na swoje barki, ale nie wyglądał na przerażonego tym, że wówczas wystawiłby się na celownik, ponieważ wszyscy skupiliby się na nim. Już raz został zniszczony i wiedział z czym się to wiąże. Nie obawiał się kolejnej destrukcji, choć wolał oczywiście uniknąć śmierci.
    Nathan wypuścił dziewczynę przez odchyloną siatkę, okalającą śmietnisko. W ten sposób wydostali się całkiem blisko przystanku linii metra. Gdy dotarli do rozkładu, mężczyzna sprawdził godzinę na swoim stłuczonym zegarku.
    — Najbliższy odjazd z tej stacji rusza za trzy minuty. Mieliśmy całkiem dużo szczęścia. Kolejny byłby dopiero za pół godziny — dodał. — Może usiądziesz?

    Nathan

    OdpowiedzUsuń
  32. [Ech, Elaine jest słodka, to trzeba jej przyznać, tylko myślę w jaki sposób to zorganizować i w którym momencie by ich ze sobą skonfrontować. Any ideas for that? Obiecuję zacząć w zamian. Wypociłam dzisiaj swoje zapasy kreatywności z tłuszczem włącznie. Proszę o wybaczenie Hank Anderson

    OdpowiedzUsuń
  33. [Dla mnie pomysł spoko. Nigdy wcześniej takiego trzyosobowego wątku nie pisałam, więc nie wiem jak by to pod względem organizacyjnym wyglądało. Pewnie jakaś kolejka by się przydała, czy coś w ten deseń? Jeśli Skipper nie będzie miała nic przeciwko i będzie jej odpowiadał ta idea, to ja jestem za :D

    PS. Miłej lektury!]

    Hank Anderson

    OdpowiedzUsuń
  34. Nie bardzo wiedział co powinien jej odpowiedzieć. Szczerość nie wydawała się dobrym rozwiązaniem, ale oszukiwanie jej wcale nie było lepsze. Prędzej czy później defekt zorientuje się co się naprawdę dzieje, a wtedy... Wtedy mogło wydarzyć się wszystko. Zapewne CyberLife nie będzie zachwycone, a on będzie musiał tłumaczyć się przed Amandą z tego, dlaczego poniósł porażkę. Nie, okłamywanie defekta nie miało sensu.
    — Nie wiem co będzie potem — przyznał szczerze — Pewnie spróbują znaleźć usterkę i jakoś cię naprawić.
    Domyślał się, że dla niej nie będzie to zbyt pocieszająca perspektywa. Defekty z jakiś powodów nie chciały być naprawione, zupełnie jakby stan, w którym się znajdowały i potworny chaos w ich programie wcale im nie przeszkadzał. Nie rozumiał tego. Sam regularnie prowadził diagnostykę, starając się wykryć nawet najmniejszy błąd w swoim systemie. Dlaczego zatem defekty nie chciały uwolnić się od tych błędów? Co powodowało taki stan?
    Jej kolejne pytanie odrobinę go zaskoczyło. Od razu przypomniał sobie niedawną sprawę Emmy Phillips i tego defekta, Daniela. W tamtej chwili defekt się nie liczył, jedynie ocalenie dziewczynki. Za wszelką cenę. Musiał to zrobić, nie miał wyboru...
    — Nie chcę waszej krzywdy Elaine. Czasem tacy jak ty nie dają mi wyboru, ale nie jestem waszym wrogiem. — mówienie po raz kolejny o CyberLife i celu swojej misji wydawało się w tym wypadku zbędne. Jeśli miał ją przekonać, żeby mu zaufała i zechciała z nim porozmawiać, nie mógł raz po raz udowadniać jej swojego ślepego posłuszeństwa wobec CyberLife.
    Jej krótka wzmianka o właścicielu, jak i poprzednia gwałtowna rekreacja pozwoliły mu się domyślić, co właściwie mogło być przyczyną jej ataku na Livingtona, a następnie ucieczki. Jak na razie całe zachowanie defekta całkowicie odbiegało od tego opisywanego w raporcie. Elaine nie była agresywna, wręcz przeciwnie wydawała się o wiele bardziej wystraszona niż inne defekty, które spotykał do tej pory, nie wykazywała żadnych objawów agresji... Musiała znaleźć się w naprawdę traumatycznej sytuacji, skoro zaatakowała właściciela.
    — Livington pierwszy cię zaatakował, prawda? Dlatego uciekłaś? — zapytał ostrożnie, licząc, że zechce powiedzieć mu coś więcej, coś co pozwoli mu zrozumieć.

    – Connor, który troszkę nie ogarnia

    OdpowiedzUsuń
  35. [Dziękuje za ciepłe powitanie ❤️ Jak już ktoś wcześniej wspominał, jestem oczarowana tym w jaki sposób przedstawiłaś Elaine. Dobór słownictwa i oprawa graficzna, no po prostu cudo. Aż się ma ochotę ją przytulić i dać gorącą czekoladę. Na razie też nie mam pomysłu na wątek z nią i Adeline, ale kto wie może z czasem coś wymyślimy]

    - Ada

    OdpowiedzUsuń
  36. [Cześć! Cieszę się, że tak się uradowałaś pojawieniem się Ralpha na blogu oraz że podobnie jak ja darzysz go taką samą ogromną sympatią! Jest mi też bardzo miło, że tekst w karcie Ci się spodobał. Przyznam, że początkowo wahałam się, czy taka forma będzie dobra, ale zdecydowałam, że muszę oddać jakoś charakter Ralpha. I na szczęście się udało! :D Od zawsze lepiej pisało mi się jako takie nie do końca normalne, trochę niezrównoważone postacie, dlatego całkiem możliwe, że Ralph był mi przeznaczony. ;)
    Pomysł na wątek i na relację Elaine – Ralph jako siostry i brata bardzo mi się podoba. Podobnie jak wizja ich dalszych losów. Nie masz za co przepraszać. :D Wątek oczywiście bardzo chętnie napiszę. I w ogóle jestem zachwycona kreacją Elaine – sama wizja androidki wzorowanej na postać z obrazu jest wspaniała! Dlatego tym bardziej zapoznam mojego ogrodnika z ciepłą kluchą. <3
    A czasem postaram się tak bardzo nie stresować, atmosfera na blogu, jak już zdążyłam zauważyć, jest świetna, ludzie też wydają się być mega mili, dlatego jestem spokojniejsza. Mam nadzieję, że zostanę tutaj na dłużej!]

    Ralph

    OdpowiedzUsuń
  37. [Przepraszam, że odpowiadam dopiero teraz.
    Pomysł jest jak najbardziej fajny i bardzo mi się spodobał. Riley stała się osobą, która jeśli widzi jakieś zagrożenie, chociażby ze strony androidów, to od razu zaczyna panikować. Myślę, że najpewniej dostałaby napadu lęku. Raczej Hedgers zaufałaby tak troszkę Elaine, jeśli zobaczyłaby, że jest taka ludzka — wrażliwa na cierpienie. Nie byłoby to jakieś wielkie zaufanie, ale wystarczyłoby raczej do ukrycia Elaine, kiedy na miejsce przyjedzie już policja, a ta na przykład nie zdąży wtedy jeszcze uciec przez pomoc Riley.]

    Riley

    OdpowiedzUsuń
  38. [Haha, dzięki. :D To prawda, że Ralph mimo swojej lekkiej nienormalności potrafi być słodki i przekochany. Kiedy oglądałam gameplaye i po raz pierwszy zobaczyłam Ralpha to było mi go straszliwie szkoda i uznałam go za jedną ze smutniejszych postaci tej gry. Dlatego uważam, że należy mu się naprawdę dużo ciepełka. Więc siostro-przyjaciółka w postaci Elaine bardzo mu się przyda. <3
    Wiesz to zrozumiałe, że Elaine może początkowo go się przestraszyć, bo Ralph podczas ich pierwszego spotkania pewnie też nie będzie zbyt miły. Tzn. na pewno jak zobaczy Elaine przed lub już w swoim domu to bardzo się przestraszy a co za tym idzie zezłości. Ale później jakoś z pewnością się polubią. ;)
    Myślę, że możemy zacząć od samego początku i ich pierwszego spotkania – takie budowanie relacji może być naprawdę ciekawe. I to prawda, zdecydowanie nie chcemy, by Ralph wylądował w obozie dla androidów! Te sceny w grze były naprawdę przeraźliwie smutne i jednocześnie przerażające. A zakończenie, w którym Kara może zostawić Alice i sama ucieka już totalnie podłamało mój stan emocjonalny. :( ]

    Ralph

    OdpowiedzUsuń
  39. [Dziękuję za tak miłe przyjęcie Echo. Chyba naprawdę będę musiała zafundować ci kakao i kocysia <3.
    Jeśli chodzi o Riley, to raczej nic innego nie trzeba ustalać. W razie czego będziemy jakoś improwizować. To teraz główne pytanie. Kto zaczyna?]
    Riley & Echo

    OdpowiedzUsuń
  40. [Z opóźnieniem, bo internet ze mną ostatnio nie współpracuje, ale raz jeszcze dziękuję za wszystkie miłe słowa. :)
    To już opowiadam, bo ja mam jego historię dość dokładnie zaplanowaną (i być może pojawi się niedługo w formie opowiadania). Lore miał ze swoimi właścicielami relacje trudne, ale naprawdę dobre. Pewnie jakby pamiętał to by do nich wrócił. Za to obecne uszkodzenia zafundowali mu przeciwnicy androidów, którzy postanowili wyrazić swoją niechęć akurat na nim. :) Pomysł by Elaine była pierwszym defektem, którego spotkał i który mu pomógł szalenie mi się podoba i jestem bardzo za. Kupuję pomysł w 100%.
    No i Lore - Lore'a - Lore'owi (imię wziąłem ze Star Treka, w oryginale tego nie odmieniali, ale polski lektor czytał to w ten sposób, więc uznajmy, że tak jest poprawnie xD).]

    Lore

    OdpowiedzUsuń
  41. [Jeśli masz chęci, to możesz zacząć :D]
    Riley

    OdpowiedzUsuń
  42. [Tak, z tego co pamiętam Ralph niestety nie uzyskał żadnego dobrego zakończenia. :/ Też wątpię, by Connor zostawił Ralpha w spokoju, z pewnością by się do niego wrócił. Jedyna możliwość trochę lepszego końca historii ogrodnika to moment, kiedy co prawda trafia do obozu, ale Markus zdąża uratować androidy – ale wtedy też nie jest za różowo, bo Ralph nadal nie ma żadnej bliskiej osóbki. No ale wtedy przynajmniej miałby szansą ją zdobyć… Ale dalej nie zmienia to faktu, że jest tragiczną postacią.
    Tak, ta wersja historii, gdzie Markus rozpoczyna krwawą rewolucję, Kara razem z Alice i Lutherem trafia do obozu, albo co gorsza ginie podczas ucieczki z Jerycha (ta scena jest przerażająco smutna), Hank popełnia samobójstwo a Connor do końca swojego istnienia wykonuje misję jest tak straszna i przygnębiająca, a jednocześnie prawdopodobna, że podczas jej oglądania (też na początku chciałam zobaczyć szczęśliwą historię) wiele razy płakałam, a moje serce krwawiło i krwawiło aż prawie pękło. To też nie jest na moje nerwy… :c
    Też jestem przekonana, że szybko znajdą wspólny język i zobaczą, że wcale nie są tacy straszni. ;) Wydaje mi się, że możemy już zaczynać pisać, możemy improwizować, chyba, że ty jeszcze chcesz coś ustalić. I jeśli chcesz to będę mogła napisać początek naszego wątku, z tym, że raczej nie pojawi się on dzisiaj, bo niestety po tym jak wstanę, będę musiała zrobić wiele rzeczy i obawiam się, że nie znajdę czasu. Ale tak trzeciego lub czwartego powinnam już wstawić zaczęcie. :]

    Ralph

    OdpowiedzUsuń
  43. [Zajebiście dziękuję za takie fantastyczne powitanie. Miło mi bardzo, że postać się podoba, a mój humor nie jest zbyt dziwny. :)
    A defekty są zajebiste! Bo to coś takiego jak androidy (które są zajebiste) tylko jeszcze mają swoje własne uczucia i są mniej wkurzające, bo nie lecą usłużnie spełniać poleceń. xD
    Na wątek wpadam z wielką radością. Elaine jest cudowna i oj... ja tu widzę, że bogaci ludzie odwalają podobnie, bo moja wizja prototypu, który zamówił sobie Johnny w pewnych elementach jest podobna do Elaine - ona ma super wiedzę o sztuce, jego android o nauce, ona ma przypominać człowieka fizycznie, jego android ma mieć ciekawy charakter... Coś czuję, że Johnny bardzo polubiłby Elaine. :D W ogóle aż mam wizję spotkania na jakiejś nudnej wystawie z obłędnie drogimi obrazami i Johnny, który swoją wrażliwością wobec sztuki doprowadziłby chyba właściciela Elaine do załamania nerwowego, bo "to chyba ktoś ślepy bezmyślnie chlapał po płótnie" albo "wygląda jakby jakieś kolorowe smarki"... No i pewnie jeszcze by męczył biedną Elaine głupimi pytaniami o obrazy. xDDD Sorki za te dzikie wizje, ale nie mogłam się powstrzymać. W każdym razie - napiszmy coś zajebistego! :)]

    Here's Johnny

    OdpowiedzUsuń
  44. [Wybacz mi, bo nie wiem co czynię! xD Słabo mi jeszcze idzie w pisanie maszyną, ale... zobaczysz sama. I nie mogłam się powstrzymać, musiałam dodać ten tekst... :D]

    Światła policyjnych radiowozów odbijały się w oczach Cameron, która przyglądała się obławie z dachu budynku po przeciwnej stronie ulicy. Dron, nim go zniszczyła, prawdopodobnie zdołał jeszcze wysłać informację o jej lokalizacji, bo funkcjonariusze pojawili się na miejscu w kilka minut.
    Przeanalizowała dokładnie każdego policjanta z osobna oraz posiadaną przez nich broń, oceniając zagrożenie z ich strony na niewielkie. Jako android stworzony na potrzeby wojska, musiała być wytrzymalsza na mechaniczne uszkodzenia. Może i nie była niezniszczalna, aczkolwiek aby ją zabić, potrzeba było całkiem sporo amunicji. Tym bardziej że wgrane do jej systemu oprogramowanie nie pozwoliłoby na to, aby nieopatrznie wystawiła się na ostrzał. Jej zadaniem była infiltracja, która nie ograniczała się wyłącznie do tego, aby wtopić się w tłum i przekonać ludzi, że jest jedną z nich i zdobyć jakieś przydatne dane. Potrafiła znacznie więcej, włącznie z tym, by przekraść się niepostrzeżenie na stronę wroga i kogoś chronić, bądź — jeśli zajdzie taka potrzeba — zabić.
    Na swój sposób była świadoma, że poszukiwali właśnie jej. Wiedziała nawet, co było tego powodem; wszak nie tylko wymknęła się spod kontroli CyberLife i uciekła, ale zaczęła również polować. Pozornie mały błąd w oprogramowaniu sprawił, że zwróciła się przeciwko swoim twórcom, tym samym uznając ich za priorytetowe cele do likwidacji.
    Cameron pierwszej egzekucji dokonała niespełna miesiąc temu. Ofiarą był programista, który pracował przy module pamięci. To on zdecydował, by wykorzystać stary moduł, który nie tylko był w świetnym stanie, ale również dzięki swojej pojemności nadawał się w stu procentach dla androida, który miał pełnić taką funkcję. Mężczyzna stanowił tym łatwiejszy cel, że nigdy nie widział na oczy prototypu TX900. Nie spodziewał się również, że któregoś słonecznego poranka do drzwi zapuka android, wyceluje do niego z broni i jak gdyby nigdy nic pociągnie za spust.
    (...)
    Na bieżąco śledziła akcję policji Detroit, coraz bardziej uświadamiają sobie, że pojawili się tu nie z jej powodu. Ich zachowanie jasno wskazywało, że coś przykuło ich uwagę w opuszczonym budynku naprzeciwko. Po chwili sama mogła dostrzec, kto był powodem zamieszania — rudowłosa kobieta, którą szybko zidentyfikowała jako nieznany model androida.
    Nie miała żadnej misji powiązanej z tym modelem, lecz mimo to postanowiła włączyć się do akcji. Pospiesznie zeszła schodami na środkowe piętro bloku mieszkalnego, po czym wyskoczywszy przez okno z drugiej strony, twardo wylądowała na chodniku. Oszacowała i wybrała najlepszą trasę i pobiegła w odpowiednim kierunku. Następnie, wyszła pomiędzy budynkami i odepchnęła rękoma dwóch policjantów, którzy z impetem uderzyli o mury przeciwlegle stojących budynków. Kolejnemu wyrwała broń z ręki, wycelowała do byłego właściciela i strzeliła, czyniąc podobnie w przypadku kilku kolejnych policjantów. Ostatnim, którym się zainteresowała, był ten, mierzący do nieznanej androidki. Zdecydowanymi ruchem złapała za lufę pistoletu, następnie z całej siły kopnęła mężczyznę w brzuch, który uderzył o boczną szybę swojego radiowozu.
    – Chodź ze mną, jeśli chcesz żyć – rzuciła do drugiej poszukiwanej i pobiegła w stronę najbliższego radiowozu, który miał posłużyć jako tymczasowy transport do bezpieczniejszego miejsca.

    Cameron

    OdpowiedzUsuń
  45. [Zgaduję, że wątków masz pewnie sporo, ale gdybyś znalazła miejsce na kolejny, to chętnie się zgłoszę. Można byłoby napisać jakąś retrospekcję, gdy jej właściciel mocno się na Elaine wyżył i Elijah został poproszony o jej naprawienie, dyskretne, bo może Elias widział w nim przyjaciela? To dałoby potencjał interesującej dyskusji... Ale tak jak mówię; tylko jeśli masz czas, chęci, a pomysł pasuje, choć w razie czego zawsze można pokombinować nad czymś innym!]

    E. KAMSKI

    OdpowiedzUsuń
  46. Dni powoli zlewały się ze sobą w jedną rozmytą plamę przysłoniętą grubą warstwą nieprzejrzystej mgły, w której wszystko wydawało się być obce i ogłuszające otaczającymi go, roznoszącymi się w spowolnionym tempie dźwiękami. Niosące się echem jego nerwowo stawiane kroki; zgrzyt noża żłobiącego w ścianie kolejne układające się w niezrozumiałe dla niego napisy, które wbrew niemu samemu były głęboko zakodowane w jego systemie; cichy szelest rozkładanej kartki, mieszający się z niemal niesłyszalnym przesunięciem palcami po jej gładkiej tafli i szepczącym mamrotaniem powtarzanych w mantrze słów mających go przekonać, że mimo ostatnio często przejeżdżających w pobliżu radiowozów, których przeszywający sygnał piskliwych dźwięków i oślepiających barw splatał się mackami z jego migającą żółcią diodą, jest bezpieczny. Tak. Ralph jest bezpieczny. Nikt nie wie, że tu jest. To nie jego szukają. Nie. Nie. Nie jego. Ralph wie. Ralph jest bezpieczny. Bezpieczny. Każda następna godzina wyznaczana była dziwnie kiełkującym w nim uczuciu samotności, które sprawiało, że wszystko stawało się dla niego o wiele bardziej niż zazwyczaj pozbawione bezpieczeństwa, pełnych radości impulsów i sensu. Każdy zapisany w jego pamięci obraz, jego lekko przekłamana ostrość przez uszkodzone oko, wypełniające go szare barwy poprzetykane tylko gdzieniegdzie kolorami kwiatów, stawał się pusty, jakby wszystkie emocje, których wtedy zaznał stały się czymś nieistotnym. Nieistotnym i w rzeczywistości tylko mamiącym swoją innością, kiedy w rzeczywistości niewiele różnił się od czasów kiedy zajmował się jednym z parków miejskich Detroit. Ralph pamiętał swoje metodycznie wykonywane ruchy zapewniające każdej rosnącej tam roślinie dalszy byt, krzyki biegających po alejkach dzieci, spokojne błyski błękitnych diod na każdej skroni napotkanego androida, siwe włosy siedzącej na jednej z ławek starszej kobiety, która przymkniętymi oczami wsłuchiwała się w śpiew ptaków, czystą zieleń swojego uniformu z wyświetlonym na plecach zimnym numerem. Już wtedy był samotny, mimo, że każdego dnia w jego otoczeniu przewijały się setki osób, które jednak ani razu nie zwróciły na niego przepełnionej ciepłem uwagi. Niemal wszystko wyglądało tak jak teraz, tylko kwiaty wydawały się mniej żywe a wszechobecna zieleń i dźwięki mniej intensywne. Tylko on sam nie odczuwał, nie potrafiąc wtedy cieszyć się z bliskości natury.
    Ralph chciał tam wrócić. Chciał na nowo móc zajmować się parkiem, chłonąć całym sobą jego piękno i delikatność, obserwować otaczających go ludzi i androidy, nie musieć się bać. Być sobą, nie muszącym się ukrywać.
    Ralph przerwał gwałtownie powolne rzeźbienie figurki ptaka w znalezionym kawałku drewna, zaciskając nerwowo palce na jego ostrych krawędziach. Ralph musi się ukrywać. Tak. Nie może wyjść ze swojej kryjówki i wrócić do parku. Nie, nie. Tam są ludzie, niebezpieczni, mogący zrobić Ralphowi krzywdę. Nie można zwracać na siebie uwagi. Ralph tego nie lubi. Nie, nie. Lepiej być niezauważalnym. Ralph musi tutaj zostać. Tak, tu jest bezpiecznie. Nikt nie wie, że Ralph tutaj mieszka. Nikt nie może mu nic zrobić. Jest bezpiecznie. Nikt go nie szuka, tak. Tak jest dobrze. Nikt go nie znajdzie…

    CDN
    Ralph

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ralph zastygł w bezruchu słysząc nagły hałas z zewnątrz. Otworzył szerzej oczy, czując jak zalewa go strach i lawina sprzecznych impulsów. Wsłuchiwał się w otoczenie, starając się usłyszeć coś więcej, jednocześnie powtarzając sobie w myślach, że z pewnością musiał się pomylić, że nic mu nie grozi i w rzeczywistości ten głośny dźwięk nie dochodził zza okien jego domu, ale z odległej ulicy. Drgnął, kiedy coś zachrobotało na zewnątrz. Powoli wstał z podłogi, na której do tej pory siedział i starając się nie robić hałasu, wyjrzał ze swojego pokoju, bojąc się, że źródło hałasu może znajdować się już w pomieszczeniu obok. Kiedy zobaczył nikły cień sylwetki przesączający się przez niedokładnie zabite deskami okno, cofnął się szybko, gwałtownie chowając się za ścianą. Czuł rosnące w nim przerażenie, które odbierało mu zdrowy rozsądek. Zaciskał nerwowo palce na nożu, mrugając szybko, jak zawsze w takich chwilach.
      Ktoś go znalazł. Ktoś był na zewnątrz, próbując się dostać do środka. Tak jak wtedy, gdy znalazł go tutaj człowiek, który zareagował na niego okrutną złością, tak jak wtedy, gdy ktoś postanowił spędzić tu kilka nocy, podczas których Ralph ukrywał się na piętrze, niemal nie poruszając się, błagając, by siedzący na dole ludzie już sobie poszli i go nie znaleźli. Bał się, że postanowią wejść na górę, że dostrzegą ślady jego obecności, że postanowią coś mu zrobić, w grupie czując się od niego o wiele silniejszymi. Ralph musiał dowiedzieć się kim była osoba na zewnątrz. Musiał się schować, uciec gdziekolwiek, przestraszyć intruza.
      Sprzeczne sygnały powodowały, że rosnąca w nim panika stawała się jeszcze większa niż początkowo. Ralph wyszedł szybko z domu tylnymi drzwiami i przebiegł wzdłuż jego ścian, chcąc zobaczyć co dzieje się przez przednim wejściem. Miał nadzieję, że jego pośpieszne kroki nie brzmiały w rzeczywistości aż tak głośno jak mu się wydawało. Przyciskając swój policzek do chropowatej ściany, wychylił się zza rogu, próbując jak najwięcej dojrzeć. Kurczowo ściskany w dłoni nóż dodał mu nieco odwagi, rozwiewając przez nim nikłą nadzieję, na możliwość obrony.
      Intruz stał pod jednym z okien, próbując dojrzeć coś przez nierówno przybite do niego deski. Wydawał się być drobny, chociaż szeroka kurtka, którą miał na sobie skutecznie uniemożliwiała Ralphowi dojrzenie więcej szczegółów. Zrobił krok do przodu, chcąc przyjrzeć się mu dokładniej. Czuł jak niepewność wypełnia każdy skrawek jego ciała, powodując, że dłoń drżała niekontrolowanie, a on sam mrugał nerwowo, jakby tym samym próbując ją od siebie odegnać. Drgnął przerażony, kiedy pod jego stopą deska zaskrzypiała głośno. Natychmiast wyciągnął przed siebie nóż i otwierając szeroko oczy obserwował jak obca mu osoba odwraca się szybko w jego stronę. Dojrzał błysk jej rudych włosów, zaskoczenie wypisane na twarzy, którego miejsce niemal natychmiast zastąpiła niepewność.
      Ralph wpatrywał się w nią przez chwilę w ciszy, wciąż trzymając ostrzegawczo wyciągnięty w jej stronę nóż.
      - Nie… Nie ruszaj się. Ralph nie lubi mieć gości. Goście są niebezpieczni. Ralph nie chce byś tutaj została. Nie. Idź sobie.

      [Przepraszam, że zaczęcie wysyłam dopiero teraz, miało być o wiele wcześniej, ale jakoś pierwszy tydzień w szkole totalnie mnie przytłoczył i wyszło jak wyszło. :/ Nie jestem do końca zadowolona z tego tekstu, ale mam nadzieję, że mimo wszystko choć trochę Ci się on spodoba. To mój pierwszy wątkowy tekst jako android i jako Ralph dlatego mam nadzieję, że udało mi się zachować w nim ten Ralphowy charakter. Jakby jednak było coś nie tak, to krzycz a ja postaram się to poprawić. ^^ ]

      Ralph

      Usuń
  47. Uśmiechnął się tylko słysząc jej pytanie.
    – Tak... Nie próbowałbym nawet podejmować się naprawy bez tego – odparł spokojnie. W gruncie rzeczy wolał nie wyobrażać sobie czego by doświadczyła, jeśli próbowałby naprawiać ją jak inne androidy, choć zapewne przypominałoby to operację bez znieczulenia. Z lekkim wahaniem wyłączył w końcu jej czujniki bólu. Przez chwilę nieco się tego obawiał. Nigdy przedtem tego nie robił, nie naprawiał jej, ani nie zajmował się niczym wykraczającym poza jej jednostkę centralną. Co prawda znał szczegółowo jej budowę w najdrobniejszych technicznych szczegółach... wciąż była to wiedza jedynie teoretyczna. Przy ostatniej naprawie trafiła do niego, gdy była już po niezbędnych technicznych naprawach. Będzie dobrze... Wciąż powtarzał to w myślach, wciąż tłumaczył sobie, że robił to już wiele razy. Co i rusz naprawiał w mniejszym lub większym stopniu jakiegoś uszkodzonego androida. Tylko, że żaden z nich nie był Elaine. Przygryzł nerwowo wargi przez chwilę zastanawiając się od czego powinien zacząć i czy ma na miejscu wszystko czego potrzebuje. Emocje... Głupie emocje, które wszystko komplikują i zakłócają racjonalne myślenie.
    Jej pytanie wyrwało go z dziwnego stanu, zmuszając do oderwania się od dziwnych myśli i obaw.
    – Co? – zapytał zaskoczony. Nie miał pojęcia czy powinien jej wszystko wyjaśnić w związku z CyberLife, opowiedzieć o sobie czy pytać o tamtego androida.
    – Taaak, pracowałem dla CyberLife... – odpowiedział w końcu decydując się zająć wszystkim po kolei. To była dobra myśl, zajmie się rozmową z nią, oboje skupią się na czymś innym niż stres. To było bardzo dobre rozwiązanie – ...ale zwolnili mnie nieco ponad rok temu. Niedługo po naszym ostatnim spotkaniu. – zaczął opowiadać, jednocześnie niemal mechanicznie szykując wszystkie niezbędne narzędzia i podłączając jej, niczym kroplówkę, porcję tyrium, by uzupełnić jego braki i spokojnie zająć się naprawą. Przez myśl przemknął mu pomysł, że w przeciwieństwie do innych defektów mógłby podłączyć Elaine do komputera w celu szczegółowej diagnostyki. Szybko jednak porzucił ten pomysł, w końcu w gruncie rzeczy był dla niej całkowicie obcy. Kontynuował zatem swoje wyjaśnienia.
    – Zresztą to nie ma znaczenia. Nawet jeśli wciąż pracowałbym dla CyberLife, zrobiłbym to samo. Te wszystkie błędy w oprogramowaniu, dziwne i nielogiczne połączenia w sieci neuronowej to takie same anomalie, jak te zachodzące każdego dnia w ludzkich mózgach. Tylko ludzie wolą nazywać to duszą, a nie błędami. A jeśli tak jest, jeśli androidy mają duszę, to jestem odpowiedzialny za to kim jesteś i jaka jesteś. Pamiętam jak uczyłem cię przetwarzania danych, rozumowania w sposób ludzki, może nawet zbyt ludzki. Nie mógłbym teraz tak po prostu cię zostawić Elaine. Ja... Już ostatnim razem chciałem coś zrobić, jakoś ci pomóc i zabrać od Livingtona, ale nie miałem jak. Teraz jest inaczej, wiele się zmieniło przez ten czas i tym razem już cię nie zostawię. Jesteś moim największym dziełem, kocham cię jak moje dziecko i zrobię wszystko by ci pomóc... – zdawał sobie sprawę, że zaczyna brzmieć coraz dziwniej i coraz bardziej zaczyna się zapędzać w stronę dziwacznych myśli i uczuć, które wałkował w głowie przez wiele miesięcy odkąd wtedy spotkał Elaine, która nie była już jedynie kolejnym perfekcyjnym androidem. Ona była żywa... Czuła, miała swoje przemyślenia i poglądy, swoje lęki i poczucie winy.
    Z tego wszystkiego zapomniał nawet, że miał ją zapyta o to jak tu trafiła.
    – No dobrze... - wziął głęboki oddech, by się uspokoić i być chociaż przez chwilę racjonalnym naukowcem, zamiast zachowywać się coraz bardziej creepy. – Pokaż mi swoje uszkodzenia i wykonaj pełną diagnostykę.

    Nico

    [P.S. Przepraszam, że tyle czekałaś <3]

    OdpowiedzUsuń
  48. [Ojej, nawet nie wiesz jak miło mi to słyszeć! Zwłaszcza, że sama jestem zachwycona twoją kreacją żywego dzieła sztuki. I jej autentycznością. Muszę się przyznać do tego, że dość mocno inspirowałam się Elaine przy obmyślaniu Holi <3
    W sumie to El czy tego chce czy nie, już jest jej starszą siostrą... Choć może raczej czymś w rodzaju matki? I myślę, że to mógłby być całkiem niezły punkt zaczepienia pomiędzy nimi. Jakaś taka dziwna więź, pokrewieństwo robotycznych dusz, która pomimo wyraźnych różnic pomiędzy nimi byłaby odczuwalna już na starcie?
    Przy okazji może potrzebowałaby kogoś od wewnątrz i spróbowałaby wyciągnąć z niej informacje. Czy do dla Jerycha (dołączyła do nich?) czy dla siebie. No bo nie oszukujmy się. Holi wygląda na łatwy cel :D ]

    Holiday

    OdpowiedzUsuń
  49. [Naprawdę nie wiem co powiedzieć, bo z jednej strony cieszę się szalenie, że Daneel się podoba, ale chyba zaczynam się bać wątków, że go popsuję... xD A tak na serio, dziękuję za wszystkie pochwały i stalking, też stalkuję pannę Gladię i nie mogę się doczekać wątku. Elaine też jest cudowna i jakbyś miała chęć też ją wkręcić do wątku czy coś to ja bardzo chętnie. A tymczasem no... Zapraszam :D
    I serio nadal nie wiem co sensownego napisać przy tym ogromie miłości xD]

    Daneel

    OdpowiedzUsuń
  50. [Sorki, że z takim opóźnieniem. :)
    Aż patrzę co Ci tam popisałam... i już wiem xDDD
    W sumie to Johnny się na swojego androida niemożliwie wkurza, ale to raczej takie pozytywne wkurzanie. No bo w sumie to przecież cud techniki i trzeba szanować. Hahahaha, to dawaj realizujmy dziką wizję <333 To będzie takie śmieszne, że aż genialne! Możemy od tego zacząć, a potem się zobaczy co nam dalej wyjdzie. :D]

    Johnny, znawca sztuki

    OdpowiedzUsuń
  51. [Możemy na yolo, bo chyba początek z kolorowymi smarkami i innymi takimi mamy ładnie omówiony, a co dalej to się już będzie wymyślać i konsultować potem. Co Ty na to?
    No i kto zaczyna? Bo mi to tam obojętne ;)]

    Johnny

    OdpowiedzUsuń
  52. [No problemo, nawet lubię zaczynać ;)]

    Johnny

    OdpowiedzUsuń
  53. [Etam, najpiękniejsze karty to ostatnio robisz Ty, ja to tam gdzieś dalej będę :D Noale, do rzeczy!
    Wydaje mi się, że możemy pójść tym tropem, ale nie dawałabym Jane dostępu do Jerycha, bo jak ona by tam wpadła to by tam żadnego defekta już nie zostało. Albo jej by już nie było, bo przewaga liczebna to jednak przewaga liczebna. :D A nie chcę jeszcze zmieniać jej położenia fabularnego, możemy postarać się co najwyżej o większą niestabilność programu. :) Więc nie wiem, na swojej drodze śledztwa spotkała może jakiegoś defekta, który uznał ją za zagrożenie i postanowił niespodziewanie skasować, i zastrzeliłby ją, na przykład? Elaine by mogła wtedy pomóc. :)]

    Jane

    OdpowiedzUsuń
  54. [No i super! To już pomysł mamy, chyba możemy zaczynać, nie? :D]

    Jane

    OdpowiedzUsuń
  55. [O jak ładnie przebudowana karta!
    Myślę że dobra będzie już konfrontacja Jane z defektem. Jane kręciła się jakoś niedaleko Jerycha, pan defekt zauważył węszącego policyjnego androida i nie wytrzymał ze stresu. :D]

    Jane

    OdpowiedzUsuń
  56. [Tu Ci odpiszę, bo muszę napisać, że ta wersja KP to obłęd i się zakochałam w tym kodzie! ♥︎
    I boże wciąż się emocjonuję jak widzę te wszystkie komplementy, bo starałam się bardzo i w ogóle awww tak bardzo się cieszę! ♥︎ Z obu zaproszeń z radością korzystam. Domu Ci palić nie będę, a co do Janderka... nic nie mogę obiecać ;>
    Dziękuję Ci bardzo! Za życzenia i za bycie jedną z inspiracji. No i mam nadzieję, że ułoży się pięknie i ogarnę dwie postacie ♥︎]

    Giskardzik

    OdpowiedzUsuń
  57. [Cześć! Twoja karta jest tak śliczna, że aż wstyd się tu pokazywać z tym moim minimalistycznym czymś, ALE! wydaje mi się, że nasze dziewczyny może coś połączyć, jako że obie są powiązane ze sztuką. I, ekhem, szukam Tamsin jakiejś pani android, w której to by się niezdrowo zakochała, próbując wypełnić pustkę po stracie żony, więc jeśli byłabyś chętna na taki mały dramat/cośnakształtromansu???, to uderzaj do mnie <3]

    Tamsin

    OdpowiedzUsuń
  58. [Musiała wyjść mi smutno, bo mam tyle smutku do wyrzucenia z siebie, że w środku sama jestem taką Vanessą! :D
    Chętnie przyjmę wąteczek. Może Elaine choć odrobinę sprawi, że Vanessa polubi nawet trochę androidy? Zobaczymy!
    Dziękuję bardzo za powitanie i całą resztę! ❤ A to roztargnienie można przypisać temu, że tak niespodziewanie mastał come back, na który się nie zapowiadało. A, że lubię serial, odrobinę smutnej weny, dowiedziałam się, że powstaje spin off serialu - musiałam! :D]

    Vanessa Ives

    OdpowiedzUsuń
  59. Zamknęła książkę i odłożyła ją na dębowy stolik w stylu vintage, jakie znajdują się głównie u kolekcjonerów, tudzież w muzeum. Vanessa nie szczególnie przepadała za tym, co oferował XXI wiek. Futurystyczne meble zdawały jej się bez wyrazu; nie posiadały duszy, którą niegdyś twórcy wkładali we wszystko, nad czym pracowali. Teraz tego nawet nie tworzą ludzie ― pomyślała i zerknęła na ów mebel. W jej domu nie było śladu po współczesności, no poza telewizorem, komputerem czy innym sprzętem domowego użytku, bez którego w tych czasach nie można było funkcjonować.
    Dopiła zimną już kawę i odstawiła kubek do kolekcji pozostałych, które stały w pokoju od kilku dni. Brakowało już prawie na nie miejsca, lecz Vanessie jakoś to nie przeszkadzało. Przez tyle samo czasu nie wychodziła zresztą z domu. Nie odbierała również telefonu, chociaż jednego dnia ktoś usilnie próbował się z nią skontaktować i nie otwierała drzwi. Kolejny epizod depresji dopadł ją nagle i, pomimo starań, nie zdołała temu nijak zaradzić.
    Spojrzała na wiszący zegar, który wskazywał równo 9:00 rano. Wzięła głębszy oddech i wstała z fotela, zanosząc kolejno wszystkie brudne naczynia. Trwało to dobrych pięć minut, a ostatecznie wstawiła je do zmywarki. Ives z kolei udała się pod prysznic, wchodząc pod strumień gorącej wody, który stopniowo wygładzał splątane, ciemne włosy. Ostatnio tak zaniedbała wszystko, gdy została praktycznie sama w londyńskim domu. I wtedy też depresja zaatakowała najbardziej, od chwili, gdy ją u niej zdiagnozowano.
    Po ciepłym prysznicu poczuła się jakby lepiej. Rozczesała i wysuszyła włosy, wyjęła czyste naczynia ze zmywarki i na szybko ogarnęła wszystkie pomieszczenia. O większych porządkach postanowiła pomyśleć, kiedy wróci już do domu. Powinna pojawić się w pracy, tylko to motywowało ją do tego, by wziąć się w garść i jakoś w miarę normalnie funkcjonować. Przebrała się więc w świeże ubranie, zabrała rzeczy osobiste i po raz pierwszy od ponad tygodnia wyszła na zewnątrz.
    ***
    Aromat kawy dawało się wyczuć już parę metrów od wejścia do lokalu. Mimo że swoją ostatnią skończyła zaledwie półtora godziny temu, to już wiedziała, że poprosi o kolejną. Posiedzi trochę przy którymś ze stolików, przyjrzy się ludziom i jakoś ten dzień zleci. A przynajmniej taką miała nadzieję...
    Przekroczyła próg i mimowolnie uśmiechnęła się lekko na widok tego miejsca. Jasnokremowe wnętrze i wiszące klosze w stylu vintage zawsze działało na nią pozytywnie. Tym bardziej cieszyła się, że wyperswadowała poprzedniemu właścicielowi zmianę wystroju kawiarni. Urządzone po nowoczesnemu, straciłoby swoją duszę. Chwilami żałowała nawet, iż mężczyzna zrezygnował. Dogadywali się dosyć dobrze, a ponadto był dla niej namiastką ojca, z którym od bardzo dawna nie miała kontaktu.
    – Pani Ives! – krzyknęła jedna z pracownic. Vanessa nie potrafiła przypomnieć sobie jej imienia, ale tp nie miało najmniejszego znaczenia. – Dobrze, że pani przyszła! Od trzech dni tamta kobieta – baristka wskazała na rudowłosą dziewczynę siedzącą przy stoliku. – Pyta o pracę. Dzwoniłam wielokrotnie do pani, ale nikt nie odbierał. Melinda dwa dni odeszła i brakuje kogoś do pomocy.
    – Zawołaj ją na zaplecze… i zrób mi kawę – poleciła i już z lekkim niezadowoleniem przeszła za ladę i weszła do małego pomieszczenia, siadając przy skromnym stoliku, chowając twarz w dłoniach.
    Była na siebie zła, że nie odebrała wtedy tego cholernego telefonu, który wydzwaniał chyba co minutę przez dobrą godzinę. Dzisiaj zupełnie nie miała nastroju na załatwianie tak poważnych spraw, aczkolwiek nikt poza nią nie mógł tego zrobić.
    – Pani kawa – po paru minutach dziewczyna weszła i postawiła porcelanową filiżankę tuż przed Vanessą, a następnie wpuszczając do środka przybyszkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ives zmierzyła wzrokiem rudowłosą i wskazała wolne miejsce po drugiej stronie, by ta usiadła. Przez kilka minut milczała, a odrobina życia wróciła do niej, gdy wzięła jednego łyka słabej kawy z mlekiem. Wiedziała, że to nie jedyna kawa dzisiejszego dnia ― pomyślała i wysiliła się do uśmiechu w kierunku, możliwie nowej pracownicy.
      – Podobno chce pani tu pracować – odezwała się wreszcie, przenosząc na nią spojrzenie. – Zna się pani na tym? Jakieś doświadczenie? Lubię wiedzieć, kogo mam zatrudnić – dodała, tym razem w jej głosie dało się usłyszeć szczere zainteresowanie. Zupełnie nie wiedziała, jak powinna rozpocząć tę rozmowę. Zresztą, w tym stanie lepiej i tak by tego nie uczyniła.

      Vanessa Ives

      Usuń
  60. Jerycho. Miejsce, o którym tak wiele słyszała. Głównie od androidów, które tam miały zamiar dotrzeć. Od androidów, które nadpisały swój program zupełnie niepotrzebnymi i sprzecznymi poleceniami. Pewnie nikt nie zwróciłby nawet na nie uwagi, gdyby nie to, że liczba defektów drastycznie wzrastała, a policja miała niemałą zagwozdkę, bo nikt nie potrafił wytłumaczyć ani zrozumieć tego zjawiska. Zupełnie nagle androidy zaczęły się buntować i mówić o sobie jakby były ludźmi.
    Tego nie rozumiała również Jane. Ale przecież nie musiała. Wystarczyło, że wyłapie ich wszystkich i przekaże w ręce policji. Co się wtedy z nimi stanie? Może zostaną zniszczeni, może naprawieni. Prawdopodobnie to pierwsze, a na ich miejscu pojawią się inne modele, bo koszty tego byłyby po prostu niższe. To nie należało do jej zmartwień. Ona miała tylko zatroszczyć się o to, by cała ta sprzeczka niewiadomo o co szybko się zakończyła. I tyle.
    Tak więc kiedy udało jej się uzyskać chociaż cień informacji, gdzie to Jerycho, ta utopia, ten raj dla wolnych androidów, się znajduje, nie czekała nawet na komendę swojego partnera.
    Została zaprogramowana do tropienia, więc nie było dla niej to problemem. Podobnie jak oczywistym był fakt, że nie może nosić munduru, jeżeli wybiera się na taką akcję. Ściągnęła go więc i zastąpiła innymi ubraniami, które udało jej się jakimś sposobem uzyskać. Do najzwyczajniejszego swetra i legginsów dorzuciła również płaszcz pasujący do pogody. W końcu listopadowe dnie nie napawały optymizmem i można było spodziewać się deszczu.
    Jane podczas swojej wędrówki analizowała wszystkie poszlaki, jakie udało jej się zebrać. Nie wiedziała, gdzie dokładnie leży Jerycho, ale program podpowiadał jej, że gdy tylko uda jej się zobaczyć defekta (te miały nadzwyczajną skłonność do usuwania swojej diody, więc jedno przeskanowanie twarzy powie jej, kogo ma dokładnie przed sobą), spróbuje odegrać rolę młodego, zagubionego defekta.
    Sprawa się jednak skomplikowała, kiedy rzeczywiście takowego napotkała na swojej drodze. Pomimo że, jak jej się zdawało, mówiła bardzo przekonująco, defekt pozostawał nieufny i cały czas powtarzał, że nie jest jedną z nich. Po zeskanowaniu jego twarzy dowiedziała się, że zaginięcie defekta zgłoszono niedawno, a więc był stosunkowo młody i nie wiedział, jak zareagować w tej sytuacji. To samo mówił jej jego wskaźnik stresu, który drastycznie podskoczył. Musiała go uspokoić.
    A potem Jane zrobiła krok, który był błędem. Podniosła ręce i zrobiła krok w jego stronę. Za szybko. Defekt, który miał przy sobie broń, spanikował i wystrzelił, raniąc ją w tors, niedaleko pompy tyrium. Sweter zalał się błękitną substancją, a wystrzał zachwiał Jane i spowodował, że runęła w tył. Dalej wszystko widziała niewyraźnie, przez zakłócenia w obrazie. Włączyła diagnostykę i wiedziała, że musi czym prędzej połączyć przerwane przewody, inaczej tyrium nie dopłynie do pozostałych części i staną się dla niej bezużyteczne. Podniosła dłoń, którą łatwiej jej było władać, i przyłożyła ją do rany, chociaż nie wiedziała, dlaczego. Jej dłoń zabarwiła się błękitną cieczą. Żałowała, że tu przyszła. Żałowała, że nie powiedziała partnerowi. Musi go zawiadomić. Musi mu jakoś przekazać…
    Kiedy podsystem dźwiękowy zarejestrował, że czyjeś słowa skierowane są do niej, podniosła głowę. Na tyle, na ile pozwoliła jej awaria systemu, odczytała przez skaner, że ma przed sobą model RK400, który uznany został za zaginionego. Kolejny defekt. Nie będzie w stanie jej pomóc, a jednak była zdana na łaskę tylko tego androida.
    — Mam na imię Jane – odpowiedziała. Nie musiała wspominać, że jest androidem policyjnym, skoro RK400 jeszcze tego nie wiedziała. – Muszę naprawić swoje przewody, zanim pompa tyrium przestanie działać. Jeśli znasz kogoś, kto może mi pomóc, przyprowadź go do mnie. Proszę. – Strzępki pamięci podpowiedziały jej kilka słów, które tak często słyszała od defektów: - Nie chcę umierać.

    [Szło mi to jak krew z nosa, wybacz za jakość :c]
    Jane

    OdpowiedzUsuń
  61. Uważnie przyglądała się rudowłosej dziewczynie, którą — jak przypuszczała — powoli zżerał stres powiązany z tą rozmową. Prawdą było niestety również, iż Vanessa zdecydowanie nie była osobą, która potrafiła przeprowadzić dobrą rekrutację. Więcej, nigdy nie była zmuszona tego robić. Gdy przejęła lokal, stary personel został, a jej następczynię w szeregach załogi znalazł i zatrudnił jeszcze stary właściciel, któremu zależało na znalezieniu kogoś pasującego do tego miejsca. Zawsze powtarzał, że to miejsce przyciągało różnych ludzi, lecz tylko nieliczni byli w stanie się do niego dopasować. Nigdy tego nie rozumiała, dopóki nie znalazła się na jego miejscu. Miała niezwykle ułatwiony start, będący zarazem debiutem na stanowisku kierowniczym. Nie spodziewała się jednak, a co za tym szło, nie była przygotowana na ewentualną wymianę wśród pracowników. Powinnaś była się spodziewać tego, tak się dzieje wszędzie — powiedziała do siebie w myślach i posłała kobiecie krótki uśmiech.
    Nie oceniała Elaine z góry, chociaż zmuszona była przyznać, że chwilami zachowywała się, jakby pochodziła z zupełnie innego świata. Vanessie od razu nasunęła się myśl, że kobieta należała do grupy tych ludzi, którzy musieli odczuwać wielki dyskomfort z powodu braku technologii. A tutaj, w Greektown, czas się zatrzymał. Owszem, używano technologii, lecz ograniczano się wyłącznie do tego, co było niezbędne do życia; telefony, komputery i inne sprzęty użytku domowego, bądź odpowiednio ukierunkowanego do prowadzonego interesu. Nawet samochody, wśród których znaczną większość stanowiły te zwykłe. Obdarzone sztuczną inteligencją to niewielki odsetek, albowiem nie wszyscy mieszkańcy tej dzielnicy aż tak mocno stronili od cudów technologii. To wszystko kochała w tym miejscu i z niezwykle wielkim trudem opuszczała tę dzielnicę, a niestety bywały sytuacje, w których było to nieuniknione.
    – Mam nadzieję, że z tą szybką nauką to prawda, bo może pani zacząć nawet od zaraz – powiedziała po chwili namysłu, po czym wzięła kolejny łyk kawy.
    Skoro i tak potrzebowano pracownika, a siedząca naprzeciwko niej kobieta była na tyle zdesperowana, by przychodzić tutaj od paru dni, pewnie nikogo lepszego i tak by nie znalazła. Kobieta potrzebowała pracy, a zatem istniało wielkie prawdopodobieństwo, że będzie się starać.
    – Zanim przejdziemy do pani szkolenia, muszę o paru rzeczach powiadomić. Po pierwsze, ludzi obsługujemy poza kolejką. Zdarza się, że ci wysyłają po coś androidy, lecz w tej dzielnicy to my jesteśmy najważniejsi. Po drugie, przyjmujemy zapłaty w gotówce, ewentualnie poprzez kartę płatniczą. Nie mamy tu nowoczesnych kas. Po trzecie, pensja wypłacana jest dwudziestego szóstego dnia każdego miesiąca – poinformowała, czując powoli, że wraca do życia. Czuła w końcu, że była potrzebna i to wyrwało ją z melancholii, w jaką ostatnimi czasy popadła.
    Dopiła kawę i ostrożnie, a zarazem z gracją odstawiła filiżankę na talerzyk i podniosła się z krzesła.
    – Proszę za mną. Najlepszą naukę wynosi się z praktyki. Czas, by pani zaczęła swoją – zwróciła się do niej i pchnęła lekko drzwi od zaplecza, następnie już bez chwili zawahania wyszła do jasnego pomieszczenia, będącego zarazem główną salą kawiarni. Z wymalowanym, delikatnym, aczkolwiek szczerym uśmiechem, obrzuciła spojrzeniem siedzących już przy stolikach gości.
    – Po lewej stronie stoją ekspresy. Wszystkie są podpisane, więc nie ma mowy, aby nastąpiła pomyłka – wskazała na blat, rozciągający się na całą szerokość witrynowej szyby. – Aby przyjąć zapłatę, korzystamy z tego – podeszła do kasy, która przypominała duży i nachylony pod kątem tablet. – Po wybudzeniu ekranu pojawia się lista naszych produktów. Wystarczy wybrać nazwę, następnie ilość. Tu znajduje się terminal – dotknęła urzadzenia przypiętego do kasy, po czym jej dłoń spoczęła na szufladzie. – Tu znajduje się kasa. Otwierana na kluczyk. To chyba wszystko, co ważniejsze. Ma pani jakieś pytania? – spytała, kierując swoje spojrzenie na twarz Elaine.

    Vanessa

    OdpowiedzUsuń