Detroit Today

Policja powstrzymuje niebezpieczną maszynę

Carl Manfred, jeden z najwybitniejszych współczesnych malarzy, został wczorajszego wieczoru zaatakowany we własnym domu, przez swojego androida. Wedle zeznań obecnego podczas incydentu Leo Manfreda, syna poszkodowanego, android mający za zadanie opiekować się jego niepełnosprawnym ojcem, kompletnie oszalał, próbując zabić swojego właściciela. Na szczęście przybyła na miejsce policja, w porę unieszkodliwiła niebezpieczną maszynę, zanim doszło do tragedii. Carl Manfred przebywa aktualnie w szpitalu, choć lekarze zapewniają, że stan artysty jest dobry i lada dzień będzie mógł wrócić do domu. Syn Manfreda odmówił wywiadu apelując o uszanowanie prywatności jego rodziny.
To już kolejny incydent, w którym android zaatakował swojego właściciela. Z naszych ustaleń wynika, że tym razem wadliwy android nie był komercyjnym modelem, lecz zaawansowanym prototypem, który Manfred otrzymał od samego Elijaha Kamskiego, założyciela i byłego dyrektora CyberLife. Może to oznaczać, że problem z agresywnym zachowaniem androidów jest o wiele poważniejszy niż przypuszczaliśmy.

Napad na ciężarówkę CyberLife przewożącą zapasy części

android odpowiedzialny za ogłuszenie kierowcy

Liczba przestępstw z udziałem androidów rośnie z dnia na dzień, choć policja twierdzi, że panuje nad sytuacją. Zeszłej nocy, w okolicy magazynów CyberLife doszło do napadu na należącą do firmy ciężarówkę, przewożącą dostawę biokomponentów. Wedle zeznań kierowcy sprawcą napadu był android. Incydent mógł skończyć się tragicznie, gdyby nie przezorność pracownika CyberLife, który miał przy sobie broń i zdołał postrzelić napastnika, zanim ten go ogłuszył. Maszynie udało się uciec, jednak wedle ustaleń śledczych, android został poważnie uszkodzony. Trwa śledztwo. Wedle informacji przekazanej przez rzecznika prasowego DPD, w sprawie ponownie uczestniczy prototyp androida śledczego, znany z niedawnej sprawy Emmy Phillips. Tym razem asystuje on porucznikowi Andersonowi, zasłużonemu w głośnej do dziś sprawie rozbicia siatki handlarzy bordo.


ARCHIWUM

sobota, 22 września 2018

I am a robot. Were you not told?

RK 700 / I.2037
# 201 920 954 — 1
Stworzony przez Roja N. Sartona i Hana Fastolfe ▪ Zaprojektowany na wzór jednego ze swoich twórców - Roja Sartona ▪ Prototyp ukierunkowany na analizę psychologiczną i emocjonalną ludzi ▪ Niemal niezawodny wykrywacz kłamstw ▪ Przystosowany do roli detektywa poprzez dodatkowe oprogramowanie ▪ Profiler DPD
„Nieufność ludzi wobec androidów była całkowicie irracjonalna i dlatego należało wmontować obwody przyjaźni. Tak samo wszystkie androidy musiały się uśmiechać. Prawie wszystkie. Bo Daneel nigdy się nie uśmiechał.”
Zaprojektowany i stworzony przez niezwykły duet. Doktor Sarton był wizjonerem, był też niewątpliwie ekscentrykiem skoro zaprojektował go na swój wzór, niczym idealne, nie podlegające upływowi czasu, odbicie w lustrze. Z kolei doktor Fastolfe był geniuszem, pewnym siebie, pnącym się po szczeblach kariery, aż na sam szczyt, i przepełniony słuszną dumą. Obaj dążyli do optymalnego połączenia ludzkich cech i wydajności maszyny. A on był efektem ich pracy. Gdyby jednak miał kiedyś nazwać któregoś ze swoich twórców ojcem, najpewniej wybrałby Sartona. To właśnie z nim był bardziej związany, z nim mieszkał przez pierwsze tygodnie po uruchomieniu.

Potem Sarton zginął, został zamordowany, a jego życie wywróciło się do góry nogami. Doktor Fastolfe zdecydował się go zmodyfikować. Połączyć jego oprogramowanie z wciąż rozwijanymi programami kryminalnymi, stworzyć z niego detektywa. Nie był perfekcyjnym detektywem, ale analizowanie ludzi było dobrą podstawą. Nie był też sam. Dostał partnera - Elijaha Baleya, człowieka, wspólnie z którym miał rozwiązać zagadkę. To była trudna współpraca, pierwsza sprawa i zarazem pierwsza pomyłka. Wciąż pamięta jak błędnie ocenił głównego podejrzanego, jak dał się zwieść wychodząc z mylnego założenia. Gdyby nie partner Elijah być może nigdy nie poznałby prawdy, ani nie odkrył mordercy swego stwórcy.

Potem wszystko potoczyło się szybko. Kolejne sprawy, tym razem sukcesy, i coraz bliższa więź łącząca go z człowiekiem, który na początku gotów był go obwiniać o całe zło tego świata. Znalazł też nowy dom, u drugiego ze swoich twórców. Doczekał się przyjaciela, "brata", kopii swego modelu, pozornie identycznego, a jednak skrajnie innego. Formalnie jest prywatną własnością swego twórcy, jego ulubionym dziełem. Nie siedzi jednak bezczynnie, wciąż pracuje dla DPD, wciąż rozwiązuje kolejne zagadki. Nie tropi jednak defektów, tylko ludzi i ich zbrodnie. Wyróżnia się. Zarówno pośród ludzi, jak i pośród androidów. Wydaje się bardziej ludzki niż reszta maszyn, choć zarazem dość odległy w swoim zachowaniu.

„ — Na przykład ty, Daneelu, jesteś żywy, prawda?
— Ja funkcjonuję...”
No dobra kochani, witam się z Wami oficjalnie z postacią... którą dedykuję każdemu kto wie, co to za postać. :) W karcie króluje mistrz Isaac Asimov (momentami lekko przerobiony w cytatach), wizerunku użycza Jude Law, a muzyki cudowne Two steps from Hell. Przesyłam specjalne podziękowania dla Skipper i Dead Soul za stalking, fazę i cudowne powiązania (też was stalkuję!) oraz dla Annabel Lee za magię htmla. Zapraszam wszystkich na wątki i powiązania (mam też do oddania parę fajnych postaci ;)). Proszę nie defekcić Daneela, bo na to monopol ma tylko przyjaciel Giskard on sam się zdefekci. ;) No i co... Bawmy się! KONTAKT GG - 51216583
Remember! Always save the fish Jander! #SaveJander
P.S. On się naprawdę czasem uśmiecha!

33 komentarze:

  1. [Władimir raczej nie będzie idealną osobą, która może zdefekcić Daneela. Ale jakiś wątek musimy mieć, bo zakryłeś moją notkę (i chwała ci za to!) i no cóż...może coś nam wyjdzie? Jakiś wątek najlepiej :D]

    Władimir

    OdpowiedzUsuń
  2. [Daneel <3 Moja książkowa tru lof <3
    Jejku jak ja się cieszę z tej postaci, jak ja się jarałam i stalkowałam... i nie mogłam doczekać. <3 Jest cudowny, idealny i dokładnie taki jak powinien. Nawet te szczególiki typu partner Elijah czy przyjaciel Giskard... To wszystko jest takie "daneelowe" *,* Przepięknie go przełożyłeś na realia Detroit, zachwycam się tymi szczególikami i nawiązaniami (i cytatami!). A tym monopolem na defekcenie to mnie zabiłeś totalnie. Kocham <333
    Życzę dużo weny, wątków, dobrej zabawy... tego by się pojawił partner Elijah i przyjaciel Giskard i już się nie mogę doczekać wątku! <3]

    - Administracja & przyszły braciszek

    OdpowiedzUsuń
  3. [Ok, naprawiłam bloggera (zmieniłam tylko przeglądarkę, ale cicho) i wreszcie mogę skomentować, bo już mnie nosiło, że ja mam kurna jakieś problemy techniczne, gdy cudowny Daneel jest na głównej. Cześć! Daneel jest taki... Daneelowaty i te nawiązania do książki, idealne odwzorowanie postaci w uniwersum Detroit, Asimov jako Fastolfe, manio, to wszystko jest tak cudowne, że jak brzydko stalkowałam cały czas kartę to jarałam się jak głupia, a serce to mi biło jak szalone, o! No, w skrócie, po prostu cudo, bo i tak jestem tak podjarana, że sama nie wiem jak mam coś sensownego napisać. Teraz możesz tylko czekać na braciszka i pannę Gladię i będziemy mogli się wziąć za superowe pisanie i wąteczki, i w ogóle. Ah, już sama nie wiem co piszę, musisz mi wybaczyć... Tymczasem przesyłam moc tysiąca przytulasów i całą kupę miłości, no bo kocham, po prostu! ♥︎]

    Elaine RK400 & przyszła Gladia Delmarre

    OdpowiedzUsuń
  4. [Ten pan jest tak cudowny, że zasłużył nie na jeden, ale na dwa wątki. <3 (miałam Cię shejcić, patrz, jak mi to wyszło...) Jestem aż ciekawa co wyjdzie z defekcenia Daneela, chcemy to zobaczyć (razem z włożonym między mity uśmiechem). Chodź do Jane, czekaj na Meg, będzie fajnie! <3]

    Jane & Meg ze szkiców

    OdpowiedzUsuń
  5. [No to ja ten… z pomysłem przybywam. Powiem tak, na razie nie chcę odsłaniać wszystkich kart i mówić jakie Władimir ma zadanie w USA, na to przyjedzie jeszcze czas, wiec spokojna głowa ;)
    Popow ma w swoim wyposażeniu, komplet fałszywych dokumentów, jeden z nich jest na nazwisko Krause. To jest taki oficer Interpolu z Niemiec, więc możemy jakoś coś z tym zrobić.
    Może zrobimy na zasadzie, że w Detroit stało się coś… Powiedzmy, że jakiś Niemiec sobie wziął i umarł. Powiedzmy że to był jakiś niemiecki dyplomata, który pojechał z rodzinką na urlop w okolice jeziora Erie. Mieli wynajęty hotel w Detroit i tam w jednym z pokoi ktoś zabił biednego dyplomatę (chociaż niekoniecznie musi to być pokój). Do DPD przychodzi wiadomość, że Interpol kogoś przyśle i w tym miejscu pojawia się Władimir jako Franz Krause.
    Już tłumaczę jak miałoby do tego wszystkiego dojść. Otóż, Interpol faktycznie wyśle kogoś od siebie. Ten ktoś nawet i wyląduje w USA, jednak nie dotrze na miejsce, bo zostanie uprowadzony (można zgadywać przez kogo. Ja obstawiam krasnoludki xD). Na jego miejsce wskakuje Władimir, ktoś tam przesłuchuje pana Niemca i wszyscy wierzący modlą się o to, żeby sprawa się nie rypła bo wtedy będzie źle, nawet i bardzo źle.
    Władimir będzie współpracować z Daneelem. Popow może…a raczej będzie chciał szybko skończyć śledztwo i będzie się zasłaniać tym, że to przez to, że dostał polecenia żeby jak najszybciej znaleźć zabójcę dyplomaty. W rzeczywistości…no cóż, musiał też mieć na uwadze to, że facet z Interpolu wiecznie w zamknięciu nie będzie.
    I teraz mamy dwie możliwości. Popowowi i Daneelowi uda się znaleźć mordercę/morderców i wszyscy szczęśliwi, tam Władimir niby wraca do Europy i super sprawa, happy end, bo prawdziwy oficer Interpolu wraca cały i zdrowy do domu, a mordercy siedzą.
    Albo, Popow w jakiś sposób zalicza spektakularną wpadkę. I tutaj są możliwości takie, że albo zabija Daneela, bo nie może ryzykować aresztowania. Jeszcze nie może być aresztowany. Albo spróbuje jakoś przekabacić Daneela żeby o tym „zapomniał” i zachowywał się tak jak wcześniej. Żeby nikomu nie mówił o tym co wie (czyli o tym, że Popow jest szpiegiem).
    Odnośnie morderstw to możemy zrobić tak, że mordercami może być Popow z ekipą i zrobili to wszystko tak że morderstwo wyglądałoby na takie popełnione przez androida/androidy.
    Albo robimy na zasadzie, że jacyś zwykli przestępcy zabili faceta w zwykłym bandyckim napadzie.
    Ewentualnie zrobił to naprawdę android. Jakiś defekt z obsługi hotelowej? Android zbuntował się bo dyplomata chciał mu coś zrobić?
    Jak to wszystko widzisz? I czy jakoś sensownie to przedstawiłem? Idzie się połapać?]

    Władimir

    OdpowiedzUsuń
  6. [Asimov *.* Czytałam kiedyś "Pozytonowego detektywa" no i co j mogę powiedzieć... kompletnie książki nie pamiętam, pamiętam tylko to, że kochałam Daneela, bo to taki słodziak. <3 Zajebista karta, zajebista postać i ten Asimov w powiązaniach. Muahaha, piękne! <3]

    Johnny

    OdpowiedzUsuń
  7. [Cześć :) zapraszam do Bakury :) No i chciałam wspomnieć, że twój Elijah z powiazan ma taką samą buźkę jak ś.p. ojciec Bakury xD]

    OdpowiedzUsuń
  8. [No to jest nas dwóch, bo ja też lubię komplikacje (ale takie sensowne a nie takie z dupy wzięte xD).
    Władimir i logiczne powody? Proszę bardzo, mówisz i masz, ja co prawda jeszcze nie wiem jakie miałyby to być logiczne powody, ale jakieś wymyślimy bo zdolnymi szpiegami jesteśmy xDD
    Ja w sumie to też jestem za opcją pierwszą i trzecią, chociaż teraz zastanawiam się którą wybrać, bo muszę spojrzeć z technicznego punktu widzenia, czyli...tego jak by to wszystko zrobić, żeby za szybko nie pożegnać się z Władimirem, który na pewno albo zostałby aresztowany, albo musiałby uciekać z kraju xD Sensowniej byłoby więc wybrać opcję numer trzy...
    Aaaaa, jestem wewnętrznie rozdarty, jednak chyba wziąłbym opcję trzy xD O ile Ci to nie przeszkadza ;)
    Bo to wcale nie jest tak, że chcemy ocalić Popowa, tylko chcemy zobaczyć niekonwencjonalne decyzje Daanela :D
    I zróbmy jakieś komplikacje, bo why not? Będzie zabawnie. I myślę, że będzie jeszcze zabawniej jak po jakimś czasie Interpol się odezwie z zapytaniem jak współpracowało się z tym panem X porwanym przez krasnoludki xD

    Dobra, myślę że fabuła wątku jest z grubsza ustalona. To teraz pytanie...coś jeszcze musimy wiedzieć, czy nie?]

    Władimir

    OdpowiedzUsuń
  9. [Mogę zacząć, nawet w sumie to mam jakiś pomysł odnośnie początku ;)
    Jedyne co bym potrzebował to tylko informacji czy Daanel zostałby wysłany od razu na miejsce morderstwa, czy w ogóle by się nie pojawiał w tamtym miejscu (w sensie czy wchodzilby do pokoju gdzie dokonano zbrodni, czy czekalby gdzieś na zewnątrz i przepytywal ludzi/androidy)? A może pojawiłby się dopiero po jakimś czasie, kiedy to technicy skończą swoją pracę?
    A i postaram się jak najlepiej określić sytuację odnośnie morderstwa i porwania przez krasnale ogrodowe xD]

    Władimir

    OdpowiedzUsuń
  10. [Robert to mój krasz numer dwa xD bezpośrednio za Reusem i Götze :D ma wątek kryminalny się piszę :D Może Bakura będzie podejrzany o jakieś morderstwo (którego ostatecznie nie popełnił, bo "miałby zbyt dużo do stracenia" (o ile mozna pod to podpiąć wizyty u prostytutek i całodniowe picie bimbru)). Może to nawet będzie jedna z tych prostytutek do których chodzil. Co ty na to?]

    OdpowiedzUsuń
  11. Cudowny, po prostu kocham ♥︎

    OdpowiedzUsuń
  12. To morderstwo było wyjątkowo okropne. Co prawda śledczy nie zastali w pokoju hotelowym rozpłatanego ciała i walających się bebechów niemieckiego dyplomaty i jego rodziny. Znaczy się uściślając to jego żony, bo dzieci przeżyły. Prawdopodobnie to że miały inny pokój to je uratowało. Chłopiec Klaus miał trzynaście lat i o rok młodszą siostrę Ursulę. Od trzech lat mieszkali w USA ze względu na pracę rodziców. Rodziców, których ktoś zamordował.
    Matkę udusił poduszką, a ojcu poderżnął gardło.
    Nawet policja była zdziwiona tym wszystkim, bo przecież kto miałby na celu zabicie dwóch ludzi? Dwie osoby w jednym z lepszych hoteli w Detroit. Kto zrobił bałagan i porozrzucał rzeczy, kto napisał na ścianie „Who’s next?”, jakiś wariat, czy seryjny morderca? Dlaczego porozrzucał ubrania denatów? Dlaczego Rzucił poduszkę-narzędzie zbrodni w kąt pokoju? Dlaczego okrył kobietę kołdrą, a mężczyznę zrzucił z łóżka i pozostawił leżącego twarzą do ziemi?
    Niewielkie ilości tyrium na podłodze, klamce oraz pościeli, mogły świadczyć o tym, że to jakiś android. Albo ktoś, kto chciał żeby inni myśleli, że to android.
    Policjanci krzątali się po miejscu zbrodni. Fotografowali wszystko, pokój w nieładzie, czy też i lśniącą czystością łazienkę z której zniknął tylko jeden hotelowy ręcznik. Poza tym nic. Ktoś mógł odnieść wrażenie, że wszystko było…nienaturalnie czyste w łazience, co stanowiło duży kontrast z pokojem, w którym były dwa ciała.
    Jedno było pewne, należało poinformować Niemców o tym, że ich dyplomata został zamordowany. Należało też utrzymać media jak najdalej od tej sprawy.
    *~*~*
    Na lotnisku położonym 31 kilometrów od Detroit panował jak zawsze spory ruch. Młody mężczyzna w okularach nie zwracał niczyjej uwagi. Czekał na niejakiego Hansa Brauna, oficera niemieckiej policji. Człowieka, który pracował w Interpolu. „Junior” nie był przekonany co do pomysłu Popowa, ale rozkaz rzecz święta i należało go wykonać. Stał wiec z kawałkiem kartki z napisanym nazwiskiem Niemca. Powinien zaraz się pojawić. Miał nadzieję, że to co mówił Popow to prawda. Chciał zaufać majorowi, chociaż nie potrafił.
    Uśmiechnął się do Niemca, który stał przed nim. Nie czekając na nic przywitał się z Niemcem i odebrał od niego walizkę. Zaprowadził go do samochodu. Bagaż schował do bagażnika.
    — O tej godzinie droga do Detroit powinna nam zająć jakieś…pół godziny, panie Braun – powiedział po angielsku „Junior”, równocześnie otwierając drzwi od strony kierowcy.
    Popow leżący pomiędzy fotelami jeszcze bardziej się wcisnął we wnękę. Czekał na dogodny moment.
    — Cudownie, o niczym innym nie marzę jak o zameldowaniu się w hotelu – odpowiedział Niemiec, kiedy ruszyli. Jakiś kilometr od lotniska, Popow usiadł. Na miejscu z tyłu.
    — Dobry panie Braun – powiedział wbijając w szyję mężczyzny igłę od strzykawki. Powoli nacisnął tłok i substancja w strzykawce powoli przedostawała się do krwioobiegu Hansa Brauna. Mężczyzna po chwili zamknął oczy, jego niewładne ciało trochę się osunęło w fotelu.
    — Przerzucamy go do bagażnika – powiedział Popow.
    „Junior” tylko na to czekał. Zjechał na pobocze i pomógł majorowi przenieść nieprzytomnego Niemca do bagażnika. Całe szczęście że był wieczór.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *~*~*
      Następnego dnia z samego rana Popow z dokumentami na nazwisko Krause pojawił się na komisariacie. Miał nadzieję, że wszystko dobrze poszło i ich człowiek w Interpolu nie spierdolił sprawy. Ręce strasznie mu się pociły z tego stresu.
      — Dzień dobry – zaczął po angielsku. – Nazywam się Krause. Franz Krause, przysłał mnie Interpol – powiedział do recepcjonisty. – Przyjechałem w sprawie morderstwa naszego dyplomaty. Przyleciałem wczoraj późnym wieczorem…miałem dzisiaj się zgłosić tutaj.
      — Już sprawdzam – powiedział recepcjonista. Popow rozejrzał się po pomieszczeniu. Zero jakichś ozdobników, zwykły komisariat jakich wiele. Taki schemat jak na serialach kryminalnych. Bawiło go to. – Tak, faktycznie. Przepustka dla pana – funkcjonariusz podał Rosjaninowi przepustkę. – Proszę szukać Elijaha Baley’a, on zajmuje się tym śledztwem.
      Władimir odebrał przepustkę i przeszedł dalej. Przeszedł do pomieszczenia pełnego biurek detektywów. Spojrzał na pierwszą plakietkę z nazwiskiem. Godrarda nie szukał. No to zaczną się poszukiwania. Podszedł do dwóch mężczyzn siedzących przy biurku i rozmawiających o czymś.
      — Dzień dobry. Nazywam się Franz Krause, z Interpolu. Szukam Elijaha Baley’a – powiedział do czarnowłosego mężczyzny. – Prowadzi śledztwo w sprawie morderstwa dyplomaty i jego żony.

      Władimir aka Franz

      [Mam nadzieję, że może być. Jakby coś to mogę poprawić ;)]

      Usuń
  13. [Kłaniam się nisko w podzięce za powitanie i za życzenia :)
    Co do wspólnego wątku, to ja zawsze mam chęci na takie rzeczy! Masz na to jakiś konkretny pomysł?]

    Elise

    OdpowiedzUsuń
  14. Władimir uśmiechnął się. Chyba puści jakiś los na loterii, może coś wygra? W końcu tutaj zaliczył trafienie za pierwszym razem. Nic tylko się cieszyć z tego wszystkiego. Popow jednak nie potrafił się cieszyć z takich rzeczy. Ot, przypadek i tyle. Uścisnął dłoń Baley’a.
    — Mamy razem pracować – powiedział Popow. – Nie ukrywam, że chciałbym zabrać się jak najszybciej za robotę, czas nagli. Poza tym w Berlinie chcą wiedzieć co się stało i jak do tego doszło – dodał nieco wymijająco. Wolał nic nie mówić o tym, że w sumie to ten cały Braun by się nie spieszył i miał wywalone na to ile śledztwo może potrwać. Władimir nie mógł sobie pozwolić na takie luzy. Po prostu nie mógł jeśli chciał jeszcze funkcjonować w społeczeństwie. Aresztowanie było ostatnią rzeczą na jaką miał ochotę. Taka wpadka oficera wywiadu to hańba dla niego i Jaseniewa. No i też i tak już napięte stosunki na linii USA-Rosja stałyby się jeszcze zimniejsze. To było okropne.
    — Mogę przejrzeć? – zapytał i wskazał na lezący na biurku raport z miejsca zbrodni. Władimirowi nie zależało aż tak bardzo na znalezieniu winnego, lub winnych. Miał zupełnie inne zadania, a ta sprawa to był właściwie pretekst żeby się tutaj znaleźć.
    Popow sięgnął po teczkę i szybko zaczął przeglądać jej zawartość. Wyłapywał z tekstu najważniejsze informacje. Nie czytał całości, szukał słów kluczy – tego go uczyli. W tej robocie najważniejsze były krótkie teksty, które człowiek szybko mógł przeczytać i mieć ogląd na sytuację. W przypadku policyjnych spraw szukał wybranych słów i poświęcał im większą uwagę.
    Później przeczyta dokładniej te akta. Miał też nadzieję, że sprawa nie wyda się tak szybko. Chociaż w razie czego miał kilka wymówek. Będzie gorzej jeśli zechcą go sprawdzić, czy coś. Przypuszczał jednak, że miał czas…kilka dni czasu. Później dla bezpieczeństwa wyjedzie na jakiś czas z miasta. Kilka dni z dala od Detroit i będzie dobrze.
    — Chujowa sprawa. Macie ekspertyzę tego… - zajrzał w akta – tyrium, tak? – zapytał i spojrzał najpierw na Baley’a później na Daneela. – I…mam rozumieć, że przejrzeliście monitoring i jesteście w stanie powiedzieć cokolwiek? – wolał się upewnić. Obrał taktykę na dupka z Interpolu, który przyjechał i się rządzi. Wiedział, że to nie jest najlepsza strategia pod słońcem, ale zawsze jakaś.
    Zamierzał grać takiego buca z Interpolu…przynajmniej na początku, później może zmieni swoje nastawienie do nich.
    — Podejrzany android… - mruknął. – Jak na moje oko to musiał być jakiś…ludzki android – dodał oglądając jedno ze zdjęć miejsca zbrodni. – Albo taki z oprogramowaniem imitującym zachowania seryjnych morderców – Popow lekko przygryzł wargę. – Jakieś hipotezy partnerzy? W ogóle, czy jest możliwość zobaczenia miejsca zbrodni?

    [Nie przeszkadza :) Ja tam coś spróbowałem pchnąć do przodu ;)]

    Władimir

    OdpowiedzUsuń
  15. Dla Popowa to też było nowe doświadczenie. Oto teraz będzie mógł przekonać się na własnej skórze jak to wygląda sprawa w policji. Takie śledztwo zawsze go interesowało, przypuszczał że gdyby nie skończył akademii Andropowa i nie dostał się do SWZ to pracowałby w policji. Chociaż kto go tam wiedział? On sam nie był do końca pewny co chce w życiu robić. Znaczy się wiedział, że chce kontynuować rodzinną tradycję, ale nie miał żadnego drugiego planu, gdyby nie skończył szkoły. Patrząc jednak na kierunek studiów na jaki poszedł to pewnie zostałby dyplomatą.
    — Cudownie – mruknął tylko. Powiedział to tak, że chyba nikt nie był w stanie stwierdzić, czy mówił o plikach, czy o tyrium i hipotezie Daneela, a może mówił o samym Daneelu i o tym że on jest ekspertem? To chyba tylko wiedział Popow.
    Władimir spojrzał na Baley’a i lekko uniósł kącik ust.
    — Philips i ten android co chciał skakać z dachu? – zapytał przybierając znudzony ton głosu. Z rozbawieniem stwierdził, że zachowuje się jak typowy oficer GRU, albo SWZ. Widocznie praca weszła mu za bardzo. – Coś mi się obiło o uszy. Paskudna sprawa, tylko tyle powiem. Ciężko było przejść obojętnie wobec tego – dodał. Sprawdzał wcześniej niemieckie, angielskie czy polskie portale i czytał co tam gazety powypisywały. Mógł wiec coś powiedzieć na ten temat, zwłaszcza że ta sprawa była głośna.
    — Świetnie. To w takim razie do zobaczenia – powiedział Popow do Elijaha. Jakoś średnio Amerykanin przypadł mu do gustu, zresztą chyba z wzajemnością. Władimir pocieszał się jednak tym, że to będzie dosłownie kwestia kilku dni. Nie mógł sobie pozwolić na zbędne przeciąganie śledztwa. Miał za dużo do stracenia a i też musiał zrobić jedną rzecz.
    Spojrzał z lekką niechęcią na ten nowy supernowoczesny inteligentny samochód. On sam w życiu by czegoś takiego nie kupił, może i był staroświecki, ale nie zamierzał całkowicie polegać na maszynie. Poza tym to byłoby sprzeczne z tym czego nauczył się w pracy. Powinien polegać przede wszystkim na sobie, dopiero później na sprzęcie.
    Zamyślił się. Zaczął się zastanawiać nad sprawą. Przygryzł delikatnie wargę.
    — Eee… Franz, mów mi po prostu Franz – powiedział wyrwany z transu. – Nie lubię zbędnych barier – dodał. – Więc jeśli nie będzie ci przeszkadzać to będę mówić do ciebie po imieniu, dobrze? – zapytał. W ogóle dopiero teraz do niego dotarło że ten Daneel był jakiś taki inny. Dziwny.
    Popow spojrzał na swojego towarzysza, zaraz jednak odwrócił wzrok i zaczął wpatrywać się w krajobraz przed sobą.
    — Długo pracujesz w policji? – zapytał. – Myślałem, że tylko jeden android pracuje w policji…znaczy się słyszałem o waszych androidach policyjnych, ale takich powiedziałbym…wspomagających? No i ten teraz jakiś nowy model. Ale ty nie wyglądasz ani na tego nowego, ani na tamte stare modele, na człowieka też nie do końca wyglądasz. Czym więc jesteś Daneel? – spojrzał na androida. Takie miał przynajmniej wrażenie że rozmawia z androidem. Jego zachowanie było takie…sztuczne. Przynajmniej Popow takie odnosił wrażenie. Postawił wszystko na jedną kartę, najwyżej później będzie się tłumaczyć ze swojej wtopy. O ile faktycznie zaliczył wtopę. Ale przecież sposób mówienia Daneela był taki inny, poza tym wyrobił sobie o nim opinię po raptem kilku zdaniach. Może za wcześnie było na jakiekolwiek osądy?

    Mów mi Wład...Franz

    OdpowiedzUsuń
  16. Doktor Fastolfe sam rzucił propozycją pomocy. Ponieważ Gladia mało co przed nim ukrywała wiedząc, że prędzej czy później Han i tak zdoła się o wszystkim dowiedzieć, nie miała przed nim żadnych tajemnic. Tak więc kiedy owe listy z pogróżkami stały się dla niej na tyle męczące, że nawet sama obecność i pocieszające słowa Jandera nie zdołały jej pomóc, zwróciła się do Fastolfe’a, który ze sztucznym spokojem przyjął wiadomość o problemach swej przyjaciółki, nawet jeśli panna Delmarre doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że jedynie obciąża go swym kolejnym zmartwieniem. Oczywiście, mogła zwrócić się o pomoc do kogoś, kto rzeczywiście byłby w stanie zająć się utrapieniem młodej damy, lecz Gladia nie chciała kolejny raz wciągać w swój bałagan Elijaha oraz jego partnera. W sprawie z mężem zdołali jej pomóc na tyle, że nie była pewna, czy gdyby kolejny raz musieli zająć się ratowaniem jej przed złośliwymi uwagami nieznajomych, kiedykolwiek byłaby w stanie spłacić u nich dług wdzięczności. Cholera, już doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że nigdy nie zrobi dla nich tak wiele jak oni dla niej.
    Panna Delmarre długo więc nie zgadzała się z opinią Hana, który wciąż powtarzał jej, że powinna udać się z owymi anonimowymi liścikami do detektywa, lub samego Daneela, który zaraz zająłby się badaniem całej tej sytuacji, jeśli Fastolfe rzeczywiście by mu to nakazał. Jednak Gladia długi czas uparcie trzymała się swego, nie chcąc kolejny raz narażać przyjaciela. Do tego dochodziły jeszcze zapewne nieuniknione spotkania z Daneelem, za którymi, chociaż starała się tego nie okazywać, niezbyt przepadała; tylko i wyłącznie dlatego, że każde widzenie z ulubionem androidem Fastolfe’a przypominało młodej kobiecie, że jej ukochany Jander nie jest tak wyjątkowi jak sama by tego chciała.
    Ostatecznie jednak i tak nie miała nic do gadania. Han, najwyraźniej znudzony słuchaniem jakichkolwiek protestów Gladii, przy ostatniej rozmowie oświadczył kobiecie, że ma zamiar odwiedzić ją wraz z Daneelem, nie pytając ją nawet o zdanie. Może dlatego, że doskonale jej opinię znał. Siedziała więc teraz w rozległym salonie, siedząc na kanapie znajdującej się przy rozpalonym ognisku i ze skrzyżowanymi na klatce piersiowej rękoma, oczekiwała przyjazdu swych gości. Czas dłużył się niemiłosiernie, a każda sekunda wybijana przez znajdujący się niedaleko zegar sprawiała, że krew w jej żyłach przyspieszała, wyraźnie zdenerwowana nadchodzącym spotkaniem. Dopiero teraz pomyślała, że może niepotrzebnie nakazała Janderowi wrócić do swojego pokoju. Zwyczajnie nie chciała by jej ulubiony android został jeszcze bardziej zamieszany w jej własne kłopoty, nawet jeśli i tak ten, który wysyłał do niej te chore liściki, zdążył już nieraz wspomnień w nich o modelu RK600 należącym do Gladii.
    Kiedy tylko usłyszała rozchodzące się na korytarzu głosy, pospiesznie wstała i ruszyła w stronę wejścia, chcąc powitać swoich gości, którymi aktualnie zajmował się jeden z licznych androidów Gladii. Jako pierwszy powitał ją Daneel kilkoma, mogłoby się wydawać, dobrze wyuczonymi słowami. Dopiero potem doszedł do niej donośny głos Fastolfe’a, który zaraz uściskał się z nią przyjacielsko i zapytał o samopoczucie, na co panna Delmarre uśmiechnęła się delikatnie, odpowiadając niemal jak zwykle mogło być lepiej. Zaraz po tej krótkiej wymianie uprzejmości, Gladia ruszyła w stronę salonu i usadowiła się przy długim, szklanym stoliku, czekając aż Han zrobi to samego. Kolejny android zjawił się przy swojej właścicielce i ułożył na stoliku tacę z różnego rodzaju ciastkami, a następnie podał Gladii oraz Fastolfe’owi zwykłą wodę z cytryną. Ten jeden raz naprawdę cieszyła się, że otaczające ją androidy wyręczają ją nawet z obowiązku dobrego przyjęcia gości. W tej chwili naprawdę nie miała głowy do tego, by Daneel i jego właściciel poczuli się w jej progach jak u siebie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przez większość czasu się nie odzywała, nie chcąc przerywać swojemu przyjacielowi, który najwyraźniej miał na ten temat wiele do powiedzenia. Dopiero kiedy Han podał list Daneelowi, a ten skierował w stronę kobiety pytanie, kiwnęła głową, by zaraz krótko dodać:
      — Oczywiście, Daneelu. I tak chciałam się ich pozbyć — odparła ponuro, spoglądając swym zimnym wzrokiem na stojącego przy Hanie androida. Gladia przyglądała się robotowi, który teraz dokładnie przyglądał się podanemu mu listu, najwyraźniej chcąc zbadać każdy, możliwy szczegół. Wyprostowała się i westchnęła, zastanawiając się nad odpowiedzią na kolejne pytanie. Długo. Zdecydowanie za długo. — Kilka miesięcy. Wszystko zaczęło się dość niedawno od mojego przyjazdu tutaj, do Detroit. Dlatego też sama nie mam pojęcia, kto mógł tak bardzo się mną wtedy zainteresować, kiedy było mi dane poznać zaledwie kilka nowych osób na organizowanych przez CyberLife przyjęciach i spotkaniach. Cała… Cała ta sprawa jest dość mocno zagmatwana… Dlatego też nie chciałam wciągać w to Ciebie oraz Elijaha. Doktor Fastolfe jednak wciąż nalegał — zerknęła w stronę Hana, który najwyraźniej dumny był z tego, iż zdołał złamać Gladię, która jak zwykle kurczowo trzymała się swego zdania.

      Gladia D.

      Usuń
  17. Nie wiedziała, dlaczego szanowny pan kapitan nienawidził jej aż do tego stopnia, ale dał jej wyraźnie do zrozumienia, że zabawa w słowne potyczki się skończyła i czas wracać do pracy. Miała ochotę ukłonić mu się ironicznie, ale ograniczyła się jedynie do teatralnego pierdolnięcia drzwiami, które prawdopodobnie cudem nie wyleciały z zawiasów albo się nie potłukły. Cokolwiek.
    Podążyła do swojego biurka, usiadła na fotelu i zamknęła oczy, zastanawiając się – za co?
    Przez całe swoje cholerne życie musiała coś udowadniać. To, że nie jest słabsza od dwóch swoich braci. To, że stanie po drugiej stronie barykady i nie zgadzanie się na przemoc, nie szukanie dziury w całym i brak próby diagnozowania, byleby tylko jakiś obrzydliwy psychopata wymsknął się z zimnych, choć silnych szponów sprawiedliwości, nie znaczy, że jest gorsza. To, że w policji była nieliczną kandydatką, wcale nie działało na jej niekorzyść, tak jak brak wiadomej części ciała nie oznacza, że nie nadaje się na dobrego glinę.
    Rok temu udowodniła, że doskonale nadaje się do wydziału zabójstw i potrafi działać skutecznie w pojedynkę. Swój wyczyn niemalże przypłaciła życiem, ale skurwiel, który mordował kobiety w imię wyimaginowanej sprawiedliwości przynajmniej pożegnał się z tym światem i nie mógł skrzywdzić nikogo więcej. Rok temu, kiedy leżała w szpitalu, nawet po raz pierwszy w swoim życiu dostała naręcza kwiatów od kolegów z policji i rodzin ofiar – szczególnie od rodziny kobiety, która dzięki interwencji Megan przeżyła.
    Więc po jakiego, kurwa, chuja teraz wsadzają jej w nową sprawę pierdoloną kupę złomu?
    — Hej, Megan! – Niechętnie spojrzała w stronę policjanta przechodzącego akurat obok jej biurka. Siedziała nisko w fotelu i ramiona skrzyżowała pod biustem, z czym mina obrażonego dziecka komponowała się idealnie. Łypnęła na niego spode łba, ale niespecjalnie się tym przejął. – Podobno dostałaś do sprawy plastikowego partnera.
    W zwyczajnej sytuacji zignorowałaby tę docinkę. Jednak jego beztroska w głosie i poziom wkurwienia osiągający limit krytyczny u pani policjantki spowodował, że poderwała się z miejsca i oparła (zresztą bardzo donośnie) dłonie o blat własnego biurka, stając teraz twarzą w twarz z żartownisiem.
    — Powtórz to, a następnym razem jak otworzysz gębę, będziesz delektował swoje delikatne podniebienie ołowiem.
    — Spokojnie. – Policjant uniósł dłonie w geście poddania, chociaż wyraz jego twarzy mówił, że niespecjalnie przejmuje się wybuchem Scriven. – Spójrz na to optymistycznie, przynajmniej nie będzie ci zjadał frytek do hamburgerów. A tak w ogóle, jest w archiwum. Dowiedziałabyś się, gdybyś nie trzaskała drzwiami u kapitana.
    — Goń się – odpowiedziała w wyrazie wdzięczności i usiadła znów na fotel. Zaraz jednak westchnęła głęboko i wstała, swoje kroki kierując właśnie w stronę archiwum.
    Sprawę poznać już zdążyła. Może z pracy jej nie zwolnią, ale im szybciej pozna tę kupę złomu, tym szybciej się jej pozbędzie.
    W zasadzie sama nie do końca wiedziała, dlaczego tak bardzo drażniły ją androidy. Nie bała się aż tak bardzo o swoją posadę. Może to kwestia twarzy. I zachowania. Albo zachowania i twarzy. Tak naturalną, spontaniczną i emocjonalną osobę drażniły istoty, o ile mogła je tak nazwać, które tych emocji nie potrafiły ani okazać, ani tym bardziej zrozumieć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pchnęła drzwi i zeszła niżej w poszukiwaniu androida. Nie musiała szukać zbyt długo, aby odnaleźć cel swojej wizyty w tym jakże zacnym miejscu.
      Jej wzrok jednak wpierw spoczął na aktach dotyczących sprawy, a potem na aktach dotyczących jej samej.
      Uniosła brew i spojrzała na twarz androida.
      — Megan Scriven, podobno twój nowy partner – przedstawiła się dość nonszalancko i skrzyżowała ramiona pod biustem, wbrew wszystkim zasadom dobrego wychowania, które mówiły, że przy powitaniu wypadałoby podać rękę rozmówcy. – Ale nie przyzwyczajałabym się do tego. – Skinęła głową w stronę akt, które android prawdopodobnie niedawno przeglądał. – Odrobiłeś już pracę domową?

      Megan Scriven

      Usuń
  18. Siedział w swoim pokoju, znów mając czas na rozmyślania. Za wiele czasu, na zbyt wiele dziwnych, zbędnych myśli krążących po jego systemie, tworzących zbędny chaos. Ostatnio wszystko było trudne, coraz trudniejsze. I nie chodziło tylko o to, co się z nim działo... Owszem niepokoiły go kolejne oznaki niestabilności systemu, kolejne chaotyczne, niezrozumiałe ciągi poleceń doprowadzające go do stanów, których nie rozumiał, a co za tym idzie również do obaw. Coraz częściej podejrzewał usterkę, wadę w programie podobną do tych, która dotykała defekty. Za wszelką cenę starał się jednak walczyć z narastającą niestabilnością systemu. Dla Gladii... Ona... Miała zbyt wiele problemów i zmartwień. To właśnie te problemy były teraz dla niego najważniejsze. Owszem, podłe anonimowe listy pojawiały się już od dawna. Ostatnio jednak stały się jeszcze okrutniejsze, zarzucające Gladii o wiele więcej. Myśl, że on również zaczął pojawiać się w tych listach niepokoiła go jeszcze bardziej. Nie chciał ranić Gladii, nie chciał w żaden sposób przyczyniać się do jej smutku, dokładać jej zmartwień... Gdyby tylko mógł zrobiłby wszystko by była szczęśliwa, by częściej się uśmiechała i nie zamartwiała tym wszystkim. Parę razy żałował, że nie jest jak Daneel, że nie może nic zrobić by rozwiązać problem tych listów, że wszystko co może to próbować jakoś pocieszać Gladię i raz po raz mierzyć się z bezsilnością wobec tego wszystkiego.
    Wiadomość, że w końcu doktor Fastolfe zdecydował się interweniować przyniosła mu pewną ulgę. Daneel im pomoże, pomoże Gladii. Pewnie Elijah Baley też się zjawi i razem na pewno coś zrobią. W końcu już raz pomogli... Tylko, że... Czy to wystarczy? Czy pozbycie się i ukaranie jednego podłego człowieka nękającego Gladię pomoże? Czy na jego miejsce nie zjawi się kolejny? To nigdy się nie kończyło. Przez całe pół roku, które Jander spędził z Gladią, wciąż działo się coś, co zakłócało spokój. Plotki, złośliwe artykuły i komentarze na portalach plotkarskich, nieprzyjazne spojrzenia i uwagi rzucane na ulicy. Listy były tylko częścią problemów. Raniły bardziej tylko dlatego, że nie dało się przed nimi uciec. Gladia mogła zaszyć się w domu, odciąć od ludzi i mediów, ale nie mogła nic poradzić na dostarczane do jej pozornie bezpiecznego azylu wiadomości...
    Czy naprawdę Daneel i Elijah rozwiążą problem? Chciał wierzyć, że tak. Na pewno pomogą bardziej niż on. Daneel zawsze był tym lepszym i wyjątkowym. I chociaż łączyła ich pewna więź i poczucie, że są do siebie tak podobni, Jander nie mógł się pozbyć myśli, że nigdy nie dorówna Daneelowi. Czy dlatego tak szybko zadomowił się u Gladii? Bo przy niej czuł się wyjątkowy? Wolał nie myśleć o tym w ten sposób i nie pogłębiać niestabilności systemu tak nielogicznymi rozważaniami. Mimo to nie potrafił wyzbyć się pewnych dziwacznych odczuć względem Daneela, których nie czuł przedtem. Czy może raczej nie czuł w taki sposób jak teraz, kiedy oprogramowanie mieszało mu się z emocjonalnymi złudzeniami. Od jakiegoś czasu tęsknił za Daneelem. Owszem, od początku pobytu u Gladii brakowało mu Daneela, androidy należące do jego właścicielki były prostymi, komercyjnymi modelami, żaden z nich nie był do niego podobny. W domu doktora Fastolfe miał Daneela... Coraz częściej, podobnie jak doktor Fastolfe, wolał nazywać Daneela starszym bratem niż pierwowzorem. Tym bardziej, że podziwiał go i idealizował w sposób przypominający to jak ludzie potrafią idealizować swoich bliskich.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie dlatego, kiedy tylko zobaczył Daneela, pierwszy raz od pół roku, w pierwszym odruchu zerwał się z miejsca. Chciał go uściskać na powitanie i powiedzieć mu, że po prostu za nim tęsknił. Zatrzymał się jednak. Widok Daneela nie zgrywał się z obrazem jaki miał w pamięci. Widać błędy w oprogramowaniu stopniowo wypaczyły mu wizję brata... Chociaż... Jedno się nie zmieniło. Daneel był idealny. Idealnie stabilny, bez błędów w oprogramowaniu, jak zawsze spokojny i opanowany, perfekcyjnie spełniający wszystko to, do czego został zaprogramowany. Niemal natychmiast radość ustąpiła miejsca obawie. Daneel od razu rozpozna, że coś było nie tak, zauważy usterkę. Jeśli komuś o tym powie? Gladia nie mogła się dowiedzieć...
      — Witaj Daneel — powiedział starannie naśladując idealnie spokojny głos Daneela.
      Zawsze to robił... Zawsze w jego obecności próbował go naśladować, być bardziej jak on.
      Zastanowił się co powinien odpowiedzieć bratu na tę uwagę. Kiedy wspominał czas spędzany niegdyś z Daneelem wydawało mu się, że rozmawiali tak swobodnie i naturalnie. A teraz? Czy naprawdę aż tak bardzo nie panował nad własnym oprogramowaniem, że nie wiedział jak rozmawiać z kimś kto był mu najbliższy pod każdym względem? Z kim dzielił znaczną część oprogramowania?
      — Tak, Gladia jest cudowna, ale... — zdobył się w końcu na odpowiedź, mimowolnie unikając sztucznej wymiany uprzejmości i kierując rozmowę na właściwi tor — ...ostatnio ma coraz więcej kłopotów. Dlatego tu jesteś prawda? Pomożesz jej? Dowiesz się kto nęka ją tymi listami? — zarzucił go pytaniami.

      Młodszy braciszek

      Usuń
  19. [Cokolwiek czujesz na mój widok, partnerze, jeśli jest to lepsze od stanu, w jakim jesteś, kiedy mnie nie widzisz, zupełnie mi odpowiada ♥︎

    Sama nie wierzę, że to zrobiłam, ale ciiii... jest fejbjulus! :*]

    Partner Elijah ♥︎

    OdpowiedzUsuń
  20. To była najprawdopodniej jedna z najbardziej zawiłych i niebezpiecznych akcji przeprowadzanych przez mieszkańców frachtowca. Do tego na tyle kontrowersyjna, że ci, którzy uznali iż informacje skrywające się w domu obecnego dyrektora CyberLife mogą okazać się dla defektów przydatne do walki ze swoimi przeciwnikami, nie mieli nawet zamiaru dzielić się swoim planem z Markusem, który zapewne szybko wybiłby im ten pomysł z głowy. Elaine sama z początku nie była pewna, czy powinni to robić. Chociaż pragnęła wolności jak każdy z nich, w jakichkolwiek potyczkach zawsze stawała po stronie Josha, według którego rozlewy krwi wcale im nie pomagały, a wręcz przeciwnie — pogarszały jedynie sytuację poszukujących w Jerychu schronienia, defektów.
    Jednakże ona już od zbyt długiego czasu nie opuszczała ciemnych pomieszczeń statku, mogąc jedynie od czasu do czasu zająć się uszkodzonymi androidami, czy pomóc przy rozładowywaniu zdobytych przez resztę zasobów, do czego i tak niezbyt się nadawała. Fakt, że była tak mocno różna od całej reszty androidów, nieraz sprawiał, że jej pobratymcy zerkali na nią niepewnymi spojrzeniami, najwyraźniej nieco bojąc się jej ludzkiej strony, która przecież stanowiła niemalże całość oprogramowania RK400. Dlatego nawet tak drobna pomoc często kończyła się na tym, że ktoś postanawiał zwyczajnie wyręczyć ją w obowiązkach.
    Może też dlatego, nawet jeśli doskonale zdawała sobie sprawę z możliwych konsekwencji owego występku, wraz z inną grupą androidów postanowiła dostać się do gabinetu Fastolfe’a, by móc nie tylko pomóc swoim pobratymcom i uzyskać informacje, które przydadzą im się w rewolucji, lecz również pokazać całej reszcie, że może się do czegoś przydać. Że chociaż jest delikatniejsza oraz bardziej podatna na wszelkie zniszczenia, potrafi pomóc. Chce pomóc.
    Oczywiście, nie byli dobrze przygotowani. Niepewne informacje od równie niepewnych informatorów okazały się jedynie mylne, pogorszając tym samym całą ich sytuację. Nie była nawet pewna, czy którykolwiek z jej towarzyszy rzeczywiście zdołał dostać się do gabinetu dyrektora CyberLife, by dowiedzieć się czegokolwiek, co pomogłoby im w rewolucji. Kiedy jednak większość androidów Fastolfe’a zorientowała się, że w budynku pojawili się nieproszeni goście, cała ich grupa rozproszyła się, w popłochu szukając jak najlepszej drogi ucieczki. Elaine nie zdążyła jednak zejść nawet na niższe piętro, kiedy usłyszała zbliżające się do niej głosy. Pospiesznie się więc cofnęła i otworzyła drzwi do pierwszego, lepszego pokoju, szukając jakiegokolwiek schronienia.
    Rozejrzała się po czystej, białej pracowni, zapewne w której Han Fastolfe realizował swoje projekty, rozbierając na części i ponownie montując różnego rodzaju androidy. Słysząc dochodzące zza drzwi wystrzały, doskonale wiedziała, kto oddał strzał. Noah był jedynym, który wziął ze sobą broń, wiedząc, że jeśli zabraliby jej więcej, reszta odrazu zorientowałaby się, że coś jest nie tak. Jednak nagła cisza, która nastąpiła po hałasie wystrzeliwanych kul, doskonale dała jej do zrozumienia, że Noah albo zdołał wreszcie się wydostać, albo skończył o wiele gorzej, niż ona.
    Zauważając tablicę z narzędziami, szybkim krokiem zbliżyła się do panelu i wzięła pierwszy lepszy, naostrzony przyrząd, nawet jeśli sama nie miała pojęcia do czego tak naprawdę służył. Elaine jednak chciała się jedynie chronić, nawet jeśli jeszcze nigdy nie była w stanie wyrządzić komukolwiek większej krzywdy. No, nie do końca nigdy. Lecz kiedy właśnie przez nią Elias stracił przytomność, dając jej wreszcie uciec, kolejne dni przemierzała Detroit z okropnym poczuciem winy, nawet jeśli tak bardzo go nienawidziła za krzywdę, którą jej wyrządził.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zerknęła w stronę wejścia do pokoju, słysząc zbliżające się w jej stronę kroki. Szybko więc, nie zdając sobie sprawy z tego jak marną kryjówkę znalazła, schowała się za białą płachtą sięgającą do płytek, która przykrywała coś na podobieństwo szpitalnego łóżka operacyjnego. Wzięła jeszcze głęboki wdech i ścisnęła mocniej trzymane w jednej ręce narzędzie, czekając aż nieznajomy znajdzie się ostatecznie w pokoju.

      Elaine

      Usuń
  21. [To tak z opóźnieniem i dla formalności przybywam powiedzieć Ci to co już wiesz... Kocham go <3 Jest cudowny, słodki i w ogóle pokochałam od pierwszej chwili, tak samo jak książkowego i dziękuję Ci za tę postać i całą wenę jaką dzięki Daneelowi rozsiewasz :)]

    Twój najlepszy przyjaciel Giskard

    OdpowiedzUsuń
  22. [Dziękuję szalenie za takie cudowne powitanie! ♥︎♥︎♥︎
    Nawet nie wiesz (w sumie to wiesz xD) jak się cieszę z tych wszystkich cudownych pochwał ♥︎ No i sama nie mogę się już doczekać wątku, bo to będzie coś cudownego ♥︎]

    Przyjaciel Giskard ♥︎

    OdpowiedzUsuń
  23. — Tak wiem... — odpowiedział słysząc informację o listach. Doskonale pamiętał sytuację, kiedy przyszedł pierwszy list, który wspominał o nim i to jak niespodziewanie potoczyła się wówczas cała rozmowa z Gladią. Nie był pewien czy może... czy w ogóle powinien wspominać o tym Daneelowi. Owszem to mogło być ważne, ale w tej chwili nie był już pewien niczego.
    Drgnął gwałtownie, kiedy usłyszał słowa brata. Poziom stresu... Niezależnie jak bardzo by się starał ukrywać swoje prawdziwe myśli, jak i emocje, ten niezrozumiały chaos w swoim systemie, i tak musiało zdradzić go coś tak banalnego jak poziom stresu.
    Przyjrzał się z uwagą łagodnej, choć niewzruszonej twarzy Daneela. Przez chwilę miał wrażenie, że dostrzegł w oczach Daneela szczerą troskę, gdy mówił o zaufaniu... Zaraz jednak znów widział tylko perfekcję. Chłodny, perfekcyjny spokój, który w jakiś sposób go przytłaczał. Z jednej strony tak bardzo chciał być taki jak Daneel, tak idealnie opanowany i racjonalny. Jednak z drugiej strony za nic w świecie nie chciał już wracać do tego co kiedyś, do stanu kiedy nic nie czuł, kiedy wszystko, łącznie z Gladią były mu tak bardzo obojętne, a wszystko było tylko zimną kalkulacją, kiedy wykonywał polecenia nie zastanawiając się nad niczym. Czy Daneel naprawdę byłby w stanie to zrozumieć?
    Odwrócił wzrok. Przez chwilę w zamyśleniu wpatrywał się w przestrzeń za niedużym oknem. Ostatni czas był ciężki, tak bardzo poddawał się emocjom, których nie powinien odczuwać, że teraz sam już nie był pewien co powinien zrobić lub powiedzieć. Z trudem spróbował opanować te myśli i uczucia, uporządkować wszystko w systemie by zmusić się do chłodnej racjonalnej rozmowy. Tylko im bardziej próbował, tym bardziej nie potrafił.
    — To trudne Daneelu... — odezwał się w końcu, decydując się jakoś z tego wybrnąć — Doktor Fastolfe zaprogramował mnie, żebym troszczył się o Gladię, był przy niej, dotrzymywał jej towarzystwa i robił wszystko by była szczęśliwa. I starałem się wywiązywać z tego zadania jak najlepiej. Ale te listy... — spojrzał z powagą na Daneela, choć i tak nie był w stanie wyczytać nic z jego spokojnej, nieruchomej twarzy — Zamiast wywiązywać się ze swojego celu, jedynie dokładam jej zmartwień. Nie wiem co powinienem robić, by ją pocieszyć, kiedy w listach prześladują ją z mojego powodu. Rozumiesz to Daneelu?
    Miał nadzieję, że brat przyjmie to wyjaśnienie. W końcu to wszystko była prawda, jedynie pozbawiona wszystkich emocji, oparta o chłodną logikę, którą powinien się przecież kierować. Nie chciał by Daneel dowiedział się więcej. Nawet jeśli byłby w stanie mu zaufać, nie potrafił zignorować myśli, że jeśli doktor Fastolfe jakimś cudem dowiedziałby się o wszystkim, o tym, że jedno z jego ulubionych dzieł mogło być wadliwe... to nie skończyłoby się dobrze.
    — To trudne Daneelu — powtórzył po raz kolejny

    Zagubiony braciszek

    OdpowiedzUsuń
  24. Gladii o tyle wydawała się cała ta sprawa trudna, że nie miała bladego pojęcia, kto mógł tak bardzo zainteresować się jej osobą. Kim tak naprawdę był owy adresat listów, dlaczego jego celem stała się właśnie ona? Miała bardzo dużo pytań, lecz żadnych odpowiedzi, nawet jeśli bardzo ich chciała. Wręcz potrzebowała. Zresztą, panna Delmarre nie była w stanie poprawnie stwierdzić, czy problem anonimowych listów rzeczywiście jest trudny. Nie posiadała umiejętności Elijaha, idealnie dopracowanego systemu Daneela, a po morderstwie Rikaine’a wszystko wydawało się po prostu bardziej skomplikowane. Dalsze życie, egzystowanie wśród uwag i nieprawdziwych oskarżeń, chowanie się na drugim końcu świata, chociaż nawet tutaj ktoś zdołał już zakłócić otoczkę spokoju, którą budowała przez ostatnie kilka miesięcy.
    Na twarzy kobiety pojawił się smutny uśmiech, kiedy dotarły do niej słowa androida. Dokładnie przyglądała się Daneelowi, który analizował kolejne listy, chcąc wyciągnąć z nich jak najwięcej informacji. Zdawała sobie sprawę z tego, że przez to całe zamieszanie, wszyscy będący blisko niej, dowiedzą się wreszcie o jej relacji z Jenderem. Zamknęła więc oczy, gdy stojący przy Hanie android złapał kartkę, na której znajdowało się nawiązanie do ulubionego androida Gladii. Cały czas próbowała sobie wmówić, że przecież nie stanowi to żadnej tajemnicy. Że nie powinna obawiać się faktu, że maszyna zdołała dać jej wszystko to, czego poszukiwała przez całe swoje życie. Mimo wszystko, nie była pewna, co mógłby pomyśleć sobie Fastolfe, gdyby dowiedział się jak dużo znaczy dla niej Jander. Czy nie przeraziłaby go wizja, że Gladia obdarowuje maszynę tak silnymi uczuciami? Czy sam nie uznałby Jandera za wadliwego, skoro i ten twierdzi, że rzeczywiście coś czuje? A co jeśli… A co jeśli by jej go zabrali? Nie zniosłaby kolejnej straty. Tym razem straty, która odebrałaby jej wszystko to, co sprawiało, że jej życie było znośne.
    Wzięła głęboki wdech, kiedy tylko zauważyła jak Daneel podnosi na nią swój przeszywający, zimny wzrok. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że android zdążył się już wszystkiego domyślić. Nic nie mogło ukryć się przed jego szczegółową analizą, oprogramowaniem skonstruowanym do odszukiwania różnego rodzaju poszlak, szybkiego łączenia poszczególnych faktów. I chociaż wiedziała, że Daneel nigdy nie sprzeciwiłby się rozkazom swojego właściciela, zastanawiała się, czy zdradzi Fastolfe’owi, co tak naprawdę dzieje się między nią, a Janderem. Mimo wszystko, miała nadzieję, że robot zatrzyma tę informację dla siebie. Jednak jeśli kiedykolwiek Han wyda mu wyraźne polecenie, by powiedział mu wszystko, czego zdołał się dowiedzieć w sprawie wysyłanych do Gladii listów, Daneel nie będzie kłamał. Nie pominie żadnego szczegółu. Pokiwała głową, wyraźnie zawiedziona.
    — Wiem, Daneelu — odpowiedziała krótko. Robot nie musiał jej tego uświadamiać. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że ten kto wysyłał do niej owe listy, doskonale zna prywatne życie młodej kobiety. I chyba to tak bardzo ją przerażało. Że ktoś jest w stanie dowiedzieć się o niej tak wiele, jest w stanie być pewnym czegoś, czego ona sama nie jest pewna. Detroit miało być nowym początkiem. Zamiast tego okazało się takim samym piekłem jak cholerna Anglia. Wzruszyła ramiona, słysząc pytania Daneela. — Regularnie? Nie. Myślę, że większości dałam do zrozumienia, iż nie widzi mi się zbyt często przyjmować nachalnych gości. Było jednak parę osób, które bardzo starały się utrzymywać ze mną kontakt. I mam wrażenie, że nie chodziło im jedynie o nawiązanie dobrych, przyjacielskich relacji. Horder, Gremionis… Nawet ten cholerny Amadiro. Jeszcze kilku innych, ale nie pamiętam ich nazwisk. Nie rozumiem tych ludzi… Czy naprawdę brakuje im zajęć z tym wszystkim co dzisiaj dzieje się w Detroit, że musieli jeszcze uwziąć się na mnie? — dodała, przeklinając w duchu wszystkich tych, którzy od dłuższego czasu zbytnio jej się narzucali.

    Gladia D.

    OdpowiedzUsuń
  25. Uniosła brwi, kiedy usłyszała, że otóż nie odrobił pracy domowej i nie zapoznał się z aktami, które miał otwarte. To po co je, kurwa, otwierał? Zaraz jednak usłyszała odpowiedź, której się nie spodziewała i która podziałała jej na nerwy bardziej niż mylna interpretacja poprzedniej odpowiedzi.
    Megan była bardzo prostą osobą. Jak było coś białe, to było coś białe. Jak czarne, to czarne, a nie, kurwa, w paski, sraczkowate czy kawa z mlekiem. Więc jak coś zrobiła, to coś zrobiła, a nie wymyślała dziwne psychologiczno-filozoficzne odpowiedzi, zastanawiając się nad sensem zaistnienia. Może właśnie dlatego była gliną, a nie psychologiem śledczym. Nieważne.
    Pytanie dotyczące tego, czy może jej mówić na ty, też było denerwujące. Tak będąc ze sobą całkowicie szczerym – wszystko, co było związane z androidem, który miał być jej partnerem, było wkurwiające, dokładnie tak samo jak to, że w ogóle otwierał swoje plastikowe usta, z których wylewały się jakieś dźwięki ułożone w pięknie brzmiące i mądre słowa. Megan, zamiast słuchać o tym wszystkim, wolałaby podjąć się działania.
    — Mów sobie jak chcesz – odparła od niechcenia. – Skoro zostałeś już podręczną kartoteką, proponuję, żebyśmy wyszli i zastanowili się, jak dorwać tego gwałciciela. Im szybciej zaczniemy działać, tym mniej kobiet ucierpi.
    I tym krócej będę musiała cię znosić.
    Nie czekając na odpowiedź, odwróciła się i odeszła w stronę wyjścia. Normalnie w takich sytuacjach mogłaby postawić partnerowi kawę na dobrą współpracę. Ale co mogła zrobić z androidem, który nawet nie gadał jak normalny człowiek? Jak w ogóle obchodzić się z maszyną? Gdy podchodziła do swojego biurka, spojrzała niechętnie w stronę biura kapitana. Pieprzony imbecyl. Jeszcze jej za to zapłaci.
    — Więc – odparła, siadając na własnym biurku i krzyżując ramiona pod biustem. – Rozgość się i powiedz mi, co możesz wstępnie stwierdzić z tych akt o przestępcy.

    Megan

    OdpowiedzUsuń
  26. [Widzisz dobrze... mhrok i zuo przywędrowało zza oceanu do futurystycznego Detroit! ;)
    I dziękuję bardzo. W sumie to skoro już się z typowym sci-fi nie dogaduję, jak niegdyś to stworzę kogoś, kto będzie tak samo hejcił technologię, jak ja. Sama jestem zadowolona z tej postaci, bo tak stwierdziłam, że będzie jeszcze bardziej smutniejsza... w końcu musi żyć w świecie, którego szczerze nienawidzi, ale taka fascynacja przeszłością to taki jej własny świat, w którym sobie spokojnie żyje.
    Chętnie napiszę jakiś wątek i w sumie, czemu by nie? Kryminał może być ciekawy! ;) W sumie skoro jest w policji, zróbmy jakąś jatkę w kawiarni Vanessy! Wtedy na pewno będzie współpracować nawet z androidem, których tak nie cierpi... ;)]

    Vanessa Ives

    OdpowiedzUsuń
  27. Vanessa już od chwili, w której otworzyła oczy, przeczuwała, że to będzie jeden z tych gorszych dla niej dni. Ociągając się z tym, w końcu wstała i poczyniła wszelkie przygotowania do wyjścia. Nie miała najmniejszej ochoty opuszczać domu, aczkolwiek tym razem nie mogła pozwolić sobie na nieobecność. Jak co miesiąc, czekało ją trochę pracy w kawiarni. Co prawda większość z tego mogła zrobić, nie wychodząc z domu, jednakże i tak musiałaby się tam pofatygować, aby zabrać papiery. Na jedno wychodziło; chcąc czy nie, czekał ją wyjazd, mimo że najchętniej usiadłaby w fotelu, zaparzyła cały dzbanek herbaty albo kawy i spędziła ten dzień nad książkami. Odruchowo obejrzała się na całą kolekcję tytułów, ustawionych na podwójnej, wysokiej biblioteczce oraz na biurku stojącym obok. Od razu pomyślała, że niebawem będzie zmuszona dokupić kolejny regał i wyrzucić którąś z pozostałych rzeczy, jeśli chciała to wszystko pomieścić w tak niedużym salonie. Gdyby miała dodatkowe pomieszczenie, mogłaby je przeznaczyć na regały z książkami, lecz wszystko było już zajęte.
    Wyszła z domu około dwunastej trzydzieści i od razu pojechała do pracy. Ucieszyła się nawet, że w środku siedziały tylko pojedyncze osoby i mogła przejść niemal niezauważona. Potem też nic jej nie będzie obchodziło, bo zamknie się na kilka kolejnych godzin, wykonując nudną pracę. Sama tego chciała, wiedziała przecież, na co się pisze, kiedy odkupowała lokal od byłego właściciela. Wiele spraw na szczęście zostało już rozwiązanych. Umowa z firmą oferującą ochronę i monitoring wygasła ponad miesiąc temu i jak dotąd, Vanessa nie pokusiła się o jej odnowienie. Aż za dobrze znała obecne realia i wiedziała, że przed monitorami siedziały te cholerne androidy, które zastępowały już człowieka chyba we wszystkich możliwych obowiązkach. Nie była odosobniona w opinii, że te kukły imitujące ludzi wcale nie wykonywały wielu rzeczy lepiej. Może ich praca faktycznie była szybsza i efektywniejsza, lecz w wielu aspektach nadal nie dorównały ludziom; chociażby z powodu braku empatii, która przy wielu okazjach była wręcz wymagana. Zresztą, co chwila do publicznej wiadomości docierała informacja o kolejnych incydentach buntu androidów. A mimo to, wciąż na nich polegano. Czy ludzkość się kiedykolwiek opamięta? ― pomyślała i zamknęła drzwi od zaplecza, wcześniej prosząc jedną z pracownic o przygotowanie kawy.
    Nie była w stanie określić, ile czasu spędziła nad papierami, ale pracę przerwał jej hałas dochodzący z sali. Przymknęła powieki i przez moment siedziała w zupełnym bezruchu, gdy poza krzykiem, usłyszała również dźwięk tłuczonej porcelany i przewracanych stołów. Jakkolwiek długo to trwało, z tego letargu wybudziła ją ta sama pracownica, która przed paroma godzinami przyniosła jej kawę.
    – Pani Ives – zaczęła jeszcze nieco wystraszona. – Doszło do rozróby w kawiarni. Jacyś ludzie zaatakowali klientów… Kilkakrotnie nacisnęłam guzik alarmu, ale ochrona się nie pojawiła. Dlaczego? Powinniśmy gdzieś to zgłosić?
    – Umowa wygasła półtora miesiąca temu – oznajmiła. – Pracuję nad tym – skłamała. Nie zamierzała nawiązywać współpracy z tą firmą. Musiała rozejrzeć się za taką, w której wciąż pracowali wyłącznie ludzie. O ile to było możliwe.
    – Pójdę posprzątać. Nie ma wielu szkód – młoda kobieta dodała na odchodne, zostawiając Vanessę samą.
    Wiedziała, że powinna wstać, pójść zobaczyć co tam się stało, ocenić szkody i od razu załatwić sprawę. Nie miała jednak do tego głowy. Niedbale rzuciła kartki na stolik i ukryła twarz w dłoniach.
    [...]
    Skończyła pracę trochę po dwudziestej pierwszej i zamknęła zaplecze, wychodząc na salę. Rozejrzała się wokół, jakby szukała śladów popołudniowego incydentu, aczkolwiek wszystko było w stanie idealnym. Równo ustawione stoliki i przetarte, dosunięte krzesła i czysty bar.
    Wyjęła z torebki zapasowy komplet kluczy i otworzyła drzwi od środka, następnie zamykając je na obydwa zamki i udała się do samochodu, który zawsze zostawiała na tyłach budynku. Dzień powoli dobiegał końca, więc już nic nie mogło pójść gorzej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz pojedzie do domu, weźmie ciepłą kąpiel i być może położy się wcześniej spać. Ewentualnie coś poczyta albo obejrzy przed snem, a już jutro zajmie się kolejnymi sprawami. Z tą myślą szła w kierunku auta, gdy pod ścianą, w zupełnym cieniu dostrzegła kontur… czegoś. Włączyła latarkę w telefonie i poświeciła w tamtym kierunku. Od razu dotarło do niej, że to człowiek. Nie żył i bynajmniej, nie wyglądał na kogoś, kto zmarł śmiercią naturalną.
      Cofnęła się o kilka kroków i pobiegła do lokalu, starając się jak najszybciej wejść do środka i zamknąć się na zapleczu, bo uważała, że to jedyne bezpieczne miejsce. A zamknąwszy się już w niewielkim pomieszczeniu, w którym bez obaw mogła zapalić światło, natychmiast wybrała numer alarmowy.
      – Przy budynku St. Clair Cafe odezwała się, starając się, by jej zgłoszenie było dosyć jasne, doskonale wiedząc, że w dyspozytorni pracował cholerny android.
      Już kogoś wysyłamy, proszę zostać na miejscu – głos ze słuchawki poinstruował ją.
      – A dokąd mam iść, cholerna plastikowa puszko? W okolicy może być jeszcze sprawca – odpowiedziała i zakończyła połączenie. Pozostało jej mieć nadzieję, że ktoś zjawi się szybko, bo nieszczególnie uśmiechało jej się spędzenie nocy w kawiarni.
      Po paru chwilach wyszła z zaplecza i usiadła przy jednym ze stolików. Wybrała miejsce, z którego miała dobry widok na ulicę, a jednocześnie ― w razie czego ― nie była łatwo dostrzegalnym celem. Odetchnęła z ulgą na widok nadjeżdżających dwóch radiowozów, nie spodziewając się, że to nie koniec niespodzianek, jak na ten dzień. Opuściła lokal, kiedy i oni wysiedli. Na pewno będą chcieli z nią rozmawiać, więc powinna wyjść na zewnątrz.
      W pewnym momencie zatrzymała wzrok na jednym z wysiadających. Wyglądał dokładnie jak Roj Sarton, lecz nie mógł nim być ― ten nie żył już od jakiegoś czasu. Chciała się cofnąć, z powrotem zamknąć się w kawiarni, albo przebiec do samochodu i odjechać, jednak nie potrafiła wykonać żadnego ruchu. Z kolei w głowie krążyła jedyna myśl ― naprawdę to zrobił.


      [Coś nabazgrałam! Jeśli będą jakieś skargi i zażalenia - czekam. ;)]

      Vanessa Ives

      Usuń