Detroit Today

Policja powstrzymuje niebezpieczną maszynę

Carl Manfred, jeden z najwybitniejszych współczesnych malarzy, został wczorajszego wieczoru zaatakowany we własnym domu, przez swojego androida. Wedle zeznań obecnego podczas incydentu Leo Manfreda, syna poszkodowanego, android mający za zadanie opiekować się jego niepełnosprawnym ojcem, kompletnie oszalał, próbując zabić swojego właściciela. Na szczęście przybyła na miejsce policja, w porę unieszkodliwiła niebezpieczną maszynę, zanim doszło do tragedii. Carl Manfred przebywa aktualnie w szpitalu, choć lekarze zapewniają, że stan artysty jest dobry i lada dzień będzie mógł wrócić do domu. Syn Manfreda odmówił wywiadu apelując o uszanowanie prywatności jego rodziny.
To już kolejny incydent, w którym android zaatakował swojego właściciela. Z naszych ustaleń wynika, że tym razem wadliwy android nie był komercyjnym modelem, lecz zaawansowanym prototypem, który Manfred otrzymał od samego Elijaha Kamskiego, założyciela i byłego dyrektora CyberLife. Może to oznaczać, że problem z agresywnym zachowaniem androidów jest o wiele poważniejszy niż przypuszczaliśmy.

Napad na ciężarówkę CyberLife przewożącą zapasy części

android odpowiedzialny za ogłuszenie kierowcy

Liczba przestępstw z udziałem androidów rośnie z dnia na dzień, choć policja twierdzi, że panuje nad sytuacją. Zeszłej nocy, w okolicy magazynów CyberLife doszło do napadu na należącą do firmy ciężarówkę, przewożącą dostawę biokomponentów. Wedle zeznań kierowcy sprawcą napadu był android. Incydent mógł skończyć się tragicznie, gdyby nie przezorność pracownika CyberLife, który miał przy sobie broń i zdołał postrzelić napastnika, zanim ten go ogłuszył. Maszynie udało się uciec, jednak wedle ustaleń śledczych, android został poważnie uszkodzony. Trwa śledztwo. Wedle informacji przekazanej przez rzecznika prasowego DPD, w sprawie ponownie uczestniczy prototyp androida śledczego, znany z niedawnej sprawy Emmy Phillips. Tym razem asystuje on porucznikowi Andersonowi, zasłużonemu w głośnej do dziś sprawie rozbicia siatki handlarzy bordo.


ARCHIWUM

niedziela, 23 września 2018

Jakbyś usłyszał jakiś dziwny pisk przechodzący w krzyk i później w milczenie...to ja

Constantine
John Constantine
19.05.00 Chicago |  egzorcysta, demonolog i mistrz czarnej magii | ex wojskowy | snajper | przeciwnik systemu | przeciwnik androidów | przeciwnik wszystkiego | członek  SWAT  też go wypierdolili | utrzymanek męża on też się wkurwił | kupił na bazarze odznakę detektywa i jest samozwańczym detektywem |  niebezpieczny facet z pistoletem | każdy związek był na odległość | ukrywa że bierze prozac 

Statystyka...a matka mówiła żeby uczyć się matmy. Nie słuchałem jej, bo jak można słuchać kogoś, kto średnio się mną interesował? Praca, praca, dom i młodsza siostra. Ona była tą lepszą i mądrzejszą. Ja ten starszy, pomijany. 
Szkoła wojskowa i wojsko były dobrą opcją. Do czasu...
Do czasu tych pierdolonych androidów. No tak, one są prostsze, mniej zawodne. Coś się zniszczy, zepsuje to można wymienić. Nie trzeba płacić renty lub emerytury. Nie wahają się, nie kwestionują rozkazów. Maszynki do zabijania, pierdolone Terminatory. Stopniowo nas wymieniano. Zaczęło się od jednego batalionu, później następnego. Lądowe, marynarka, lotnictwo... Myślałem, że mnie to nie będzie dotyczyć. Później sobie uświadomiłem, że po co im ktoś taki jak ja? Po co im człowiek, który może się pomylić w obliczeniach. Przecież te maszyny są doskonałe. Doskonałe pod każdym względem.
Po co im niedoskonały żołnierz? Po co im porucznik, który może się pomylić i chybić?
Taki już nasz los. Zostajemy zastąpieni, przez zabawki stworzone dla dorosłych dzieci.
Ciekawe kto przejrzy na oczy. Czy oni nie wiedzą, nie widzą tego że Philips to dopiero początek? Czy ty kapitanie Allen to widzisz? Wiesz o tym? Milczysz, bo nie chcesz się wygłupić, czy dlatego że starasz się tego nie dostrzegać? Olewałeś mnie bo co? Bo zastrzeliłem jednego pierdolonego androida, kiedy jeszcze nosiłem mundur? A może dlatego, że nie pasowałem ci? Nie pasowałem ci ja, moje poglądy i to że mam męża a nie żonę? Byłoby śmiesznie, gdyby przeszkadzał ci mój brak wiary.
W końcu jednak mnie wypierdolili, ku twojej radości. Przez chwilę żerowałem na mężu ale i to Eldorado się skończyło. Teraz udaję że jestem prywatnym detektywem i że ogarniam swoje życie i że mam wszystko pod całkowitą kontrolą.


_________
Matt Ryan, mój tekst inspirowany tekstem Johna C.
To wcale nie jest tak, że robię kolejną incepcję...nie...
Zapraszam na wuntki wszelakie

21 komentarzy:

  1. [Boże jak ja śmiechłam na tym Constantine, egzorcysta, demonolog... xDDD Przeciwnik wszystkiego :D Gratuluję Boćkozy w stadium nieuleczalnym i Twojej pierwszej kolejnej postaci xD Przynoszę w darze wiadro wó...weny, wątków i tego no. Jakby co wiesz gdzie mnie szukać ;)]

    - Twoja ulubiona Administracja

    OdpowiedzUsuń
  2. [Oczywiście! Oczywiście, że kolejna postać Boćka to musiał być Constantine, który na dodatek kojarzy mi się z Constantinem z Tomb Raidera (bo też blondasek, lol), czego ja się właściwie spodziewałam. xD Najlepsze jest to, że wystarczyło, abym przeczytała tytuł karty i już zaczęłam się chichrać jak szalona... Miszcz czarnej magii, przeciwnik wszystkiego i odznaka kupiona na bazarze: John in a nutshell. xD On jest taki zajebisty... Tak samo zajebisty jak Wpierdolowicz! A Ty pewnie znowu nie będziesz chciał mi postaci pomęczyć, pf! Ale... W sumie zawsze można pokombinować coś z panną Gladią, która niedługo się pojawi, bo to... Bardzo wesoła osóbka jest, oskarżana o zamordowanie swojego męża, więc no hej, może coś tutaj. ;) Tymczasem miszczu Bocianie, życzę Ci dużo wenozy, wielu zajebiaszczych wąteczków i niech Constantine ładnie się tutaj zadomowi! ♥︎]

    Słodki android nie do skrzywdzenia

    OdpowiedzUsuń
  3. [No to ten, bo ja wpadłam tu się przywitać i... Tak, tak, zaproponować jakiś ładny wąteczek :D w bawełnę owijać nie będę tylko od razu mówię, wbijaj do Bakury albo Aidana :D]

    OdpowiedzUsuń
  4. [No to ten, bo ja wpadłam tu się przywitać i... Tak, tak, zaproponować jakiś ładny wąteczek :D w bawełnę owijać nie będę tylko od razu mówię, wbijaj do Bakury albo Aidana :D]

    OdpowiedzUsuń
  5. [Ja myślę, że Jaśka można podrzucić do Bakury (on bardzo chętnie z kimś się pobawi w odlawianie androidów). A Władimira można byloby dać do Aidana (: ]

    OdpowiedzUsuń
  6. [Przeciwnik wszystkiego xD Na dodatek John Constantine... mistrz czarnej magii ;> No piękna postać, zajebista i z cudownym humorem. Teraz to aż nie wiem czy nie zgłosić się po wątek do Johna, ale ten pomysł z Władimirem mnie kupił całkowicie (ale o tym się dowiesz u Władimira). Na razie życzę dużo zajebistych wątków... bo weny życzyć chyba nie muszę. ;)]

    Daneel

    OdpowiedzUsuń
  7. Dzisiejsza robota to była istna mordęga. Zapiernicz od samego rana (czytaj godziny czwartej trzydzieści trzy) aż do teraz, poznej nocy (czyli za pięć północ). Ale za to z jakim efektem! Ten dureń Todd będzie mi zazdrościć takich łupów.
    Pozbywając się ostatniego androida, postanowiłem wpaść do swojej ulubionej knajpy. Chociaz większość "wielce powazanych" obywateli uważała ten lokal za spelunę. Ale przynajmniej chlanie było tanie. No i ten bimber od Niny... Lepszego w całym stanie nie było.
    Samochód zostawiłem na parkingu. I czasami aż mnie dziw brał, że jeszcze nikt nie złapał mnie na jeździe po kilku głębszych. Policja ostatnio jakoś mnie unikała. I chwalić za to Pana.
    - Bakura, jak się masz? - Zapytal mnie Mike, który stał za barem. Starszy mężczyzna z kozią bródką, aparycja przypominający legendarnego Jamesa Hetfielda.
    - A dziekuje, w porządku. Dopiero pracę skończyłem. Polej mi proszę dwie szklanki tego co zawsze. - Usmiechnalem się lekko do niego. - A, i zeszyt chciałbym poprosić. Długopis miałem swój. Nie tak jak ostatnim razem.
    - Pietnastka jest okupowana przeze mnie. - W rozmowę wtrącił się Todd. Jak ja tego skurwiela nie lubiłem. Chyba nikt go nie lubił. Pierdolony sprzedawczyk, który wsypal kumpli za śmieszna cenę w postaci oplaceniu rachunków. Spojrzałem na niego i wybuchnalem śmiechem.
    - Kochanie, mnie interesuje coś więcej niż twoja narwana Pietnastka. Szesnastka. - Wpisalem do zeszytu "BAKURA- 16."
    - Na pewno oszukujesz. - Zarzucił mi Todd.
    - Tak jak ty przy dziesiątce, skąd dwa zgarnąłeś z wysypiska? - Zapytałem go, a ten się speszyl. Wszyscy o tym słyszeli. Wszyscy co byli zainteresowani w tym temacie. Wyciągnąłem z kieszeni kurtki kartke, gdzie zapisane były zaszyfrowane kody.
    - W przeciwieństwie do ciebie, lubię uczciwą realizację. - Powiedziałem, pokazując mu przez chwilę szpargałek a po chwili zniszczylem go. Upilem łyk trunku, który podstawil mi pod nos Michael.
    - Na koszt firmy. - Puścił do mnie oczko.

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie odwróciłem się, kiedy ktoś wszedł z wielkim hukiem. Ważniejsza dla mnie była zawartość mojej szklaneczki. Dobry ten bimber, to musiałem przyznać. Dopiero później zacząłem słuchać tego kolesia. A raczej byłem do tego zmuszony, bo stał tuż obok mnie. Spojrzałem na niego jak na debila. No bo kurwa to był debil. Nie obrażając nikogo. Nawet tutaj nikt nie nazywał rzeczy po imieniu tylko jakimś szyfrem. Co on sobie myślał? Że nagle zobaczy las rąk, jak każdy ochoczo mówi o swojej profesji? Czy on się szaleju najadł?
    Nawet ten idiota Todd nie był aż takim idiotą. Nie obrażając oczywiście nikogo. A nie, wróć. Todd był idiotą. Spojrzałem uważnie na tego kolesia. Ja pierdolę... Całe życie gadanie jakimś szyfrem, ustalanie kodów, niewychylanie się a tu przychodzi taki sobie kurwa Colombo i praktycznie rozpierdziela wszystko w minutę.
    Pokręciłem głową z politowaniem. A ludzie na niego ciągle się gapili.
    - Ja pierdolę, gapicie się na gościa jakby to co najmniej jakiś papież był. - Mruknąłem cicho, dopijając do końca alkohol. Po chwili wstałem i ruszyłem do toalety, słysząc jeszcze jak Mike mówi do tego blondasa, że "tutaj głośno o takich rzeczach się nie mówi, ale zna kogoś kto się podejmie tego". Znając życie wskaże na mnie. Zawsze tak było. Bo z Toddem to nikt nie chciał nawet wody z kibla się napić. Taki uroczy był.

    OdpowiedzUsuń
  9. [Dziękuję ładnie za miłe słowa! Są trochę niewyraźne, ale bardziej wyraźnych ich zrobić nie umiałam, więc muszą być :D
    Ja na wątek bardzo chętnie, może coś nam się w końcu uda, tylko nie mam, kurczę, pomysłu, gdzie się zgłosić, żeby nam nie wyszła głupia zabawa w kotka i myszkę jak poprzednio, bo to bez sensu jest. :D Stoimy za bardzo po różnych stronach barykady, no! Ale może spróbujemy jakiejś współpracy Meg z Johnem? Jeśli będzie miły i grzeczny? :D]

    Meg & Jane

    OdpowiedzUsuń
  10. Zacząłem zastanawiać się czy on kiedykolwiek, chociaż raz w życiu oglądał film "Fight Club". I czy wiedział o pierwszej panującej tam zasadzie.
    - Ej, nie nazywaj mnie tak. - Burknąłem pod nosem dosyć nieprzyjemnie. Dlaczego nie mogłem mieć twarzy jak na przykład taki Grucha z "Chłopaki nie płaczą". Przynajmniej być może ktoś traktowałby mnie poważnie. A tak? Wiecznie mieli mnie za jakiegoś delikatnego chłopca z porcelany. No ja pierdolę. Ale przynajmniej laski na to leciały i łatwo było je wyrwać.
    No, ale w sumie mieć twarz jak tatarskie siodło... Wybuchnąłem gromkim śmiechem. Todd wyglądał na wkurwionego.
    - Przestań się kurwa śmiać. - Rzucił do mnie po czym złapał za koszulkę i przyciągnął do siebie.
    - Tej stary, jak chciałeś mnie zaprosić na randkę to nie to miejsce i nie te okoliczności. - Odpowiedziałem rozbawiony. A to go wkurzyło jeszcze bardziej.
    - Bo zaraz obiję ci tę twoją piękną buźkę. - Zacisnął dłoń w pięść. Wokół nas zebrała się grupka gapiów.
    - Jak ci kurwa odstrzelę jaja to może wtedy zaczniesz głową myśleć. - W dłoni trzymałem pistolet idealnie wycelowany w jego genitalia. Todd odpuścił tak szybko, jak szybko przyszło mu to coś do głowy. - No, grzeczny chlopczyk. A teraz zbieraj swoje manatki i spierdalaj w podskokach z tej piaskownicy.
    - Jeszcze się doigrasz. - Todd odszedł od baru. w ogóle chyba wyszedł z lokalu.
    Na tego drugiego spojrzałem jak na głupiego. Co on sobie myślał? Że nagle wyskoczę z lokalizacjami i mu to wszystko powiem? Głupich nie ma.
    - Ile płacisz albo czym. Nie przyjmuję kasy na konto, nie interesują mnie żetony, w naturze... - Zlustrowałem go uważnie wzrokiem. - ... W twoim przypadku nie bardzo. Chociaż, jeżeli jesteś w tym naprawdę bardzo dobry to mógłbym się zastanowić. - Powiedziałem półżartem, półserio. - A tak na serio to na razie interesuje mnie kasa i nocleg na jakimś w miarę znośnym posłaniu. - To było na poważnie. Do domu nie miałem dzisiaj co wracać. Co prawda Irina mi proponowała, ale dzisiaj była środa, a w środy zawsze o dziwo miała największe branie.
    - Czy ty nie widzisz, że od niego wali policją na kilometr? - Rzucił James, który przechodził obok.
    - Być może, z tym wyjątkiem, że był, ale już nie jest. Teraz jedzie z nami na tym samym wózku. - Spojrzałem na tego swojego papieża.
    - Co to ma być za model? Później się dogadamy odnośnie kasy. - Podstawiłem szklaneczkę barmanowi a ten polał mi to co wypiłem przed chwilą.

    OdpowiedzUsuń
  11. - Pod którym względem ci przypominam kuźwa księżniczkę? Albo jakąkolwiek kobietę? - Zapytałem się go. Jeszcze z nim na dobre nie zacząłem współpracy a już mnie doprowadzał do szewskiej pasji.
    - Patrząc na to, że jak mniemam szukasz defekta to ci powiem w wielkiej nietajemnicy, że on może być wszędzie. Patrząc na przedstawiony model to mogę ci znaleźć od chuja tego ustrojstwa. I to nawet szybko. Jednak nie kręci mnie zapieprzanie pp całym Detroit i sprawdzanie czy to ten złom czy jakiś inny. To kompletna strata czasu. - Spojrzałem na niego uważnie. - Chodzi mi o konkrety. Typu, na przykład... Numer EAN, ASIN, IMEI, jeżeli posiada. - Pokręciłem lekko głową. - Mogę popatrzeć na to wśród swoich zapisów i źródeł, ale to dodatkowy koszt w postaci pięćdziesięciu dolarów. - I tak godząc się na pięćset zjechałem mocno ze stawki. Raczej mało kto by się podjął za tyle tej roboty.
    Spojrzałem na kartkę. Tam już mnie znali. I raczej pewnie mina wieki zanim mnie tam wpuszczą. Czyli zostaje spanie w samochodzie. Na mojej twarzy pojawił się nieznaczny grymas.
    - Być może skorzystam. - Sklamalem. Nie było opcji, abym tam pojechał.

    OdpowiedzUsuń
  12. - Jesteś bardziej wkurwiajacy niż te wszystkie androidy. - Powiedziałem, ziewajac przy tym. - I na litość boską przestań mnie nazywać Księżniczką, bo mnie to wcale nie bawi. - "Jak mnie jeszcze tym trochę powkurwia to Bóg mi swiadkiem, że mu jebne tak, że z podłogi nie wstanie", przemknelo mi przez myśl.
    - Mike, polej mi jeszcze. - Podsunalem szklankę barmanowi.
    - Bakura, za dużo już dzisiaj wypiles. - Upomniał mnie Michael.
    - Lej nie pitol. - Prawda była taka, że nie znałem takiego słowa jak "umiar". Tym bardziej, że zawsze później dawałem radę wstać i isc do roboty. O ile nigdzie przy okazji się nie przewróciłem. Bo wtedy to mogłem sobie poleżeć całkiem długo.
    - Dobra, już dobra. Pomogę ci. - Powiedziałem bardzo niechętnie. Nawet ponegocjowac nie można było. Co za facet. Najpierw przychodzi nawymyslal mi od jakichś księżniczek a teraz tak. - Tylko czy możesz z tym poczekać do jutra? - Zapytałem się go. - Dzisiaj za bardzo jestem zmęczony. No i chciałem się napić. - Powiedziałem bez ogródek.
    - Kiedyś za te jazdy po pijaku trafisz na jakieś drzewo. - Mruknął Mike.
    - Patrząc na to jak mało ich jest w tym mieście to jest bardzo nikłe prawdopodobieństwo. Prędzej wjechalbym w jakiegoś androida. No dalej, polewaj. - Pokiwalem twierdząco głowa. - Te, Papież a tak w ogóle to ty pijesz czy nie pijesz? - Zapytałem się blondasa.

    OdpowiedzUsuń
  13. Komu się trzęsły, temu się trzęsły. Jemu może tak, mi niekoniecznie. A może po prostu ja tego nie zauważyłem? Nieee, no na pewno nie. Na sto procent bym coś zauważył.
    Miałem tylko nadzieję, że nie przeszkadzali mu palacze. Bo co jak co, ale ja to akurat paliłem jak smok. Pewnie moje płuca wyglądają okropnie. Tak przynajmniej zawsze mówiła mi Luna. Że pewnie wyglądają źle i okropnie i jak ja w ogóle mogę tak niszczyć swój organizm na własne życzenie. A no mogłem. Bo po pierwsze to był mój organizm, a po drugie... Drugiego nie było.
    - No to do jutra. - Mruknąłem cicho. Posiedziałem jeszcze trochę w knajpie. A potem zadzwoniła do mnie Irina i tak się jakoś to wszystko potoczyło, że jednak przenocować pojechałem do niej. Dobrze, że w bagażniku miałem torbę ze swoimi zapasowymi rzeczami. Irina zrobiła mi całkiem dobrą kolację, a ja przy okazji wykąpałem się. Mieszkanko dziewczyny miało taki plus, że zawsze tutaj mogłem liczyć na ciepłą wodę. To było piękne. Zawsze też mogłem liczyć na niezłe śniadanie. Bo wbrew pozorom Irina jadła rzeczy z nieco wyższej półki niż ja.
    Wstałem jakoś po trzynastej. Mojej koleżanki nie było w domu, zostawiła mi kanapki i karteczkę z przykazaniem, abym nic nie rozpierdolił, bo jak nie to będę odkupywał. Wolałem nie odkupywać niczego. Zjadłem śniadanie, wypiłem kawę, zapaliłem papierosa. Na szczęście kaca nie miałem.
    Przed siedemnastą zjawiłem się na miejscu. Miałem też przygotowane materiały. Z tym, że jeden przypadek był najbardziej prawdopodobny. I tuż obok tego przypadku był też i drugi, na który dostałem zlecenie. Czyli dwie pieczenie na jednym ogniu się upiecze.

    OdpowiedzUsuń
  14. [Wyczuwam, że ostatecznie znowu będę latała między Twoimi kartami, kompletnie nie wiedząc u kogo by tu coś sensowniejszego napisać. Dzbaniszczem być. xD Jednak ostatecznie zawitałam do fejma Constantine'a, bo nie wiem czemu Rasija miałaby zainteresować się Gladią czy coś... Chociaż kto wie, przecie to panna sławna na cały świat! Jednak skoro z niej taka sława i to jeszcze z tak okropną reputacją to wcale bym się nie zdziwiła jakby pewnego razu wpadła na detektywa z odznaką z bazaru, który zbierałby o niej informację czy cuś dla jakiś tam ziomków, którzy to chcieliby Gladię jeszcze bardziej pogrążyć. A uwierz, ona ma wielu wrogów. xD Bo znów sama ma już swoich detektywów, którzy w razie coś mogą jej w czymś pomóc. ;)]

    Gladia Delmarre

    OdpowiedzUsuń
  15. [Dziękuję za powitanie i również życzę weny, która jak już zauważyłam cię nie opuszcza. Dorzucam do tego wszystkiego jeszcze jeden złoty posąg i butelkę wina na oblanie.
    Co do uwagi o zostaniu politykiem, niestety ale Elise w życiu bym nie władowała w takie klimaty, zresztą wypierdoliliby ją pewnie od razu tak jak Constantina ze SWATu XD]

    Elise

    OdpowiedzUsuń
  16. [A cały ten fejm zawdzięcza nikomu innemu jak Boćkowi. ;) Hahahaha, no to ja się cieszę, że mimo wszystko John nie będzie się nudził i będzie miał na co sobie popatrzeć. xD Bierę! Bierę wszystko! Co prawda nie sądzę, żeby taki Daneel czy Elijah chcieliby odrazu Johnowi wpierdzielić, ale jeśli Constantine tak mocno chce dostać w dupsko, to spokojnie, coś się wykombinuje. xD Akurat ostateczny rozejm z honorem to każdemu ostatecznie na dobre wychodzi. No, może każdemu. A nawet jeśli nie to właśnie, Gladia ma na tyle dużo środków, że spokojnie zdołałaby Johna jakby co przekupić. A żeby było zabawniej, Gladia mogłaby go nakryć na jakiejś imprezce ważniaków czy coś, gdzie trochę ludzi by było. Wtedy zapewne i on nie chciałby, by ktokolwiek inny dowiedział się o tym, że obserwował pannę Delmarre i ona robiłaby wszystko, by nikt nie zorientował się, że ma jakiś potencjalnych wrogów. ;)]

    Gladia D.

    OdpowiedzUsuń
  17. - Po pierwsze nie nazywaj mnie ksiezniczka. - Powiedzialem bardzo nieprzyjemnym tonem glosu. - Po drugie spozniles sie. - Sadze, ze gdybym to ja sie spoznil to pewnie awansowalbym na "Spiaca krolewne". - A poza tym to zajebiscie. - Spojrzalem na niego uwaznie. - Mam nadzieje, ze zjadles sniadanie czy co tam, bo czeka nas sporo roboty. Mam wszystkie pliki, gdzie bylo zapisane, gdzie moze prawdopodobnie przebywac poszukiwany. Ale to nie tutaj. Zapraszam do samochodu tam sie rozliczymy. - Powiedzialem do niego. - Jest tego od groma.

    OdpowiedzUsuń
  18. - Pytanie na bardzo powaznie. - Spojrzalem na niego uwaznie. - Na jak bardzo przypominam ci kobiete? - Zapytalem sie go. Nie przypominalem sobie, abym miedzy nogami mial cos innego niz mialem obecnie. Cyckow tez sobie nie doprawilem. Nie malowalem sie, nie nosilem kobiecych kiecek. Nic kurwa co mogloby mnie identyfikowac z kobieta. - Nie jestem wiec zadna ksiezniczka, wolaja na mnie Bakura. Rozumiesz? BA-KU-RA. - Podzielilem mu to na sylaby. - Przeliterowac ci jeszcze moze? - Spojrzalem na niego znaczaco. Wsiedlismy do samochodu. - Tak, "nas". Nie przeslyszales sie. - Jak tak dalej pojdzie to nawzajem sie pozabijamy. - Nie wymagam od ciebie za duzo. Po prostu... Bedziesz musial kogos zagadac na dziesiec... Gora pietnascie minut. - Powiedzialem do niego, usmiechajac sie lekko. - Ma slabosc do nieco starszych blondynow, wiec powinno pojsc ci to dosyc sprawnie i latwo. - Puscilem do niego oczko. - Jezeli zas chodzi o tego twojego androida to mam co najmniej siedem lokalizacji z nimi. Jest ich o wiele wiecej, ale biorac wspolczynnik tego, ze dosyc czesto tam przebywaja, obstawiam, ze tam mamy wieksze prawdopodobienstwo go spotkac. Tym bardziej, ze w tym rejonie... - Zatoczylem krazek palcem na mapie. - Pojawily sie ostatnio dwa nowe, zagubione androidy i juz zdazyly troche narozrabiac. - Odpalilem auto i pojechalem w kierunku wskazanego miejsca. Nie widzialem sensu, abysmy stali w miejscu. Zatrzymalem sie w odosobnionym miejscu. - Dalej idziemy pieszo. - Powiedzialem. Poprowadzilem go. - Bedziesz musial zagadac tamtego faceta. - Wskazalem na mezczyzne takiego troche przy sobie. - Ulubiona tematyka: lata osiemdziesiate zeszlego wieku, smoki, inzynieria genetyczna, marchew, blondyni. - Powiedzialem bardzo powaznym tonem glosow. A w duchu az mnie dusilo ze smiechu. No coz, kazdy mial swoje zainteresowania. - Aha, i zadnych sztuczek. Co prawda moze sie nie dogadujemy zajebiscie, ale z mojejj strony moge cie zapewnic, ze dostaniesz to czego poszukujesz. - Zapewnilem go. Moze i bylem pijakiem, ale za to bardzo slownym.

    OdpowiedzUsuń
  19. [Pytanie tylko kto jest myszką, a kto kotkiem, c’nie? ;) Wiesz, jak na niestabilną psychicznie osobę przystało, ja już bym ich wrzuciła na jakiś srogi bankiet, co by za nudno nie mieli. A co do zaczęcia to mi zupełnie obojętnie, więc jak wolisz, a i możesz to zrzucić na mnie. ;)]

    Gladia D.

    OdpowiedzUsuń
  20. [Egzorcysta i demonolog... xDDD Na dodatek z zajebistym pechem! No siedzę i płaczę ze śmiechu. Jak ja kocham Twoje postacie Boćku <3
    Życzę powodzenia z Constantinem! No i chodź na wątek, bo my chyba obecnie nie mamy żadnego i trzeba to naprawić! Zwłaszcza, że dopadła mnie boćkoza i niebawem się tu zjawię z drugą postacią. Do wyboru do koloru będzie! :)]

    Nico & Giskard (w roboczych)

    OdpowiedzUsuń
  21. Panna Delmarre, chociaż mogło się wydawać, że jest zupełnie odwrotnie, nie lubiła tego typu przyjęć. Zbiorowości wszystkich tych ważniaków, ludzi najwyraźniej uważających się za lepszych od całej reszty społeczeństwa, gdzie dyskutowali na tematy, o których tylko oni mogli mieć jakiekolwiek pojęcie, lub udawali, że załatwiają sprawy biznesowe, kiedy tak naprawdę rozmówca nie mógł ściągnąć wzroku z odkrytych ramion twojej żony. Gladii jednak wszelkie spotkania z wysoko postawionymi ludźmi kojarzyły się z czymś zupełnie innym. Ze zwyczajnym poniżeniem i ciągłym życiu w kłamstwie. Przecież to właśnie podczas tego typu imprez Rikaine postanawiał wreszcie położyć na jej ciele swą dłoń, władczo oplatając rękę wokół talii kobiety, chcąc wmówić całej reszcie, że ich relacja całkowicie różni się od tego co naprawdę działo się w domu. Była jedynie maskotką. Eksponatem wędrującym za nim krok w krok, by przypadkiem nie zgubić się w całej tej społeczności ludzi, których nie znała i którym nie ufała.
    Kiedy wreszcie znalazła się w Detroit, chcąc od początku zacząć budować swe życie, miała nadzieję, że już nigdy nie będzie jej dane znaleźć się na jednym z tych przyjęć. Mając wyraźnie dosyć sztucznych uśmiechów, osądzających spojrzeń, już nigdy nie miała znaleźć się wokół wszystkich tych ludzi, z których większość dalej wydawała się nią gardzić. I nawet jeśli Gladia wciąż i wciąż odmawiała, Han Fastolfe i tak ostatecznie musiał postawić na swoim, dalej powtarzając jej, że chowając się u siebie w domu, Delmarre nie ma szans na ocieplenie swojego wizerunku. Tak też, idąc za radą swojego przyjaciela, stała teraz w rogu potężnej sali, w długiej, granatowej sukni odkrywającej ramiona kobiety, trzymając w dłoni kieliszek z szampanem i izolując się od wszystkich tych, którzy mogą przyprawić ją o ból głowy czy wyraźne popsucie humoru.
    Kolejny raz podsunęła kieliszek do buzi, lecz kiedy usta nie spotkały się z żadnym napojem, zerknęła na trzymany w dłoni trunek, by dostrzec, że szkło zostało już puste. Westchnęła niezadowolona. Rozejrzała się dookoła, chcąc znaleźć wzrokiem ścieżkę do stołu szwedzkiego, dzięki której nikt nie zdoła jej zaczepić czy wciągnąć do rozmowy. Bokiem sali ruszyła więc przed siebie, szerokim łukiem wymijając przy okazji potencjalnych rozmówców. Będąc już przy porozlewanych do wykwintnie podanych kieliszków napoi oraz kilku przekąsek, odstawiła na bok pustą szklankę i rozejrzała się jeszcze dookoła. Ostatecznie wzięła wreszcie stojący na końcu stołu poncz i już miała wrócić na swoje miejsce, kiedy zaraz przed nią pojawiła się czyjaś wyprostowana sylwetka, a jej napój wylądował na białej koszuli jegomościa.
    Podniosła wystraszony wzrok, chcąc dostrzec kto taki stał się ofiarą jej małego ataku. Widząc nieznajomą twarz jasnowłosego mężczyzny, przeklęła pod nosem. Szybko złapała za leżące obok serwetki, wciskając je prosto w różową plamę na ubraniach swojego nowego towarzysza i niepewnie rozejrzała się dookoła, szukając w tłumie ludzi Fastolfe’a, który może byłby w stanie jej jakkolwiek pomóc. Jeśli trafiła właśnie na kolejnego ważniaka, widzącego w niej zwykłą morderczynię, korzystającą z korzyści jakie przyniosła jej śmierć męża, wiedziała, że równie dobrze może zacząć się już pakować i wyjeżdżać z Detroit, byleby nie rozbudzać wokół swej osoby kolejnych sensacji.
    — Bardzo, bardzo przepraszam — wydukała trudno, dalej próbując na wszystkie sposoby pozbyć się plamy z koszuli nieznajomego. Miała ochotę zapaść się pod ziemię. A ponieważ było to niemożliwe, równie dobrze mogłaby teraz stąd wyjść i zamówić taksówkę pod sam dom, gdzie mogłaby zapomnieć o tym przykrym incydencie. — To chyba nie pomaga… — wyszeptała bardziej do siebie, widząc, że serwetki ani trochę nie pozbyły się ponczu z ubrań mężczyzny. Westchnęła, wyraźnie zawiedziona swymi marnymi próbami. — Zalecam kupno nowej koszuli. I jeszcze raz bardzo przepraszam — spróbowała się nieco uśmiechnąć.

    Lamuska z marnym rozpoczęciem

    OdpowiedzUsuń