Detroit Today

Policja powstrzymuje niebezpieczną maszynę

Carl Manfred, jeden z najwybitniejszych współczesnych malarzy, został wczorajszego wieczoru zaatakowany we własnym domu, przez swojego androida. Wedle zeznań obecnego podczas incydentu Leo Manfreda, syna poszkodowanego, android mający za zadanie opiekować się jego niepełnosprawnym ojcem, kompletnie oszalał, próbując zabić swojego właściciela. Na szczęście przybyła na miejsce policja, w porę unieszkodliwiła niebezpieczną maszynę, zanim doszło do tragedii. Carl Manfred przebywa aktualnie w szpitalu, choć lekarze zapewniają, że stan artysty jest dobry i lada dzień będzie mógł wrócić do domu. Syn Manfreda odmówił wywiadu apelując o uszanowanie prywatności jego rodziny.
To już kolejny incydent, w którym android zaatakował swojego właściciela. Z naszych ustaleń wynika, że tym razem wadliwy android nie był komercyjnym modelem, lecz zaawansowanym prototypem, który Manfred otrzymał od samego Elijaha Kamskiego, założyciela i byłego dyrektora CyberLife. Może to oznaczać, że problem z agresywnym zachowaniem androidów jest o wiele poważniejszy niż przypuszczaliśmy.

Napad na ciężarówkę CyberLife przewożącą zapasy części

android odpowiedzialny za ogłuszenie kierowcy

Liczba przestępstw z udziałem androidów rośnie z dnia na dzień, choć policja twierdzi, że panuje nad sytuacją. Zeszłej nocy, w okolicy magazynów CyberLife doszło do napadu na należącą do firmy ciężarówkę, przewożącą dostawę biokomponentów. Wedle zeznań kierowcy sprawcą napadu był android. Incydent mógł skończyć się tragicznie, gdyby nie przezorność pracownika CyberLife, który miał przy sobie broń i zdołał postrzelić napastnika, zanim ten go ogłuszył. Maszynie udało się uciec, jednak wedle ustaleń śledczych, android został poważnie uszkodzony. Trwa śledztwo. Wedle informacji przekazanej przez rzecznika prasowego DPD, w sprawie ponownie uczestniczy prototyp androida śledczego, znany z niedawnej sprawy Emmy Phillips. Tym razem asystuje on porucznikowi Andersonowi, zasłużonemu w głośnej do dziś sprawie rozbicia siatki handlarzy bordo.


ARCHIWUM

środa, 15 sierpnia 2018

Człowiek składa się z samych sprzeczności i to one decydują o jego wyborach


Władimir Władimirowicz Popow
27.04.2000 Moskwa | major SWZ FR | całe życie mieszkał w bliskim sąsiedztwie stadionu Łużniki | negatywnie nastawiony do androidów | "opiekuje się" swoim ojcem i bratankiem | środkowy z rodzeństwa | zajmował się kwestią polską przez kilka lat | teraz zajmuje się USA |

NIELEGAŁOWIE | AKTA | ŚCIŚLE TAJNE

Prawy sierpowy...garda... kopnięcie prawą nogą, proste, na wysokości uda przeciwnika...odskok. Pot ściekający po twarzy i plecach. Uderzenie, tym razem lewy prosty. Kopnięcie z wyskoku. Nic trudnego, bywało przecież gorzej.
Stop.
- Jaki wynik? - krótkie pytanie generała Zosimowa zawisło w powietrzu. Zupełnie jakby od tego zależało dalsze życie Popowa, który spoglądał w ekran zawieszony na przeciwległej ścianie. - Dobry...bardzo dobry - mruknął generał.
- Mógł być lepszy - powiedział Popow. - Stać mnie na więcej - dodał szybko. Wiedział, że mógł więcej, mógł zrobić to lepiej. Mógł zrobić coś jeszcze, przecież tego od niego wymagano. ON wymagał tego od siebie. Skrzywił się nieznacznie, kiedy Zosimow zapalił papierosa. Nie wiedział, jakiej konkretnie marki, pewnie jakieś podróbki, bo śmierdziały strasznie. Zawsze, kiedy przychodził do gabinetu generała, to śmierdziało tam jakby się co najmniej kozy jebały.
- Dopiero co wróciłeś, niedawno wyzdrowiałeś. Na spokojnie, musisz odpocząć. Powiedz lepiej, jak tam u twojego ojca? Jak się trzyma? - w głosie Zosimowa pobrzmiewała ciekawość i może coś w rodzaju troski.
- Jakoś....tak jak wszyscy.
- Brat? - Popow nieznacznie drgnął, przygryzł wargę, spuścił wzrok. Spoglądał na swoje buty. Wziął głęboki wdech, jakby to miało mu w czymś pomóc. Miał wrażenie, że w tym niewielkim pomieszczeniu atmosfera zgęstniała i to bynajmniej nie przez papierosowy dym.
- Ciężko. Mózg niby jest aktywny, organy działają poprawnie... - przerwał na chwilę, wziął głęboki wdech. - Lekarze jednak nie widzą poprawy. Nawet te pierdolone maszyny mówią, że on w najbliższym czasie się nie wybudzi! - krzyknął i usiadł na podłodze. Musiał usiąść, nogi powoli odmawiały mu posłuszeństwa. Spoglądał na Zosimowa, który stał i palił papierosa. Na tle tej szarej ściany wyglądał okropnie, Popowowi wydawało się, że na tym tle twarz przełożonego jest jeszcze bardziej poszarzała.
- Przynajmniej nie mówią wam, że to koniec. Ale szkoda....szkoda twojego brata.
- Szkoda dzieciaka i ojca - Popow mówił szczerze. Ich powinno być szkoda, dzieciak nie miał matki, ojciec był umierający, jego prawny opiekun ledwo ciągnął...a wujek jeździł po świecie. Nie mówił gdzie i po co. Znikał, czasem wracał poobijany, czasem z raną postrzałową, niekiedy ze złamaniem. Różnie to bywało.
- No majorze Popow. Szykujcie się. Wyjeżdżacie - zakomunikował Zosimow. - Wyjeżdżacie do Stanów, do Detroit. Macie zadanie.
- Tak jest! - powiedział major i wstał. Zasalutował i poczekał aż Zosimow wyjdzie.
Major Popow wrócił do treningu, skoro ma wyjechać, to musi być przygotowany na tip-top.
Generał Zosimow, mężczyzna mający sześćdziesiątkę, szef wydziału "Zachód" znał Popowa od kilkudziesięciu lat. Prowadził go, niekiedy wspierał w tej robocie. Wiedział też doskonale, że major nie przepada za Stanami Zjednoczonymi, wiedział, że Popow lgnął do Polski, a Warszawa podobała mu się bardziej niż Moskwa.
- Towarzyszu generale Zosimow - kapitan Apuchtin miał obiekcje. Chociaż otwarcie nie podważał autorytetu  i decyzji Zosimowa teraz musiał zainterweniować. - On się nie nadaje. Mam przypomnieć towarzyszowi generałowi jak ostatnio zawalił sprawę. Mam przypomnieć, że jego życie osobiste jest w rozsypce, a sam Popow nie tak dawno wyszedł ze szpitala?
- Dlatego powinien jechać. Będzie mógł się odgryźć za Jemen i kompromitację w Sztokholmie. Poza tym on jest odpowiedni do tej roboty - powiedział, gasząc papierosa w popielniczce. Apuchtin stał i spoglądał na generała. Nie wiedział, dlaczego przełożony postawił na starego majora Popowa, a nie dał kogoś młodszego.

____________
W tytule wyjątkowo nie Ghost, tylko Vincent V. Severski. Twarzy użycza Grzegorz Damięcki. Wiem, że karta jest słaba i tak dalej...i wiem, że kozy wygrywają. Zakładki wezmę i uzupełnię w najbliższym czasie, wiec luzik arbuzik.
Zapraszamy do wątków, z chęcią przygarniemy jakiegoś androida, który pokaże, że te robo-puszki nie są takie złe ;)  

61 komentarzy:

  1. No to witam pana Szpiega z Krainy Deszczowców! Karta zajebista i coś czuję, że może być ciekawie z Ivanem... znaczy Władimirem ;) Tylko proszę się nie wyżywać na biednych androidach xD
    Dużo weny, wątków i pierogów. No i tym razem nie ma bata, piszemy wątek!

    - Ulubiona Administracja

    OdpowiedzUsuń
  2. [Rasija lubimaja nasza strana! No i się pojawił, hejter jeden. No ale trzeba przyznać, że ziomeczek może tu nieźle namieszać, nie tylko samej policji, no ale defekty... Strzeżcie się! xD Władziu nie chciałby jakiejś maszyny poobijać czy coś? Elenci przyda się trochę rozrywki, a jak wiesz ja uwielbiam niszczyć życie własnym postaciom, więc hej, obydwoje na tym zyskamy! Ty się wyżyjesz i na dobrą sprawę ja też. Osobowość masochisty się we mnie odzywa, hehe. ;) W ogóle chciałam przeprosić, że tak zniknęłam nagle z NYC'a, no ale że ja tam kofam pisać z Tobą wąteczki, to i mam nadzieję, że tu coś napiszemy! A nawet jak nie z Elenką (oferta dalej aktualna, można jeszcze troszkę zniszczyć jej życie) to z panem federalnym, który się tworzy! Dużo czystej, żeby weny przynosiła, zadomówcie się w Detroit, otwórzcie jakiś bar z ruskimi i pyknie! Piękna przykrywka! A Elaine potrafi obsługiwać się wieloma językami, więc i po rosyjsku się dogadają! :D]

    Elaine RK400

    OdpowiedzUsuń
  3. [I kolejna epicka postać do kolekcji, z tym, że na innym blogu. :D
    Pan Władimir wyszedł epicko (i od razu przez to imię kojarzy się z Putinem... :D Czekam z niecierpliwością na rozwinięcie zakładek, bo pan szpieg bardzo intrygujący jest.
    Cameron raczej nie pokaże, że androidy są wspaniałe, bo to taki terminator... lecz jeśli potrzebna będzie pomoc w zabijaniu - może być pierwsza w kolejce xD]

    Cameron

    OdpowiedzUsuń
  4. [Bardzo, bardzo dziękuję za miłe słowa! Ja miałam duże opory przed dołączeniem, ale cieszę się, że finalnie tutaj jestem, bo to coś niesamowitego. Ja Tobie również życzę dużo weny i wspaniałego rozwijania postaci! Jeszcze raz dziękuję za ciepłe słowa!]

    Chloe

    OdpowiedzUsuń
  5. [No dobra, okej, żeby nie było, że nie proponowałam bicia i tak dalej. xD Ale z panem federalnym to może nam wyjść serio posrany wątek, bo on jest tak specyficzny jak Sebastian, więc no... Wyobraź sobie co to będzie. xD I tak, musiałam mocno nawiązać do Heavy Raina, bo gdy wpadł mi do głowy pomysł, żeby zrobić syna Nahmana, który poszedł w ślady tatke, to wiedziałam, że muszę tego ziomka zrobić! A i również dziękuję za miłe życzenia, mój drogi. ♥︎ Ano, jak dobry biznesman, takiej okazji nie przegapi. xD]

    Elaine i tworzący się Jayden II

    OdpowiedzUsuń
  6. [O nie... ubiegłeś mnie! A planowałam Ci napisać powitanie z podziękowaniami, że nie jestem już jedynym człowiekiem i że teraz możemy wspólnie walczyć o prawa naszej mniejszości. xD A tak na serio Bociek! ♥︎♥︎♥︎
    To ja Ci posłodzę KP, bo jest zajebista i normalnie jak fragment jakiegoś opowiadania... lub notki. ;)]

    Nico

    OdpowiedzUsuń
  7. [Być powitanym i pochwalonym przez rosyjskiego szpiega, toż to zaszczyt. Pięknie dziękuję, mam nadzieję, że pisać będzie mi się tym bohaterem dobrze, ale czas pokaże, o. Tobie również życzę wspaniałej zabawy, a gdyby wpadł Ci pomysł na powiązanie naszych panów, to oczywiście zapraszam!]

    E. KAMSKI

    OdpowiedzUsuń
  8. [Bez krwawej rzeźni - to całe moje granie :) Jednak z jakiejś dziwnej przyczyny widzę, jak Markus walczy z Władimirem. Nie wiem dlaczego, tak mi się skojarzyło przez tego agenta chyba :)]

    rewolucjonista

    OdpowiedzUsuń
  9. [Oki doki, trochę niekonkretnie i wciąż bez bezpośredniego spotkania, ale popolujmy trochę ;)]

    To nie była sprawa jaką powinien się zajmować. Ataki na androidy ostatnio zdarzały się coraz częściej i nie miało to związku z defektami. W większości przypadków były raczej wyrazem tłumionej frustracji, która znajdowała swoje ujście w ataku agresji na przypadkowego androida. Tak naprawdę Connor trafił na miejsce zdarzenia tylko z powodu komplikacji jakie nastąpiły po całym zajściu. Funkcjonariusze, którzy jako pierwsi przybyli na miejsce zajścia, zgłosili, że android zachowuje się irracjonalnie i nie słucha poleceń. A to mogło wskazywać już, że android był defektem. Czasem w wyniku urazów dochodziło do wystąpienia błędów oprogramowania. Na wszelki wypadek trzeba było zbadać ten trop.
    Bez zbędnego pośpiechu Connor rozejrzał się po zaułku, dokładnie skanując otoczenie w poszukiwaniu jakichkolwiek śladów całego zajścia. Dopiero potem udał się do uszkodzonego androida. Jego dioda migała intensywnie na czerwono świadcząc o wysokim poziomie stresu.
    – Chciał mnie zabić... on chciał mnie zabić... – powtarzał niemal w kółko android
    – Kto? – zapytał Connor, skrupulatnie analizując uszkodzenia defekta i próbując dopasować je do broni, której użył napastnik.
    – Nie wiem... Nie znam go, nie widziałem przedtem... On... On pobrał coś z mojej pamięci...
    Ostatnie słowa androida wyraźnie go zaintrygowały, jak zresztą i innych policjantów. Connor słyszał jak niektórzy wymieniali między sobą uwagi. Może to robota hakera? Jedno było pewne, nie był to przypadkowy atak, na przypadkowego androida. Musiał poznać więcej szczegółów... Steven wciąż był niestabilny i naciski mogły jedynie pogorszyć sprawę. W tej sytuacji jednak cała policja była o wiele bardziej zainteresowana śledztwem w sprawie kradzieży danych z androida, niż dochodzeniem CyberLife w sprawie defektów. Connor musiał się dostosować.
    – Posłuchaj Steven – odezwał się w końcu do androida – Muszę dowiedzieć się czegoś na temat człowieka, który cię zaatakował. W tym celu potrzebuję dostępu do twojej pamięci i muszę...
    – Nie! – zaprotestował gwałtownie android, przerywając Connorowi wpół zdania.
    – Nic ci się nie stanie... – nie poddawał się – tylko w ten sposób będziemy mogli wytropić człowieka, który cię zaatakował. Chcesz tego prawda?
    Steven chwilę się wahał, w końcu jednak w milczeniu skinął głową. Nie tracąc ani sekudy, w czasie której android mógłby zmienić zdanie, Connor wziął go za rękę i rozpoczął przeglądanie pamięci. Widział całą masę obrazów z dzisiejszego dnia. W końcu dostrzegł też człowieka, rozmowę, atak... było też coś jeszcze, odczucia defekta. Przez chwilę Connor czuł nieprzyjemne „emocje” maszyny. Błędy w programie... przerażająco realne błędy – paniczny strach, chęć ucieczki...
    Z dziwną ulgą Connor przerwał połączenie. Chwilę zajęło mu pozbycie się tych błędów z programu, by nie zakłócały analizy uzyskanych danych.
    – Co teraz ze mną będzie? – usłyszał przestraszony głos androida.
    – Naprawią cię. Być może będą chcieli jeszcze porozmawiać – wyjaśnił spokojnie – Wykonuj ic polecenia Steven, a wszystko będzie dobrze.
    Nie czekał już na odpowiedź. Opuścił miejsce zdarzenia. Musiał jak najszybciej dokonać szczegółowej analizy zapisanych wspomnień i rozejrzeć się po okolicy. Gdzieś tu musiał być jakiś trop...

    – Connor, android przysłany przez CyberLife

    OdpowiedzUsuń
  10. [Ja podglądać nie zdążyłam... xDD No i nie ma za co! Tak zacną postać należało powitać, nawet z honorami! :D
    Wiedziałam, że tutaj będzie nawiązanie do Putina. Bardzo dobrze... niech postać będzie tak samo niezniszczalna! ;)
    W razie czesgo zapraszam, bo Cameron chętnie przyjmie pewnie takie sprawy, więc będzie cierpliwie czekać na jakieś ciekawe zlecenie, bo w przeciwieństwie do Morrigan nie będzie rzucać bronią miotaną. :D]

    Cameron

    OdpowiedzUsuń
  11. [Dziękuję bardzo za miłe powitanie! No niestety, Riley ze względu na swoją pracę nie może zbytnio opowiadać się za spaleniem wszystkich androidów i wrzuceniem ich do Tartaru. Sama raczej też by tego nie zrobiła, bo jest na to zbyt słaba.
    Dziękuję za życzenia i przynoszę również w wiaderku wenę, czas i wenę.]
    Riley

    OdpowiedzUsuń
  12. [Tym hymnem w karcie to mnie rozwaliłeś kompletnie :D Ale nie wiedzieć czemu jakoś polubiłem Twojego Władimira, bardzo fajny typ (nawet jeśli nie lubi plastików ;)). Dziękuję za miłe powitanie i dobrze, że nie jest zbyt dziwnie. :) Co do tych wspomnień to nie muszą być one zbyt pozytywne. Nawet miałbym pewien pomysł na wątek, ale to daj znać czy masz chęć coś pokombinować.]

    Lore

    OdpowiedzUsuń
  13. [Cześć, przychodzę z opóźnieniem podziękować za przywitanie. Wątku niestety tu chyba nie ugramy, bo Simon już i tak jest pokrzywdzonym przez życie dzieckiem, więc wolałabym go nie niszczyć też fizycznie. Ale szepnę po cichu, że pewnie, znając siebie, będę się przymierzać na drugą postać; czy to będzie znienawidzony przez wszystkich Gavin, czy jakiś RK900 jeśli administracja pozwoli, czy w ogóle ta autorska postać, z którą miałam się pojawić na samym początku, to się już zobaczy, więc żadnych konkretów nie mogę zdradzić - ale myślę, że wtedy już na pewno będziemy mogli na spokojnie nad czymś myśleć. :D]

    Simon

    OdpowiedzUsuń
  14. [Zawsze mogliby być kumplami od wódeczki >D Co jak co, ale przez alkoholizm Hank pewnie mógłby dotrzymać Ruskowi kroku w piciu!

    PS. Jestem złym i okropnym człowiekiem, który nie odpisał Ci na powitanie Nathanem, ale nie widziałam za bardzo okoliczności na wącisz między naszymi panami. Proszę nie bić, majorze :<]

    Hank Anderson

    OdpowiedzUsuń
  15. [Miałam podobne odczucia co do Ralpha. A jako, że od zawsze lepiej pisało mi się właśnie jako takie niezrównoważone i nie do końca normalne postaci, więc wybór kogo by tu przejąć był prosty. :D Poprzez kartę starałam się oddać jakoś charakter Ralpha, dlatego bardzo się cieszę, że Ci się ona spodobała.
    Chęć na wątek oczywiście jest, szczególnie, że postać Władimira mnie zaciekawiła. Świetnie, że ktoś zainspirował się tymi wzmiankami z gry o konflikcie USA z Rosją (które, moim zdaniem dodawały grze dużego smaczku). Widok szpiega w Detroit bardzo mnie ucieszył! Pomysł na wątek z przyjemnością przeczytam. Nie krzywdzenie Ralpha jest mile widziane, ale wiadomo, czasami nie da się uniknąć jakiś drobniejszych uszkodzeń… ;)]

    Ralph

    OdpowiedzUsuń
  16. [No nie wiem czy lubię czarne charaktery... chyba po prostu lubię ciekawe charaktery niezależnie od koloru (trzeba być politycznie poprawnym ;)).
    To tak... Miałem w planach by Lore (jako Kyle) w 2037 roku należał do byłego wojskowego z PTSD. A jako pan terapeuta wiedział bardzo dużo na temat swojego właściciela, również w kwestii zawodowej. Jak rzuciłeś ten tekst o przypominaniu sobie, to pomyślałem, że można iść w coś takiego. Lore mógł mieć sporo informacji na jakiś interesujący Władimira temat. Niby Lore nic nie pamięta, ale jak wiadomo defekty umieją sobie przypomnieć to co im wykasowano... Możemy się pobawić w odzyskiwanie wspomnień dla prywatnych celów Władimira. Brakuje mi tutaj tylko pomysłu na spotkanie naszych panów, bo Lore jest dość ciężko uszkodzony i się ukrywa. No chyba, że jakoś wpadł (jako poszukiwany defekt) a Władimir to wykorzystał? Nie wiem, daj znać co sądzisz. ;)]

    Lore

    OdpowiedzUsuń
  17. [Haha, jeszcze raz dzięki za te pochwały. Naprawdę bardzo miło mi to czytać. :D
    Ten konflikt dodawał takiego realizmu, bo jednak bardzo prawdopodobnym był fakt, że Rosja i USA zaczną rywalizować gdy po pierwsze technika (a co za tym idzie wyposażenie wojska) pójdzie tak do przodu a na dodatek znajdzie się miejsce z zasobami, które pomogą im zyskać gwałtowną przewagę nad przeciwnikiem. W ogóle wszystkie artykuły z gazet dodawały grze wielkiego klimatu. Tak, kiedy ja spotkałam się z informacją na temat przeszłości pani prezydent też nieźle się uśmiałam.;)
    Ale przechodząc już do samego wątku, to pomysł bardzo mi się podoba, szczególnie, że może się on rozwinąć na wiele sposobów. Skoro Władimir będzie w tak ciężkim stanie, zostanie u Ralpha o wiele dłużej niż ta obiecana jedna noc, a co za tym idzie będziemy mogli pociągnąć dłużej jego manipulacje, Ralph też będzie mógł się zacząć niecierpliwić, a może wreszcie zażąda tego, co Władimir mu obieca? Naprawdę może powstać z tego coś ciekawego. :)
    I rozumiem, że wizja Ralpha z nożem mogła przyćmić wszystko inne, bo jest ona bardzo kusząca i cieszę się, że będę mogła coś takiego odegrać. :D]

    Ralph

    OdpowiedzUsuń
  18. [Co wymyślamy naszym panom? :D]

    OdpowiedzUsuń
  19. [Dobra, odpowiadając na pytania:
    Dmitrij wyszkolił Bakurę w kwestiach: samoobrony, jakieś sztuki walki, pierwsza pomoc, obsługa broni, jakieś tam gotowanie co by chłopak z głodu nie padł czy coś. Dmitrij też chciał, aby Bakura poszedł w ślady rodziców, ale niestety ten upierał się bardzo, że nie chce (czym zawiódł bardzo Diabła, aż ten przeniósł swoje ambicje na Lunę, być może trochę za późno, jednak dziewczyna bardziej przychylna jest jeżeli chodzi o przysłużenie się kraju).
    Dmitrij obecnie przebywa w Detroit, pierwotnie został wysłany na fałszywych papierach jako pracownik wyższej uczelni (miał zakręcić się przy jakimś profesorku i wydobyć informacje, co też do pewnego momentu mu się udało), jednak po jakimś czasie został zwolniony, gdyż na jego miejsce zatrudniono Androida.
    Jeżeli zaś chodzi o rodziców chłopaka to raczej jest to jego wyobrażenie na ich temat, gdyż chcąc jakoś go zachęcić do służby naopowiadano mu, że rodzice byli jak jacyś geniusze. Blondas wierzył w to przez ładnych kilka lat (na chwilę obecną pracuję nad notką, gdzie Piotrowicz dowiaduje się, że wcale tak nie było).

    Jeżeli chodzi o pomysł to wpadło mi do głowy coś takiego, że Władimir i Dmitrij mogliby już się znać wcześniej, jacyś znajomi czy coś. A jeśli chodzi już o wątek z samym Bakurą to pomysł mam taki, że jakiś defekt zaatakuje Władka w jakiejś uliczce. Jako, że Bakura nie znosi przegapienia złapania robota i spieniężenia go to też przyłączy się do tego. Chłopak (który miał zamaskowaną twarz) ubije androida i go zabierze. Później Popow może spotkać się z Dmitrijem, gdzie pożali się koledze, że jakiś małolat zwinął mu androida sprzed nosa, kiedy właśnie ten "małolat" zjawi się w domu z tym samymm sprzętem. Android mógłby posiadać dane, które są potrzebne rosjanom czy coś. Co ty na to?]

    OdpowiedzUsuń
  20. [ Gabryń właśnie ma to szczęście, że nigdy nie doświadczył żadnej agresji ze strony człowieka, ale to pewnie wkrótce się zmieni.
    Miło, że moje poczucie humoru ci przypadło :D Masz w ogóle świetną kartę, bardzo fajny styl pisania i twój pomysł na postać był mega, więc chęć jest i to wielka.
    Odezwiesz się do mnie na email? Wymyślimy coś razem. ]

    Gabryś

    OdpowiedzUsuń
  21. [O proszę... toż to nasz stary znajomy Iwan! Tyle, że Władimir xD
    A dziękuję, uczę się od mistrzów. (Swoją drogą niebawem reaktywuję Percy'ego i liczę na dalszą demoralizację od Pana Diabła... ;)).
    Na wątek to ja bardzo chętnie i na pewno coś wymyślimy! Jak masz zalążek pomysłu to dawaj, a jak nie masz to ostatecznie możemy wspólnie pić i dyskutować czemu ruski program kosmiczny jest zajebisty, a Putin to lepszy prezydent niż Trump. xD]

    Here's Johnny

    OdpowiedzUsuń
  22. [Aktualnie cierpię na brak wątków, więc wezmę wszystko co mi ludzie zaproponują xD]

    Bakura

    OdpowiedzUsuń
  23. [Oj tak, zgadzam się z Tobą całkowicie, że w tym konflikcie zabrakło trochę Chin lub Korei. Z tego co pamiętam wspomniano tylko, że Chiny nie korzystają z tyrium tylko z czegoś innego co również umożliwia działania androidów. Ale to było jakoś tak… za mało. ;)
    Wydaje mi się, że nie musimy już nic więcej ustalać, dalej będziemy improwizować. Improwizacja w wątkach jest fajna. I jeśli chcesz wziąć zaczęcie na siebie, to nie będę oponować, bo początki nigdy nie były moją mocną stroną. ;]

    Ralph

    OdpowiedzUsuń
  24. [A cóż to za ruski troll na blogu? Putin infiltruje nam blogaski, koniec świata! :D
    Tak na serio to dziękuję Ci bardzo i nie wiem czy się cieszyć czy współczuć, że popsułam Ci koncept na postać... chociaż nie mam pojęcia jak. Ale olać to! Adoptuj mnie i piszmy wątek raz na rok! <3]

    Jedyny słuszny Connor. John Connor.

    OdpowiedzUsuń
  25. [Biere xD Moze pozniej cos sie z tego rozwinie :)]

    OdpowiedzUsuń
  26. Dzisiejsze popoludnie bylo bardzo pracowite. Zrobione trzy duze zlecenia dla jakichs trzech bardzo nadzianych gosci. Nie musze chyba wspominac, ze i wynagrodzenie bylo tez zadowalajace. Nie wiem co oni beda robili z tymi malutkimi androidami, ale szczerze powiedziawszy malo mnie to interesowalo. Najwazniejsze bylo dla mnie to, aby moj hajs mi sie w portfelu zgadzal. To cudowne uczucie bylo, kiedy wiedzialem, ze na obiad bedzie cos innego niz kanapki albo ziemniaczana zapiekanka z kielbasa. Borze zielony i szumiacy! Tyle wygrac!
    Czesc pieniedzy dalem Czarnemu, aby mozna bylo oplacic rachunki oraz zrobic porzadne zakupy. reszte schowalem tylko dla siebie na czarna godzine. Chociaz akurat dzisiaj to chcialem sie nieco napic, bo odwalilem kawal dobrej roboty no i nalezalo mi sie to. A co ja sobie bede wodki zalowac!
    Poszedlem do baru, gdzie serwowali calkiem niezle alkohole. Moze to nie byla samogona Iriny, ale nie bylo to az tak tragiczne. Usiadlem przy ladzie przy dwoch jegomosciach. Jeden z nich byl ode mnie starszy, moze tak z dziesiec czy pietnascie lat. Drugi wygladem przypominal mi nieco jakiegos wikinga. Tak mi sie jakos skojarzylo.
    - I jak dzisiejsze zlecenie? - Zapytal mnie znajomy barman. O dziwo koles byl czlowiekiem.
    - A dzieki, bardzo dobrze, co najwazniejsze zaplacili od razu. A nie to co tamten profesorek. Zlap mi to, zlap mi tamto a jak przyszlo co do czego to nie mial mi z czego zaplacic.,. - Bylem z siebie niesamowicie zadowolony. Z tej calej euforii postawilem kolejke dla wszystkich. Duzo ich nie bylo, wiec nie zostane bankrutem po tym.

    OdpowiedzUsuń
  27. Ralph już od chwili, w której słońce zabarwiło niebo pierwszymi plamami szarości zastępującymi nocną czerń, a po kilka godzinach przerwy krople deszczu ponownie zaczęły uderzać swoim rytmem o ziemię, był niespokojny. Nerwowo krążył po pokoju, próbując znaleźć sobie miejsce lub zajęcie, które pomogłoby mu uspokoić zasypujące go sprzeczne impulsy. Mamrocząc ciche słowa, niczym swoją mantrę, powtarzał głęboko zakodowane w pamięci zdania, które miały pomóc mu na nowo odnaleźć choć chwilowy spokój i poczucie bezpieczeństwa, które dzisiaj z irracjonalnych, nieznanych mu powodów zostało zachwiane. Ralph podszedł powoli do tylnych drzwi, otworzył je i powoli wyjrzał na zewnątrz, pozwalając, by woda osiadła mu na włosach i grubym materiale jego peleryny, która szybko namokła i przykleiła się do jego ramion. Schował się z powrotem do środka, zamknął szczelnie drzwi i usiadł pod jedną ze ścian. Ralph wiedział. Pamiętał. Deszcz jest dobry. Jego spokojny, niepowtarzalny rytm powinien uspakajać, chronić przed ludźmi a ukochanym roślinom przynosić potrzebnej im wody. Jednak teraz wszystko wydawało mu się inne. Zazwyczaj łagodnie opadające na ziemię krople deszczu, dzisiaj stworzyły nieprzeniknioną ścianę, w której zaledwie majaczyły szkielety otaczających go domów i światła nielicznych, prawie pustych przejeżdżających tędy autobusów. Cichy dźwięk zastąpił agresywnie wdzierający się w jego myśli hałas, dudniący echem o dach i ściany, wpadający do środka przez niedokładnie zabite deskami wybite okno, tworząc na podłodze rozlewającą się wilgocią plamę. Delikatne łodygi posadzonych na zewnątrz kwiatów i liście krzewów trzęsły się pod ciężarem spadającej na nich wody, delikatnie się zwieszając, podobnie jak Ralph próbując doczekać końca ulewy.
    Ralph skulił się, nerwowo zaciskając palce na nożu, starając się nie zwracać uwagi na to, że jego dioda zamrugała na żółto. Bał się. Bał się, że ktoś może go zaskoczyć, że przez deszcz może nie usłyszeć dobiegającego z zewnątrz hałasu, zwiastującego niebezpieczeństwo, że ktoś zdecyduje się skryć się w jego domu przez ulewą, tym samym znajdując go niespodziewającego się i niegotowego do obrony. Zamknął oczy i oparł głowę o ścianę, wsłuchując się w otaczające go dźwięki, próbując wyłapać wśród jednostajnego szumu deszczu choć najmniejszy szmer mogący należeć do intruza. Starał się ignorować coraz większy, rosnący w nim lęk o to, że go znajdą, a on nie zdąży schować się, uciec lub zaatakować. Ralph bał się, że nie jest bezpieczny.

    CDN
    Ralph

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z cichego, pełnego napięcia uśpienia wyrwało go głośne skrzypienie otwieranych drzwi. Poruszył się gwałtownie, czując jak narasta w nim przerażenie pomieszane z nitkami lękliwej złości na siebie, że nie usłyszał nic wcześniej. Wstał, panicznie zaciskając palce na nożu, podbiegł do przejścia do sąsiedniego pomieszczenia i oparł się o jedną ze ścian. Mrugał nerwowo, opierając policzek o jej chropowatą powierzchnię, próbując usłyszeć co robi intruz, który wszedł do jego domu. Ralph musiał się go pozbyć. Nie mógł pozwolić by tu został. Goście są niebezpieczni. Mogą zrobić krzywdę Ralphowi. Nie może zostać w jego domu, nie, nie. Jest niebezpieczny i skrzywdzi Ralpha, kiedy nie będzie się tego spodziewał. Tak, nie może tutaj zostać. Ralph musi go przestraszyć. Musi sobie pójść.
      Ralph usłyszał cichy szmer, jakby intruz usiadł na podłodze. Wyłapał jego ciężki, chrapliwy oddech, świadczący o tym, że musiał być zmęczony. Ralph ostrożnie wyjrzał zza ściany, chcąc dojrzeć więcej szczegółów u obcego. Przesunął po nim wzrokiem, mimo zamglonego obrazu przekazywanego przez uszkodzone oko, zauważając przyklejone do jego ciała mokre ubranie, poplamione i przyszarzałe od brudu. Obcy wydawał się być słaby i zmęczony. Niegroźny.
      Jednak mimo to, Ralph starał się nie pokazywać, nerwowo przestępując z nogi na nogi, niepewnie wciąż obserwując mężczyznę. Nie wiedział, czy obcy wyczuł na sobie jego spojrzenie, czy go usłyszał, ale gdy podniósł głowę i go zauważył, Ralph poczuł jak przerażenie wypełnia go niemal całkowicie. Zrobił gwałtownie kilka kroków do przodu, wyciągając przed siebie dłoń z nożem wycelowanym w mężczyznę. Ralph drżał niespokojnie, z szeroko otwartymi oczami wpatrując się w obcego. Jego dioda migotała nerwowo czerwienią.
      - Ralph nie chce żadnych gości. Nie. Idź sobie. Idź – mówił nerwowo, szybko łącząc ze sobą wyrazy, samym swoim tonem głosu dając znać, że jest przestraszony. – Goście są niebezpieczni, tak. Musisz iść.

      [Nie jestem do końca zadowolona z tego teksu, ale obawiam się, że na ten moment nie wymyślę nic lepszego. :/ Dopiero uczę się pisania jako android i jako Ralph, dlatego mam nadzieję, że udało mi się choć trochę zachować tu jego charakter. Jeśli jednak byłoby coś nie tak, to pisz, a ja w następnych odpowiedziach postaram się to poprawić. ;]

      Ralph

      Usuń
  28. - To ile dzisiaj? - Zapytal mnie barman. Nie musial mowic o co chodzi, bo wiedzialem doskonale. Przez chwile zastanowilem sie, zliczajac w glowie ile to ich dzisiaj bylo. - Toro mial dzisiaj dziesiec. Jest dzisiejszym rekordzista. - Zasmial sie cicho, pokazujac zeszyt.
    - Czternascie... Tak, czternascie. - Usmiechnalem sie lekko a barmanowi az sie oczka zaswiecily.
    - Pierdolisz! Pardon. Wymknelo mi sie. - Poprawil sie od razu. Mi to az tak nie przeszkadzalo. Czesto sam przeklinalem, ale rozumialem, ze chodzilo o jakas reputacje knajpy. Przez chwile poszukalem dlugopisu w kieszeniach kurtki. Niestety, zostawilem w samochodzie.
    - Przepraszam, moze ma ktorys z panow pozyczyc doslownie na chwile dlugopis? - Zapytalem sie Svena i Maca. Zaraz od goscia o wygladzie wikinga otrzymalem dlugopis. W zeszycie naskrobalem "BAKURA- 14/0". Toro pewnie przed polnoca wpadnie, aby zobaczyc czy ktos nie przebil jego wyniku. Oj zdziwi sie facet, zdziwi i to nawet bardzo.
    - Dzieki wielkie. - Powiedzialem, oddajac dlugopis. Zaraz tez wypilem kilka kieliszkow wodki na raz bez zapijania. - Slaba ta twoja dzisiejsza wodka. - Stwierdzilem.Niewiadomo skad znalazla sie przy mnie Luna, ktora byla bardzo wsciekla.
    - A tobie co sie stalo? Szerszenie pogryzly czy jaki czort? - Zapytalem sie jej.
    - Miales byc wczesniej w domu. A siedzisz tutaj i przepijasz wyplate. - Byla wsciekla. Ale nie pierwszy i nie ostatni raz w tym tygodniu.
    - Sluchaj, rozumiem, ze ci z tym lalusiem nie uklada sie w zwiazku, ze seks za slaby, ale nie bedziesz mi rozkazywala. - Powiedzialem, lykajac kieliszek wodki. - Zadna baba nie bedzie mi rozkazywala. - Dodalem, biorac kolejny kielonek. - A poza tym siostrzyczko moglabys byc na tyle mila i nie przeszkadzac innym w kulturalnym piciu wodki. - Upomnialem ja. Mimo wszystko mi tez sie nalezalo troche rozpusty. Narobilem sie za dnia, wiec jakas nagroda mi chyba przyslugiwala. Luna powiedziala tylko, ze "w domu sie policzymy". Czyli wiem, gdzie juz dzisiaj nie wracac.
    - Wybaczcie za nia, ale ostatnio jest jakas niedopieszczona. - Pokrecilem glowa z niezadowoleniem.

    OdpowiedzUsuń
  29. - Mi pan tego nie musi mowic. - Mruknalem cicho w odpowiedzi. - Sam sie zastanawiam jak z nia tyle lat pod wspolnym dachem wytrzymalem. - Wychylilem kolejny kieliszek wodki.
    - Masz dzisiaj gdzie wracac? - Zagadal mnie barman.
    - Tylne siedzenia w samochodzie nadal sa wygodne i spore. - Stwierdzilem. Wiedzialem, ze lepiej teraz nie bedzie dobrze zjawiac sie w chalupie. Nie mialem ochoty wysluchiwac jekow Diabla na przemian z Luny.
    W tym momencie ktos klepnal mnie dwa razy lekko w ramie. Wiedzialem co to oznacza. Usmiechnalem sie lekko pod nosem.
    - Dobra panowie, milo bylo, ale na mnie juz czas. Obowiazki wzywaja i takie tam - Powiedzialem.
    - Zostalo ci jeszcze pol butelki... - Zmarszczyl brwi chlopak za lada.
    - Dokoncze kiedy indziej. - Polozylem oplate za rachunek. Wypilem jeszcze kieliszek i poszedlem za tamtym gosciem co mnie poklepal. Na uboczu dal mi odliczona kwote i przekazal kolejne zlecenie. Jak ja kocham te robote.

    OdpowiedzUsuń
  30. [W ramach dodatku - taka ładna akwarelka ;)]

    Connor dokładnie przeanalizował dane ze wspomnień androida. Steven należał do niejakiego Jonathana Traversa, zamieszkującego Lafuayet Avenue 1631, typowego bogatego mieszkańca dzielnicy Greektown. Brak kartoteki, ot zwyczajny, dobrze usytuowany obywatel. Najprostszym motywem, dla którego ktoś miałby hakować androida pana Traversa wydawał się rabunek, ktoś potrzebował danych, by po prostu włamać się i okraść willę właściciela androida. Connor jednak nic nie zakładał i dalej analizował dane. Napastnik również nie posiadał żadnej kartoteki. Dokładnie przeskanował jego twarz i sylwetkę, a nawet głos, każde możliwe ujęcie, które zarejestrował Steven podczas całego zajścia. Mimo to nie znalazł nic zadowalającego. Być może napastnik figurował w bazie danych, do której policja nie miała dostępu. Być może też uda się znaleźć go na miejskim monitoringu lub w zapisach policyjnych dronów znajdujących się w pobliżu miejsca zdarzenia. Mógłby wtedy ustalić czy napastnik miał jakiś samochód, zdobyć numery... cokolwiek, co powiedziałoby mu gdzie powinien szukać.
    Na razie jednak czekała go wizyta, w towarzystwie porucznika Andersona, w domu właściciela androida, który być może rzuci więcej światła na całą sprawę. Kapitan poinformował ich, że sprawa zostanie oficjalnie przydzielona innemu funkcjonariuszowi, któremu Connor miał przekazać wszystkie niezbędne dane, zgodził się jednak na wizytę w domu Traversa i wyjaśnienie do końca sprawy androida. Później oboje z Hankiem mieli wrócić do sprawy defektów. Choć nie był zachwycony z marnowania czasu, który mógłby przeznaczyć na swoją misję, Connor wciąż nie umiał pozbyć się z programu echa dziwnych „odczuć” defekta. Może właśnie dlatego na swój sposób interesował się tym śledztwem?
    Dotarli na miejsce. Porucznik Anderson po raz kolejny przypomniał mu, że ma nie przeszkadzać i nie wtrącać się w rozmowę z Traversem. Connor jedynie przytaknął, z uwagą analizując otoczenie. Willa nie wyróżniała się szczególnie na tle sąsiedzkich domostw, była za to znacznie lepiej chroniona. Ogrodzenie, kamery, dość drogi i nowoczesny model, nieco dalej instalacja alarmowa. Weszli do środka. Zgodnie z życzeniem Hanka nie wtrącał się i pozwolił, by porucznik porozmawiał z Traversem i poinformował go o całym zajściu. Właściciel androida zachowywał stoicki spokój, udzielając lakonicznych odpowiedzi na podstawowe pytania. Connor rozejrzał się po wnętrzu gabinetu. Nienaganny porządek na biurku, wyglądającym na dobrze odrestaurowany antyk, nowoczesny sprzęt komputerowy, niewiele ozdób, jedynie kilka zdjęć rodziny, trójki dzieci i jeden nieduży obraz, przypominający nieco pocztówkę – biały domek z czerwonym dachem, drzewa... Zapewne Elaine umiałaby dużo powiedzieć na temat obrazu, stylu i autora. Choć w tym wypadku podpis widniejący na obrazku był dość znaczący.
    — ...pewnie znów któryś z tych żałosnych desperatów obwiniających androidy o swoje życiowe niepowodzenie — kontynuował Travers. Wyraźnie silił się na lekceważący ton, choć wszystko wskazywało, że był zdenerwowany.
    — O ile mi wiadomo, nawet najbardziej fanatyczne organizacje sprzeciwiające się androidom, nie próbowały nigdy sondować pamięci androidom — odezwał się w końcu, mając wrażenie, że ta rozmowa nie wnosiła absolutnie nic — Powinien się pan raczej zastanowić czy ktoś mógłby chcieć zdobyć jakieś informacje na pański temat... Może zna pan tego człowieka? — zapytał po chwili wyświetlając jedno z ujęć napastnika.
    Travers zachował kamienny spokój, choć Connor doskonale zauważył, że była to tylko poza. Człowiek był zdenerwowany. Musiał rozpoznać napastnika.
    — Pierwszy raz go widzę — odparł oschle — Czy to wszystko?
    Connor miał chęć zadać jeszcze kilka pytań, jakoś przekonać człowieka do współpracy, ale Hank uciął temat. To i tak nie była sprawa dla nich, niech kto inny się męczy. Zrobili swoje, porozmawiali o androidzie i na tym koniec. Opuścili dom Traversa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podczas gdy Hank informował jeszcze właściciela, że niebawem skontaktuje się z nim ktoś prowadzący tą sprawę, Connor udał się do samochodu. Planował poczekać tam na Hanka. Już z pewnej odległości zauważył jakiegoś człowieka niedaleko auta. Strój do biegania, odtwarzacz muzyki... pozornie nic podejrzanego. A jednak. Sylwetka, sposób poruszania się, wszystko pasujące idealnie do zarejestrowanych przez Stevena danych. Connor nieco przyśpieszył, by znaleźć się już na ulicy i lepiej przeanalizować tego człowieka, najlepiej przeskanować jego twarz. Musiał mieć stuprocentową pewność...
      Obejrzał się na Hanka, który wciąż jeszcze stał w drzwiach rozmawiając z Traversem, po czym ruszył w kierunku człowieka.

      — Connor

      Usuń
  31. [Bardzo dziękuję! <3 Aż się zarumieniłam kiedy je czytałam. Niesamowicie mi miło, że komuś się podobały moje wypociny *.* Władek za to wydaje się absolutnie epicką postacią!
    Od początku gry wietrzę spisek i czekam (jeszcze jej nie skończyłam) na to aż pojawią się właśnie jacyś Radzieccy agenci. I okaże się, że ten cały defektyzm to wirus wgrany przez Putina by zniszczyć usa od środka. Z góry proszę o nie niszczenie moich nadziei na wymarzone zakończenie jeżeli jest inaczej i tak nie uwierzę!
    A tak bardziej serio, to jak... Mają w tej Rusi androidy?
    I chętnie wzięłabym się za jakiś wspólny wątek, tylko tak trochę nie mam pomysłu od której strony do tego podejść. Zwłaszcza, że o agentach wiem nawet mniej niż o androidach. A ich dwójka to raczej niecodzienna para. Także wybacz brak konkretów.
    Pomyślałam o tym, że może Holi znalazłaby się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie. I znacząco utrudniłaby mu zadanie, jak jakiś wrzód na tyłku. Może nawet nie byłoby to jej pierwsze takie spotkanie z Władkiem. Jednak że jest bogu ducha winnym cywilem, nie mającym pojęcia o tym co właściwie się wokół niej dziej, to nie wypada jej z miejsca sprzątnąć. Nawet jeśli Popow miałby na to ochotę? To luźny koncept, jeśli masz pomysł na coś sensowniejszego, to chętnie go przyjmę!]

    Holiday
    I przepraszam za ten spam, ale coś przekombinowałam i popsułam z html'em

    OdpowiedzUsuń
  32. [Daneela nie można defekcić. ;)
    A Twoje notki sobie powoli nadrabiam od początku, więc spodziewaj się wątku. No i coś, najlepiej wątkowego by mogło nam wyjść. Tak się zastanawiam tylko co, bo w klimatach tajnych służb się za dobrze nie orientuję (no chyba że mówimy o Johnnym Englishu xD), więc nic genialnego nam nie zaproponuję. Za to można by było spróbować coś kryminalnego albo nawet zwyczajnego. Co sądzisz?]

    Daneel

    OdpowiedzUsuń
  33. [A tam Kim Kardaszian (też nie wiem jak to się pisze) lepiej od razu wyjechać z argumentem Donalda Trumpa! :D
    No a co do reszty... Pomysł mi się podoba i w sumie obie opcje czy to w USA czy to w Rosji mi pasują, chociaż jeśli mielibyśmy się bawić w rekonesans po posiadłości Johnnego to lepiej zrobić akcję w USA, a najlepiej u niego na chacie. No bo tak - on ma u siebie w cholerę androidów, więc pewnie Władimirowi by się za bardzo nie udało rozejrzeć się nie będąc zauważony, a jak uszkodzi jakiegoś androida to wtedy dopiero będzie afera xD Dlatego możemy iść wedle opcji - wywiad w domu, androidy przygotowane, że się ekipa kręci i raczej nikogo nie zdziwi jak się jakiś Władimir idąc do łazienki zgubi... tak, że znajdzie się na drugim końcu domu. To tak z organizacji.
    Teraz małe "ale". Zastanawiam się co by mogło być takiego ważnego, żeby wywiad się tym interesował. Bo generalnie Johnny raczej lubi ruskich i na pewno jeśli szło by o coś kosmicznego to wolałby się dogadać z Ruskimi niż swoimi, więc... jakieś technologie czy coś raczej odpadają. Tym bardziej, że turystykę kosmiczną panowie Rosjanie ogarniali zanim to było modne. Za to przyszła mi do głowy ciekawostka i mała powtórka z wyścigu kosmicznego USA i Rosji, kiedy chcieli lecieć na Księżyc. W karcie mam, że Johnny się jara obecnie ekspedycja na Io i badaniem kosmicznych bakterii. I to by mógł być punkt wyjścia, bo skoro się jara, skoro ładuje w to kasę, to pewnie zna szczegóły tego projektu. Jeśli Władimir wie coś o zaczynających się problemach z androidami, które mogą przekreślić lot na Io... to mamy punkt dla Rosji, która chętnie by skorzystała z okazji i skoro na Księżycu nie byli pierwsi to będą pierwsi na Io (daj znać czy moje dzikie teorie spiskowe mają sens). I tu dochodzimy do Johnnego, który nie jest głupi (tylko takiego udaje) i próby wykradzenia mu ściśle tajnych dokumentów z sejfu skończą się jak w operacji Vovlo... znalezieniem teczki pełnej selfie z Donaldem Trumpem czy coś równie debilnego. Wtedy by mogła być opcja na kolejne podejście (i kolejne wesołe przypadki).
    No i co Ty na to? :D]

    Johnny

    OdpowiedzUsuń
  34. [Ok, pomysł bardzo mi się podoba, jest sensownie i bardzo jasno przedstawione, a krasnoludki mnie ujęły. Teraz w kwestii tego jak ja widzę poszczególne opcje:

    - Daneel to dość nietypowy android, nie jest służbistą z misją jak Connor i kwestia przekonania go do czegoś jest jak najbardziej realna, wystarczą mu dobre argumenty. On generalnie w ogóle nie jest wyrywny w kwestii udzielania ludziom informacji, więc jeśli Popow mu poda logiczny, racjonalny powód, dla którego to powinno być tajemnicą... to Daneel zachowa sprawę dla siebie. :)
    - Teraz morderstwo.
    Opcja, że winny jest Popow z ekipą pasuje do opcji, w której Daneel się dowiaduje, że Popow jest szpiegiem, tylko tutaj właśnie przydałby się dobry powód, by zatrzymał to dla siebie.
    Opcja z typowym bandyckim morderstwem mogłaby być dość prosta i tutaj bym wziął wtedy scenariusz sukcesu i tak dalej. Tylko powiem Ci, że bardziej mnie kuszą komplikacje.
    Opcja z defektem też by mogła być ciekawa. I w sumie też dawałaby spory potencjał by Daneela skłonić do jakiś niekonwencjonalnych decyzji.

    Czyli ja bym był za opcją pierwszą i trzecią. A to czy by sprawę dałoby się prosto rozwiązać czy by się spieprzyła to już wedle uznania. Chociaż ja osobiście lubię wszelkie wątkowe komplikacje. :)]

    Daneel

    OdpowiedzUsuń
  35. [Dlatego wybieraj, bo lepiej wiesz, co będzie Ci pasować do postaci i Twoich planów. Bo ja akurat w tej kwestii jestem elastyczny i się w każdym scenariuszu (no nie w każdym, ale z tych tutaj omawianych akurat w każdym) odnajdę. ;) I też w sumie skłaniam się ku opcji trzeciej, bo jak mówiłem, ja się za dobrze w tajnych służbach nie orientuje i tu by nam się mogła logika rozjechać (z mojej strony zwłaszcza xD). A skoro lepiej pasuje i są opcje niekonwencjonalnych decyzji to dawaj bierzemy tą opcję.
    No i zabawną opcję też popieram. :)

    Ok, no to myślę, że mamy to ogarnięte. Teraz to zależy kto zaczyna. Jeśli chcesz żebym zaczął to będę wdzięczny za podrzucenie mi szczegółów odnośnie ofiary, sprawy i pana porwanego przez krasnoludki.
    Jeśli Ty wolisz zacząć to daj znać czy potrzebujesz ode mnie jakiś szczegółów. I można lecieć.
    W razie czego jakieś dodatkowe konkrety już w trakcie samego wątku możemy sobie ustalić na mailu czy coś. :)]

    Daneel

    OdpowiedzUsuń
  36. [A no to super. :)
    Jeśli byłaby możliwość to tak, z chęcią by sobie dokładnie obejrzał całe miejsce zbrodni. Sądzę, że chyba policja by zareagowała na tyle szybko, że miałby taką okazję. A jeśli naprawdę nie byłoby takiej możliwości to i tak chciałby zobaczyć miejsce zbrodni i wszystkie zdjęcia / nagrania.
    O super, będę bardzo wdzięczny. :)]

    Daneel

    OdpowiedzUsuń
  37. [Tym bardziej, że Aidan ma usunięte diody ;) Pasuje mi, wybieram opcję ze sponsorem (może być ciekawie xD), więc w takim razie zaczynam.]

    Greektown o tej porze było niezwykle ładne. Jedna z niewielu przestrzeni, gdzie była namiastka natury. A jesień już na dobre tutaj przybyła. Na drzewach pojawiły się zolte, czerwone i pomarańczowe liście a także żołędzie i kasztany. Na te ostatnie trzeba było uważać, aby przypadkiem nie spadły komuś na głowę. Ludzie wtedy robili takie dziwne i kwaśne miny, nierzadko wydając z siebie pełne boleści "AU!", A dzieci to nawet zanosily się placzem.
    Ale żołędzie i kasztany potrafiły sprawić także radość w postaci tworzenia takich śmiesznych ludzików albo zwierząt. Ci ludzie to naprawdę mieli wyobraźnię. I pomyśleć, że być może od takiego skladania ludzików z kasztanów wziął się komuś pomysł do stworzenia na przykład takiego mnie.
    Przechodziłem parkową ścieżką, przyglądając się różnym rzeczom, chociaż często obiektami moich obserwacji byli ludzie. A ci potrafili być naprawdę dziwni, zagadkowi i czasami nie pojmowalem ich zachowania, ale mimo to staralem się to zapamiętać. Ich reakcje na dane czynniki, bo być może kiedyś mi to się przyda. W końcu przecież nie chciałem się wyróżniać za bardzo. Bo oprócz tych dobrych byli jeszcze ci zli, których unikalem jak ognia.
    I tak sobie szedłem i rozgladalem się. Czasami niektórzy zatrzymywali się i oferowali mi swoją pomoc, bo podobno wyglądałem tak jakbym czegoś szukał. To było trochę nierozsądne z mojej strony. Ale wystarczyło im powiedzieć, że "ja tylko zwiedzam" i albo odchodzili albo proponowali jakieś swoje miejsca ciekawe do zobaczenia.
    Chwilę potem wyczulem czyjąś obecność obok siebie. Był to mężczyzna, wyższy ode mnie, starszy też (patrząc na to, że zostałem stworzony na wzór siedemnasto- czy tam osiemnastolatka), około czterdziestki, z lekkimi przeswitami siwych włosów. Pewnie za dużo sie martwił. A przynajmniej tak słyszałem, że kiedy ktoś się za bardzo czymś martwił to szybciej siwiał. I był też ładnie ubrany.
    - Czy mogę w czymś panu pomóc? - Zapytałem się go, nie wiedząc za bardzo czego mógłbym się spodziewać.

    OdpowiedzUsuń
  38. Na początku za bardzo nie wiedziałem co się dzieje. To było takie dziwne. Ta cała jego prośba. Nie wiedziałem co mam mu odpowiedzieć. Nie znałem go, ani on nie znał mnie. Nie wiedziałem jak mam udawać kogoś z kim nigdy styczności nie miałem. Łatwo było powiedzieć, ale zdecydowanie za trudno zrobić. Nawet jeżeli byłem tylko maszyną.
    Myśli szybko przepływały mi przez głowę, a przesył informacji spowodował, że przez chwilę stałem i wyglądałem tak jakbym był bardzo zdziwiony albo zszokowany. Zdecydowanie to drugie wkradło się na moją twarz, kiedy zobaczyłem rękojeść pistoletu. Mój Pan często mi czymś takim groził. Ze mi poprzestrzela bebechy, jak nie będę robił tego co do mnie należy.
    Starałem się wyglądać w miarę normalnie, o ile tak się dało... Musiało się dać, kiedy miało się pokazaną broń. Wpadł mi do głowy pewien pomysł. O tyle dobrze, bo już policja była blisko. Pociągnąłem mężczyznę pod witrynę jednego ze sklepów.
    - Chciałbym, abyś mi kupił te buty. - Pokazałem na dosyć drogie obuwie. Kątem oka zerkałem czy tamci już sobie poszli. Nie poszli, obserwowali nas. Jeden z nich nawet był bliżej. Być może słyszał to co mówię. - Co pan powie na te? Za nie zrobię dzisiaj wieczorem co pan tylko zechce.
    Tamten słyszał. Widziałem to skrzywienie na jego twarzy. Ten grymas pełen niesmaku.
    - Zrobię ci tak dobrze jak jeszcze nigdy dotąd. - Miałem nadzieję, że podchwyci tę grę. Objąłem go ramieniem.

    OdpowiedzUsuń
  39. Poszedłem za nim, bo nienaturalnym byłoby, gdybym tak teraz sobie wziął i poszedł gdzieś. No a poza tym miał nade mną przewagę w postaci pistoletu. Chociaż wątpiłem, aby odważył się go tutaj użyć. To byłoby jak strzał prosto sobie w stopę.
    - Dlaczego nie poszedłeś do metra? Albo do tramwaju, autobusu albo nie wiem... Chociażby taksówki? - Zapytałem się go bardzo cicho. - Łatwiej byłoby ci ich zgubić. - Dodałem zaraz po chwili. Czy on na serio aż tak bardzo nie pomyślał o tym?
    - Eee... - Zająknąłem się. - Dziękuję. - Odpowiedziałem. Nie wiem czy tego chciałem. Miałem ochotę się wycofać. To było za dużo. Nawet jeśli byłem tylko androidem. Co prawda myślącym samodzielnie, to jednak... Zaraz sobie przypomniałem o broni i nie chciałem skończyć na wysypisku. Tam było strasznie. I śmierdziało.
    - Tobias... - Mruknąłem cicho, powtarzając jego imię. - Wade. - To też sobie wymyśliłem imię. Kiedy się do mnie przybliżył, napłynęło do mnie mnóstwo złych wspomnień. Tego czego doświadczyłem. Nie chciałem, aby to znowu miało miejsce. Więc dlaczego mu pomagałem? Dlaczego odwzajemniłem pocałunek? Przecież to nie powinno się wydarzyć. Ale z drugiej strony on był pierwszą osobą, która zobaczyła we mnie człowieka. A przynajmniej tak mi się wydawało. I to było nawet miłe. Przyciągnąłem go bliżej siebie. Dalej tam stali, dalej nas obserwowali. Czy on im tak bardzo podpadł? - Nie... - Wyrwało mi się. - Nie tak... Trzeba ich zaskoczyć i mocno zniesmaczyć. - Szepnąłem mu do ucha. - Coś co sprowokuje ich do opuszczenia zajmowanych pozycji. - Dodałem zaraz po chwili. Gdybym był dawnym Aidanem to pewnie nie sprawiłoby mi kłopotów klęknąć przed nim i udawać, że zadowalam go oralnie. Ale teraz nie chciałem tego, nie miałem ochoty. Poczułem do siebie obrzydzenie. To samo podobne uczucie jak wtedy u Blake'a. Nerwowo przystąpiłem z jednej nogi na drugą. Ale z drugiej strony chciałem mu pomóc. Musiałem. Uznałem to za priorytet. Tylko jak? Niech on coś wymyśli.

    OdpowiedzUsuń
  40. To co działo się przed chwilą przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Zszokowany patrzyłem się na to co się dzieje i nic nie ogarniałem. To wszystko działo się szybko. Za szybko jak na moją biedną jednostkę centralną. Odsunąłem się nieznacznie, abym sam przypadkiem nie oberwał. Byłoby nie za ciekawie, gdybym się niechcący uszkodził.
    - Kim ty do groma jasnego jesteś? - Zapytałem sie ni jego, ni to siebie. - Lubię cię. - Stwierdziłem. Dokopał im i nie dał mi zrobić krzywdy. Czy mogłem go potraktować jako sojusznika? Nie wiem, jeszcze przed chwilą szczycił się posiadaniem broni. Teraz wiedziałem, że gdyby chciał to kilkoma ciosami by mnie ładnie poskładał. Lepiej było mu nie podpadać.
    - Ale... - Nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, trzymałem w dłoni sto pięćdziesiąt dolarów, wahając się przez ułamek sekundy czy je przyjąć. No bo przecież nie były moje. Ani też Tobiasa... Mimo to schowałem je do kieszeni kurtki. Będzie za co zdobyć tyrium. Ostatnio zacząłem odczuwać jego braki. - A ty? - Zapytałem się go. - A co z tobą? Nie możesz tutaj tak zostać. - Spojrzałem na niego z troską. Pierwszy raz od jakiegoś czasu martwiłem się o kogoś. To takie dziwne uczucie. - Chodź ze mną. - Zaproponowałem mu. Być może nie było to zbyt rozsądne, bo go nie znałem. A jak się wyda, że nie jestem człowiekiem i będzie na mnie zły? - Po co ci to? - Zapytałem, kiedy robił zdjęcia dokumentów. Przyjrzałem się bliżej temu gliniarzowi. Znałem go. Bywał u Pana. Zmroziło mnie w jednej chwili. - Ja... Ja już sobie jednak pójdę. - Zrobiłem zwrot w tył. Mogłem mieć tylko nadzieję, że ten pieprzony zboczeniec mnie nie rozpoznał. Poczułem jak zaczynam tak trochę cieknąć z oczu. Dłonią przetarłem twarz i mimo wszystko się uśmiechnąłem. Tobias go niezle pokiereszował. Należało mu się.

    OdpowiedzUsuń
  41. - Spuściłeś mu ładny łomot. Wierz mi na słowo, należało mu się. - Uśmiechnąłem się szeroko do niego. Po chwili opuściłem to miejsce.
    ***
    Przez cały tydzień nigdzie się nie ruszałem z Jerycha. Wolałem się nie pokazywać nikomu na oczy. Tym bardziej, że na serio nie wiedziałem czy tamten gość mnie rozpoznał czy nie. Blake pewnie się pochwalił co ze mną zrobił i gdzie wyrzucił. W ich mniemaniu już powinienem być wyłączony.
    Tak więc przez ten tydzień siedziałem sobie w swoim zaciszu, czytałem od groma książek i uzupełniałem swoje braki w tyrium. Zakupiłem je za pieniądze, które otrzymałem od Tobiasa. Aż w końcu książek zabrakło, tak samo jak i mojego "pokarmu". Trzeba było ruszyć się z miejsca. Ogarnąwszy się tak, abym wyglądał jak najbardziej na człowieka, opuściłem swoj azyl i poszedłem na miasto. W kieszeni ciążyło mi jeszcze parę dolarów, może za tyle uda mi się coś kupić.
    Znowu wybrałem park. Było tutaj bardzo przyjemnie. A później jeszcze pozwiedzałem miasto, zapuszczając sie gdzie nie gdzie. I tak sobie kursowałbym dalej gdyby nie to, że ktoś przez przypadek popchnął mnie i w rezultacie wpadłem na ulicę, a kierowca nadjeżdżającego samochodu ledwo przede mną wyhamował. A teraz to tak głośno krzyczał na mnie i nie dawał mi wytłumaczyć, że to nie ja, że to ktoś mnie wepchnął. Skuliłem się, tak jak by miało mnie przed agresją grubego blondyna uchronić.

    OdpowiedzUsuń
  42. Nie spodziewałem się tutaj Tobiasa. Jakby nie patrzeć Detroit było sporym miastem i żeby wpaść na kogoś jeszcze raz bez wcześniejszych ustaleń było mało prawdopodobne. A jednak tak się stało. Szybko podchwycilem grę. Przygladalem się raz po raz to jednemu to drugiemu. Nie rozumialem dlaczego Tobias mu zapłacił. Przecież niczego mu nie uszkodzilem.
    Próbowałem wtrącić się w rozmowę, chcąc wytłumaczyć, że nie miałem zamiaru wchodzic komuś pod kola. Ale na nic to się zdało.
    A potem to już było praktycznie po wszystkim.
    - Ale to nie była moja wina. - Zacząłem się tłumaczyć od razu. - Jakiś mężczyzna mnie popchnął i tak wylecialem z chodnika wprost na asfalt. - Zacząłem nerwowo pocierać dłonie. - Ja chciałem tylko sobie spokojnie pochodzić. - Pewnie teraz miałem minę jak małe dziecko, które zostało za darmo skarcone. - Ale tamten pan nie chciał mnie w ogóle słuchać tylko tak od razu naskoczyl na mnie. - Wziąłem głęboki oddech. - Ale miło cię widzieć całego i zdrowego bracie . - Usmiechnalem się szeroko do niego. Naprawdę się cieszyłem, że go widzę. - Nie rozumiem po co mu dawales tyle pieniędzy. Nic mu nie uszkodzilem ani też nawet nie zarysowalem samochodu. - Problem był taki, że gdyby Tobias powiedział mi, że jakoś to splace to miałbym z tym trudność. Jak dla mnie było to sporo i nie wiedziałem skąd mógłbym nagle wziąć 500 dolarów.

    OdpowiedzUsuń
  43. - Według mnie to nie była "psychologia" tylko siła i żądza pieniądza. Ale ja za bardzo się na tym nie znam. - Wzruszylem lekko ramionami. Automatycznie uchylilem głowę, kiedy usłyszałem przelatujacego drona.
    - Yhm... Przepraszam, wydawało mi sie, że jakoś tak nisko leciał. - A przynajmniej tak wywnioskowalem po głośności odgłosów, jakie ten dron wydawał z siebie.
    - Staram się nie zapuszczać w niebezpieczne miejsca ani w takie, których nie znam albo cieszą się złą sławą. - Pokiwalem lekko głową. - Najczęściej siedzę w parku. Tam jest całkiem przyjemnie, o ile nie trafisz na jakąś pikietę. Wtedy jest tam bardzo głośno. - Westchnalem cicho. - A co robiłeś przez ten tydzień? - Zapytałem się go. - Może zechcesz pójść ze mną na ciepłą herbatę? Wiesz tak w ramach częściowego podziękowania i rekompensaty. - Usmiechnalem się ponownie w kierunku mężczyzny. Miałem nadzieję, że się zgodzi. Byłoby fajnie. - W sumie to nie wiem czy szybko biegam. - Podrapalem się lekko w tył głowy. Jakoś nigdy się tym nie interesowałem. Poza tym jakoś jeszcze nie miałem okazji, aby się o tym przekonać. - To jak? Idziemy? - Zapytałem się go. Tyle co miałem pieniędzy w kieszeniach powinno nam wystarczyć na jakąś herbatę dla niego.
    - A może chciałbyś pójść do parku? - Zapytałem się go. To chyba byłoby rozsadniejsze niż picie herbaty. Chociaż i od tego jakoś bym się wywinął.

    OdpowiedzUsuń
  44. - Dobrze, możemy pójść do parku. - Odpowiedziałem, kiwnąwszy przy tym przytakująco głową i uśmiechając się ładnie do niego. Park to było chyba w sumie najlepsze wyjście z tej całej sytuacji. - Nie odpowiedziałeś mi na moje pytanie. - Od razu to zauważyłem. - Ale jeżeli chodzi to siedziałem w domu. Trochę tam pomagałem, a później czytałem mnóstwo książek i jakichś artykułów w internecie. Nic takiego wielkiego. - Wzruszyłem lekko ramionami. - A tak to jak każdy normalny człowiek jadłem, spałem... - Starałem się odwzorowywać ludzkie zachowania i ich zwyczaje. I tak jadłem tyrium jak zupę. Z talerza i łyżką. Było to trochę uciążliwe, ale dałem radę. A jeżeli chodziło o spanie to przechodziłem w stan czuwania, kładłem się do łóżka (nawet wytrzasnąłem sobie kołdrę i poduszkę, aby bardziej po ludzku było), zamykałem oczy i "spałem". Ale tego mu nie powiem, bo nie wiadomo było jak zareagowałby na te "wiadomości". A nie chciałbym, aby od razu przy drugim spotkaniu zniechęcił się do mnie. Tym bardziej, że miło mi się z tym człowiekiem gawędziło. Zaraz też założyłem na dłonie cienkie, materiałowe rękawiczki, przypomniawszy o jednej małej rzeczy. - Nie zdawałem sobie sprawy z tego, że zrobi mi się zimno w dłonie. - Zaśmiałem się cicho. - I raczej nigdzie przez ten tydzień nie wychodziłem. Wiesz, nie chciałem spotkać tamtych. Nie wiem czy mnie zapamiętali czy też nie, ale mimo wszystko, tak zapobiegawczo wolałem się nie pokazywać na mieście. - Powiedziałem, zerkając na niego uważnie. - I wiesz co? I tak nadal cię lubię. - Ponownie na moją twarz wkradł się uśmiech.

    OdpowiedzUsuń
  45. - Ten... No... Zapytałem się ciebie co robiłeś przez ten tydzień. - Odpowiedziałem mu. - Wydaje mi się, że masz chyba bardziej fajniejsze i ekscytujące życie niż moje. - Stwierdziłem, kiwając delikatnie głową. - Wnioskuję to po fakcie, że tak łatwo potrafiłeś skopać tamtego dziada. - Tak, nadal pamiętałem jego kwaśną minę. I o dziwo nadal napawało mnie to jakąś dziką satysfakcją. - Gdzie się tego nauczyłeś? - Zapytałem się go. - Też chciałbym tak chociaż trochę umieć. - Uśmiechnąłem się szeroko do niego. - Tak chociaż nawet w dwudziestu procentach. - To chyba nie było zbyt dużo. - Tak, abym umiał się sam obronić przed różnymi złymi rzeczami. - Dodałem zaraz po chwili.

    OdpowiedzUsuń
  46. Też bym tak chciał pojechać kiedyś dalej poza miasto. Jednakże moje fundusze i wiatr hulający w portfelu kategorycznie na to nie pozwalali. Tak trochę szkoda, ale może kiedyś coś się uda.
    - Jak kiedyś dużo zarobię to pojadę w podróż dookoła świata. - Stwierdziłem, kiwając lekko głową. To był całkiem dobry plan. No, a podróże oprócz zapewnienia jakiejś formy rozrywki i odpoczynku, kształciły.
    - W szkole... - Mruknąłem cicho. - Moja jest totalnie denna i nudna. Wolę uczyć się w domu. - Stwierdziłem, spoglądając na niego lekko w ukosa. - Ale zobaczę, poszukam, może coś odpowiedniego dla siebie znajdę. - Zaśmiałem się serdecznie.
    Przyjrzałem się temu co przed chwilą się działo. Nie skomentowałem tego, no bo po co? Chciałem wtopić się w ludzi. Nauczyć się z nimi żyć. Zrozumieć ich. Jeżeli bym się wychylił to byłoby czyste samobójstwo. A nie chciałem znów zostać potraktowany źle, wylądować na wysypisku czy coś.
    Jednak wiedziałem, że będę musiał się przy nim bardzo pilnować. Pomimo tego, że go lubiłem nadal. Miał przecież mieć prawo do wyrażania własnego zdania i poglądu.
    - Masz rację. - Powiedziałem cicho, nie wiedząc co mógłbym jeszcze powiedzieć. - Apropo doskonałości i idealności to ostatnio usłyszałem coś takiego od jednego kolesia na swój temat. - Zaśmiałem się cicho, jednak zaraz spoważniałem. - Chciał mnie przelecieć, był bardzo nachalny, ale dałem mu kosza i kazałem spierdzielać. Nie żebym był jakiś nietolerancyjny, ale nie byłem akurat tą propozycją zainteresowany. - Pokręciłem lekko głową.

    OdpowiedzUsuń
  47. - Jasne, będę pamiętał o tym. - Uśmiechnąłem się szeroko do niego. Co prawda raczej mi choroby nie groziły, ale warto było niektóre rzeczy wiedzieć. - I nie najgorzej się z tobą rozmawia. - Dodałem do tego zestawu. - Czyli jest nieźle. - Puściłem do niego oczko. - Tamten nawet proponował mi kasę, ale nie poszedłem na to. To nie dla mnie takie coś. Mimo wszystko trzeba się szanować. - Pokiwałem lekko głową. - Wiesz, my już prawie mieliśmy udawany seks i to przed oczami tamtych. - Zaśmiałem się cicho. Teraz to juz to było dla mnie śmieszne. Wtedy niekoniecznie. - Wiesz... Wtedy wystarczyło podejść do mnie i powiedzieć, "ty, młody, ściga mnie dwóch zboczeńców. Poratuj i poudawaj kogoś mi bliskiego, proszę", bez pokazywania broni. Bo ja to taki pacyfista raczej jestem. - Puściłem do niego oczko. - U mnie w domu raczej by nie byli zadowoleni, gdybym zaczął pić alkohol. - Spojrzałem uważnie na niego. - Może na tyle nie wyglądam, ale mam dopiero siedemnaście lat. Poza tym tutaj obowiązuje też coś takiego jak "border drink". Nie chciałbym tego, abyś miał jakieś kłopoty przez to, że wypiłem jakiegoś drinka. Poza tym, gdyby moja opiekunka się dowiedziała o tym to mielibyśmy obaj przesrane. - Pokiwałem głową.

    OdpowiedzUsuń
  48. - Znaczy się Alice jest moją opiekunką prawną. Taką moją jakby mamą. - Uśmiechnąłem się delikatnie w jego kierunku. - Nie chciałbym jej w jakiś sposób zawieść. - Pokiwałem lekko głową. - Jest dla mnie bardzo dobra w przeciwieństwie do poprzedniego opiekuna. - Spuściłem nieco głowę w dół. - Ale to nic. Teraz już jest dobrze. - Spojrzałem na niego. - W sumie to racja. - Stwierdziłem. - Pewnie bym spojrzał się na ciebie jak na wariata i powiedział "co ty odpierdalasz gościu?". - Zaśmiałem się cicho. - Niedawno w okolicy otworzono salon gier. Ale to nie byle jakie gry. Takie z lat 90. ubiegłego wieku. Nieźle nie? - Zapytałem się go. - Fajnie, że takie rzeczy powstają. - Rozmarzyłem się nieco. - Chyba urodziłem się z jakieś czterdzieści lat za późno. - Ponownie się zaśmiałem. - Ej, jak to kiedyś było? Wiesz, kiedy jeszcze nie było tych wszystkich androidów i tak dalej. - Jak tak bardzo chcesz to możemy iść za rączkę. - Odpowiedziałem półżartem, półserio.

    OdpowiedzUsuń
  49. — Dlaczego wszystkie najgorsze sprawy zawsze, ale to zawsze, muszą trafić akurat do mnie? — mamrotał pod nosem Elijah od chwili kiedy tylko znaleźli się na miejscu zbrodni, choć tak naprawdę narzekania rozpoczął już o wiele wcześniej, bo na posterunku. Daneel mógł z całą pewnością stwierdzić, że zapewne partner Elijah narzekał już w chwili kiedy nie mógł spokojnie ignorować służbowego telefonu i zmuszony był zjawić się w pracy. W swoje wolne popołudnie. Ten fakt Baley wspomniał kilka razy na komendzie i dwa razy w trakcie drogi na miejsce.
    Minęli tłumek ciekawskich, a następnie kilka policyjnych androidów wyznaczonych do pilnowania miejsca zbrodni. Daneel słyszał jak Elijah mamrotał przekleństwa na media i dziennikarzy, którzy za wszelką cenę chcieli dowiedzieć się jak najwięcej o sensacyjnej sprawie. W końcu znaleźli się na miejscu zbrodni. Technicy kończyli właśnie zabezpieczać dowody. Podczas, gdy Elijah dowiadywał się szczegółów na temat sprawy, Daneel rozejrzał się po miejscu zbrodni. Niczego nie dotykał, po prostu w skupieniu przyglądał się otoczeniu i najdrobniejszym szczegółom...
    Nie przypominał w niczym ani starszych modeli policyjnych, których nie wpuszczano nigdy na miejsca zbrodni, ani najnowszych modeli „Jane” i „Connor” stworzonych do pracy w policji i sprawy defektów. W gruncie rzeczy nie przypominał w tej chwili nawet androida. Nie nosił uniformu, stosownych oznaczeń, ani nawet diody LED. Już przy pierwsze sprawie wydział zabójstw uznał, że obecność androida zarówno na miejscu zbrodni, jak i podczas przesłuchań przyniesie więcej szkód niż pożytku i może utrudnić czynności śledcze. Kapitan zdecydował wówczas, by Daneel podczas służby nie nosił wymaganych oznaczeń, lecz typowo ludzki strój. Otrzymał nawet odznakę i atrapę broni. Wszystko, byle tylko niczym się nie wyróżniał. Oczywiście pomimo tych zabiegów i tak wyróżniał się zachowaniem, na to jednak nie było rady.
    — Podobno ślady wskazują na androida... — odezwał się Elijah z dziwnie złośliwą nutą w głosie.
    Daneel zastanowił się przez chwilę, nie odrywając wzroku od napisu na ścianie.
    — Androidy nie zachowują się w ten sposób. Nie piszą w ten sposób. Poza tym tych ludzi zamordowano w sposób, który wskazuje na bardzo emocjonalny stosunek sprawcy.
    — Ktoś wrabiałby androida?
    Daneel spojrzał na partnera, ale nie odpowiedział. Zwykle nie snuł teorii, nie tak wcześniej, nie bez wszystkich dowodów...

    * * *

    — Kapitan kazał poinformować, że niebawem przyślą kogoś z Interpolu — poinformował policyjny android. Przez chwilę stał przy biurku Baleya czekając na dalsze polecenia.
    — Tak słyszałem, nie stój tak eee... Sammy — Elijah odczytał imię androida — Idź już!
    Android posłusznie odszedł.
    — Jak ja nie znoszę tych cholernych plastików... — mruknął Elijah pod nosem, zaraz jednak pośpiesznie dodał — bez urazy Daneelu.
    — W porządku — odparł Daneel przeglądając przysłane fotografie z miejsca zbrodni i część wyników z laboratorium. Ustalono między innymi model androida, od którego pochodziło znalezione na miejscu tyrium.
    — Jeszcze tylko Interpolu nam w tym wszystkim brakuje. — westchnął Elijah, zaraz jednak nieco się rozchmurzył, a na jego twarzy pojawił się dziwnie wesoły uśmieszek — Ciekawe czy nasz gość został poinformowany, że nad sprawą jego dyplomaty pracuje android...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Daneel spojrzał na partnera zastanawiając się co zabawnego było w tej sytuacji. Chciał nawet o to zapytać, ale w tej chwili wolał zapoznać się do końca z wynikami przysłanymi przez chwilę przez laboratorium. Wciąż zastanawiał się również nad samą sceną zbrodni. Sposobem w jaki zamordowano dyplomatę i jego żonę. Zwłaszcza fakt skrajnie innego potraktowania zwłok wydawał się najbardziej zastanawiający. Wszyscy, z partnerem Elijahem na czele, chętnie przychylali się do tezy odnośnie androida. Oczywiście Elijah miał ku temu swoje powody. Odkąd zaczęły pojawiać się sprawy z defektami wydawał się czerpać olbrzymią satysfakcję z faktu, że miał rację twierdząc, że android może być mordercą. Daneel nie był przekonany. Ślady z miejsca zbrodni wydawały się zbyt oczywiste, a sama zbrodnia wskazywała na olbrzymi ładunek emocjonalny sprawcy. Ale...
      Podniósł wzrok znad akt, kiedy usłyszał nieznany głos. Człowiek przedstawił się jako Franz Krause z Interpolu.
      — To ja — odezwał się Elijah — detektyw Elijah Baley, a to mój partner, detektyw Daneel Olivaw.
      Daneel skinął głową na powitanie, nie chcąc przerywać partnerowi rozmowy.

      Daneel

      [Mam nadzieję, że też jest ok. I że nie przeszkadza Ci, że za bardzo nie popchnąłem akcji do przodu, ale za dużo byłoby tu sterowania Elijahem, a za mało Daneelem. ;)]

      Usuń
  50. - Dziękuję. - Powiedziałem do niego, uśmiechając się lekko. - Za to, że nie wnikasz. - Sprecyzowałem dokładniej o co mi chodziło. - Czasami niektóre rzeczy jest bardzo łatwo przewidzieć. - Pokiwałem lekko głową. - A czasami wystarczy silny argument albo odpowiedni dobór słów. Na przykład zobacz... Jak powiesz do kogoś, aby uciekał to zaraz zaczynają się pytania "a po co", "a na co", "ale co się stało", "dlaczego". Ale jak już powiesz dosadnie, aby spierdalał to już wiadomo, że jest to coś poważnego, nie ma czasu na zbędne pytania i wszyscy zaczynają spierdalać. - Zaśmiałem się cicho. - Tak gdzieś kiedyś o tym usłyszałem. - Spojrzałem uważnie na niego. Dotknąłem jego włosów. - Ej, nie jest tak znowu najgorzej. - Zachichotałem, zabierając szybko dłoń. - Co robią? O ile można wiedzieć. - Zapytałem go o dzieci. - Nie wyglądasz staro. Może na tak około czterdziestki. - Pokiwałem lekko głową. - Więc pewnie twoje dzieci mają około dwudziestu lat. Albo są w moim wieku. - Dodałem zaraz po chwili. Dalej słuchałem go uważnie. - Marzenie, które stało się dla niektórych koszmarem. - Skwitowałem cicho. - To jest smutne, że nagle androidy wypierają ludzi z ich fachu. - Powiedziałem to smutno i szczerze. - Tak nie powinno być. To się wymknęło już po prostu spod kontroli. Miało być w założeniu fajnie a wyszło tak, że ludzie są odsuwani od różnych dziedzin życia na rzecz kawałka plastiku. - Nawet i ja czasami odczuwałem, że jestem zbytecznym produktem jakich tutaj wiele. Niby doskonałość, ideał, a jednak nie chciałem być taki. Chciałem być tak jak oni. Jak ludzie. Przez chwilę skupiłem wzrok w ziemi. Milczałem.
    - To co? Idziemy do tego salonu gier? Czy żona będzie mnie straszyć po nocach jako duch, bo zabrałem jej męża na chwilę, aby się rozerwał? - Po raz kolejny się zaśmiałem.

    OdpowiedzUsuń
  51. - Nie dasz się namówić nawet na dwie rundy na samochodowe automaty? - Zapytałem się go. - Ja stawiam. - Prawda była taka, że ostatnio na to wygrałem kupony. Zawsze to coś. - No chodź, będzie fajnie, zobaczysz. - Usmiechnalem się szeroko w kierunku mężczyzny. Miałem nadzieję, że mimo wszystko się zgodzi. Przecież to tylko dwie rundy. Dużo czasu nie zajmie. - Odstresujesz się odrobinę...- Urwalem nagle, kiedy w oddali zauważyłem bardzo dobrze znaną mi osobę. Wszystkie złe wspomnienia wróciły. Wrócił też i strach, co było po mnie ewidentnie widać. Przez moment siedziałem sparaliżowany tym strachem, wpatrzajac się w punkt, gdzie stał Blake. Zacząłem szybciej oddychać a ręce trzęsły mi się. Jeżeli on tu podejdzie to będzie po mnie. Musiałem coś koniecznie zrobić. Bo inaczej to źle się dla mnie skończy. Wtedy to o wylądowaniu na wysypisku będę mógł tylko pomarzyć. Przelknalem głośno ślinę (tego nauczyłem się, kiedy obserwowałem bardzo uważnie ludzi i ich reakcje na różne sytuacje).
    - Muszę... - Zajaknalem się przez chwilę. - Muszę już iść. - Powiedziałem do Tobiasa, podnosząc się z lawki. - Coś mi się przypomniało, że mam coś do zrobienia i nie może to czekać. - Mówiłem nieco bez ładu i składu. Musiałem błyskawicznie się stąd zmyć.

    OdpowiedzUsuń
  52. - Musze juz isc. - Odpowiedzialem. - Przypomnialo mi sie, ze musze ccos bardzo pilnego zrobic. - Sklamalem. -- Do zobaczenia kiedys tam nastepnym razem. - Usmiechnalem sie, ale zamiast tego wyszedl mi jakis grymas na twarzy. Chyba slabo mi to wychodzilo, bo on tak sie dziwnie na mnie patrzyl. Ale co ja mu mialem powiedziec? Ze tamten gosc pieprzyl mnie jak chcial dlugimi godzinami, a czasami nawet i codzienne razem ze swoimi kolegami, ktorzy zajmuja wysokie urzedy? Ze zrobil ze swojego androida dziwke? Ze za sesje bral ogrom kasy? Widzialem jak Tobias zareagowal na androida tamtego. Moglem spodziewac sie takiej samej a nawet i gorszej reakcji. On brzydzil sie takimi jak ja. Pomimo, ze nie chcialem byc tym kim jestem. A jezeli to by sie wydalo to mialbym jeszcze bardziej przechlapane. Bo nie wiem co dodatkowo dorzucilby mi Blake. Dlatego tez ucieklem spanikowany i wystraszony w ogromnym pospiechu. Najlepiej bedzie jak ukryje sie w domu. I jeszcze lepiej, jezeli znowu "znikne" na kilka dni. Musialem sie jakos uspokoic. Nie chcialem zwracac na siebie uwagi.
    Z dobre poltora tygodnia nie wychodzilem poza obreb Jerycha. Trzeba bylo przeczekac troche.

    [Mam pomysl taki, ze moze to teraz jakos Aidan uratuje tylek Wladkowi xD Moze tamten gosc co go scigal go dopadnie w jakims miejscu a Aidan wykorzysta sytuacje, ze facet jest ewidentnie skupiony tylko na Popowie i mu przypierdzieli czyms w glowe dosyc mocno xD]

    OdpowiedzUsuń
  53. Daneel bez słowa podał przybyszowi przeglądane przed chwilą dokumenty. Na wszelki wypadek zerknął jeszcze pytająco na Baleya. Do tej pory współpracował tylko z nim, sporadycznie zdarzało się, że pracowali z kimś jeszcze. Nigdy jednak nie był to ktoś z zewnątrz. Z postawy i wyrazu twarzy partnera wywnioskował, że Elijah nie był szczególnie zadowolony, a wręcz nieco zirytowany. Daneel znał go na tyle, by wiedzieć, że nie chodzi tylko o sprawę, nad którą mieli pracować, ale również o współpracę z kimś z Interpolu.
    — Nagrań z monitoringu jeszcze nie mamy — wyjaśnił obojętnie Baley — Podobno pliki są uszkodzone, a nasi technicy wciąż pracują nad odzyskaniem zapisów. Jak skończą się z tym bawić, od razu wyślą wszystko do Daneela.
    Daneel przytaknął, po czym zdecydował się w końcu zabrać głos.
    — Tyrium z miejsca zbrodni pochodzi z modelu AP 700, to wydany niedawno model uniwersalnego domowego androida — poinformował, zerknął jeszcze na Elijaha, jakby odruchowo czekał na jego przyzwolenie by mówić dalej, po czym kontynuował — Jeśli chodzi o moją opinię, wątpię by zrobił to android. Oprogramowanie o jakim pan mówi nie istnieje, wszystkie androidy programuje się w sposób, by były wręcz niezdolne do wyrządzenia krzywdy człowiekowi. Poza tym nawet jeśli jakimś cudem android uległby awarii i kogoś skrzywdził, to sposób morderstwa, jak i napis na ścianie kompletnie tu nie pasują.
    Po raz kolejny zerknął na partnera Elijaha. Baley mruknął coś pod nosem.
    — Daneel to nasz ekspert — odparł z przekąsem — Ale ja na jego miejscu nie byłbym taki pewny. Tym maszynom ostatnio odbija, pewnie słyszał pan już o paru sprawach, których CyberLife nie zatuszowało i wyciekły do prasy...
    Daneel odniósł wrażenie, że jego partner niechętnie mówi o sprawie. To było nie podobne do Elijaha. Zwykle snuł swoje rozważania wręcz do znudzenia. Teraz z jakiegoś powodu wolał zatrzymać to co myślał dla siebie, a Daneel mógł jedynie zgadywać o co chodzi. W milczeniu przysłuchiwał się wymianie zdań, aż do chwili, gdy padło pytanie o miejsce zbrodni.
    — Tak, Daneel może pana zabrać, prawda?
    — Oczywiście — odparł. Trochę zdziwiło go, że partner Elijah nie miał zamiaru jechać razem z nimi. Jak zwykle nie mówił nic na ten temat. Zapewne dowie się wszystkiego w swoim czasie.
    Wyłączył znajdujący się na biurku terminal i wstał.
    Elijah mruknął, że dowie się co z tymi nagraniami i się odezwie. Na odchodne rzucił jeszcze Daneelowi kluczyki do swojego auta.
    Razem z Franzem udał się na parking. Wsiedli do jednego z tych dziwacznych inteligentnych samochodów. Pomimo całej swojej niechęci do androidów, partner Elijah uwielbiał nowinki technologiczne. Uwielbiał też mieć kontrolę nad owymi nowinkami, dlatego samochód w przeciwieństwie do większości modeli, posiadał również ręczne sterowanie. Daneel uruchomił wóz i wprowadził trasę. Dopiero teraz, kiedy czekało ich dobrych kilkanaście minut jazdy, Daneel zainteresował się Franzem Krause. Do tej pory nie pracował z nikim spoza DPD.
    — Jak powinienem się do pana zwracać? — zapytał niespodziewanie.
    To był logiczny początek jakiejkolwiek współpracy. Z trudem powstrzymał się od tego by już teraz przeanalizować wszystkie informacje na temat zachowania i stanu emocjonalnego nowego współpracownika. Na komendzie więcej uwagi poświęcał dziwnemu zachowaniu swojego partnera niż oficerowi Interpolu.

    Daneel

    [Oki, no to teraz jakoś ich tam rozdzieliłem i można działać :)]

    OdpowiedzUsuń
  54. [Jeśli mówisz, że Władziu będzie lepszym do współpracy, to ja bierę. Tylko ja się nie znam z rosyjskimi agentami, musisz mnie trochę wtajemniczyć i wprowadzić. :D]

    Megan

    OdpowiedzUsuń
  55. [To bardziej Sherlock Holmes niż Stark xD Również witam i się cieszę, że nawiązanie Ci się podobało. Prawdę mówiąc cała treść KP to same nawiązania do różnych rzeczy, ale no... tego Connora musiałam dać! xD
    Z zaproszenia korzystam, bo w końcu coś trzeba napisać. I tak sobie myślę, że skoro z Quinlanem piszecie fajny kryminał, gdzie się Lije przewija w tle... to chętnie się dołączę do historii, bo ktoś musi Daneela pilnować. xD Co Ty na to?]

    Lije

    OdpowiedzUsuń
  56. [Wiesz co, przyszedł mi do głowy pewien pomysł. A dokładniej taki, żeby wmieszać trochę Władka w poprzednie, dość głośne śledztwo dotyczące tego Anterosa z Detroit, z którego Meg się zrobiła potem dość rozpoznawalna i podczas którego prawie zginęła.
    Dokładniej: jeszcze nie znalazłam jej byłego partnera, więc w zasadzie możemy zastąpić go Władkiem. Władek jest agentem, więc policjantem-partnerem być nie mógł, ale z jego talentem do znajdowania się w niewłaściwym miejscu i czasie mógł natknąć się na Meg zupełnie przypadkiem. I to na jakimś zadupiu. Powiedzmy, że nie wiem, podróżował, zatrzymał się koło jakiegoś małego sklepiku, żeby kupić paczkę fajek, czy coś, a tam wbija policjantka i pyta o jakiegoś gościa. Interesujące, nie? Idąc sobie jej tropem, dociera do tego domu na zadupiu, gdzie urzęduje sobie pan Anteros i zaintrygowany wchodzi do środka. W doskonałym momencie, bo w chwili, która mogłaby dla Meg być ostatnią - czyli innymi słowy, ratuje jej nie tylko dupę, ale i życie, i też po części życie tej nieszczęsnej niedoszłej ofiary. Co dalej - nie wiem, mógł wezwać karetkę albo ją po prostu zostawić ze świadomością, że niedługo i tak partnerzy ją zaczną szukać i się ulotnić.
    Potem tak - albo z czystej ciekawości mógłby zajrzeć do szpitala, do którego trafiła Meg, albo to Meg znalazła jego. I od tamtego momentu im się znajomość zawiązała. Co Ty na to?]

    Megan Scriven

    OdpowiedzUsuń
  57. — Nie, Franz. Nie mam nic przeciwko, a nawet sam wolę unikać zbędnego dystansu — odparł spokojnie i jak najbardziej zgodnie z prawdą. W gruncie rzeczy dość niechętnie używał wobec innych formalnych tytułów i często pierwszy proponował przejście na „ty”.
    Zerknął na swojego towarzysza z pewnym zainteresowaniem, gdy tylko usłyszał jego uwagę. Ryzykowna teoria. Choć jeszcze bardziej intrygująca była podstawa oficera Interpolu, który zdecydował się na tak śmiałą hipotezę. Czemu tak szybko zdecydował się wysnuć taką teorię?
    — Od końca lutego 2037 roku — odparł, wciąż przyglądając się Franzowi. Nie był pewien czy powinien wyjaśniać kwestię androidów w policji lub informować o Connorze i śledztwie w sprawie defektów. Nie miał związku z tą sprawą, ani tym bardziej nie był nią nawet szczególnie zainteresowany. Zdecydował zatem wyjaśnić drugą kwestię.
    — Nie jestem androidem policyjnym, ani modelem RK 800, o którym pan mówi, tylko prototypem z prywatnego projektu doktora Roja Sartona i Hana Fastolfe, obecnego dyrektora CybrLife. Trafiłem do policji po tym, jak wgrano mi dodatkowe oprogramowanie, mające przystosować mnie do roli detektywa. — poinformował, skupiając się na najbardziej podstawowych faktach. Poza tym nie było sensu opowiadać więcej. Tożsamości obu naukowców były powszechnie znane, sprawa morderstwa doktora Sartona była bardzo głośna, zaś swoją dokładną specyfikację mógł wyjaśnić na prośbę Franza, o ile ten uzna, że z jakiegoś powodu jest mu to potrzebne. — Od tamtej pory pracuję z Elijahem, przede wszystkim jako profiler.
    Zastanowił czy powinien dodać coś jeszcze lub zapytać Franza o coś na jego temat. Uznał jednak, że w obu wypadkach jest to zbędne. Nadmiar nieprecyzyjnych informacji w niczym by nie pomógł. Zaś z jakimikolwiek pytaniami na temat Franza postanowił poczekać aż wyrobi sobie dokładniejszą opinię na temat pracownika Interpolu. Na chwilę obecną sam nie był do końca przekonany co powinien myśleć o nowym współpracowniku. Aczkolwiek jak na razie Franz sprawiał dość pozytywne wrażenie. Daneel był również ciekaw opinii swojego partnera odnośnie całej tej sytuacji.
    Postanowił zatem płynnie przejść do tematu śledztwa.
    — W praktyce zwykle po prostu analizuję ludzie zachowania. I jak mówiłem na komendzie, android nie byłby zdolny do tego co zrobił sprawca. Nawet najlepszy program nie zmusiłby maszyny do okazywania takich odruchów. To było typowo ludzkie zachowanie. — powiedział przenosząc wzrok z drogi na Franza. Zastanawiał się czy powinien dodać coś na temat uprzedzeń ludzi do androidów, ostatecznie jednak zrezygnował z poruszania tego tematu. To raczej nie miało zbytniego związku ze sprawą. Może poza faktem, że wszyscy tak chętnie skłaniali się ku teorii, że to android popełnił zbrodnię. Nagła myśl sprawiła, że zerknął na swojego nowego współpracownika.
    — Nie sądzisz Franz, że to jest zbyt proste? Nadmiar jednoznacznych dowodów zwykle sugeruje, że sprawca stara się celowo zmylić trop. Dlaczego tym razem miałoby być inaczej?

    Detektyw Daneel

    OdpowiedzUsuń
  58. [To taki urok Roberta, z automatu ma +100 do genialności ;)
    I to jest pytanie, na które sama nie wiem jak odpowiedzieć... Bo szalenie miałabym chęć na wącisz grupowy, bo to zajebisty pomysł. Z drugiej strony nie chce wam "blokować" wątku, bo z doświadczenia wiem, że moje tempo pisania jest aktualnie dość powolne. Dlatego w sumie nie wiem. Możemy sobie zrobić grupowy w formie dodatku do waszego wątku z Quinlanem? To już jak wam będzie pasowało :)]

    Lije

    OdpowiedzUsuń