Bociek, który przeprasza za długi wstęp
Jasieniewo, 24 lipca 2028 rok,
godzina 15:30
Siedział przy stole konferencyjnym, tuż obok Katii. Ślicznej kobiety o delikatnych rysach i długich rudych włosach. Dla Władimira zawsze były to rude włosy, chociaż Katia mówiła że są one kasztanowe. Było mu to obojętne. Skoro on uważał że są rude to oznaczało, że były rude. Prosta zasada. Kobieta popalała e-papierosa, miała liqiud o zapachu owoców egzotycznych, dla Władimira była to bardzo miła odmiana. Nie tak dawno wyszedł z gabinetu Zosimowa, gdzie no cóż…pomimo wentylacji i jakichś odświeżaczy powietrza, nadal śmierdziało tam tak jakby się kozy jebały, albo jakiś jełop wypierdolił na środku jakąś bombę biologiczną, która śmierdzi tak jakby ktoś przez pół wieku trzymał tytoń w przepoconych skarpetkach. No nie potrafił tego określić. Bo to był jeden jedyny zapach, który nieodłącznie kojarzył się z Zosimowem i jego papierosami.
Po jego lewej, siedział prawie dwumetrowy „Mały”, który miał na sobie
jak zawsze skórzaną kurtkę, Popow zastanawiał się, czy „Małemu” nie jest
przypadkiem za gorąco w skórze. Nigdy jednak nie pytał o to, bo jednak „Mały”
miał dłuższy staż, no i Władimir trochę się go bał. Bał się niemalże
dwumetrowego i postawnego bruneta, który przypominał mu Dolpha Lundgrena z
czasów świetności… Tyle że „Mały” miał ciemne włosy i typowo słowiańską urodę
Po drugiej stronie Oleg i Wania. Wania zajmował się stricte IT a Oleg
zajmował się sprzętem, był takim trochę ichniejszym „Q” z Bonda. Takim Q, który
współpracował z Wanią. Dwa przeciwieństwa, Oleg mówił dużo, a Wania był tym
małomównym. Oleg był tym wyższym i nieco postawniejszym, Wania niższy o głowę i
chudszy. Jedyne cechy wspólne to tak samo ciemne włosy i to że pracowali za
dwóch.
Byli prawie w komplecie. Brakowało Zosimowa, Bohdana Nikołajewicza
Abramowicza i tego ważniaka z rosyjskiej
ambasady w Szwecji. Jak mu tam było? Piotr… Piotr Smołow? Chyba tak, tak, na
pewno Piotr Smołow.
Władimir nerwowo zastukał palcami w blat biurka. Był tutaj najmłodszy
stażem, stopniem i wiekiem. Miał nieco ponad dwadzieścia osiem lat. Niby miał
za sobą kilka akcji. Ale wtedy w Mohylewie, Bukareszcie…wtedy nie dowodził.
Niby operacja w Warszawie była przeprowadzona przez niego samodzielnie, to jest
sam zaplanował i dowodził niewielką grupą, ale to było łatwe, dziecinnie łatwe
zadanie. Bał się tego jak cholera. Ale to on wyszedł z planem, to jemu Zosimow
powierzył kredyt zaufania, to on miał tutaj dowodzić. Sztokholm miał być jego
najważniejszym egzaminem. Chociaż… Sam nie wiedział, bo Zosimow mówił że
Sztokholm to spacerek, mówił (podobnie jak wszyscy), że Warszawa była
trudniejsza. Popow nie podzielał tego zdania.
Fakt oba zadania diametralnie się różniły, ale… Władimir gdzieś tam
się blokował. Chociaż plan na papierze był dobry (o ile w tej robocie można
mówić o czymś takim jak „dobry plan”).
Z transu wyrwał go Bohdan, który wpadł niczym granat. Władimir
niebezpiecznie podskoczył na dźwięk trzaskających drzwi i na równocześnie
wypowiadane bohdanowskie „Cześć”.
— Nie strasz kurwa – powiedział siląc się na normalny ton głosu.
Jednak miał wrażenie, że każdy wyczuł u niego fałszywą nutkę zdenerwowania i
stresu. Popow wstał, uścisnął dłoń Bohdana i zaczął chodzić po pomieszczeniu.
Czuł na sobie uważny wzrok „Małego”, który ze skrzyżowanymi rękami na
piersi wodzi za nim wzrokiem.
Zapaliłbym – przeszło mu
przez myśl. Właściwie to nie palił, nie licząc kilku papierosów na studiach.
Palił bardzo rzadko, głównie z takim jednym i do tego przy alkoholu. Zazwyczaj
sięgał po papierosy wtedy, kiedy był w takim stanie, że za cholerę nie mógł
sobie przypomnieć zapachu fajek Zosimowa. Popow przeszedł jeszcze dwa razy
przez pokój, dopiero po tym zatrzymał się przy dużym oknie, z którego
rozpościerał się jeden z przyjemniejszych widoków na Jasieniewo. Najlepszy był
widok z gabinetu Zosimowa, tak przynajmniej uważał Władimir.
— Nie stresuj się Władimir. Plan wstępnie został zaakceptowany – Mały
był spokojny, jego niski głos dotarł do uszu Władimira. Mimowolnie się
uśmiechnął.
— Nic nie poradzę, że się denerwuję – powiedział i przygryzł wargę,
jak zawsze kiedy nad czymś intensywnie myślał, albo kiedy się denerwował.
Poprawił nerwowo włosy i spojrzał na pozostałych, którzy byli spokojni. Pomyślał, że on też powinien być spokojny, bo
co to za dowódca, który się denerwuje. Przed Warszawą tak bardzo się nie
stresował jak teraz. Ale może to dlatego, że znał nieco miasto i wiedział co
ono oferowało, a Sztokholm był dla niego niejaką zagadką. Niby widział
wszystko, zdjęcia satelitarne, pokazywano mu zdjęcia i nawet plany dróg. Czuł
jednak że to jest za mało.
W końcu usiadł. Założył nogę na nogę i udawał, że jest już spokojny.
Kiedy niemalże całkiem się wyciszył wszedł Zosimow razem z Smołowem.
Wszyscy wstali widząc przełożonego. Katia przestała palić, Oleg po chwili wrócił
do zabawy ołówkiem, „Mały” wrócił do
poprzedniej pozycji, Wania spojrzał na Smołowa, następnie na Zosimowa i utkwił
wzrok w tym drugim, Bohdan natomiast siedział obok Władimira i lekko się
uśmiechał.
Generał Igor Zosimow odchrząknął i odczekał chwilę. Wyglądał trochę
jak profesor przed wykładem. „Mały” mówił, że przypomina mu starego Antonowa,
który miał właśnie taką manierę odchrząkiwania i czekania aż będzie absolutna
cisza. Tutaj Zosimow nie musiał długo czekać. Od chwili ich wejścia było cicho.
Oczywiście nie licząc cichej pracy klimatyzacji i urządzenia zapobiegającemu
podsłuchowi. Wszyscy zostawili telefony w depozycie, więc nikomu nie przyjdzie
SMS, ani nikomu nie zadzwoni telefon z jakimś przypałowym dzwonkiem.
— Nastąpiła zmiana planów. Mamy nowe okoliczności – zaczął, niemalże
uroczyście Zosimow. O ile było to możliwe, to Władimir jeszcze bardziej
pobladł. „Mały” spojrzał ze zdziwieniem na generała, następnie przeniósł wzrok
na Smołowa, jakby tamten miał coś wyjaśnić. Oleg upuścił ołówek, Bohdan i Wania tak śmiesznie wydęli policzki.
— Czyli co? – zapytał Władimir, zaraz po tym kiedy się ocknął i
zorientował, że o coś trzeba zapytać.
— W Szwecji niedawno doszło do zamachów terrorystycznych – powiedział
Smołow. Zamilkł, nie wyglądał jakby chciał kontynuować.
— Ale to przecież nie powinno nam pokrzyżować planów. Przecież
jesteśmy przygotowani na takie możliwości – powiedział Bohdan.
— Poza tym, co się będziemy przejmować ubogacaniem kulturowym Szwecji?
– zapytał Władimir. – Muslimy robią swoje, my robimy swoje, wątpię żeby
nastąpił konflikt interesów. Zawsze możemy wystosować notę dyplomatyczną do
ISIS żeby łaskawie nie robili zamachów terrorystycznych, bo wpierdalają się
między wódkę a zakąskę. Czyli miedzy nas i Szwedów…
— Wątpię, żeby zrozumieli aluzję z wódką – powiedział Oleg.
— A no tak, oni przecież nie piją, nie jedzą wieprzowiny, pewnie
wierzą że Ziemia jest płaska i że szczepionki szkodzą – Władimir mówiąc to wzruszył
ramionami. – Nie ważne, ważne jest to, że nie możemy odwołać akcji bo jakaś
banda oszołomów postanowiła rozerwać się pod ambasadą. Szwedzi nie mogą dostać
tego archiwum – Władimir mówił szybko i pewnie, wydawać by się mogło, że z
każdą minutą dostawał animuszu. – Nasz D-day wypadał za cztery dni, do tego
czasu możemy obmyśleć nowy plan. A
właściwie najprawdopodobniej nanieść poprawki na to co przedstawiliśmy. –
Władimir skrzyżował ręce na piersi.
— Ma racje – powiedziała po chwili milczenia Katia. – Nie możemy pozwolić
żeby Szwedzi przejęli nasze archiwum. To zdekonspiruje naszych agentów, nasze
siatki szpiegowskie.
Władimir nic nie mówił, obserwował Zosimowa, który lekko kiwał głową w
przód i tył. Zgadzał się z Katią, jak każdy.
Wszyscy tu wiedzieli jakie to będą konsekwencje. Archiwum miało w sobie
informacje sprzed dwudziestu lat a nawet i więcej. W każdym razie były tam
względnie świeże rzeczy. W tym były dane niektórych nielegałów. A to już była
gra warta świeczki. Nie było nic gorszego niż wsypa. W przypadku, gdyby wpadł
jeden nielegał nie byłoby dramatu. Tutaj jednak w grę wchodziło co najmniej
kilkunastu oficerów wywiadu i jeszcze więcej współpracowników. To byłaby
katastrofa.
— Teraz kwestia, czy Szwedzi nie będą chcieli załatwić sprawy jak
najszybciej – zauważył Bohdan. – Pamiętajmy, że oni i pewnie też Brytole albo
Hamburgery będą chcieli dobrać się do tego. Wtedy będzie źle.
— Dowalą nam sankcji i będzie polityczna zimna wojna, która będzie
trwać dość długo – dodał milczący dotąd Wania.
— Wiemy, że Szwedzi zmienili miejsce przekazania archiwum – zaczął
Smołow. – To nie będzie akcja na lądzie. Do wymiany dojdzie na promie. Jednak
nie wiemy na którym, nie wiemy kiedy. Szwedzi milczą, mają ciszę w eterze.
— Nic nie wypłynęło z ichniejszego MSZ? – zapytał Władimir, wychylając
się jednocześnie. – Przecież instynkt samozachowawczy ichniejszego MSZ jest jak
instynkt dziecka w przedszkolu. Informują wszystkich niemalże natychmiast. Ale
skoro milczą to oznacza tylko jedno. Jest to albo samowolka kilku oficerów,
albo przekazanie jest ściśle tajne. Mogą przecież wiedzieć, albo przypuszczać co
chcemy zrobić. Więc…logicznie rzecz biorąc liczą się z tym, że nasze stacje
nasłuchowe śledzą wszystko w Szwecji.
— Właściwie to jak nasze archiwum wpadło w ich łapy? – zapytał Oleg.
— Nie ważne jak, ważne że musimy naprawić to co zjebali ci z GRU. Oni
chyba nie ogarniają bajzlu w swoich spodniach – powiedział „Mały”, który chyba
był nieco zmęczony tym wszystkim. Tak przynajmniej wnioskował Władimir, nie
wiedział jednak na jakiej podstawie wysnuwa takie wnioski. Czy to kwestia
posępnej twarzy „Małego”, czy może jego ogólnej aparycji. Ciężko stwierdzić.
— Chwila moment! - krzyknął
Wania i wszyscy odwrócili się w jego stronę. Nie dość, że odezwał się Wania to
jeszcze krzyknął. – Mówiliście towarzyszu, że prom, tak? – zapytał jakby chciał
się upewnić, czy dobrze usłyszał. Smołow tylko skinął głową. – Co mamy za kilka
dni w Szwecji?
— Ramadan? – zapytał Oleg i uniósł brew.
— Nie. Mamy rocznicę ślubu następcy Szwedzkiego tronu. Zapowiadali
fetowanie. A wiemy jakie zamiłowania ma syn królowej – Katia mówiła tak, jakby
ważyła każde słowo. Przez chwilę Władimir miał wrażenie, że Katia jest
uczennicą, która odpowiada ze „Zbrodni i kary”.
— Raczej nie są to dziwki, koks i piłka nożna – mruknął cicho
Władimir, jednak tak, żeby większość słyszała.
— Lubi morze i statki. Więc…
— Będzie chciał fetować na jachcie – dokończył myśl Katii, Oleg.
— Ale szwedzkie służby nie będą ryzykować odbierania archiwum na
promie z królewską parą. Poza tym… to będzie najbardziej strzeżone miejsce w
całej Szwecji – zauważył „Mały”. W tym wszystkim, generał Zosimow gdzieś
zniknął, chociaż był i obserwował swoich „podopiecznych”. Smołow przyglądał się
im z zainteresowaniem.
— Nie, tego nie zaryzykują, ale chyba wiem do czego Katia zmierzała.
Szwedzi wykorzystają fetę jako swoistą zasłonę dymną. Do przekazania dojdzie za
pięć dni na jednym z promów. Potrzebujemy listę promów, wybieramy te największe
i te które zawijają do Sztokholmu. Interesują nas przede wszystkim te
podróżujące dwójkami. Wiecie o czym mówię? –zapytał Władimir. Oleg i Wania
skinęli głowami.
— Dlaczego dwójkami? – zapytał Smołow.
— Gdyby jeden zaczął tonąć, pasażerów może zebrać tylko prom o
podobnych gabarytach. Szwedzi nie mogą niczego wykluczać, nawet przypadku –
powiedział Władimir.
— A jak wiemy, promy najczęściej toną od przypadku a nie od bomb i min
– wtrącił Wania. Wszyscy mimowolnie się uśmiechnęli.
Władimir zastukał palcami o blat stołu konferencyjnego. Lekko skinął
głową w kierunku „Małego”, który wiedział, że będzie musiał porozmawiać z
Władimirem.
— Jest jeszcze jedna kwestia. Ataki terrorystyczne. Nie możemy
wykluczać, że terroryści pokrzyżują nam
plany. – Katia po raz pierwszy podczas tej rozmowy zaciągnęła się e-papierosem.
– Nie możemy zapominać o tym, że Szwedzi zwiększą ochronę i będą dokładnie
sprawdzać gości. Będzie ciężko się przedrzeć. Będziemy najprawdopodobniej bez
broni, sami na środku Bałtyku…
— Podzieleni na dwie grupy – wtrącił Władimir. – Możemy tylko przypuszczać
na którym z „bliźniaków” dojdzie do wymiany. Będziemy musieli się rozdzielić.
Jedziemy wszyscy na wycieczkę do Szwecji – powiedział z niejaką ironią. – Ale
najpierw musimy to wszystko wytypować.
Jasieniewo, 25 lipca 2028,
godzina 09:45
Popow siedział w swoim gabinecie. Byli tutaj wszyscy, no nie licząc
generała Zosimowa. Siedzieli tutaj już od kwadransa, czekali aż ich „szef” się
odezwie. Władimir wstał, chwycił zadrukowane kartki, które gdzieniegdzie miały
zaznaczone oczojebnie żółtym zakreślaczem nazwy statków. Rozdał każdemu po pliku kartek. Odczekał trzy
minuty nim zaczął mówić.
— Zakreśliłem kilka statków-bliźniaków. Najprawdopodobniej na którymś
z tych dojdzie do wymiany.
— To trochę więcej niż dwa statki – odezwał się Oleg. – No i co? Tęczę
chciałeś nam narysować?
— Nie, bo spłonęłaby jak ta w Warszawie. I tak, znalazłem kolorowe
oczojebne zakreślacze i zawsze chciałem być Pabem Picasso albo takim
austriackim akwarelistą. I teraz proszę spojrzeć sobie na ten piękny pedalski
oczojebny róż. Oto nasze statki – powiedział.
— Jak do tego doszedłeś? – zapytała Katia
— Normalnie, kupiłem zakreślacze w markecie… - zaczął. Widząc jednak
wzrok kobiety zrozumiał że nie o to jej chodziło. – To proste. Prześledziliśmy
z Wanią trasy poszczególnych statków. Wszystkie zatrzymywały się w Sztokholmie,
jednak tylko te zakreślone mają Sztokholm jako koniec rejsu. Te zaznaczone
pomarańczowym to te statki zaczynające kurs z Wysp Alandzkich. Na zielono
zaznaczyłem te, które wypływają z Rygi, żółty Polska a różowy Szwecja.
Interesują nas te dwa statki wypływające z Malmo. Na nich dojdzie do wymiany.
Prosta rzecz, Duńczycy mają blisko i Szwedzi też.
— To teraz tylko żeby Sapo się nie zorientowało co kombinujemy. Bo
Duńczycy raczej nie będą bardzo się rzucać. – „Mały” odłożył kartkę na biurko
Popowa.
— Wiem. Jedyna rzecz jaka nas interesuje to przechwycenie archiwum.
Musimy zrobić to szybko i bezboleśnie, zanim ci z Sapo się zorientują o co
chodzi my musimy być możliwie najdalej. – Popow skrzyżował ręce na piersi i we
świstem wypuścił powietrze. Ewakuacja sprawiała najwięcej problemów.
— Co z naszym odwrotem? – zapytał Bohdan.
— Opcje są dwie. Albo bierzemy łódź i jakoś spieprzamy. Jak? Za chuja
nie wiem, ale wiem że będzie to trudne, trudne w chuj. Albo bierzemy samochód…samochody
i wpieprzymy archiwum do bagażnika
samochodu. Okryjemy specjalną folią, która odbija naświetlenie i tyle…
Przywozimy archiwum do ambasady i to już nie nasz problem. My wycofujemy się i
tyle.
— Skąd mamy mieć pewność, że nie otworzyli archiwum i to nie jest
zmyłka? – zapytał Bohdan. Władimir spodziewał się tego pytania, o to samo
zapytał Zosimowa, użył identycznych słów co Bohdan.
— Generał Zosimow mówił, że archiwum jest zabezpieczone, przed
niepowołanymi ludźmi. Można otworzyć to tylko w warunkach laboratoryjnych. Taką
technologię mamy my, Szwedzi, Anglicy, Amerykanie i najprawdopodobniej
Irańczycy, ci jebnięci Koreańczycy i chyba Hindusi. To jest skomplikowane –
urwał. Nie chciał przyznać się do tego, że średnio słuchał generała Zosimowa.
Nie dość, że go nie słuchał to był jeszcze bardziej skupiony żeby nie zemdleć
od zapachu papierosów. Niby był przyzwyczajony do tytoniu, bo jego ojciec
palił, brat też palił, do tego wielu w Akademii Andropowa też popalało. Ale…to
ile i najważniejsze co palił Zosimow to dla Władimira był kosmos. Albo kosmos i
odpady. Mówili, że można przywyknąć do tego, próbował w to wierzyć. W Boga nie
wierzył to chociaż spróbuje wierzyć w to, że po jakimś czasie człowiek
przyzwyczaja się do zapachu papierosów Zosimowa.
— Jeśli się mylimy? – zapytał Oleg. – Jeśli już to otworzyli a to co
robią to tylko akcja inspiracyjna, albo dezinformacyjna?
Tego nie mogli wykluczyć. Wszyscy spojrzeli na Władimira, który
miał…który dowodził. Był młody, dopiero zdobywał doświadczenie, ale niektórzy
mówili, że Popow daleko zajdzie i jeszcze osiągnie kilka sukcesów.
— Nie możemy tego wykluczyć, nie możemy nic wykluczyć. – Władimir
westchnął i oparł się o biurko. Skrzyżował ręce na piersi i spojrzał na nich. –
Mamy tylko jedną możliwość żeby to sprawdzić. Musimy tam pojechać, gra jest
warta świeczki. Chodzi o nasze siatki szpiegowskie. Chodzi o dziesięciolecia
naszej ciężkiej pracy i naszych poprzedników.
Zgodnie skinęli głowami. Poza tym była to możliwość żeby utrzeć nosa
tym z GRU. No cóż, jedni na drugich psioczyli i nawzajem po sobie sprzątali
bajzel, który zrobił rywal. Walka, rywalizacja, nieczyste zagrania, to chleb
powszedni każdego oficera wywiadu.
Władimir przedstawił krótki i prosty plan. Mieli zdobyć to archiwum,
nawet za cenę życia. Rozkaz, to rozkaz musieli wykonać, chociaż Władimir
powiedział, zupełnie szczerze, że nie zamierza poświęcać niczyjego życia za
kawałek papierów. Jeśli nie będzie innej możliwości to po prostu wypierdolą to
w Bałtyk. Nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie przeczesywać dna morza w
poszukiwaniu kawałka metalowej skrzyni. Co do tego wszyscy byli zgodni.
Pozostawało tylko to żeby Zosimow zaklepał plan, oraz to żeby wszyscy
się przygotowali do podróży po Bałtyku i zadania, które ich czeka.
Jasieniewo, 25 lipca 2028 rok,
godzina 18:13
— Zosimow klepnął plan – powiedział Władimir. – Przepraszam, że
ściągnęliśmy was tutaj o tej porze, ale mamy problem.
— Jaki? Znowu Szwedzi coś zmienili? – zapytała Katia.
— Nie. My mamy problem, bo kwestia komunikacji – powiedział Oleg. –
Komunikacji między nami. Dlatego myślę, że powinniśmy omówić kilka ważnych
kwestii, zwłaszcza, że Będziemy podzieleni na dwie grupy o czym doskonale
wiecie. Najpierw pomówimy o komunikacji. – Oleg wziął głęboki wdech, zupełnie
jakby był światowej sławy tenorem, przed najważniejszym występem w karierze. –
Komunikacja między ludźmi z grupy to przede wszystkim kontakt wzrokowy, mamy
też słuchawki, ale z nich korzystamy tylko wtedy kiedy będzie gorąco, jednak
każdy powinien z nas mieć po mikrosłuchawce w uchu. Nie wykrywalne przez
radary, więc można się cieszyć. Wątpię jednak żeby nas sprawdzali. Na
dyplomatycznych nie sprawdzają… Słuchawki nadają się też do komunikacji między
grupami, mamy jeden kanał, stacje nasłuchowe Szwedów nie powinny nic wyłapać, korzystamy
z bardzo niestandardowej częstotliwości. – uśmiechnął się słabo i spojrzał na
Władimira oddając mu tym samym głos.
— Jedziemy trójkami. Ja, Katia i „Mały” stanowimy jedną grupę –
powiedział i wręczył im dokumenty. – Oleg, Wania i Bohdan druga grupa.
Podróżujecie na papierach dyplomatycznych, wyruszacie jutro po południu do
Sztokholmu razem ze Smołowem. Oleg sporą część sprzętu już skompletował.
Siedzicie przez kilka godzin w ambasadzie, wieczorem jedziecie do Malmo,
będziecie mieć szofera, więc nie macie się o co martwić. Macie nocleg w jednym
z tamtejszych hoteli, sprawdzona rzecz – odkaszlnął, po czym kontynuował. – My
natomiast wieczorem mamy lot do Wilna, nocleg w hotelu i porannym samolotem do
Kopenhagi i z Kopenhagi do Malmo. Mamy dwa różne hotele, spotykamy się dopiero
przed wypłynięciem obu statków. Na pół godziny przed wypłynięciem „Baltici”. Na
pokład statku, promu, czy innej pływającej krypy o nazwie „Baltica” wsiada
nasza trójka. Wasza trójka wsiada na „Pomeranię”. Oczy i uszy szeroko otwarte,
obowiązuje nas ostrożność na najwyższym szczeblu. Trasy sprawdzeniowe, nie
mówimy otwartym tekstem, prywatne telefony zostawiamy w domach….chyba nie musze
o niczym więcej przypominać? – zapytał.
Nikt się nie odezwał. Każdy spoglądał na dokumenty.
— A i jeszcze jedno, Katia…wiesz że walczyłem jak lew żebyś miała sama
kabinę na promie? Najlepiej jeszcze w innej części statku? – zapytał Władimir.
— Ale…?
— Ale wiesz… - podszedł do niej i objął ją tak jak mąż zazwyczaj
obejmuje żonę. – Były tylko podwójne, no a żal nie wykorzystać tego, poza
tym…nasza przykrywka by się spaliła. – Katia spoglądała na Władimira, już miała
się odpychać i powiedzieć, żeby przestał się do niej przytulać, kiedy Popow
zaczął mówić dalej – Wiesz kochanie, nie chciałem żeby nasza podróż poślubna
wyglądała tak jakbyśmy się dopiero co pokłócili…no i jeszcze jedno, śpię przy
ścianie – dodał puszczając ją.
— Serio? Małżeństwo?! – zapytała i z niedowierzaniem spojrzała na
paszport Władimira.
— No wiesz, ty jesteś młoda, ja też…to ktoś pomyślał, że przynajmniej
na tej akcji możemy poudawać małżeństwo – zażartował z tego wszystkiego.
— To co? Mamy małżonków, bliźniaków syjamskich złączonych mózgami,
emeryta na wakacjach i pana, który jest na wakacjach z kochanką? – zapytał
Bohdan.
— Nie. Mamy tylko małżeństwo i pana w stanie przedemerytalnym –
odpowiedział Oleg i wymownie spojrzał na „Małego”, który właśnie spoglądał do
paszportu i sprawdzał o ile lat go postarzyli. Właściwie to nie dużo, bo tylko
o siedem lat. Uśmiechnął się słabo, nie przeszkadzało mu to, że go postarzyli i
tak nie wyglądał ani bardzo młodo ani bardzo staro, powiedziałby że adekwatnie
do wieku i te widełki można by nieco przestawiać.
— To powodzenia wszystkim – powiedział Władimir. – Widzimy się w Malmo
– dodał ściskając ręce Olega, Wani i Bohdana. Miał dziwne przeczucie, że może
widzi ich po raz ostatni. Nie potrafił tego określić dlaczego, nie potrafił
wyczuwać śmierci, nie był żadnym medium, miał po prostu takie dziwne
przeczucie, że widzą się w tym składzie po raz ostatni.
Malmo, 27 lipca 2028 roku,
godzina 14:00 czasu lokalnego
Spoglądał przed siebie, patrzył na ten krajobraz tak inny od tego co
do tej pory widział, był nim oczarowany.
Chociaż zawsze uważał, że nie ma niczego ładniejszego niż Rosja, teraz
zaczął zmieniać zdanie. Takich rzeczy nie zobaczy w Rosji. Malmo przeplatało
nowoczesność z historią. Obok budynków ze stali i szkła była starówka, gdzie
metalowe pomniki były pokryte zielonkawym nalotem, takim samym jak Statua
Wolności na Staten Island. Pod stopami czuł równo położoną kostkę brukową. Było
przyjemnie, rześko. Nie było ani ciepło ani zimno, idealnie na dłuższy spacer
po mieście. Szedł ulicami, kluczył, zmieniał kierunek marszu, przystawał przy
jakichś witrynach, albo przy restauracjach i udawał że studiował menu. Raz na
jakiś czas dyskretnie się rozglądał, dopiero po czterdziestu minutach
stwierdził, że jest czysty i może pójść na umówione spotkanie. Na razie
wszystko szło jak po maśle.
Zatrzymał się w umówionym lokalu. Słyszał że w Pinchos panowała przyjemna
atmosfera i dawali dobre drinki. Szedł i raz na jakiś czas się zatrzymywał,
żeby sprawdzić czy na pewno dobrze idzie, wyglądał jak typowy turysta. Może nie
był Chińczykiem, nie trzaskał aparatem pierdyliona zdjęć, ale wyglądał jak
turysta, który przyjechał do Szwecji na krótki urlop.
Usiadł przy barze i zamówił piwo. Słyszał różne opinie o Szwedzkim
piwie. On sam nie był smakoszem takich trunków, ale wolał piwo niż brać od razu
wódkę. Poza tym, dochodziła godzina piętnasta, więc zdecydowanie za wcześnie na
wódkę. No i też musiał być trzeźwy, albo w stanie bliskim trzeźwości.
Rozejrzał się po lokalu. Sporo Szwedów i turystów, którzy przyszli
napić się czegoś i odpocząć. Spojrzał w kierunku drzwi i nieco szybciej
zamrugał. Czy on tam widział kurwa jakiegoś dementora? Miał być w Szwecji a nie
pierdolonym Hogwarcie! No co to było? Czarne i przemknęło zarzucając swoją
peleryną. Chwycił za piwo i upił łyk, jakby to miało mu w czymś pomóc. W sumie
piwo nie było złe, być może dlatego że poprosił o Heinekena a nie jakieś
regionalne. Lepiej jest wypić coś co się zna, niż coś takiego zupełnie obcego.
Zignorował dementora, czy inną Bukę z Muminków. Musiał się uspokoić,
musi zachowywać się naturalnie, jakby kobieta w burce nie była czymś dziwnym.
Przecież był w tylu krajach, gdzie serio były kobiety w burkach, ba! Nawet i
widział kobiety w burkini. Zastanawiał się jak w czymś takim można się opalać i
za każdym razem stwierdzał, że jednak religia cofa ludzi w rozwoju. Przecież
nie po to kobiety w XX wieku walczyły o prawa wyborcze, żeby w XXI wieku
kobiety z krajów Arabskich były traktowane niczym kozy. A nie wróć! Kozy miały
więcej praw niż kobiety, więc to chyba nie był najlepszy przykład.
Powoli sączył piwo, nie spieszył się, w razie gdyby coś to zawsze mógł
zamówić drugie. Zastanawiał się czy Bohdan przyjdzie. Przez chwilę nawet i
przemknęło mu przez myśl, że mogło się coś stać, że mogli wpaść, albo Bohdan ma
ogon.
Jeśli Bohdan ma ogon, to znaczy
że Sapo wie o nas wie. Jeśli o nas wiedzą, to mamy przesrane. Kurwa, będzie
trzeba odwołać akcję. Archiwum będą mieć Szwedzi i wrócimy do Jasieniewa na
tarczy, przegrani, zmarnowani… Albo nas aresztują i będą żądać wymiany za
kogoś. Zawsze też może być tak, że Sapo wie o nas, jednak czekają na to co
chcemy zrobić, mogą nas zgarnąć podczas akcji, albo już po odzyskaniu archiwum
– Władimir myślał intensywnie. Było tyle możliwości. Teoretycznie w tym
zawodzie powinien być cierpliwy, bo przecież wiedział że w ich fachu czas jest
rzeczą naprawdę względną. Nie powinien się denerwować, bo Bohdan był dobry.
Poza tym w razie gdyby coś to odwołałby spotkanie, czy coś. Napisałby SMSa i
wszystko by „wyjaśnił”.
Popow pociągnął łyk piwa i spojrzał na zegarek zawieszony nad
barem. Była godzina 15:05, nie wiedział
czy to go w jakiś sposób uspokoiło, czy wręcz przeciwnie. Zastanawiał się przez
krótką chwilę, czy nie zamówić sobie czegoś do jedzenia, bo co tutaj tak o
piwie siedzieć? Chociaż… przecież nie był głodny, jadł wcześniej coś co Szwedzi
nazywali kanelbulle, nie było złe, nawet jak dla kogoś, kto nie przepadał za
cynamonem. Może to jednak była kwestia tego, że był głodny, a te bułki w tej
piekarni tak cudownie pachniały? Zastanawiał się, czy po spotkaniu nie zabrać
Katii na wyjście do jakiejś restauracji na coś regionalnego. Nie dość, że dobra
przykrywka, dwa chciał gdzieś wyjść i trochę poznać Malmo, nie wiedział
dlaczego, być może liczył na to, że to kiedyś mu się przyda. Nie wiadomo, może
podczas przekraczania granicy, albo na
promie ktoś się zapyta jak podobało mu się w Malmo?
Nieznacznie drgnął kiedy poczuł na swoim ramieniu czyjąś dłoń. Spojrzał
w prawo na Bohdana. Uśmiechnął się niemrawo do niego.
— Coś mnie zatrzymało – powiedział Bohdan i zamówił piwo.
— Ogon? – Władimir wolał się upewnić. Jeśli ogon od tych z Sapo, to
zwijają się i nie ma odwołania. Niby rozkazy były jasne, ale chyba nawet i w
Jasieniewie zrozumieją, że jeśli nie odwołałby akcji to mogłoby się to skończyć
tym, że nie będzie ani archiwum ani kilku oficerów wywiadu. Spojrzał
wyczekująco na Bohdana.
— Nie. Na szczęście nie. Długo czekasz? – zapytał i wskazał na kufel,
który był w połowie opróżniony.
— Nie. Kilka minut. Normalka – odpowiedział. – Chodź, tam z boku jest
miejsce i możemy porozmawiać na spokojnie. – Wskazał na wolny stolik. Miał
nadzieję, że nikt nie będzie im przeszkadzać. Chociaż kto mógłby im
przeszkodzić?
Jakiś ciapaty, który podejdzie
do nas i łaskawie poprosi żebyśmy nie spożywali w jego obecności alkoholu, bo
to rani jego uczucia religijne? – Władimir poważnie się nad tym zastanowił.
Wydawało mu się to niemożliwe, no bo przecież
przychodząc do baru, gdzie serwuje się alkohol jest się przygotowanym na to, że
ktoś będzie tam pić, prawda? Chociaż wiedział, że ludzie są różni i no cóż…w
Polsce tego doświadczył. Polska to był inny kraj, jak każdy kraj Europy był w
3D tak oni byli w 5D. Proste, proste?
— Jak podróż? – zapytał z grzeczności Władimir. – Bez komplikacji?
— Bez, wszystko dobrze i gra orkiestra. Jesteśmy też gotowi.
Sprawdzaliśmy się, nie mamy ogona, lokale czyste jak łza. Chyba wszystko pójdzie
dobrze – powiedział wesoło i upił łyk piwa. Dobry humor udzielił się
Władimirowi. Miał wrażenie, że skoro wszystko poszło dobrze, to znaczy że
fortuna i bondowska epickość im sprzyja. Z jednej strony było to dobre i
budujące, z drugiej wręcz zaślepiające. – A jak u was? – zapytał Bohdan, musiał
to wiedzieć.
— Też dobrze, bez większych problemów, mieliśmy lekkie kłopoty na
Litwie ale to zestaw standard, opóźnienie lotu – powiedział i lekko się
uśmiechnął. – Tak to jesteśmy czyści, sprawdziliśmy pokoje. Czysto.
— No tak, to Szwecja a nie Iran – powiedział Bohdan. Był kiedyś na
robocie w Iranie, nie polecał akcji wywiadowczej w tamtych rejonach. Teheran
był wielkim miastem i no cóż…stolica Iranu była chyba jednym na najlepiej
chronionych miast. Służby wywiadowcze zawsze pracowały na najwyższych obrotach
i ciężko było zrobić jakąkolwiek akcję. Często było tak, że miesiące
przygotowań w jednej chwili poszły się pierdolić. Wiadomo, zawsze mogło pojawić
się coś niespodziewanego. Tak jak teraz.
— Mam wrażenie, że coś przeoczyliśmy – powiedział cicho Władimir. –
Coś mi tutaj nie gra. Ale może to tylko moje zdanie – dodał ciszej i wypił
trochę piwa, jakby w nadziei że chmielowy trunek zagłuszy jego wątpliwości.
Przecież nie mam się czego bać.
Damy radę, bo przecież jesteśmy oficerami rosyjskiego wywiadu. Jesteśmy
najlepsi, nie ma na świecie lepszej służby niż nasza – myślał. Oczywiście
przesadzał i miał tego świadomość, ale to potrafiło to nieźle podnieść morale.
Grunt, żeby nie przeoczyć czegoś arcyważnego, bo wtedy kaplica. Niby więzienia
Szwedzkie były całkiem dobre, nie chciał jednak tego testować. Jeśli miał być
szczery to z większą przyjemnością zwiedziłby jakiś szwedzki burdel, Szwedki
ładne babki.
Popow pociągnął jeszcze dwa większe łyki osuszając tym samym kufel
piwa.
— Działamy zgodnie z planem. Spotykamy się o wyznaczonym miejscu i
czasie. Kontaktujemy się ze sobą tylko przy pomocy bezpiecznych telefonów i to
w sytuacji ważnej. Do zobaczenia, trzymajcie się – powiedział Władimir i
klepnął Bohdana po przyjacielsku w ramię.
Oddał kufel i zapłacił za piwo. Nawet nie czekał na to aż dostanie
rachunek i wyszedł.
Przez kilkanaście minut jeszcze spacerował po najstarszej części
miasta, dopiero po około dwudziestu minutach chodzenia wrócił do hotelu.
Malmo, 28 lipca 2028 roku,
godzina 20:37
Prom „Baltica” stał najkrócej w porcie, bo coś około dwudziestu minut.
Władimir stał obok samochodu i opierał się nieco o maskę pojazdu. Miał
skrzyżowane ręce na piersi i obserwował morze. To go uspokajało, nawet nie
wiedział czemu. Może była to kwestia tego, że w ogóle atmosfera była niby
senna, jednak to była senność, która miała przerodzić się w dobrą zabawę.
Widząc w oddali srebrnego Jeepa lekko podniósł rękę, jakby chciał
zaznaczyć swoją obecność. Jeep dwukrotnie zamrugał światłami. To był drugi
zespół.
Popow dyskretnie wytarł nieco spoconą rękę i uśmiechnął się do Olega,
Wani i Bohdana. Za plecami porucznika Popowa pojawił się „Mały”, który i nieco
górował nad Władimirem, oraz Katia, która jak zawsze paliła e-papierosa.
— Zaczynamy, to nasze ostatnie spotkanie przed akcją właściwą –
powiedział Władimir. – Mamy dwa samochody, mamy wykupione miejsca i plus minus
dwanaście godzin żeby namierzyć Duńczyków i Szwedów oraz żeby przejąć archiwum.
To jest najłatwiejsza sprawa, gorzej będzie z wywiezieniem tego. – nie
zamierzał owijać w bawełnę i mówić „bułka z masłem dla oficera wywiadu” . To
nie będzie spacerek.
— Łączność utrzymujemy w sytuacjach kryzysowych, korzystamy jak
najmniej ze sprzętu. Stawiamy na komunikację gestykularną i werbalną. Musimy
się ogarnąć, spiąć poślady i zachować wszelaką ostrożność – wtrącił Oleg dając
wszystkim po mikrosłuchawce i dla Władimira jeszcze bezpieczny telefon, tak na
wszelki wypadek, gdyby ta komunikacja zawiodła a musieliby omówić ważne sprawy.
— Informujemy natychmiast, kiedy cokolwiek zobaczymy. Zachowujemy
ostrożność, bo jeśli zdekonspirujemy się to cały misterny plan pójdzie w pizdu.
A Jasieniewo nie przyśle kawalerii z odsieczą. – Władimir musiał to wyjaśnić.
Nie mogło być niedomówień. – Prom przybija do portu za – spojrzał na zegarek –
kilkanaście minut. Dokładnie osiem. Wchodzimy na pokład statków i zaczynamy.
Każdy wie co ma robić?
Odpowiedziało mu zgodne milczenie. Czyli wiedzieli.
Bałtyk prom „Baltica”, 28 lipca
2028 roku, godzina 22:38
Siedział na krańcu koi w ich wspólnej kajucie. Spoglądał na Katię i
uśmiechnął się do niej lekko, jakby licząc że i ona to odwzajemni i on sam
poczuje się lepiej i pewniej. Katia rzadko kiedy się uśmiechała, jednak kiedy
to robiła to potrafiła zmiękczyć nawet i najbardziej nieczułe serce. Władimir
widział tylko raz jej uśmiech, do tej pory pamiętał to uczucie ciepła, które go
ogarnęło. Poprawił włosy, jakby tym samym chciał wyrzucić ten obraz z pamięci,
żeby go nie rozpraszał.
— Siedem minut – mruknął patrząc na zegarek. – Dobrze się czujesz? –
zapytał i spojrzał na swoją towarzyszkę.
— Dobrze, po prostu…nie lubię takich akcji. Woda to nie mój żywioł –
powiedziała szczerze. Źle czuła się na wodzie, było jej bardzo nieswojo. Teraz
jeszcze dochodził stres związany z akcją i świadomość, że nie mają broni.
Spojrzała na Władimira, który według niej chyba się nie denerwował tak bardzo.
Zupełnie inaczej niż w Jasieniewie
kilka dni temu. Inaczej niż w Polsce, czy Stambule. Wyrabia się, to dobrze. Za
niedługo będzie już rasowym oficerem wywiadu. Takim z krwi i kości. Ciekawe,
czy Władimir został oficerem pod presją ojca i starszego brata, czy to była
jego własna decyzja? Muszę go o to kiedyś zapytać – wypuściła niewielki
kłąb dymu, tym razem miała liquid o zapachu mięty. Czując go, Władimir
stwierdził że ten zapach pasuje do Katii, nie potrafił jednak tego sensownie
wyjaśnić. Ale z pewnością mięta była jednym z tych zapachów, które do niej
pasowały.
— Rozumiem – powiedział i o nic więcej się nie dopytywał. Chciał sobie
to wszystko jeszcze uporządkować. Musiał jeszcze raz przeanalizować to
wszystko. Przypomnieć sobie poszczególne etapy akcji. Najważniejsze było
skupienie.
Przymknął oczy, położył się na koi, wziął głęboki wdech i po kilku
sekundach wypuścił powietrze. Wziął jeszcze dwa wdechy i wydechy. Otworzył oczy
i wstał. Włożył mikrosłuchawkę do ucha i spojrzał na zegarek.
— Zaczynamy – powiedział z pełną powagą. Poprawił jeszcze pasek
zegarka po czym wyszedł z kajuty. Na pokładzie założył kurtkę i spojrzał przed
siebie z niejaką dumą. Oto bowiem zaczynała się akcja, której on był reżyserem
i wszystko zależało do niego. Jego decyzje miały wpłynąć na rozdanie kart w
światowej polityce.
Bałtyk prom „Baltica”, 29 lipca
2028 roku, godzina 02:13
Stał obok Katii i lekko ją przytulał. Byli na rufie promu, prawie nie
było wiatru, ale noc chłodna. Wyglądali jak narzeczeństwo lub młode małżeństwo
a nie oficerów wywiadu. I o to właśnie chodziło, o to chodziło żeby ludzie się
nie zorientowali. Chociaż większość bawiła się przednio i oblewali zdrowie
następcy tronu i jego małżonki. Władimir uważnie obserwował otoczenie, gdzieś
tam mignął mu „Mały”, który był pośrodku ucieszonej gawiedzi i ogólnie
szwedzkiego plebsu, który wciąż był pod butem burżujskich królów.
Szwedzi nigdy nie zaznają
prawdziwej demokracji. Chociaż i tak bliżej im demokracji niż Rosji, czy Polsce
– pomyślał Władimir i niestety była to prawda. Niby był młodym oficerem
wywiadu, na dobrą sprawę raczkował w tym interesie, widział i wiedział jednak
sporo. No i też szpiegostwo miał we krwi.
— Na waszej dwunastej dwóch typków – odezwał się „Mały” wyrywając
Popowa z letargu.
— Widzę, nie wyglądają na Szwedów…ani na Duńczyków – powiedział
Władimir i przez chwilę obserwował dwóch czarnoskórych mężczyzn. Gdyby teraz
Popow miał być ironiczny, to powiedziałby że wyglądają mu na Chińczyków,
ewentualnie Eskimosów. – Myślisz, że CIA albo MI6 też się w to miesza? –
zapytał cicho.
— Nie wiem – odpowiedzieli równocześnie „Mały” i Katia.
— „Mały” idź za nimi – powiedział. Musiał podejmować szybkie decyzje.
— Widzę Duńczyków – Katia dyskretnie wskazała dwóch panów w sportowych
garniturach, którzy trzymali się nieco dalej od tłumu rozbawionego szwedzkiego
plebsu. – Mamy starego znajomego. Hans Larsen.
„Mały” tylko odwrócił się nieznacznie w ich stronę i niemalże
niezauważalnie skinął głową. W tym prostym geście było wszystko, począwszy od
zapewnienia że przyjął i widzi, skończywszy na tym, że ma wszystko pod
kontrolą. Władimir lekko podrapał się po nosie. Teraz zaczynało się robić
ciekawie, byli Duńczycy, byli dwaj tajemniczy panowie, trzech rosyjskich
agentów i setki pijanych ludzi.
Brakuje tylko terrorystów do
kompletu – pomyślał z ironią.
Duńczycy czekali na kogoś, Władimir dyskretnie ich obserwował i
spoglądał też na okolicę. Coś się musiało wydarzyć, zwłaszcza, że Duńczycy byli
na statku.
— Szefie – w słuchawce rozległ się głos Olega. – Mamy archiwum. – Tego
to się nie spodziewał. Spojrzał na równie co on zdziwioną Katię. – Szefie?
— My mamy Duńczyków i piratów z Somalii – powiedział. – Oraz Szwedów –
dodał po kilku sekundach. – Bierzcie archiwum i zgodnie z planem. Bez odbioru –
mruknął cicho. Ukrył twarz w burzy kasztanowych włosów Katii. – Nie podoba mi
się to – szepnął tak żeby Katia słyszała to wszystko.
— Mnie też – odpowiedziała równie cicho i pocałowała Władimira w
czoło. Zrobiła to w idealnym momencie, bo Larsen odwrócił się w ich kierunku.
Być może i rozpoznałby Katię, chociaż kto to mógł wiedzieć? Mężczyzna miał wadę
wzroku i nie miał okularów, więc może nie zorientowałby się kto obściskuje się
kilkanaście metrów dalej.
— Idą – zauważył Władimir. – Ruszam za nimi. Musimy się dowiedzieć,
gdzie idą – mruknął odsuwając się nieco od rudowłosej. – Nie wierzę, że
zostawili archiwum bez opieki. Poza tym…to byłoby idiotyczne.
Władimir wtedy nie wiedział jak bardzo miał rację.
— Piraci spotkali się ze śledziojadami – powiedział „Mały”.
Władimir pojawił się z Katią w zasięgu wzroku „Małego”, więc Popowski
tylko skinął głową na znak, że przyjął. Teraz tylko gesty. Ta osobliwa szóstka
musiała gdzieś przejść! No nie było innej opcji!
Przez kilkanaście sekund obserwowali tą niecodzienną zbieraninę.
Musieli teraz czekać na dalszy rozwój sytuacji, przecież nie podejdą i nie
zapytają się, czy teraz będą sobie przekazywać archiwum, od którego cały rząd
dostał rozwolnienia i wszystkich zabrudził swoimi problemami.
Przygryzł wargę. To wszystko wyglądało jakby było ukartowane,
spotykają się tutaj jakby nigdy nic, rozmawiają po angielsku. Wyglądają jak
grupka znajomych…albo trzy osobliwe gejowskie pary.
Władimir słyszał strzępki rozmowy, wiedział już że ma do czynienia z
Amerykanami. Zaczął się zastanawiać co mogło być w archiwum, bo chyba nie tylko
agentura w Szwecji.
Duńczycy, Szwedzi i Amerykanie,
w co wy mnie wpakowaliście towarzyszu Zosimow?
Szóstka się ruszyła. Władimir skinął głową i ruszył za nimi. Lekko
spojrzał za siebie, żeby upewnić się, że „Mały” za nim nie idzie, a Katia
obserwuje otoczenie.
— Szefie, co mamy robić ze skrzynią? – Oleg mówił cicho. Musiał się
bardzo skupić, żeby słyszeć co tam bełkotał. Nie mógł przystawić palca do ucha,
bo to wyglądałoby bardzo dziwnie. No i pewnie był tutaj jeszcze ktoś. Chyba, że
czuli się tak pewnie na swoim promie, że nie zadbali o jakąkolwiek kontrę. To
byłby szkolny błąd.
— Ładujcie na pakę – powiedział równie cicho co Oleg. – I
zabezpieczcie – dodał.
Śledzona szóstka zniknęła w jednej z kabin. Władimir cicho zaklął. To
komplikowało sprawę i to bardzo. Nie wiedział do której weszli, bo wcześniej był
zakręt i nie mógł dostrzec, które drzwi otwierali.
— Weszli do jednej z kabin – powiedział i przygryzł wargę. Nie
wiedział co powinien robić. Czekać nie mógł, wejść też. I tak było źle i tak
nie dobrze. – Nie wiem co mam robić – dodał zupełnie szczerze, nie było to
profesjonalne ale nie przejmował się tym tak bardzo. Coś mu nie pasowało, bo
dlaczego spotkanie było tutaj, a archiwum na bliźniaczym promie?
— Wycofaj się, miej widok na korytarz – odezwał się „Mały”.
— Spróbuję ich podsłuchać – powiedział szybko. – Tu musi być jakieś
drugie dno – dodał i podszedł do pierwszych drzwi. Przyłożył ucho, było cicho.
Przy drugiej też cisza, przy trzeciej…wolał nie mówić, ale przypuszczał że ktoś
całkiem nieźle się tam bawił. Przy czwartej został na dłużej. Próbował
zrozumieć co tam mówią. Słyszał co prawda słowa takie jak „Russia”, „Russian
agents”, „new politic” i jeszcze kilka innych rzeczy, które bez kontekstu były
nieprzydatne. Przewinęło się nawet coś o archiwum. Wytężył słuch. O ile dobrze
zrozumiał to do przekazania archiwum miało dojść w Sztokholmie. Jednak nie było
mowy jak archiwum zostanie tam przetransportowane. Czyżby Duńczycy nie ufali
innym? Możliwe.
Powoli się odsunął od drzwi i najciszej jak potrafił przeszedł jak
najdalej od drzwi. Przełknął głośno ślinę. Przez chwilę miał wrażenie, że nogi
się pod nim uginają, a serce chce wyskoczyć z piersi. Przeszedł na drugą burtę.
Musiał coś zrobić.
— Punkt zero – powiedział. Czasem ubolewał nad tym, że każdy wszystko
słyszy, ale było to o dziwo dobre, wtedy nie było niedomówień i ciągłych
dopytywań.
W swojej kajucie był jako
pierwszy. Później przyszła Katia a „Mały” na końcu. Usiadł na brzegu koi,
„Mały” usiadł przy niewielkim stoliczku podobnie jak Katia. Władimirowi
wydawało się, że siedzi przed dwuosobowym trybunałem.
— Podsłuchałem ich. Strzępki rozmowy, wiem, że do przekazania archiwum
ma dojść w Sztokholmie. Jak archiwum podróżuje nie wiem. Duńczycy milczeli,
chyba im nie ufają.
— Ale szefie, mamy przecież to co nas interesuje – powiedział Wania. –
To na pewno archiwum – dodał.
— Miejmy nadzieję, że tak jest. Czekamy jednak ze wszystkim.
Spróbujemy po tym wszystkim śledzić. Może doprowadzą nas do archiwum? – zapytał
ni to siebie ni to reszty. – Pojadę za nimi upewnię się. Zespół dwa wywiezie
skrzynkę ze skarbami.
— Jadę z tobą – odezwał się „Mały”. – Dobrze znam Sztokholm. Będę
pomocny.
— Mamy ustalone.
— Szefie, a jeśli chcą nas wpuścić w maliny? – zapytał Bohdan.
— To mamy przesrane i nie dopłyniemy do Sztokholmu…albo zaraz po
zejściu nas aresztują – powiedział zgodnie z prawdą. Gdyby to była prowokacja,
to tak by właśnie było. Czego jak czego, ale tego był pewny.
— Czyli…mamy jeszcze cztery godziny? – zapytał Bohdan.
— Tak. Pełna gotowość – powiedział ostro. Na razie druga grupa miała
(najprawdopodobniej) archiwum. Oni byli teraz najważniejszym trybikiem. Będą
musieli to dowieść do ambasady rosyjskiej w Sztokholmie. Nikt nie wiedział jak
bardzo w tej chwili Władimir był zdenerwowany. W środku buzował, na zewnątrz
oaza spokoju. – Można się rozejść – powiedział, zupełnie jak po oficjalnej
odprawie w Jasieniewie.
„Mały” wyszedł niemalże natychmiast. Nie wiedział co robi druga
trójka, przypuszczał jednak, że oni pilnowali skrzyni, albo przynajmniej ja
zabezpieczali…jeśli tego jeszcze nie zrobili. Władimir wierzył w nich, myślał
że zabezpieczenie już jest za nimi. Teraz żeby nic bardziej się nie
spierdoliło.
Sztokholm, 29 lipca 2028 roku,
godzina 7:21
Od kilkunastu minut padało. W normalnych warunkach urlopowych Władimir
by narzekał. Teraz jednak cieszył się z tego, że padało jak nigdy. Deszcz
działał na ich korzyść. Chciał powiedzieć, że i te śledziojady działały na ich
korzyść, nawet się nie sprawdzali. To już bardzo mu nie pasowało. Oczywiście
podzielił się tym spostrzeżeniem z „Małym”, który tylko przytaknął.
— Powinni już być w ambasadzie – powiedział Władimir spoglądając na
zegarek. Nie będą otwierać archiwum, to zrobią dopiero w Moskwie.
Najprawdopodobniej sam Władimir Władimirowicz się tym zainteresował i chce być
przy tym wszystkim. To wielkie wyróżnienie dla nich jako oficerów wywiadu. Ale
przede wszystkim to wyróżnienie dla nich jako obywateli Federacji Rosyjskiej.
— Powinni, a oni powinni przestać jeździć po Sztokholmie – burknął
„Mały”, który był wyraźnie poirytowany zaistniałą sytuacją. – Kurwa no! Jeżdżą
niczym pierdolone Polaczki za karpiem! Chuj z tym! – krzyknął i uderzył w
kierownicę. Władimir nawet się nie wzdrygnął. Spoglądał niemalże przez cały
czas przed siebie, obserwował Jadącego przed nimi białego Volkswagena Touarega.
Raz na jakiś czas spoglądał w lusterka boczne, żeby sprawdzić, czy i oni nie są
śledzeni. Byłoby głupio wyłożyć się na czymś takim. Chociaż i tak wpadka byłaby
ograniczona do minimum. Dwie osoby w porównaniu do sześciu, czy nawet i
większej liczby to naprawdę niewielka cena.
Władimir był w stanie się poświęcić, „Mały” też. Popow dlatego, że
misja była bardzo ważna, a dla kogoś takiego jak Władimir porażka nie wchodziła
w grę, twierdził, że był zbyt dobrze przygotowany, plan zadziałał idealnie, jak
w zegarku…i to chyba najbardziej go niepokoiło. Bo to było niemożliwe, żeby coś
poszło zgodnie z planem, zawsze ale to zawsze coś musiało się zjebać. No nie
było chuja we wsi!
„Mały” miał zupełnie inne plany. On był w stanie zrobić wszystko żeby
uratować tyłek młodzika, który Władimir bez wątpienia był. Widział w nim
potencjał, teraz podczas akcji w pewnym sensie mu zaimponował. Nie biegł od
razu do ambasady i nie mówił, że mają archiwum. Rzadko kiedy używał słów „na
pewno”, częściej mówił „prawdopodobnie” czy „to możliwe” lub „nie możemy tego
wykluczyć”. Słuchał innych, wyciągał wnioski i przede wszystkim myślał
samodzielnie. Był trochę takim indywidualistą, indywidualiści w wywiadzie są w
jakimś stopniu potrzebni, ale kiedy generalicja widzi, że indywidualizm idzie
za daleko, wtedy dostaje się jakieś pouczenie. Jedno, jedyne i wtedy już do
końca służby jest się pilnowanym. Pomimo tego, że Związek Radziecki nie istniał
na mapach od przeszło czterdziestu lat, to niektóre rzeczy się zachowały. Takie
FSB bardzo przypomniało bezpiekę z ZSRR. Niektóre zwroty zostawały. Poza
tym…naprawdę byłoby mu szkoda takiego oficera, który mógł jeszcze wiele zrobić
dla Rosji. Przypuszczał, też że Władimir będzie chciał udowodnić innym, że nie
jest gorszy niż ojciec czy brat. Do starego Władimira Iwanowicza mu brakowało
(tak słyszał od innych), przypuszczał jednak, że godnie zastąpi ojca w
Jasieniewie. Co do starszego brata nie będzie porównywać, bo SWZ FR i FSB to
dwie różne instytucje.
— „Mały”? – Władimir przerwał ciszę panującą w samochodzie. Nawet nie
mieli włączonego radia, jakoś żaden z nich nie chciał słuchać tego co Szwedzi
mają do powiedzenia. Władimir bo nie rozumiał Szwedzkiego, „Mały” nigdy nie
słuchał radia podczas jazdy samochodem. Mówił, że to go rozpraszało.
— Tak?
— Nie wiem, czy dobrze myślę, ale….oni się nie sprawdzają – powiedział
wreszcie.
— Też to zauważyłem, oni po prostu jeżdżą. Ale, zauważyłeś coś jeszcze
innego?
— Wyglądają jakby szukali miejsca parkingowego, a miejsc jest całkiem
sporo…patrząc na porę roku, to chyba coś innego. Ale no godzina młoda, więc…
— Byłeś kiedyś w Szwecji? – zapytał „Mały”.
— Pierwszy raz. Nie znam miasta i ich obyczajów. „Ich” czyli Szwedów –
przyznał, wyglądał jakby był nieco tym zawstydzony. – Czemu pytasz?
— A tak, z ciekawości – powiedział i włączył kierunkowskaz.
Władimir już miał pytać, dlaczego się zatrzymują, zobaczył jednak, że
Szwedzi i Duńczycy zatrzymują się przed ambasadą Amerykańską. Uniósł nieco
brwi. Czyli to jednak Amerykanie, do tego chyba byli to rdzenni Amerykanie z
Afryki, którzy za bardzo opalili się w Miami.
Tylko po co w tym całym
interesie te spalone hamburgery? – przemknęło przez myśl Władimira. Nie
wiedział o co chodziło. Przygryzł wargę, bo przecież nie mogli wejść do
ambasady, nie mieli też tam nikogo…a przynajmniej Władimir o niczym nie
wiedział. A też nie było możliwości żeby zapytać Centralę i w ogóle robić
cokolwiek.
— Bladź – warknęli obaj panowie.
— Chuj, dupa i kamieni kupa – mruknął cicho po polsku Władimir.
„Mały” nic nie mówił, tylko nerwowo uderzał palcami o kierownicę. Byli
w dość dziwnym punkcie. Spojrzeli na bramę ambasady. Otwierał się szlaban i
wyjechał zwykły samochód na dyplomatycznych blachach. Dostrzegli na pewno dwie
osoby, „Mały” szybko ocenił, że muszą wieźć coś jeszcze. Raczej nie byli to
ludzie, chociaż…może jedna osoba siedziała z tyłu.
— Jedź za nimi – powiedział Władimir.
— Jeśli to podpucha? – „Mały” sprawdzał Władimira.
— Mamy szanse fifty-fifty. Nie mamy jak tego inaczej sprawdzić. Równie
dobrze drugi samochód, czy nawet i trzeci może nie wyjechać, a tam coś jest!
Nie tylko kierowca i pasażer! Jedź – powiedział nieco ostrzej. Nie miał zamiaru
pozwolić im uciec.
— Już – powiedział wrzucając jedynkę. Władimir spoglądał na samochód
przed sobą.
Popow musiał coś wymyślić. Najgorsze było to, że nie mieli broni,
samochodu potrzebowali, a jakoś musieli ich zatrzymać.
— Masz telefon? Albo te słuchawki? – zapytał.
— Słuchawki w schowku – odpowiedział „Mały”. Władimir wyciągnął ze
schowka dwie mikrosłuchawki. Jedną wsadził do ucha, drugą wręczył „Małemu”. –
Zatrzymaj się. Wezmę jakiś samochód i coś wymyślimy. Najprawdopodobniej zrobimy
stłuczkę. Zobaczymy co mają, jeśli archiwum to zabieramy je do siebie. Coś
muszą mieć ciężkiego i raczej nie jest to najnowszy piekarnik od Simensa.
„Mały” zatrzymał się, Władimir szybko wyszedł i założył na głowę
kaptur swojej przeciwdeszczowej kurtki. Rozejrzał się dyskretnie w poszukiwaniu
samochodu. Nie potrzebował niczego specjalnego, potrzebował go tylko na
dosłownie godzinkę, nie więcej. Przed sobą miał niewielki sklep spożywczy.
Uśmiechnął się widząc podjeżdżający samochód i parkujący na miejscu przy
sklepie. Podszedł do kobiety, która wychodziła z jakiegoś starego Volvo.
— Przepraszam, szukam…szukam najbliższej stacji metra – powiedział po
angielsku i uważnie obserwował kobietę, spoglądał na jej prawą dłoń z
kluczykiem, jak chowa kluczyk do kieszeni kurtki.
— Musi pan iść w prawo, później prosto, skręcić w lewo obok kawiarni i
przed sobą będzie pan miał metro – kobieta mówiła cicho, to był dobry pretekst
żeby się przybliżyć i zgarnąć kluczyki. Mógł tak zrobić, ale skinął tylko
głową, podziękował i odwrócił się żeby iść w kierunku wskazanym przez Szwedkę.
Kobieta odwróciła się do niego plecami, Władimir szybko zgarnął z jej
kieszeni kluczyki od samochodu i poczekał kilkanaście sekund, aż kobieta
zniknie w suchym sklepie.
Wyłączył alarm, wsiadł do środka i uruchomił go. Uśmiechnął się pod
nosem, widząc że to automat, przynajmniej nie będzie musieć martwić się
sprzęgłem.
Wyjechał szybko i sprawnie, włączył słuchawkę.
— „Mały” gdzie jesteś? – zapytał szybko.
— Niedaleko parlamentu – powiedział.
— Zatrzymaj ich jakoś, zajedź drogę, czy coś… - powiedział. – Dwie
minuty i jestem – dodał.
— Przyjąłem.
Władimir wcisnął gaz do dechy i zaczął jechać na łeb na szyję, plus
był taki, że niewielki ruch, o dziwo niewielu policjantów. Nadrobił sporo
czasu, ale też i dystans nie był duży.
— Widzę was – powiedział. – Dobra „Mały” hamuj, ja przywalę w ich
tyły. Bierzemy ich ogłuszamy i sprawdzamy co wieźli – zadecydował. Plan był
prosty. Nawet i bardzo.
Jasieniewo, 30 lipca 2028 roku,
godzina 15:45
Stał przy ścianie, gdzieś na samym końcu laboratorium w którym zaraz
miało być otwarte archiwum. Czuł jak serce mu wali, już sobie wyobrażał jak za
kilka dni cały zespół dostaje medale a on gratulacje od samego Władimira
Władimirowicza, może nawet i dostałby awans, albo chociaż i nominację do
awansu? To byłoby cudowne. Należało mu się coś, przecież ucierpiał podczas tej
akcji. Wybił bark i nieco nadwyrężył szyję i musiał nosić przez kilkanaście dni
kołnierz ortopedyczny. Ale udało im się zdobyć archiwum. Pytanie tylko…która z
tych skrzyń była prawdziwym archiwum?
Władimir Władimirowicz już był, siedział całkiem blisko i miał
doskonały widok na to jak orły z Jasieniewa będą otwierać archiwum. Popow co
jakiś czas wycierał lewą rękę o spodnie, denerwował się tym.
Dla Władimira potoczyło się to wszystko w iście sprinterskim tempie,
jakieś odczyny, jakieś wiertełka… nie zwracał na to uwagi, zawiesił się i
spoglądał na skrzynki. Raz na jakiś czas tylko spoglądał na Władimira
Władimirowicza, albo na generała Zosimowa. Nawet nie wiedział, że to wszystko
nie trwało pięciu minut, tylko niecałą godzinę. Dokładniej czterdzieści osiem
minut.
— Proszę państwa, nasze archiwum – powiedział jeden z laborantów i po
tych słowach podniósł wieko jednej ze skrzyń, następnie drugiej i dopiero po
tym odsłonił niemalże naraz dwie brezentowe płachty.
W jednej chwili Władimir Władimirowicz Putin spojrzał wściekle na
wszystkich zebranych.
— To jakiś żart? – zapytał.
Zosimow milczał, spoglądał na skrzynie w których były kolorowe
pisemka. W jednej skrzyni były chyba wszystkie numery Playboya z ostatnich
dwunastu albo i trzynastu lat, w drugiej magazyny Timesa, wyładowane po brzegi
numerem, na okładce którego był Putin. Numer sprzed kilkunastu lat, który stał
się memem, bo napis „Time” został umieszczony za głową Putina, a nie jak np. u Obamy, na
czole.
— Kurwa – powiedział cicho Władimir, podchodząc do skrzyń. Chwycił w
lewą rękę jeden z magazynów „Time” i przełknął głośno ślinę. – Nie rozumiem… - powiedział
cicho i odłożył gazetę na stos jej podobnych. Spojrzał na prezydenta i widząc
jak ten jest wściekły odsunął się na bezpieczniejszą odległość.
— Generale Zosimow, proszę za mną – powiedział prezydent. Popow czuł
że polecą głowy.
Kurwa. Pradziadek był w Czeka i
NKWD, dostał w łeb w 1938, dziadek był w KGB, ojciec też…i co? Na mnie tradycja
rodzinna ma się skończyć? Kurwa. Przecież teraz to nawet przy zamiataniu ulic
nie znajdę roboty! Nigdzie w Rosji nie znajdę pracy! – myślał gorączkowo.
— Zakpili z nas. Ośmieszyli –
powiedział Popow zrezygnowany. Usiadł na krześle, na którym wcześniej siedział
Zosimow. Czuł jak nogi mu miękną.
Był odpowiedzialny za porażkę i zamierzał przyjąć to na klatę. On
podejmował decyzje, on przedstawiał plan i on się pod nim podpisywał.
Jasieniewo, 2 sierpnia 2028
roku, godzina 10:30
Nie lubił gabinetu Zosimowa, przez ten zapach. Bo nie licząc tego
wszystkiego, to pomieszczenie urządzone było ze smakiem, miało cudowny widok na
okolicę i też za ładnym ciężkim dębowym biurkiem była imponujących rozmiarów
mapa Rosji.
Przed Zosimowem stały dwie szklani z herbatą. Zosimow mówił że komplet
tych szklanek jest, a raczej był własnością księcia Jusupowa. Władimir nie
wiedział czy to prawda, przypuszczał jednak że jest to wysoce prawdopodobne, bo
komuniści brali wszystko.
— Zostajecie przeniesieni do naszej placówki dyplomatycznej w
Warszawie – powiedział w końcu Zosimow, przerywając tym samym dołującą ciszę.
Władimir spojrzał na niego zdezorientowany, czekał na to aż każe mu się
wynosić, albo…zrobić cokolwiek. Ale...tego się nie spodziewał.
— Do Polski? Do ambasady w Warszawie? – zapytał jakby z niedowierzaniem.
— Tak. Natychmiast, macie oczywiście kilkanaście dni urlopu żeby się
wykurować. – Zosimow wymownie spojrzał na kołnierz ortopedyczny i rękę na
temblaku.- Placówka została powiadomiona o waszym przyjeździe. Możecie
odmaszerować.
— Tak jest – powiedział tylko i wyszedł.
Na korytarzu odetchnął z ulgą. Czekała go dzisiaj jeszcze jedna
rozmowa. Chciał się pożegnać z ekipą i przeprosić ich za spartaczenie sytuacji.
Chciał tez im obiecać, że dostarczy notatkę służbową na biurko Zosimowa, w
której wyjaśni co się stało. Później…później pojedzie na kilka dni na
podmoskiewską daczę ojca. Spotka się z nim i z braćmi. Po tym, spakuje się i wyjedzie
do Warszawy. Nawet nie wiedział na ile, wiedział jednak, że ten wyjazd to kara.
Co prawda nie była jakoś bardzo dotkliwa, ale jednak. Większość traktowała
Polskę i Polaków jako niegodnych przeciwników…przynajmniej tak było od kilku
lat.
Władimir Popow wiedział jednak, że nie można lekceważyć rywala.
Zamierzał też odkuć się i powrócić do Jasieniewa bogatszy w doświadczenie.
_______________
Przepraszam że musieliście tyle czytać. Wybaczcie, pardon i takie tam. Ale order z ziemniaka dla tych, którzy dotrwali!
Pierwsza! :D
OdpowiedzUsuńNo szacun Bociek, notka niczym Hiszpańska Inkwizycja - najpierw nie spodziewałam się, że zamiast tradycyjnej głupawki dostanę kawał dobrego filmu okraszony przy okazji zajebistym boćkowym humorem. A potem nie spodziewałam się Putina... xD No i na koniec nie spodziewałam się zakończenia z Polską, zajebista kara za misję. :D
Oczywiście z tradycyjnych kwestii najbardziej umarła mnie Buka-dementor i zawartość skrzyń <3 Boćku Wincyj! Zrób z tego serial akcji, bo Władimir jest świetny, bohaterowie poboczni genialni, no i nawet się jakiś Q znalazł. Zacnie, oj zacnie!
p.s. Szach mat ateiści, Q czyta notki! xD
Dziękuję, dziękuję :D Jak widać Boćku lubi zaskakiwać :D (zaskoczę was wszystkich jak książkę napiszę xDDD)
UsuńJeszcze raz się cieszę, że się podobało i że zaskoczyłem. Cieszę, się że wczułaś się w akcję, serio to miód na moje serducho (które zgubiłem, albo je sprzedałem).
PS. Polać ci za czytanie notek! *wcale nie jest tak, że zmuszał...dobra, żart, nie zmuszał*
Oficjalnie gratulujemy notkowego rozdziewiczenia... znaczy się pierwszej notki na blogu! Wielkie brawa, kwiaty, kosz czekolady i napój ziemniaczany dla Ciebie! <3
OdpowiedzUsuńZaś co do samej notki to ja nie wiem co to ma być i kto to pisał... fabuła niczym tania podróba Bonda, z Władimira taki agent, że Johnny English zrobiłby to lepiej. Humor nieśmieszny i pffff co za jakieś polityczne wstawki? Nuuuuda!
No... to czekam na te obiecane pięć set plus za hejta. :)
I w międzyczasie powiem tak od siebie i tak bez łapówki, że bardzo bardzo mi się podoba. Styl niby inny, ale taki swojski, fabuła przecudna i mega wciągająca, polityka przyszłości tak bardzo prawdziwa (kocham opisy Szwecji i Szwedów), do tego Putin i zakończenie, które zwala z nóg. No ja chcę wincyj! <3 Chcę poczytać ciąg dalszy o Warszawie! <3
- Ulubiona Administracja
Oficjalnie dziękuję :D
UsuńI ten...no nie wiem...fstyt mi za to, bałdzo, bałdzo fstyt xDD I cudowny hejt <3 Kocham, bardzo kocham :D
Dziękuję, bardzo dziękuję za te miłe słowa :D Wiesz co przeżywałem, bo miałaś relację live i dziękuję ci za wsparcie <3 Myślę, że pojawi się jakiś ciąg dalszy, kiedy to nie wiem, ale z pewnością się pojawi :D No dobrze, nie "z pewnością" ale "być może", zobaczymy jeszcze ile osób mnie zaszczyci swoim hejtem xD
[Jezusie slodki w morelach :D Jak ja to lubie :D Pochlonelam to szybko i gladko, a wciagnelo mnie po pachy jak bagienko w lesie :) W kazdym razie mam pytanie, czy nie zamierzasz kiedys wydac jakiejs ksiazki? Bo jezeli tak, to pierwsza ustawie sie w kolejke i wydam swoje hajsy na taka knige :D]
OdpowiedzUsuńCieszę się, że cię wciągło/wssało/porwało i puścić nie chciało, nawet nie wiesz jak bardzo :D
UsuńCo do książki to nie wiem, nie wiem jak to będzie ziom! Nie wiem, nie wiem jak to będzie...i tak dalej można sobie dośpiewać Multiego (jedyny kawałek jaki znam xD).
No to mam nadzieję, że kwestia książki została rozwiązana, mogę jednak powiedzieć (na jakieś 99%) pojawi się jeszcze jedna notka, tak w ramach rekompensaty ;)
I dzięki jeszcze raz za miłe słowa :D
Wiedziałam, że ostatecznie okaże się, że jestem jedyną osobą, która woli smród zwykłych fajek od tych mdlących, słodkich zapaszków liquidów... Dlaczego jestem taka inna? xD W ogóle czytałam tę notkę na przerwach w szkole i kiedy mi padł telefon jakoś przy końcówce to płakłam mocno. To było takie zajebiste, a ja chcym wincyj! Serio mordeczko, gdybyś planował wydać książkę or something to ja kupuję odrazu i nawet się nie zastanawiam. A narazie możesz nam tak ładnie spamić tak dobrymi noteczkami jak ta, na której mocno kisłam. ;) Nawet znalazło się tam miejsce dla mojego największego autorytetu, czyli Putina. Żyć, nie umierać. I matko, gdyby mnie za karę do Polski mieli wysłać... Actually wolałabym stryczek, Syberię, czy inne pierdoły niż to nasze zadupie. xDDDD Czekam niecierpliwie na ciąg dalszy! Może na jakąś relacyjkę z pobytu w Polszy, hm? ♥︎
OdpowiedzUsuńJak to można lubić smród tych zwykłych fajek? No jak? Chociaż w sumie...przypuszczam, że Władimir powiedziałby że zapach tych zwykłych fajek jest lepszy niż te papierosy, które pali Zosimow xD
UsuńWidzę że poświęcenie, zamiast powtarzać materiał to się notki czyta :D Już kocham, bo robiłbym to samo <3
I jej! Czuję się doceniony za jedynego prawdziwego i słusznego cara Rosji :D Co do relacji pobytu w Polszy to się jeszcze zastanowię, ale myślę, że nie będę robić ankiety, bo jeszcze ludzie powiedzieliby: "TAK! <3" ewentualnie "Tak", więc... zobaczymy jak będzie i jak się to wszystko ułoży :D
Dzięki za miłe słowa i dostajesz order wódnika za poświecenie się i czytanie tego chłamu na przerwach :D
No to w końcu komentuję. Jak już Ci mówiłam, notka mnie tak wciągnęła, że prawie wpadłam na drzewo, więc to dużo mówi, prawda? :)
OdpowiedzUsuńJejku jakie to genialne! Jak czytałam to wizualizowałam to sobie niczym film! Uwielbiam, daj mi wincyj tego towaru! No i jeszcze Putin na koniec... Czy mamy spodziewać się ciągu dalszego o Warszawie? ;>
No to ja w końcu odpowiadam xDD
UsuńI tak, to bardzo dużo mówi i biedne drzewo może się ubiegać o odszkodowanie za uszczerbek na korze i pniu ;)
I bardzo się cieszę, że udało ci się to wszystko wizualizować niczym film :D Bardzo, ale to bardzo się cieszę, bo to chyba oznacza, że nie jest tak tragicznie jak myślałem ;)
Co do dalszej części...to nie wiem, nie wiem. Zobaczymy jak to będzie xDD :D
Dzięki raz jeszcze za miłe słowa :D
Chociaż treść mi już znana, wcześniej nie skomciałam, a teraz nadchodzę z czymś na zamówienie... :D
OdpowiedzUsuńGdyby to był wyjątek, powiedziałabym, że ignorant, bo nie zna się na kolorach włosów. Kasztanowy i rudy to dwa różne, ale pominę tę tak mało ważną kwestię. Każdy wmawia sobie, że nie jest od czegoś uzależniony, ale wszystko tak naprawdę zależy od tego, jak często dochodzi do spotkań ze znajomym przy piciu i paleniu. Wydaje się, że dosyć ludzka osobowość, zważywszy na podatność na stres, a próby żartowania są najpewniej następstwem tegoż stresu. Zbyt oczywistym byłoby wspomnieć, że w przypadku ułożonego doskonałego planu, jeśli można o tym w ten sposób, a nie o ryzykowaniu życia i bezpieczeństwa ludzi, stres jest zastępowany jasnym myśleniem. To z pewnością również tyczy się jednak większości.
Zdecydowanie dobry obserwator, jak i mistrz tworzenia czarnych wizji, chociaż temu drugiemu trudno się dziwić. Na pewno jednak warto pomyśleć o pracy nad nerwowością... ;> Widać na odległość gotowość do zrobienia wszystkiego, co przysłuży się dobru Rosji, w końcu ojczysty kraj jest najważniejszy, bo dla niego, jak widać, można ryzykować wiele. A trudność z pogodzeniem się z możliwością porażki może wpływać na bardzo duże ego w przyszłość (pewnie w cenie zegarka xD). Ostatecznie jednak wyszło, że porażka musiała zostać przyjęta...