Detroit Today

Policja powstrzymuje niebezpieczną maszynę

Carl Manfred, jeden z najwybitniejszych współczesnych malarzy, został wczorajszego wieczoru zaatakowany we własnym domu, przez swojego androida. Wedle zeznań obecnego podczas incydentu Leo Manfreda, syna poszkodowanego, android mający za zadanie opiekować się jego niepełnosprawnym ojcem, kompletnie oszalał, próbując zabić swojego właściciela. Na szczęście przybyła na miejsce policja, w porę unieszkodliwiła niebezpieczną maszynę, zanim doszło do tragedii. Carl Manfred przebywa aktualnie w szpitalu, choć lekarze zapewniają, że stan artysty jest dobry i lada dzień będzie mógł wrócić do domu. Syn Manfreda odmówił wywiadu apelując o uszanowanie prywatności jego rodziny.
To już kolejny incydent, w którym android zaatakował swojego właściciela. Z naszych ustaleń wynika, że tym razem wadliwy android nie był komercyjnym modelem, lecz zaawansowanym prototypem, który Manfred otrzymał od samego Elijaha Kamskiego, założyciela i byłego dyrektora CyberLife. Może to oznaczać, że problem z agresywnym zachowaniem androidów jest o wiele poważniejszy niż przypuszczaliśmy.

Napad na ciężarówkę CyberLife przewożącą zapasy części

android odpowiedzialny za ogłuszenie kierowcy

Liczba przestępstw z udziałem androidów rośnie z dnia na dzień, choć policja twierdzi, że panuje nad sytuacją. Zeszłej nocy, w okolicy magazynów CyberLife doszło do napadu na należącą do firmy ciężarówkę, przewożącą dostawę biokomponentów. Wedle zeznań kierowcy sprawcą napadu był android. Incydent mógł skończyć się tragicznie, gdyby nie przezorność pracownika CyberLife, który miał przy sobie broń i zdołał postrzelić napastnika, zanim ten go ogłuszył. Maszynie udało się uciec, jednak wedle ustaleń śledczych, android został poważnie uszkodzony. Trwa śledztwo. Wedle informacji przekazanej przez rzecznika prasowego DPD, w sprawie ponownie uczestniczy prototyp androida śledczego, znany z niedawnej sprawy Emmy Phillips. Tym razem asystuje on porucznikowi Andersonowi, zasłużonemu w głośnej do dziś sprawie rozbicia siatki handlarzy bordo.


ARCHIWUM

niedziela, 23 września 2018

Without you all I’m going to be is incomplete

Jander
RK700 #201 920 954 - 2

Prototyp ▪ Uruchomiony w listopadzie 2037 ▪ Stworzony jako prywatny android Hana Fastolfe ▪ Pozornie niemal idealna kopia Daneela ▪ W przeciwieństwie do pierwowzoru, wyposażony jedynie w podstawowy, niezmodyfikowany program ▪ Od pół roku własność Gladii Delmarre, jako prezent od doktora Fastolfe ▪ Niezwykle przywiązany do właścicielki

Boćkoza Postacioza dzisiaj panuje, więc i ja przybywam z drugą postacią! Specjalne podziękowania i dedykacja dla Quinlana i Dead Soul! ♥ Kartę sponsoruje mój guru Asimov, Jude Law, Backstreet Boys a także Dead Soul i Quinlan. ♥ Kochać, defekcić, ale co najważniejsze... #SaveJander
W przeciwieństwie do braciszka Daneela, Jander posiada skill uśmiechania się! xD

16 komentarzy:

  1. [Skill uśmiechania się wygrywa xD Zaprosilbym do siebie, gdybym miał pomysł. Jedyne co mi przychodzi do głowy to tylko to jak uszkodzić androida na sto sposobów xD Wybacz xD]

    Władimir
    John

    OdpowiedzUsuń
  2. [Ponieważ znam tę kartę praktycznie na pamięć to mogę jedynie powiedzieć, że kocham ♥︎♥︎♥︎♥︎♥︎ Jandera ♥︎♥︎♥︎♥︎♥︎ z ♥︎♥︎♥︎♥︎♥︎ całego ♥︎♥︎♥︎♥︎♥︎ serca! On jest taki cudowny i tak bardzo umieram za każdym razem czytając ten piękny tekst w karcie, zaraz płaknę, bo jestem nienormalna i tak bardzo zachwycona... Ale moja miłość nie zna granic, niestety! ♥︎♥︎♥︎♥︎♥︎♥︎♥︎♥︎♥︎♥︎♥︎♥︎♥︎♥︎♥︎♥︎♥︎ Więc niech Jander grzecznie czeka na swoją pancię i niech przypadkiem żaden Giskard go podczas tego czekania nie zepsuje! ♥︎♥︎♥︎♥︎♥︎♥︎♥︎♥︎♥︎♥︎♥︎♥︎♥︎♥︎♥︎♥︎♥︎]

    żoncia

    OdpowiedzUsuń
  3. [Ale nam się zrobił wysyp postaci :D :D :D Ja zapraszam do Aidana i Bakury. Chociaż sądzę, że to z tym pierwszym pewnie szybciej coś wymyslimy :)]

    OdpowiedzUsuń
  4. [Absolutnie cudowny braciszek :) Stalkowałem KP, ale widzę jak cwanie ukryłaś treść... I cóż, przepięknie to opisałaś. To jest właśnie to, czego tak bardzo brakowało mi w książce jeśli chodzi o postać Jandera. Naprawdę my tu stworzymy jedyną słuszną wersję. ;) Genialna karta, cudowna kreacja i już się nie mogę doczekać naszego wątku. Daneel z radością zrobi wszystko by nie stracić braciszka (#SaveJander). Poza tym życzę dużo weny i powodzenia z drugą postacią.
    I nie mogę się doczekać wątku. :)]

    Daneel

    OdpowiedzUsuń
  5. Sądziła, że życie w Detroit okaże się łatwiejsze. Że wreszcie będzie mogła całkowicie odciąć się od żywota, które pozostawiła na posłaniu łóżka w swym dawnym domu w Anglii, gdzieś na nagrobku zamordowanego męża, którego śmierć, chociaż zapewne zburzyła cały jej dotychczasowy sens istnienia, wcale nie przejęła jej tak jak zapewne powinna. Może też właśnie dlatego tak wiele osób wciąż było przekonanych, że to ona stoi za śmiercią panna Delmarre. Nie ponieważ była jedyną osobą znajdującą się w domu, kiedy do tego doszło, nie dlatego, że sama została znaleziona nieprzytomna zaledwie kilka centymetrów od jego sztywnego ciała. Nie płakała po śmierci Rikaine’a. Chociaż czarna pustka z wolna rozprzestrzeniała się po jej wnętrzu, nie szlochała nad losem swego ukochanego, nie spędzała całych dni przed jego grobem, wspominając wszystkie, spędzone wspólnie chwile. Niektórzy mogli sobie nawet wmówić, że wcale nie przejmowała się tym, że to wszystko zarzucają właśnie jej. Było jednak zupełnie inaczej. Nie potrafiła znieść myśli, że tak wielu sądzi, iż to ona stała za tak barbarzyńskim czynem. Że była w stanie zamordować swojego męża, tylko dlatego, że on nie poświęcał jej uwagi, której pragnęła i ponieważ rzadko kiedy potrafili się dogadać.
    Wciąż więc sądziła, że na drugim końcu świata, kiedy znajdzie się wśród znajomych swojego byłego męża, jej życia zdoła wrócić do normy. Przez pewien czas wszystko nawet wydawało się iść w dobrą stronę. Sam Han Fastolfe podarował jej jednego ze swoich najlepszych androidów, Jandera, widząc jak samotnie czuje się Gladia w nieznanym sobie otoczeniu. Jander pozwolił jej wreszcie czuć się ważną. Był przy niej zawsze, kiedy kolejny raz dopadało ją poczucie winy, za każdym razem, kiedy mogła poczuć, że wszystko dąży ku lepszemu. A po wszystkim do czego między nimi doszło przez te pół roku, nie mogła już po prostu nazywać go androidem. Nic nie czującą maszyną. Był dla niej kimś zdecydowanie więcej, a i była niemal przekonana, że gdzieś głęboko ten naprawdę jest w stanie odczuć czym są prawdziwe emocje.
    Spacerowała właśnie po ogrodzie otaczającym sporych rozmiarów, nowoczesną rezydencję, kiedy jeden z jej licznych androidów, należących do najprostszych i najtańszych modeli powiadomił ją o kolejnym, zastawionym przed głównymi drzwiami, liście. Słysząc pozbawiony emocji głos androida, przewróciła przerażony wzrok w stronę maszyny, całkowicie odwracając uwagę od bujnego krzewu czerwonych róż. Szybkim krokiem skierowała się do głównego wejścia i kiedy tylko przekroczyła próg budynku, zauważyła leżącą na drobnym stoliczku w korytarzu, kopertę.
    Przełknęła ślinę i wzięła głęboki wdech, próbując uspokoić roztrzęsione ciało. Powoli podeszła do białego blatu, po czym sięgnęła zgrabną dłonią po lekki, papierowy zapisek. Nikt inny oprócz tego nieznajomego nie wysyłał już listów papierowych. A już na pewno nie na tym, starym, żółtym papierze o specyficznym zapachu i szorstkiej fakturze. Pospiesznie jednak otworzyła kopertę i wyciągnęła z niej sporawej wielkości kartkę, na której, koślawym pismem, zostało zapisane zaledwie kilka słów, a może powinna powiedzieć, obelg. Chociaż miała tak wielką ochotę rozszarpać skrawek papieru na małe części, zanim zdążyła to zrobić, schowała go z powrotem do koperty. Może jeśli znajdzie się ktoś, kto będzie w stanie pomóc jej z wysyłanymi do niej groźbami i nieprzyjemnymi listami, owe wiadomości do czegoś się jeszcze przydadzą. Oczywiście, miała tutaj namyśli nie byle kogo, a Daneela i detektywa Elijaha, którzy już raz zdołali wyciągnąć ją z tarapatów.
    — Cholera — przeklęła cicho pod nosem i ruszyła w stronę salonu, dalej trzymając w dłoni kopertę z listem od nieznajomego. Słońce chowało się już za wieżowcami Detroit, a ponieważ pogoda jak zwykle nie rozpieszczała, za oknami świat momentalnie stał się bezbarwny, pochłonięty nieprzyjemnym zimnem i mrokiem. Miała więc cichą nadzieję, że może chociaż wieczór spędzony z ciekawą lekturą przed rozpalonym kominkiem zdoła ją jakkolwiek uspokoić.

    Your one and only

    OdpowiedzUsuń
  6. Szybkim krokiem weszła do obszernego pokoju i nie rozglądając się nawet po salonie, machinalnie podeszła do sporych rozmiarów kanapy, ściskając w prawej dłoni pogniecioną już przez jej smukłe palce, kopertę. Usiadła przed nierozpalonym kominkiem, lecz jeszcze zanim to zrobiła, ze wściekłością rzuciła kawałkiem papieru na stolik kawowy. Objęła się swymi chuderlawy rękoma, próbując jakkolwiek dodać ciału ciepła, tym bardziej, że na jej odkrytych ramionach pojawiła się właśnie gęsia skórka. Podniosła głowę spoglądając na włączony telewizor. Prezenter wiadomości kolejny raz ostrzegał przed nagłymi atakami androidów, które jak same sądziły, zaczęły odczuwać emocje. Pokręciła głową. Dalej pamiętała jak każda stacja w Anglii podawała o śmierci jej męża. Jak każde źródło informacji mówiło o tym, że sama oskarżana jest o morderstwo pana Delmarre. Nie znosiła tego uczucia. Kiedy próbowała im powiedzieć, że to nie jej wina, chociaż nikt nie słuchał. A jeśli ktokolwiek dowie się o tym, że dostaje anonimowe liściki z groźbami, była niemal pewna, że jej twarz kolejny raz pojawi się na ekranach wszystkich odbiorników w Detroit, może nawet całej Ameryce. I ludzie kolejny raz zaczną wytykać ją palcami, szepcząc między sobą o zabójstwie Rikkaine’a, wyzywając ją przy od wariatki i morderczyni.
    Zadrżała, czując na swym ramieniu czyjś zimny dotyk. Pospiesznie odwróciła głowę, a kiedy tylko ujrzała twarz Jandera, zamknęła oczy, wiedząc, że przed nim nie musi ukrywać tego co czuje. Zacisnęła czerwone usta w smukłą linie, a po jej bladych policzkach spłynęły łzy, tworzące na skórze wilgotne ścieżki. Czuła się taka bezsilna. Jakby świat wokół niej kolejny raz zaczął rozpadać się na drobne kawałeczki, jakby jej życie znów miało zamienić się w piekło, pasmo niekończącego się smutku i samotności. Kiedy jednak dojrzała zmartwiony wzrok androida, szybko otarła łzy wierzchem dłoni, próbując się jakkolwiek uspokoić. Nie chciała by Jander znów zbytnio przejął się jej stanem. Nie była jednak pewna, czy robot rzeczywiście cokolwiek robił sobie z jej samopoczucia, czy może zwyczajnie został tak dobrze zaprojektowany przez Fastolfe’a, by rzeczywiście uwierzyła, że jakkolwiek się nią przejmował. Od dłuższego czasu czuła jednak, że jest inny. Inny niż reszta androidów, z którymi miała do czynienia od tak dawna. Może po prostu sobie to wmawiała. Że może cokolwiek czuć. To i tak było lepsze niż świadomość, że otaczają ją jedynie martwe maszyny.
    — Przepraszam… — odparła cicho, wciąż nie chcąc zbytnio go martwić. — Przepraszam, że znów dałam się ponieść emocjom, przez zwykłe, głupie liściki… — złapała za jego dłoń i pociągnęła nią w swoją stronę, tym samym sugerując, by usiadł zaraz obok niej. Niepewnie skrzyżowała z nim palce dłoni, przez dłuższy czas nie spoglądając w stronę androida. — Po prostu… Jestem taka zmęczona, Jander. Kiedy myślałam, że wreszcie odcięłam się od tamtego życia, coś znów musi mi przypominać, że tak wielu uważa mnie za jedynie… — ścisnęła mocno jego dłoń, znów zamykając oczy. — Jedynie… — próbowała dokończyć, lecz nie mogła wymówić tego słowa. Pospiesznie więc przesunęła się w stronę androida i wtuliła się w syntetyczną klatkę piersiową, łapczywie ściskając w dłoniach materiał jego jasnej koszuli. Schowała twarz w szyi robota i kolejne łzy spłynęły po twarzy kobiety. Tak bardzo go potrzebowała. Kiedy nie miała nikogo, kto byłby w stanie jej pomóc, Jander zawsze był dla niej oparciem. Nie była nawet w stanie wyobrazić sobie, co takiego by zrobiła, jeśli kiedykolwiek miałoby go zabraknąć. Zapewne dopiero wtedy jej żywot straciłby jakikolwiek sens.

    Twoja ulubiona, smutaśna pancia i kurduplowy odpis

    OdpowiedzUsuń
  7. Po raz kolejny w tym tygodniu zawitał do domu panny Gladii. Tym razem jednak towarzyszył nie doktorowi Fastolfe, lecz partnerowi Elijahowi. Ludzie pewnie powiedzieliby, że było „jak za starych dobrych czasów”. Tylko, że owe stare czasy nie były w najmniejszym stopniu dobre. W gruncie rzeczy Daneel praktycznie nie miał okazji spotkać panny Gladii w innych okolicznościach niż związanych z jakimś śledztwem. Najpierw morderstwo pana Delmarre, a teraz kłopotliwe i coraz bardziej niepokojące anonimy. Daneel dowiedział się o sprawie dosłownie parę dni temu i rzecz jasna niemal natychmiast opowiedział wszystko partnerowi Elijahowi, który bez cienia wątpliwości zgodził się poświęcić swój prywatny czas by pomóc wyjaśnić tą sprawę. Oczywiście zgodnie z przypuszczeniami Daneela, partner Elijah musiał koniecznie porozmawiać osobiście z panną Gladią. Nawet jeśli nie dowie się niczego nowego i tak musiał usłyszeć wszystko raz jeszcze. Daneel nie protestował. W gruncie rzeczy przywykł do tego i w zupełności rozumiał pobudki partnera. Obaj zwracali uwagę na całkowicie odmienne szczegóły, a późniejsza wymiana uwag często naprowadzała ich na istotny trop. Dlatego właśnie tym razem zjawili się wspólnie w domu panny Gladii. Partner Elijah miał zamiar dokładnie wypytać pannę Gladię o wszelkie istotne szczegóły dotyczące listów... Daneel zaś miał w końcu porozmawiać z Janderem. Podczas poprzedniej wizyty liczył, że zamieni z nim choć parę słów, jednak nie było ku temu okazji.
    — Tak będzie lepiej. Ja pomówię z Gladią, a ty w tym czasie porozmawiaj z Janderem. Na pewno dogadasz się z nim o wiele lepiej niż ja — powiedział Elijah, który mimo wszystko wciąż nie pałał entuzjazmem na myśl o „przesłuchiwaniu robota”.
    Nie protestował. Wręcz przeciwnie, już od dawna chciał w końcu zobaczyć się z Janderem. Zanim doktor Fastolfe postanowił oddać Jandera, obaj byli niemal nierozłączni. Wszystko zmieniło się, gdy Jander trafił do panny Gladii. Od tamtego czasu Daneel nie widział go ani razu. Czasem Giskard lub doktor Fastolfe wspominali coś na temat Jandera. Zwykle jednak nie opowiadali zbyt wiele. Daneel wiedział jedynie, że panna Gladia była szczęśliwa z towarzystwa swojego nowego androida, zaś Jander wydawał się zadowolony z nowego domu. To wszystko.
    Daneel zostawił partnera Elijaha w salonie, sam zaś udał się za jednym z androidów do pokoju Jandera. Wnętrze pokoju było skromne, w końcu Jander nie był człowiekiem i nie potrzebował wiele. Mimo to panna Gladia zadbała o ładny i przytulny wystrój pomieszczenia. Nie poświęcał jednak zbytniej uwagi wystrojowi wnętrza. Zamiast tego z uwagą przyjrzał się „bratu”. Zmienił się... I nie chodziło tu o fizyczną zmianę wynikającą z innego stroju, ułożenia włosów czy sposobu poruszania się. To wszystko były nic nie znaczące szczegóły. Oczywiste szczegóły wynikające z cąłkowicie innego trybu życia w domu panny Gladii. Nie, Jander zmienił się pod innym, mniej namacalnym względem. Daneel znał go zbyt dobrze, by nie zauważyć, że coś było nie tak. Był inny, podobnie jak Giskard.
    — Witaj Jander — odezwał się ignorując całkowicie to pierwsze, specyficzne wrażenie. Zapewne w rozmowie dowie się więcej.
    Początkowo planował od razu przejść do sedna sprawy i zapytać o anonimy i pannę Gladię i wszystko co mogło być istotne. Zmienił jednak zdanie. Tak dawno nie widział Jandera, nie wiedział nic o jego nowym życiu prócz garstki lakonicznych informacji od Giskarda i doktora Fastolfe. A przecież dawniej byli przyjaciółmi, lub też jak niektórzy mawiali „braćmi”.
    — Dawno się nie widzieliśmy. Przyjaciel Giskard wspominał mi, że bardzo dobrze dogadujesz się z panną Gladią. — wciąż przyglądał się Janderowi. Kiedyś dużo ze sobą rozmawiali, dziwne, że kiedy w końcu doczekał się okazji do spotkania i rozmowy nie był przekonany co do tego, o czym chciałby najpierw pomówić z Janderem.

    Brateł

    OdpowiedzUsuń
  8. Chciała, by jego słowa okazały się prawdą. Cholera, przecież sama doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że to nie ona była odpowiedzialna za śmierć męża, nawet jeśli gnębiące poczucie winy, wciąż chowało się na dnie jej serca. Czasem jednak sama nie była pewna, czy rzeczywiście to ona nie była przypadkiem źródłem całego, znajdującego się w jej życiu nieszczęścia. Czy sama, nieświadomie nie stworzyła tak wielkiego bałaganu, z którego od lat nie mogła się wydostać. Czy kiedykolwiek była naprawdę szczęśliwa? Nie potrafiła przypomnieć sobie, kiedy ostatnio czuła, że jej życie ma jakikolwiek sens. Że dąży do czegoś większego, że czuje się szanowana nie tylko przez innych, ale i samą siebie. W swym dawnym małżeństwie nigdy nie odczuła czym jest szczęście. Rikaine rzadko kiedy miał dla niej czas. Na to by zwyczajnie z nią porozmawiać, by zapewnić ją, że jest kochana. Potrafiła poczuć się żoną, dopiero wtedy, gdy zabierał ją ze sobą na wystawne bankiety, chociaż tak bardzo nie lubiła tego typu spotkań. Czując na sobie spojrzenia znajomych, potrafił udawać, że cokolwiek go z nią wiąże. Jednak to właśnie dzięki znajomym swego męża, była w stanie uciec do Detroit, gdzie sam Fastolfe zajął się tym, by poczuła się tutaj jak w domu, który zawsze pragnęła mieć.
    Kiedy jednak poczuła na czubku głowy zimne wargi Jandera, a sama odczuła jak dziwne, nieprzyjemne uczucie zaciska swe łapska na jej szyi, pospiesznie odsunęła się od androida, wyraźnie speszona. Wierzchem dłoni przetarła policzki oraz powieki, chcąc pozbyć się śladów po ostatnich łzach. Niczego nie była pewna. Znowu. Chociaż od dłuższego czasu czuła do swego towarzysza coś więcej niż zwykłą sympatię wciąż próbowała sobie wmówić, że jest on przecież zwykłą maszyną, tak sprawnie upodabniającą się do człowieka. Że nie mogła czuć nic do androida, który sam nie był w stanie poddać się emocjom. A jednak, najwyraźniej była na tyle pokręca, że rzeczywiście mogła uznać Jandera za osobę. Osobę, którą nie był. Czy to przez doskwierającą jej przez tak wiele lat samotność? Przez to, że tak bardzo pragnęła prawdziwej miłości, tego ciepłego, nieznajomego jej uczucia? A może… Może ci wszyscy, którzy szeptali za jej plecami, zwyczajnie mieli rację. Może rzeczywiście jest wariatką, będącą w stanie rzucić się w ramiona androida, tylko po to, by zaznać chwilowego szczęścia i zapomnieć o otaczającym ją świecie.
    — Znudzi? — powtórzyła za robotem, z wyraźną niepewnością w głosie. Wreszcie wstała i wciąż obejmując ramiona swymi własnymi, chuderlawymi rękoma, podeszła do szerokiego okna, rozpościerającego się niemal na całą ścianę salonu. Czerwone róże ogrodu traciły kolor w mroku tego miasta. Pojedyncze krople zaczęły spadać na doskonale zadbane liście, które uginały się pod ciężarem wody. Pokręciła głową. Wcale nie znalazła się w lepszym, bezpieczniejszym miejscu, prawda? — A czy cała reszta kiedykolwiek się znudziła? Nie, Jander. Oni nie zapominają — odparła, wciąż nie odwracając się w jego stronę, a jedynie wpatrując się w ciemny krajobraz za oknem. Westchnęła ciężko. — Nie masz pojęcia od jak dawna próbuję sobie wmówić, że wszystko się wreszcie ułoży. Że ludzie przestaną wreszcie szeptać za moimi plecami, przestaną wpatrywać się we mnie tymi złośliwymi spojrzeniami. Ale ten koszmar nie chce się skończyć… I zapewne nigdy się nie skończy. Chciałabym abyś mógł to zrozumieć. Ale nie potrafisz, Jander. W końcu jesteś zwykłą maszyną… — dodała cicho, sama nie będąc pewna, czy chce, by android usłyszał jej słowa. W innych okolicznościach, zapewne znów spróbowałaby go przeprosić, lecz czy teraz tkwił w tym jakikolwiek sens? Taka była prawda. Nawet jeśli tak długo próbowała jej do siebie nie dopuścić, nawet jeśli sama wmawiała sobie, że tak nie jest, że dzieli ten dom z żywą, żyjącą istotą, było to jedynie złudzenie. Ciche pragnienie, które wreszcie mogłoby przeistoczyć się w rzeczywistość, gdyby nie jeden, uniemożliwiający jej to mankament. Wszystkie te emocje łączyła z nieżywym przedmiotem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Czy naprawdę zawsze tutaj będziesz? Ty nie… Nie zdajesz sobie sprawy z tego jak wielkie grozi Ci niebezpieczeństwo. Przeze mnie — wreszcie odwróciła się, by kątem swych jasnych oczu zerknąć na androida. Szybko jednak przesunęła spojrzenie na leżącą obok kopertę. — Chcesz wiedzieć, co takiego tym razem było tam napisane, prawda? — spytała, lecz nie oczekiwała od niego odpowiedzi. Kontynuowała więc. — Ten ktoś… On wie o Tobie. Wie, że… Uważa, że skoro nie chcę się wychylać, skoro tak bardzo boję się chociażby opuścić własny dom, sprawiłam sobie maszynę, która zastępuje mi prawdziwego mężczyznę. A to jedynie wskazuje na to, że rzeczywiście mogę stać za śmiercią swojego męża. I chociaż… Chociaż nigdy nic do niego nie czułam, przysięgam, nie potrafiłabym go zabić.

      Did someone say drama?

      Usuń
  9. Odwróciła się w stronę androida, niepewnym wzrokiem przyglądając się jak ten niechętnie godzi się z jej słowami. Mimo wszystko, była w pewnym stopniu zaskoczona. Chociaż przez większość czasu sama nie zdawała sobie sprawy z tego co mówi, tak bardzo zmęczona, wystraszona i bezsilna równocześnie, podświadomość podpowiadała jej, że Jander jawnie sprzeciwi się co do jej słów. Że powinien był się sprzeciwić. Wstać, stanowczym tonem dać kobiecie do zrozumienia, że chociaż wielu rzeczywiście uważa go za zimną, nieczułą maszynę, on jest w stanie odczuwać coś więcej. Czy łudziła się, że ten do którego pałała tak dziwną, niezrozumiałą sympatią, naprawdę jest w stanie zapomnieć o własnej naturze, tylko po to, by udowodnić jej, że czuje dokładnie tyle samo co ona? Gladia naprawdę pragnęła zapomnieć o tym, że znajdujący się niedaleko niej android nie jest człowiekiem. Już tyle razy zdołał udowodnić jej jak bardzo jest wyjątkowy, lecz… Czy właśnie do tego nie został zaprogramowany? Czy nie o to chodziło, gdy tworzył go Fastolfe? Aby na tyle przypominał byt ludzki, by inni nie byli w stanie odróżnić go od zwykłego człowieka?
    Jednak każde, kolejne jego słowo coraz bardziej ją raniło. Dawało jej do zrozumienia jak wielki błąd popełniła, że nigdy nie powinna nazwać go jedynie zwykłą maszynę. Miała ochotę usiąść zaraz przy nim, przeprosić za swoją słabość oraz za wszystkie chwile, kiedy mogła jakkolwiek sprawić mu przykrość. Lecz nie zrobiła nic. Stała w miejscu, z przerażeniem wypisanym w spojrzeniu, przyglądając się Janderowi, który ze spuszczoną głową wypowiadał kolejne słowa. Przecież nie powinien prosić Gladii o wybaczenie. Nigdy nie zrobił nic by jej zaszkodzić, zawsze starając się, by wreszcie mogła być szczęśliwa. Klatka piersiowa kobiety unosiła się i opadała w coraz szybszym tempie. Przygryzła dolną wargę, by z jej ust nie wydobył się cichy szloch. Jak mogła mu to zrobić?
    Machinalnie zrobiła drobny krok w tył, gdy wstał, by znaleźć się zaraz przed nią. Spuściła wzrok, wyraźnie bojąc się spojrzeć prosto w oczy Jandera. Opierając łokieć jednej ręki na tej, którą oplotła właśnie swój brzuch, ułożyła wolną dłoń na karku, opuszczając głowę w przegranym geście. Tak bardzo jej na nim zależało… Czy naprawdę nie wiedział, że zrobiłaby dla niego wszystko? Że nigdy nie pozwoliłaby by cokolwiek mu się stało? Tysiące pytań pędziło po głowie młodej kobiety, co chwila jej się nasuwając, jednak nie była w stanie znaleźć odpowiedzi na większość z nich. A może po prostu sama nie chciała odpowiedzi znajdywać.
    — Naprawdę tak trudno to zrozumieć? — uniosła wreszcie spojrzenie swych jasnych oczu, by zerknąć prosto w jego niewzruszone ślepia. W tej chwili nawet nie była pewna, czy rzeczywiście tak bardzo nie zależy mu na własnym losie, czy może jedynie udawał, chcąc jej udowodnić, że miała rację. Że jest jedynie nieczułą maszyną. — Mogą Cię skrzywdzić, by zabrać mi jedyną… — zatrzymała się na moment, zastanawiając się nad doborem słów. — …jedyną osobę, która sprawia, że jestem szczęśliwa. Dzięki której zapominam, że tak wielu jest przeciwko mnie! Dzięki której mogę chociaż raz poczuć się… wyjątkowa — dodała już nieco ciszej, wciąż wpatrując się w wielkie oczy androida. Zacisnęła dłonie w pięści i ściągnęła brwi, wciąż oczekując od niego jakiejkolwiek reakcji. Chociażby najmniejszego pierwiastka buntu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Przecież… Cholera, Jander, nie zawodzisz mnie. Nigdy mnie nie zawiodłeś. Jeśli ktokolwiek tutaj mógł kiedyś zawieść, to ja. Bo wciąż myślę jedynie o własnych problemach, kompletnie nie zdając sobie sprawy z tego, że… Że Ty też możesz jakieś mieć — wzięła głęboki wdech, próbując się uspokoić, lecz na nic to się zdało. Pokręciła głową. — Nie powinieneś się ze mną zgadzać. Widzę, że się nie zgadzasz, że próbujesz sobie jedynie wmówić, że mam rację. Że rzeczywiście jesteś tylko maszyną. Ale Ty czujesz coś więcej, prawda? A może to ja po prostu do reszty zwariowałam… — westchnęła. Kolejny raz żałowała słów, których nawet nie zdołała dokładnie przemyśleć. — Przepraszam. Tak bardzo przepraszam… Nie powinnam tego mówić. Wcale tak nie myślę, Jander. Nie jesteś zwykłą maszyną. Jesteś kimś więcej. Przynajmniej dla mnie.

      Pańcia, próbująca dać swojemu ulubionemu androidowi do zrozumienia, że jest jej ulubionym androidem, hehe

      Usuń
  10. [Mój Janderek! <3 Wiesz, że go kocham, ale napiszę Ci to jeszcze tutaj tak oficjalnie. Jest słodki, a w treści KP się zakochałam. Spełniacie mi moje otp <333 Już się nie mogę doczekać pisania!]

    Twój przyjaciel Giskard

    OdpowiedzUsuń
  11. Jego zmartwiony wzrok, wypisana na twarzy niepewność sprawiały, że czuła jakby na jej sercu tworzyły się kolejne cięcia, z których z wolna toczyła się krew. Nie chciała go takiego widzieć. Wyraźnie smutnego, może w pewien sposób nią rozczarowanego. Nie, nie mogła patrzeć jak ten, na którym tak bardzo jej zależało, cierpi przez nieuwagę kobiety, kilka, krótkich słów, które były w stanie tak bardzo go zranić. Czuła się winna. Za wszystko to co czuje stojący przed nią android, za to że musi walczyć sam ze sobą, ze swym oprogramowaniem i przeznaczeniem, tylko dlatego, że pojawiła się w jego życiu. Gdyby został wraz z Daneelem i Giskardem u swego stwórcy, gdyby tylko Fastolfe nie postanowił podarować go Gladii, gdyby zwalczyła kierowane w jej stronę oszczerstwa i pozostała w Anglii, teraz nie kolejne usterki nie pojawiałyby się w jego programie, za każdym razem gdy tylko powiedziała lub zrobiła coś nie tak.
    Nigdy nie sądziła, że będzie tak bardzo przejmować się losem androida. Jedną z maszyn, które przecież w jej starym życiu były jedynymi towarzyszami młodej kobiety, sprawnie zastępując jej wciąż nieobecnego męża. Wtedy ich nie znosiła. Za to, że nie potrafią dać jej ciepła drugiego człowieka. Lecz Jander był w stanie dać Gladii wszystko, czego tylko potrzebowała.
    — Jander, przepraszam, ja… Ja nie chciałam powiedzieć nic złego… — odpowiedziała cicho, słysząc jego słowa. Nie potrafiła znieść jego żalu. Chciała jedynie kolejny raz ujrzeć uśmiech Jandera, wiedząc, że wszystko jest już w porządku, że nie przejmuje się wszystkimi tymi nieprawidłowościami we własnym zachowaniu, które nie pozwalają mu normalnie funkcjonować. A wszystko to było jej winą. Bo właśnie przez nią stał się kimś, kim nie powinien być. — Nie. Nie chcę zostawiać Cię z tym wszystkim samego. Chyba… Chyba, że uważasz, że nie powinnam się wtrącać… Dla Twojego dobra zrobiłabym wszystko, Jander — ponownie opuściła głowę, widząc jak bardzo boli androida jej spojrzenie, jak nie potrafi spojrzeć prosto w jasne oczy dziewczyny. Wzięła głęboki wdech, próbując jakkolwiek uspokoić rozdygotane ciało. Na nic się to jednak zdało.
    Pospiesznie jednak uniosła swój zaskoczony wzrok, kiedy usłyszała jak wypowiada to jedno słowo. Defekt. Nie przeszło jej nawet przez myśl, że należący do niej android może być jakkolwiek wadliwy. Póki była szczęśliwa, póki jego zachowanie jej nie niepokoiło, nie sądziła, że Jander uważa się za defekta. Że boi się, iż może być jednym z nich. Gladia niezbyt interesowała się sprawą, buntujących się przeciw swym właścicielom, androidów. Chociaż zdawała sobie sprawę z tego, że wielu już straciło życie przez swe wadliwe maszyny, nie mogła sobie wyobrazić, by Jander był w stanie zrobić jej coś takiego. Wiedziała jednak jak wielu sądzi, że androidy chcą jedynie odzyskać wolność. Życie, które im odebrano. A przecież tego pragnęła dla stojącego przed nią robota. By wreszcie mógł być wolny, szczęśliwy i nie musiał ukrywać swojego prawdziwego wnętrza.
    — Nawet jeśli… Nawet jeśli byłbyś jednym z nich, to co z tego? To nie zmieni tego co do Ciebie czuję, Jander. Chcę jedynie, żebyś był szczęśliwy. Ze mną lub… beze mnie — dodała ciszej. Oczywiście, że chciała zatrzymać go przy sobie, lecz jeśli to ona była źródłem wszystkich jego problemów i zmartwień, była w stanie dać mu odejść. — Skoro jesteś dla mnie ważny, będę się martwić. Bez względu na to co Ty chcesz, co ja chcę. Nie… Nie potrafię zmienić tego co do Ciebie czuję, nawet jeśli nie jestem w stanie dokładnie stwierdzić, co to takiego.
    Westchnęła, kompletnie nie wiedząc co mogłaby zrobić by jakoś go uspokoić. Ostatecznie więc zrobiła jedynie kilka kroków w przód, zbliżając się tym samym do Jandera i owinęła szczupłe ręce wokół jego szyi, chowając twarz w klatce piersiowej androida. Uśmiechnęła się mimowolnie, słysząc jak jeden z jego biokomponentów pompuje niebieską krew przepływającą przez syntetyczne ciało androida.

    Mocno kochająca Gladia

    OdpowiedzUsuń
  12. Daneel z uwagą przyjrzał się Janderowi. Jego zachowanie wydało mu się nietypowe, zupełnie jakby coś było nie do końca w porządku. Jeszcze bardziej zastanawiający był fakt, że Giskard, który często widywał Jandera, ani razu nie wspomniał choćby słowem na temat, a przecież musiał o wiele lepiej orientować się w sytuacji. Z jakiegoś powodu właśnie w tej chwili przypomniał sobie niedawne słowa panny Gladii, że ta sprawa jest zagmatwana.
    — Tak, taki mam zamiar — odpowiedział krótko na wszystkie pytania Jandera. Daneel niemal natychmiast zauważył ,że głos androida brzmiał inaczej, jakby za wszelką cenę starał się zachowywać normalnie... Nie mógł oprzeć się temu skojarzeniu. Czasem widział coś podobnego u Giskarda, który w jednej chwili potrafił mówić w sposób wyrażający całą gamę typowo ludzkich emocji, by chwilę później przybierać bezbarwny, kompletnie bezduszny jak mawiał Elijah, głos. Różnica polegała na tym, że zachowanie Giskarda miało bardzo konkretną przyczynę, zaś Jander raczej nie miał wyraźnego powodu by zachowywać się w ten sposób.
    — Myślę, że mógłbyś udzielić mi kilku ważnych informacji, które pomogą mi i Elijahowi w rozwiązaniu problemu panny Gladii. — kontynuował — Nie wiem czy Gladia pokazywała ci treść wszystkich listów, ale w kilku z nich pojawiają się bardzo wyraźne wzmianki na twój temat, dlatego chciałbym o tym teraz z tobą porozmawiać.
    Zastanowił się przez chwilę. Nie chciał by ich pierwsze spotkanie od pół roku ograniczyło się jedynie do suchych rozmów o sprawie. Nie był pewien swojej oceny sytuacji i oceny Jandera. Czy jego zachowanie wynikało z powodu całej sytuacji z Gladią, czy kierował się przede wszystkim dobrem swojej właścicielki i chciał jak najszybciej poruszyć ten temat, czy może po prostu z jakiegoś powodu nie chciał rozmawiać. Daneel nie miał pojęcia. Długi brak kontaktu z Janderem niespodziewanie okazał się dość kłopotliwy. Przez cały ten czas mogło nastąpić wiele zmian, nawet tak prostych jak nowe polecenia, jakie Jander otrzymał od Gladii. Może niektóe stały w sprzeczności z oprogramowaniem Jandera lub instrukcjami doktora Fastolfe?
    — Jest jeszcze coś. — Daneel zdecydował się jednak poruszyć tą kwestię — Odczyty twoich funkcji wskazują na podwyższony poziom stresu. Nigdy wcześniej nie odnotowałem u ciebie tego problemu. Chcę żebyś wiedział, że możesz śmiało powiedzieć mi o wszystkim. Domyślam się, że bardzo wiele zmieniło się przez to pół roku, ale dobrze wiesz Jander, że możesz mi zaufać. — zniżył nieznacznie głos, sam nie do końca zdając sobie z tego sprawę. Czasami mu się to zdarzało, zwykle kiedy mówił o czymś wymykającym się ścisłym ramom logiki. To dziwne, ale wbrew wszelkim logicznym założeniom niektóre osoby nie były Daneelowi obojętne i z jakiś powodów uważał ich los za ważniejszy od innych.

    Nie taki idealny brateł ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. [Kocham mocno za tą wersję Jandera i lofki do Gladii, bo to takie cudowne, słodkie i w ogóle fejbjulus! :*
    Cieszę się, że aluzja do Connora się podobała bo musiałam to dać. Jak zresztą wszystkie inne aluzje ;) Będę! Nie mam zielonego pojęcia jak ogarnę Lije, ale będę! Bo już się jaram tym wszystkim <3
    I wpadam na wątek! Lije na pewno nie będzie szczególnie zachwycony Janderem, a Connor będzie wkurwiał wyglądem i sposobem gadania, więc... mwahahahaha xD]

    Lije

    OdpowiedzUsuń
  14. Wiedziała, że cała ta sytuacja musi być dla Jandera naprawdę trudna. Była w stanie momentalnie dostrzec jego niepewność, jak logiczne myślenie próbuje przedrzeć się przez tak wiele, zmiennych informacji. Nie było to nic łatwego. Cholera, nawet ona dawno nie czuła się tak zagubiona. We własnych emocjach, myślach, tym co mówi, co robi. W pewnym momencie zdała sobie nawet sprawę z tego, że złożony z liczb oraz pojedynczych cyferek program jej ulubionego androida, może sobie nie poradzić. Szybko jednak przegoniła tę myśl. Jander był jej ulubionym i właściwie jedynym towarzyszem od kilku, długich miesięcy i od samego początku musiał się dostosować do tego jaka jest, jak reaguje, że nieraz daje ponieść się miotającymi nią emocjom. Był do tego przyzwyczajony, nawet jeśli sam mógł nie zdawać sobie z tego sprawy.
    — Wiem, Jander. Wiem… — odpowiedziała cichym, spokojnym głosem, kiedy dotarł do niej głęboki głos androida. Oczywiście, nie mogła być do końca przekonana do tego, że Jander nie jest jednym z nich. Defektem. Czuła się jednak przy nim bezpieczna. Tylko przy nim, była w stanie poczuć, że nic jej nie grozi. Wiedziała więc, że Jander nigdy nie wyrządziłby jej krzywdy, nigdy nie zrobiłby czegoś, co mogłoby jej zaszkodzić. Ufała mu jak nikomu innemu. Po tak długim czasie spędzonym przy jego boku, mogła spokojnie stwierdzić, że nawet samego doktora Fastolfe’a nie darzyła tak wielkim zaufaniem co stojącego przed nią robota. W końcu Han był człowiekiem. A Gladia doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że ludzie są zdolni do wszystkiego.
    Kiedy jednak wreszcie przyznał się do tego co czuje, Gladia podniosła głowę, by spojrzeć mu prosto w oczy, nawet jeśli Jander cały czas robił wszystko, by ich spojrzenia się nie spotkały. Uśmiechnęła się lekko, a w jej jasnych ślepiach pojawiła się przyjemna, ciepła radość, kiedy wreszcie dotarło do niej znaczenie słów Jandera. Właściwie nigdy nie zdawała sobie sprawy z tego, że robot może odwzajemniać jej uczucia. Cały czas była przekonana, że wszystko to co robił, jak reagował kiedy była smutna lub kiedy na jej twarzy pojawiał się uśmiech, było jedynie idealnie skonstruowanym programem, efektem pracy Fastolfe’a. A to dziwne ciepło i poczucie bezpieczeństwa, które odczuwała w jego towarzystwie, przypominało jej jedynie, że coś jest nie tak. Że czuje coś do maszyny, która nigdy nie poczuje tego samego do niej. Lecz może… Lecz może rzeczywiście się myliła? Może Jander również walczy z nieznajomymi mu emocjami? Przecież mu ufała. Wierzyła każdemu słowu. W końcu jak mogła nie zaufać komuś, kto był tak blisko jej serca?
    — Nigdy mnie nie zawiodłeś, Jander. I nie chcę, abyś tak myślał. Że… Że jesteś dla mnie zmartwieniem, bo wcale tak nie jest. Tym bardziej, że nie wiem co bym bez Ciebie zrobiła — ułożyła dłonie na jego ramionach i wzięła głęboki wdech, zupełnie jakby chciała się uspokoić. To wszystko potoczyło się szybko. Za szybko. — Jeszcze raz przepraszam za to co powiedziałam, ale… Ale przecież sam doskonale wiesz, że przeważnie najpierw mówię, a potem myślę — zaśmiała się nerwowo. — Po prostu muszę jak najszybciej pozbyć się problemu tych listów. W końcu, jeszcze tego brakowało, aby przeze mnie i moją reputację, coś Ci się stało.

    ♥︎

    OdpowiedzUsuń